cześć Panowie, nie byłem na forum chyba od 1.5 roku
a widzę, że nadal kilka osób ma tutaj poważne problemy, więc może na szybko wam streszczę moją historię, być może ktoś odnajdzie w niej coś co może związać ze swoją sytuacją i połozeniem, ale wiadomo, każda sprawa jest odmienna...
Zaczne od tego, że trafiłem na to forum przez stulejkę, której postanowiłem sie pozbyć raz na zawsze i ten temat uważam za zamkniety, ale tutaj pojawia się kolejny czynnik PROSTATA, ponieważ jakiś czas przed usunięciem stulejki (czekałem tam z 2-3 miechy, nie będę prywatnie płacił za coś za co kurwa płace i ja i moi rodzice płacili) zaczałem mieć dziwne dolegliwości dot. układu moczowego, najpierw był to czestomocz, raz było lepiej, raz tragicznie (wysiedzieć 90 min na uniwerku to był często poważny problem), jakieś dziwancze ukłucia w tyłku i w pecherzu, ogółem strasnie isytujące i w zasadzie utrudniające zycie osobiste
Postanowiłem nie poddać się chorobie i jakoś tam walczyć, wydałem setki złotych na badania bakterialogiczne, wszelkie prześwietlenia, sranie w banie, per rectum, mocz, słowem wszystko na co było mni stać i wiecie co się dowiedziałem, że jestem zajebiście zdrowym facetem i w ogóle wymyśliłem sobie, niestety jakoś to do mnie nie dotarło (w miarę dobrze czułem się tylko u lekarza), coraz wiecej uczyłem się o zgk i no kurwa, pomimo braku objawów (bo nawet lekarz nic nie wyczuł) byłem pewien, że coś tam siedzi, jednocześnie zaczałem tracić nadzieje, bo kurwa jak moja kobieta mnie nie rozumie - myśli, że mi odjebało - rodzice myślą, że też mi już sie w bani poprzestawiało, lekarz mi mówi, że jestem zdrowy, a jak kurwa chodze ze łzami w oczach, tak mnie to wszystko wkurwiało
Oczywiście jak to w tragikomedi bywa, kobieta mnie zostawia, bo "nie ma już ochoty słuchać o moich problemach" (w sumie miała tutaj rację
i może lepiej, że z nią nie jestem, olałaby mnie przy pierwszej poważniejszej sprawie), rodzice o tym lepiej nie mówić, wg nich wychowali wariata i hipohondryka, rzuciłem studia...
przez ten cały okres, pewnie przez stres i złe odzywianie, miałem problemy z odpornością, zapalenie przewodu słuchowego, ciągłe problemy z gardłem, czesto antybiotyki (oczywiscie nic nie pomagało), a moj urolog sie chyba bawił w zgaduj zgadula przepisując antybio, po 2 czy 3 specyfikach (jebany chciał mi wcisnać to co 2 tyg wczesniej wpierdalałem na zapalenie ucha
) stwierdziłem, że pierdole go i cała jego wiedze, bo ja przez 2 lata czytając rózne publikacje wiedziałem więcej...
Ogólnie ten najgorszy okres mam już chyba za sobą (o tym jak on wyglądał w szczegółach moge opowiedzieć, jeżeli chcecie, zauważyłem kilka dziwacznych zalezności pomiędzy alkoholem, jedzeniem, trybem zycia i moimi dolegliwościami)
Głównym celem tego postu jest info o tym jak teraz to wygląda, oczywiscie jak wszyscy sie ode mnie odwrocili to byłem dość nisko, płakałem każdego dnia, spałem po 16-17 h dziennie, przestałem robić cokolwiek, tylko sen, on był najwazniejszy...
Po tym jak się rozstałem z kobietą, miałem zamiar wrocic do starego trybu życia, piwko, trawka, spotkania z kolesiami itd, co sie okazało nie potrafiłem :O jak raz w trakcie tego całego rozpierdolu napiłem sie piwa i zapaliłem, to odrazu sie ze wszystkimi pozegnałem i pobiegłem do domu, bo otaczały mnie tylko myśli i nie mogłem sie skupić na niczym innym niż problemach i na mysleniu, że już nie bedzie tak jak kiedyś było zajebiscie, ja już nie bede taki zajebisty facet jak kiedyś, tylko zwykła szmata, mysli samobojcze oczywiscie na porzadku dziennym...
Z biegiem czasu poszedłem do pracy, które nie ukrywam może nie przynosiła kokosów, ale sprawiała jakas tam przyjemnosc w sensie realizacji wyższych celów dla samego siebie, to było fajne, natomiast brak studiów i troszeczke wiekszy przypływ gotówki pozwolił mi sie rozejrzeć za czymś co zdejmie z mojej głowy myslenie nt. czy mam zgk, czy też to moja psychika. Udało sie trafiłem na jedyny w swoim rodzaju odłam muzyki (ok. 2-3 osoby w naszym kraju się nią zajmują) i z tym się związałem, moj stan niestety sie nie poprawił, ale już miałem co robić w tych lepszych momentach. Kolejnym krokiem (to zabrzmi absurdalnie) były jednak spotkania ze znajomymi na piwku, na trawce, powoli wrociłem do starej formy (a za młodu jarałem w chuj) i poporstu stwierdziłem, że trzeba to pierdolić, może jestem hipohondrykiem, może faktycznie mam jakieś ukryte zgk, może problem z bakteriami, a może jestem zwykłym debilem, ale jedno wiem, strefa psychiczna w tym przypadku jest zajebiscie ważna, od niej powinnisie zacząc sie naprawiać i nad nią pracować, wiem, że łatwo to powiedzieć, słyszałem to 10000 razy, kiedy cierpienie było najwieksze i wiecie co to dało? GÓWNO, jeszcze bardziej mnie dobijało, że nie potrafie zapanować sam nad sobą.
Plan wyglądał dośc prosto, wstaje rano, ide do pracy, wracam z pracy odpalam sprzet, szybki set, szama i wychodze do uczniów na korki, a pozniej do kolesia pomagać mu z firmą, od czasu do czasu, w srodku lub pod koniec dnia, przypaliłem coś, zarzuciłem słuchaweczki i przespacerowałem sie troszkę, jeszcznie nie dopuszczając do siebie pełni myślenia (jakkolwiek to brzmi), tak organizowałem sobie całe, życie i wiecie co teraz po 2 latach cierpienia, potrafie przyjśc po pracy, pierdolnąć sie na kanapę przed tv, przykimać pooglądac coś i nawet zapominam, o tym co czułem do niedawna i od czasu do czasu nadal czuje...
I WIECIE CO ZNOWU POTRAFIĘ SIE UŚMIECHAĆ, swego czasu dobijał mnie fakt, że od kilku miesięcy się nie uśmiechnałem, pozniej do mnie trafiło, że nie potrafie już sie naturalnie usmiechać, unikałem telewizji, innych ludzi, miejsc publicznych, bo brzydziłem sie ludzmi, ich szczesciem, którego ja miałem już nigdy nie odzyskać, myslałem, że usmiech na mojej twarzy zagosci dopiero po smierci, ktora lepiej, żeby nastapiła szybko, bo coraz bardziej wszystko mnei wkurwiało...
P.S. Naprawde jest mi cieżko zachować logikę i strukturę tego co mówie, ponieważ chciałbym powiedzieć o 100 rzeczach naraz, o tym jak u mnie to wyglądało i o moim planie jak stawić temu czoła, do dzis nie wiem czy były to problemy z prostatą, bakteriami, psychiką (w pozniejszym okresie poszukiwań przyczyny mojej dolegliwosci 95 % lekarzy wskazywało na psychikę i odsyłało do PZP), ja sam nie jestem w stanie stwierdzić, przez ten czas w moim życiu zdarzyło sie bardzo dużo złego, chyba nigdy jeszcze tak nie dostałem po dupie, wiec napewno problem był też w głowie, ale jeżeli chodzi o układ moczowy to nie jest tak, że czuję sie w 100% zdrowy, porpostu jest to na tyle łagodne, że moge z tym funkcjonować albo nawet zapominać jak jestem zajety (to jest cudowne uczucie, chociaż nie myslisz o nim). Możecie sami osądzić, dla wiekszosci beda zwykłym hipohondrykiem, ale nie bez przyczyny moje wszystkei podejrzenia kierowały sie w stronę prostaty, poprostu strasznie się czułem, sikałem po 20 + razy na dobę (no to napewno nie jest normalne), bolało mnie, nie mogłem wygodnie siedzieć i wiele wiele innych, może nie rozwiązałem tego, ale stawiłem czoło i to SAMEMU, bez lekarzy, bez rodziny, bez znajomych, nikt nie potrafil mnei wesprzeć bo nikt tego nie rozumiał, bo nigdy nie doswiadczył...
JEŻELI MIELIBYŚCIE JAKIEŚ PYTANIA TO ŚMIAŁO...
P.S.2 Wbrew temu co można wyczytać w moim poscie nie uważam, aby konopie, czy alkohol były w stanie cokolwiek pomóc z zgk, wręcz przeciwnie, w moim przypadku, uznałem to za krok naprzód, ponieważ na początku bałem się palić ponieważ nie potrafiłem po tym kontrolowac swoich myśli...