CTRNitroFueled
New member
Witam wszystkich,
chciałbym się podzielić swoimi doświadczeniami związanymi z zabiegiem obrzezania przeprowadzonym na brytyjski NFZ (NHS), wszystkimi związanymi z tym wizytami oraz rekonwalescencji. Całość zajęła jakieś 7 miesięcy. Nie wiem jak z kolejkami w Polsce, ale tutaj także, nie jest różowo. Postaram się opisać wszystko dość szczegółowo, gdyż wiem, że tego typu relacje są bardzo pomocne przynajmniej z mentalnego punktu widzenia i jedna, pięć czy dziesięć z nich to nigdy za mało. Sam wertowałem różnego rodzaju fora w poszukiwaniu wszystkiego co się da na ten temat.
Pierwsza wizyta - lekarz rodzinny
W lutym br. musiałem udać się na izbę przyjęć z powodu bólu w jądrze, który jak się okazało nie był niczym poważnym, ale korzystając z okazji wspomniałem o stulejce, która nie umożliwiała mi posiadania pełnego komfortu podczas stosunku. Personel w szpitalu nadzwyczaj miły - pan pielęgniarz kazał zadzwonić mi w tej sprawie do swojego lekarza rodzinnego (GP - General Practice), umówić się na wizytę i czekać. No więc tak zrobiłem. Następnego dnia bez zbędnego czekania umówiłem się na wizytę z moim lekarzem nie podając żadnych szczegółów pani recepcjonistce. Zapisała mnie na 'za 3 dni'. Ok. Na samej wizycie wspomniałem dlaczego się tu znalazłem i co chcę zrobić. Pan doktor z polskim nazwiskiem, który absolutnie po polsku mówić nie umiał kazał mi się rozebrać i pokazać co tam mnie męczy. Obejrzał wszystko dokładnie i stwierdził, że jedyne co może zrobić to dać mi skierowanie do urologa, aby ten mógł wydać decyzję, czy faktycznie zabieg jest potrzebny. Powiedział mi, że list referencyjny otrzymam pocztą w ciągu 7 dni.
Druga wizyta - urolog
Po otrzymaniu skierowania pocztą na którym otrzymałem termin wizyty już w następnym tygodniu, stwierdziłem, że ok - już nie ma odwrotu i trzeba to pociągnąć do końca. Na umówioną wizytę stawiłem się w pobliskim szpitalu na oddziale urologii (była to sobota) - szpital pusty. Po kilkunastominutowym błądzeniu po korytarzach dotarłem w końcu do recepcji, w której nikogo nie było. Po kilku minutach wyskoczył do mnie lekarz i powiedział, że to chyba właśnie na siebie czekamy. Zaprowadził mnie do gabinetu, opisałem swój problem, obejrzał mój sprzęt i stwierdził, że kwalifikuję się do takiego zabiegu. Od tej pory mam tylko czeka na listy i postępować zgodnie ze wskazówkami.
Po około tygodniu dostałem list, że jestem na liście oczekujących na zabieg i mam stawić się do szpitala na wywiad przed operacyjny (Pre-Op Assesment). I tak 26 marca poszedłem do szpitala z nadzieją, że to wszystko skończy się już niebawem. Przyjęła mnie jakaś pani Bułgarka, która ze swoim śmiesznym akcentem (mój nie lepszy) przeprowadziła ze mną wywiad co to się mojej rodzinie nie działo odnośnie chorób i jakie choroby przechodziłem, szczepionki, pomiary i w ogóle jakby mnie klasyfikowali pod każdym względem. Po całej procedurze otrzymałem 3 świstki mówiące o tym, że jestem gotowy do zabiegu bez żadnych przeciwwskazań, że mam nie jeść i nie pić żadnych płynów do określonych godzin i 3-ci papier mówiący o terminie zabiegu, na którym żadnego terminu nie było. Spytałem się krótko, dlaczego nic nie ma o terminie, pani z uśmiechem na twarzy mi powiedziała, że zabieg nie jest pilny więc muszę czekać w kolejce, ale żebym się nie martwił to maksymalny czas oczekiwania na jakikolwiek zabieg NHS to 18 tygodni. Po przekroczeniu tego terminu mogę ubiegać się o odszkodowanie.
Minęły 4 miesiące...
Pod koniec lipca otrzymałem telefon z pobliskiego szpitala. Pytali mnie czy ja to ja i jak się wymawia moje nazwisko. A potem pani w słuchawce powiedziała 'ok - możemy to zrobić za 2 tygodnie - 9 sierpnia - ale w innym mieście. Mianowicie w Ely' Byłem trochę zaskoczony gdyż oczekiwałem, że zostanę przyjęty po pierwsze 4 miesiące wcześniej, a po drugie do pobliskiego szpitala Addenbrooke's w Cambridge. Ale bez owijania w bawełnę zgodziłem się.
9 sierpnia - zabieg
W otrzymanym wcześniej liście potwierdzającym datę zabiegu dostałem info, że muszę się stawić w szpitalu o godzinie 11:00, nic nie pić do 10:00 tego samego dnia i ewentualnie zjeść małe śniadanie przed 5 rano.
Nie jadłem i nie piłem nic, gdyż wolałem nie mieć żadnych obsów terminowych, stawiłem się o 10:30 w szpitalu. Trochę papierologii, dwie opaski z danymi - ręka, noga i teraz czekać.
Panie pielęgniarki co jakiś czas wywoływały mnie z poczekalni na krótkie pomiary ciśnienia i temperatury. Spotkałem się z chirurgiem i anestezjologiem, którzy wytłumaczyli mi krok po kroku jak wygląda znieczulenie i sam zabieg. Po jakichś 3 godzinach!!!!! kazały mi się przebrać w fartuszek i czekać dalej, tym razem już w poczekalni przed-operacyjnej? (nie wiem jak to przetłumaczyć na polski poprawnie). W pokoju było już kilku gości oczekujących na swoje zabiegi. Typowi Brytyjczycy, z dziwnym 'wiejskim' akcentem, którego za cholerę nie dało się zrozumieć bez zadawania pytań "sorry?". W każdym razie po godzinie oczekiwania wszyscy stali się tak otwarci i jakoś wyszło, że wszyscy czekamy na ten sam zabieg, co tylko nas uspokoiło, że nie jest się samym w tym piekle, tego dnia, na tym oddziale.
W końcu zostałem wywołany przez asystentkę chirurga, sprawdziła moje opaski i kazała mi iść za nią na salę. Po wejściu ujrzałem łóżko na środku i anestezjologa czekającego na mnie. Kazali mi się położyć i zrelaksować. Na co ja odparłem, że jak mogę się zrelaksować skoro to moja pierwsza w życiu 'operacja - zabieg' nigdy nie byłem usypiany i nigdy nie byłem cięty, a co dopiero na sprzęcie. Obróciłem głowę w lewo szukając wzorkiem kto jeszcze jest na sali i ujrzałem grupkę ludzi (jakieś 5-7 osób, w śród nich chirurg z którym się spotkałem wcześniej) stojących i gapiących się na mnie z odwzajemnieniem. Zapytałem tylko czy 'są OK' wszyscy z uśmiechem odparli, że tak. Obróciłem głowę z powrotem i dostałem maskę z tlenem. Wytłumaczyli mi, żebym się nie bał i blah blah blah. W końcu usłyszałem magiczne słowa "i'm gonna put you asleep now' i się zaczęło. Panika, dostałem drgawek, ktoś mnie złapał za rękę, poczułem inny zapach w masce, kazali mi liczyć oddechy. Naliczyłem 1. Odjazd.
Nie wiem jak to opisać, znieczulenie ogólne... Miałem pewne obawy jako osoba paląca naczytałem się, że będę rzygać po wybudzeniu czy mogą mnie nawet intubować w trakcie zabiegu. w każdym razie to wszystko poszło tak szybko, że następne co pamiętam to otwarcie oczu w innej już sali. Dosłownie jakbyście poszli spać po zarwanej nocce i ktoś was nagle budzi po 5 minutach.
Obudziłem się z dość dobrym samopoczuciem, żadnych reakcji na znieczulenie nie miałem. Miałem wrażenie, że mogłem wstać i iść do domu już teraz.
Przewiezli mnie z 'recovery room' do sali ogólnej - indywidualny 'bay'. Nie będę się tu rozpisywać w różnicach polskich i brytyjskich szpitali, ale są gigantyczne.
Chwilę po tym obskoczyły mnie pielęgniarki pytając się co jak, że zabieg trwał 25 minut, jak się czuję czy mogą zobaczyć opatrunek, czy jest ok. Było mi wszystko tak obojętne, że mogły robić ze mną co chcą. Głupi jaś tak ogłupia, że masakra. Opatrunek ok. Wtedy też pierwszy raz go zobaczyłem po zbiegu. Byłem w szoku, że to tak ładnie pozawijane. Żadnego bólu cały czas odrętwiałe wszystko. Dali mi zimną wodę, kawkę i tosta z masłem. Po 10 minutach zapytali czy mogę wstać i się ubrać. Czemu nie, spróbowałem i się ubrałem. Przyszła pani asystentka i wytłumaczyła mi wszystko odnośnie optarunku i bolów i dali mi 2 paczki paracetamolu, dwie ibuprofenu i 1 fosforanu kodeiny. Ja szczęśliwy, że nie czuję żądnego bólu przygarnąłem te tabletki, złapałem dziewczynę za rękę i OUT.
W domu
Dotarłem do domu wczoraj około godziny 18. (w dwie godziny po zabiegu). Zacząłem się bać, że to właśnie ten najgorszy okres przede mną. Bóle żołędzi, w okolicach szwów itd. O dziwo znieczulenie ciągle działało i czułem się naprawdę komfortowo, że aż zacząłem myśleć, czy oni faktycznie coś wycięli, czy tylko owinęli w bandaż i do domu. No ale widziałem głowę
więc chyba wycieli. Po jakimś czasie i wymianie zdań z moim współlokatorem na temat szpitala i zabiegów tam na dole, zaczęło mi się chcieć 'lać'. A nadal go nie czułem. Poszedłem do kibla i z wielkim strachem zacząłem go wyjmować i sikać. Zdecydowałem się do wanny, gdyż, jak czytałem już wcześniej na forum, niektórzy lali jak z konewki, więc chciałem uniknąć niepotrzebnego sprzątania kibla, tym bardziej w tym stanie. Wszytko poszło gładko. wytarłem sprzęcik i posmarowałem czubek wazeliną jak zalecili w szpitalu.
Problem zaczął się późnym wieczorem, gdy kładłem się spać. Chodzi o to, że miałem wrażenie, że chyba za mocno zawiązali ten opatrunek bo ciągle nic nie czuję. Żadnego bólu, czy dyskomfortu. Zacząłem wertować fora od początku czy to normalne (gdyż większość z Was pisała o potwornych bólach - szczególnie pierwszej nocy). Czy to możliwe, żeby znieczulenie jeszcze działało. Nie przespałem nocy i tak, głownie z powodu, że nic nie czuje. Może coś jest nie tak, może straciłem czucie. Ale w końcu jak dotykałem żołędzi to czułem lekkie szczypanie. Więc chyba jest ok.
Następny dzień
Dzień pierwszy po zabiegu - dzisiaj.
Wstałem o 5:40 z uciskiem na pęcherz, co oznczało jedno. Znowu kibel. Poszło tak samo jak za pierwszym razem, zero bólu, przemycie zwilżonym papierem i wazelinka.
No i teraz czekamy, muszę zadzwonić do szpitala i zapytać się jeszcze raz o te wszystkie procedury przy opatrunku, bo kompletnie nic nie pamiętam jak one mi tłumaczyły po wybudzeniu. Myślę, że dzisiaj po 16 - czyli 24h po zabiegu zdejmę opatrunek i mam nadzieję, że nie zemdleję. Póki co wygląda okej. Nie wiem jak zamieszczać foty. Ale wygląda normalnie tylko, że środek owinięty bandażem dość ciasno. Zasiadłem do kompa, żeby się z Wami tym podzielić no i żeby jakoś zabić czas. Teraz po dłuższym siedzeniu przy biurku, czuję większy dyskomfort. Jakby wszystko bylo mega obolałe. Mam nadzieję, że to nie wierzchołek góry lodowej i będzie tylko lżej. W końcu musi. Bo najgorsze to było to całe zwlekanie z pójściem do lekarza...
Pozdro
chciałbym się podzielić swoimi doświadczeniami związanymi z zabiegiem obrzezania przeprowadzonym na brytyjski NFZ (NHS), wszystkimi związanymi z tym wizytami oraz rekonwalescencji. Całość zajęła jakieś 7 miesięcy. Nie wiem jak z kolejkami w Polsce, ale tutaj także, nie jest różowo. Postaram się opisać wszystko dość szczegółowo, gdyż wiem, że tego typu relacje są bardzo pomocne przynajmniej z mentalnego punktu widzenia i jedna, pięć czy dziesięć z nich to nigdy za mało. Sam wertowałem różnego rodzaju fora w poszukiwaniu wszystkiego co się da na ten temat.
Pierwsza wizyta - lekarz rodzinny
W lutym br. musiałem udać się na izbę przyjęć z powodu bólu w jądrze, który jak się okazało nie był niczym poważnym, ale korzystając z okazji wspomniałem o stulejce, która nie umożliwiała mi posiadania pełnego komfortu podczas stosunku. Personel w szpitalu nadzwyczaj miły - pan pielęgniarz kazał zadzwonić mi w tej sprawie do swojego lekarza rodzinnego (GP - General Practice), umówić się na wizytę i czekać. No więc tak zrobiłem. Następnego dnia bez zbędnego czekania umówiłem się na wizytę z moim lekarzem nie podając żadnych szczegółów pani recepcjonistce. Zapisała mnie na 'za 3 dni'. Ok. Na samej wizycie wspomniałem dlaczego się tu znalazłem i co chcę zrobić. Pan doktor z polskim nazwiskiem, który absolutnie po polsku mówić nie umiał kazał mi się rozebrać i pokazać co tam mnie męczy. Obejrzał wszystko dokładnie i stwierdził, że jedyne co może zrobić to dać mi skierowanie do urologa, aby ten mógł wydać decyzję, czy faktycznie zabieg jest potrzebny. Powiedział mi, że list referencyjny otrzymam pocztą w ciągu 7 dni.
Druga wizyta - urolog
Po otrzymaniu skierowania pocztą na którym otrzymałem termin wizyty już w następnym tygodniu, stwierdziłem, że ok - już nie ma odwrotu i trzeba to pociągnąć do końca. Na umówioną wizytę stawiłem się w pobliskim szpitalu na oddziale urologii (była to sobota) - szpital pusty. Po kilkunastominutowym błądzeniu po korytarzach dotarłem w końcu do recepcji, w której nikogo nie było. Po kilku minutach wyskoczył do mnie lekarz i powiedział, że to chyba właśnie na siebie czekamy. Zaprowadził mnie do gabinetu, opisałem swój problem, obejrzał mój sprzęt i stwierdził, że kwalifikuję się do takiego zabiegu. Od tej pory mam tylko czeka na listy i postępować zgodnie ze wskazówkami.
Po około tygodniu dostałem list, że jestem na liście oczekujących na zabieg i mam stawić się do szpitala na wywiad przed operacyjny (Pre-Op Assesment). I tak 26 marca poszedłem do szpitala z nadzieją, że to wszystko skończy się już niebawem. Przyjęła mnie jakaś pani Bułgarka, która ze swoim śmiesznym akcentem (mój nie lepszy) przeprowadziła ze mną wywiad co to się mojej rodzinie nie działo odnośnie chorób i jakie choroby przechodziłem, szczepionki, pomiary i w ogóle jakby mnie klasyfikowali pod każdym względem. Po całej procedurze otrzymałem 3 świstki mówiące o tym, że jestem gotowy do zabiegu bez żadnych przeciwwskazań, że mam nie jeść i nie pić żadnych płynów do określonych godzin i 3-ci papier mówiący o terminie zabiegu, na którym żadnego terminu nie było. Spytałem się krótko, dlaczego nic nie ma o terminie, pani z uśmiechem na twarzy mi powiedziała, że zabieg nie jest pilny więc muszę czekać w kolejce, ale żebym się nie martwił to maksymalny czas oczekiwania na jakikolwiek zabieg NHS to 18 tygodni. Po przekroczeniu tego terminu mogę ubiegać się o odszkodowanie.
Minęły 4 miesiące...
Pod koniec lipca otrzymałem telefon z pobliskiego szpitala. Pytali mnie czy ja to ja i jak się wymawia moje nazwisko. A potem pani w słuchawce powiedziała 'ok - możemy to zrobić za 2 tygodnie - 9 sierpnia - ale w innym mieście. Mianowicie w Ely' Byłem trochę zaskoczony gdyż oczekiwałem, że zostanę przyjęty po pierwsze 4 miesiące wcześniej, a po drugie do pobliskiego szpitala Addenbrooke's w Cambridge. Ale bez owijania w bawełnę zgodziłem się.
9 sierpnia - zabieg
W otrzymanym wcześniej liście potwierdzającym datę zabiegu dostałem info, że muszę się stawić w szpitalu o godzinie 11:00, nic nie pić do 10:00 tego samego dnia i ewentualnie zjeść małe śniadanie przed 5 rano.
Nie jadłem i nie piłem nic, gdyż wolałem nie mieć żadnych obsów terminowych, stawiłem się o 10:30 w szpitalu. Trochę papierologii, dwie opaski z danymi - ręka, noga i teraz czekać.
Panie pielęgniarki co jakiś czas wywoływały mnie z poczekalni na krótkie pomiary ciśnienia i temperatury. Spotkałem się z chirurgiem i anestezjologiem, którzy wytłumaczyli mi krok po kroku jak wygląda znieczulenie i sam zabieg. Po jakichś 3 godzinach!!!!! kazały mi się przebrać w fartuszek i czekać dalej, tym razem już w poczekalni przed-operacyjnej? (nie wiem jak to przetłumaczyć na polski poprawnie). W pokoju było już kilku gości oczekujących na swoje zabiegi. Typowi Brytyjczycy, z dziwnym 'wiejskim' akcentem, którego za cholerę nie dało się zrozumieć bez zadawania pytań "sorry?". W każdym razie po godzinie oczekiwania wszyscy stali się tak otwarci i jakoś wyszło, że wszyscy czekamy na ten sam zabieg, co tylko nas uspokoiło, że nie jest się samym w tym piekle, tego dnia, na tym oddziale.
W końcu zostałem wywołany przez asystentkę chirurga, sprawdziła moje opaski i kazała mi iść za nią na salę. Po wejściu ujrzałem łóżko na środku i anestezjologa czekającego na mnie. Kazali mi się położyć i zrelaksować. Na co ja odparłem, że jak mogę się zrelaksować skoro to moja pierwsza w życiu 'operacja - zabieg' nigdy nie byłem usypiany i nigdy nie byłem cięty, a co dopiero na sprzęcie. Obróciłem głowę w lewo szukając wzorkiem kto jeszcze jest na sali i ujrzałem grupkę ludzi (jakieś 5-7 osób, w śród nich chirurg z którym się spotkałem wcześniej) stojących i gapiących się na mnie z odwzajemnieniem. Zapytałem tylko czy 'są OK' wszyscy z uśmiechem odparli, że tak. Obróciłem głowę z powrotem i dostałem maskę z tlenem. Wytłumaczyli mi, żebym się nie bał i blah blah blah. W końcu usłyszałem magiczne słowa "i'm gonna put you asleep now' i się zaczęło. Panika, dostałem drgawek, ktoś mnie złapał za rękę, poczułem inny zapach w masce, kazali mi liczyć oddechy. Naliczyłem 1. Odjazd.
Nie wiem jak to opisać, znieczulenie ogólne... Miałem pewne obawy jako osoba paląca naczytałem się, że będę rzygać po wybudzeniu czy mogą mnie nawet intubować w trakcie zabiegu. w każdym razie to wszystko poszło tak szybko, że następne co pamiętam to otwarcie oczu w innej już sali. Dosłownie jakbyście poszli spać po zarwanej nocce i ktoś was nagle budzi po 5 minutach.
Obudziłem się z dość dobrym samopoczuciem, żadnych reakcji na znieczulenie nie miałem. Miałem wrażenie, że mogłem wstać i iść do domu już teraz.
Przewiezli mnie z 'recovery room' do sali ogólnej - indywidualny 'bay'. Nie będę się tu rozpisywać w różnicach polskich i brytyjskich szpitali, ale są gigantyczne.
Chwilę po tym obskoczyły mnie pielęgniarki pytając się co jak, że zabieg trwał 25 minut, jak się czuję czy mogą zobaczyć opatrunek, czy jest ok. Było mi wszystko tak obojętne, że mogły robić ze mną co chcą. Głupi jaś tak ogłupia, że masakra. Opatrunek ok. Wtedy też pierwszy raz go zobaczyłem po zbiegu. Byłem w szoku, że to tak ładnie pozawijane. Żadnego bólu cały czas odrętwiałe wszystko. Dali mi zimną wodę, kawkę i tosta z masłem. Po 10 minutach zapytali czy mogę wstać i się ubrać. Czemu nie, spróbowałem i się ubrałem. Przyszła pani asystentka i wytłumaczyła mi wszystko odnośnie optarunku i bolów i dali mi 2 paczki paracetamolu, dwie ibuprofenu i 1 fosforanu kodeiny. Ja szczęśliwy, że nie czuję żądnego bólu przygarnąłem te tabletki, złapałem dziewczynę za rękę i OUT.
W domu
Dotarłem do domu wczoraj około godziny 18. (w dwie godziny po zabiegu). Zacząłem się bać, że to właśnie ten najgorszy okres przede mną. Bóle żołędzi, w okolicach szwów itd. O dziwo znieczulenie ciągle działało i czułem się naprawdę komfortowo, że aż zacząłem myśleć, czy oni faktycznie coś wycięli, czy tylko owinęli w bandaż i do domu. No ale widziałem głowę
Problem zaczął się późnym wieczorem, gdy kładłem się spać. Chodzi o to, że miałem wrażenie, że chyba za mocno zawiązali ten opatrunek bo ciągle nic nie czuję. Żadnego bólu, czy dyskomfortu. Zacząłem wertować fora od początku czy to normalne (gdyż większość z Was pisała o potwornych bólach - szczególnie pierwszej nocy). Czy to możliwe, żeby znieczulenie jeszcze działało. Nie przespałem nocy i tak, głownie z powodu, że nic nie czuje. Może coś jest nie tak, może straciłem czucie. Ale w końcu jak dotykałem żołędzi to czułem lekkie szczypanie. Więc chyba jest ok.
Następny dzień
Dzień pierwszy po zabiegu - dzisiaj.
Wstałem o 5:40 z uciskiem na pęcherz, co oznczało jedno. Znowu kibel. Poszło tak samo jak za pierwszym razem, zero bólu, przemycie zwilżonym papierem i wazelinka.
No i teraz czekamy, muszę zadzwonić do szpitala i zapytać się jeszcze raz o te wszystkie procedury przy opatrunku, bo kompletnie nic nie pamiętam jak one mi tłumaczyły po wybudzeniu. Myślę, że dzisiaj po 16 - czyli 24h po zabiegu zdejmę opatrunek i mam nadzieję, że nie zemdleję. Póki co wygląda okej. Nie wiem jak zamieszczać foty. Ale wygląda normalnie tylko, że środek owinięty bandażem dość ciasno. Zasiadłem do kompa, żeby się z Wami tym podzielić no i żeby jakoś zabić czas. Teraz po dłuższym siedzeniu przy biurku, czuję większy dyskomfort. Jakby wszystko bylo mega obolałe. Mam nadzieję, że to nie wierzchołek góry lodowej i będzie tylko lżej. W końcu musi. Bo najgorsze to było to całe zwlekanie z pójściem do lekarza...
Pozdro