Witam ponownie, Panowie
W skrócie wam opowiem jak sobie człowiek musi radzić z prozaicznymi problemami
Byłem u urologa celem rozprawienie się z krótkim wędzidełkiem. Ten pooglądał, pokręcił nosem, stwierdził, że "w sumie niby jest ok, ale może, acz warto by zrobić, ale jeśli aż tak nie przeszkadza to może by zostawić..." i takie tam marudzenie. Wacek za Chiny Ludowe nie chciał stać, żeby pokazać, że chyba jednak coś z nim nie bardzo - pewnie się cwaniak bał noża
No ale ostatecznie przydusiłem doktorka i ten siadł do swojego komputerka i zagłębił się w czeluściach terminarza. No i znalazł: 17 września. Nie byłem zachwycony zaproponowanym terminem z dwóch powodów: trochę późno no i we własne urodziny wacka ciąć? No ale machnąłem ręka, podziękowałem, podciągnąłem spodnie i poszedłem.
Nie podobało mi się czekanie, więc złapałem za telefon i zadzwoniłem do kumpla, co specjalizacje z chirurgi robi. Kawa na ławę. Ten zaskoczony, upierał się, nie robi takich rzeczy, ale troszkę szantażu emocjonalnego iii... dziś rano w gabinecie zabiegowym w poradni gdzie pracuje wacek poszedł pod nóż. Najpierw było trochę śmiesznie i dość krępująco (nie codziennie facet mi między nogami grzebie). Asystowałem jak rasowa pielęgniara
i voila! Szybkie cięcie, krew się polała, oględziny... decyzja, że nie ma co szyć, tylko plastry-stripy spod lady
Wacek naprawion ^_^
Wieczorkiem wrzucę wam zdjęcia