Masz odpowiedź na 1 stronie:
Lekarz ogląda kilka ptaków dziennie i naprawdę, nie obchodzi go długość czy szerokość - dla niego liczy się to, żebyś był zdrowy. Stulejkę ma (o ile dobrze pamiętam) ponad 10% populacji mężczyzn - zatem nie jest to nic nadzwyczajnego, ale wymaga leczenia.
A dlaczego wstyd? Wstyd będzie jak dziewczyna będzie chciała się kochać oralnie i Ci rozerwie napletek (a jak jeszcze wędzidełko pęknie, to zaleje się krwią, a ty pojedziesz do szpitala na ostry dyżur).
W środowisku nikt się o tym przecież nie musi dowiedzieć (no, oprócz rodziców).
Procedura leczenia wygląda następująco:
1. Wybierasz, czy chcesz iść na zabieg z NFZ (darmowy, długie oczekiwanie) czy prywatnie (płatne około 1000 zł, ale krócej czekasz);
2. Jeżeli państwowo, to zapisujesz się do internisty i bierzesz skierowanie do urologa, który obejrzy ptaka i skieruje cię na zabieg obrzezania.
Jeżeli prywatnie, to dzwonisz do kliniki i umawiasz się na wizytę do urologa, po której zapisujesz się na zabieg obrzezania.
3. Zabieg (na przykładzie kliniki prywatnej):
Przychodzisz o umówionej godzinie, podpisujesz zgodę na przeprowadzenie zabiegu, ściągasz spodnie i majtki do kostek, kładziesz się na stole (lub fotelu) i dostajesz znieczulenie miejscowe (3-5 bezbolesnych zastrzyków w penisa). Jak znieczulenie zacznie działać chirurg przystępuje do zabiegu - obcina nadmiar napletka (najczęściej wraz z wędzidełkiem), a potem zakłada szwy i opatrunek. Całość zabiegu trwa około 40 minut i jest bezbolesna. Wstajesz z łóżka, łykasz tabletki przeciwbólowe (bo jak zejdzie znieczulenie, to może lekko boleć - nie ma tragedii) i idziesz do domu.
Potem zmieniasz opatrunki (albo i nie) przez tydzień - dwa, możesz mieć kontrolę po zabiegu albo możesz jej nie mieć (np. jak masz rozpuszczalne szwy i chirurg jest pewny swojej roboty).
4. Po miesiącu od zabiegu śmiejesz się z własnej głupoty, że tak długo z tym zwlekałeś i że wstydziłeś się iść do lekarza.
Lekarz ogląda kilka ptaków dziennie i naprawdę, nie obchodzi go długość czy szerokość - dla niego liczy się to, żebyś był zdrowy. Stulejkę ma (o ile dobrze pamiętam) ponad 10% populacji mężczyzn - zatem nie jest to nic nadzwyczajnego, ale wymaga leczenia.
A dlaczego wstyd? Wstyd będzie jak dziewczyna będzie chciała się kochać oralnie i Ci rozerwie napletek (a jak jeszcze wędzidełko pęknie, to zaleje się krwią, a ty pojedziesz do szpitala na ostry dyżur).
W środowisku nikt się o tym przecież nie musi dowiedzieć (no, oprócz rodziców).
Procedura leczenia wygląda następująco:
1. Wybierasz, czy chcesz iść na zabieg z NFZ (darmowy, długie oczekiwanie) czy prywatnie (płatne około 1000 zł, ale krócej czekasz);
2. Jeżeli państwowo, to zapisujesz się do internisty i bierzesz skierowanie do urologa, który obejrzy ptaka i skieruje cię na zabieg obrzezania.
Jeżeli prywatnie, to dzwonisz do kliniki i umawiasz się na wizytę do urologa, po której zapisujesz się na zabieg obrzezania.
3. Zabieg (na przykładzie kliniki prywatnej):
Przychodzisz o umówionej godzinie, podpisujesz zgodę na przeprowadzenie zabiegu, ściągasz spodnie i majtki do kostek, kładziesz się na stole (lub fotelu) i dostajesz znieczulenie miejscowe (3-5 bezbolesnych zastrzyków w penisa). Jak znieczulenie zacznie działać chirurg przystępuje do zabiegu - obcina nadmiar napletka (najczęściej wraz z wędzidełkiem), a potem zakłada szwy i opatrunek. Całość zabiegu trwa około 40 minut i jest bezbolesna. Wstajesz z łóżka, łykasz tabletki przeciwbólowe (bo jak zejdzie znieczulenie, to może lekko boleć - nie ma tragedii) i idziesz do domu.
Potem zmieniasz opatrunki (albo i nie) przez tydzień - dwa, możesz mieć kontrolę po zabiegu albo możesz jej nie mieć (np. jak masz rozpuszczalne szwy i chirurg jest pewny swojej roboty).
4. Po miesiącu od zabiegu śmiejesz się z własnej głupoty, że tak długo z tym zwlekałeś i że wstydziłeś się iść do lekarza.