Witam.
Mam 18 lat.
Zwlekałem od dawna z moją stulejką i jestem z tego powodu sam na siebie zły, bo teraz miałbym to z głowy.
Mój problem polega na tym, że... mam stulejkę, ale to raczej wiadome na tym forum.
Normalnie powiedziałem mamie, żeby przy wizycie u lekarza ws. taty, załatwiła mi skierowanie, no i udało się.
W poniedziałek idę ustalić termin zabiegu u urologa.
Przedstawię moją sytuację.
Najprawdopodobniej mam zbyt krótkie wędzidełko oraz zbyt wąskie ujście napletka (?).
W "spoczynku" mogę go ściągnąć normalnie do końca, jednak w zależności od "wilgotności" żołędzia, raz zachodzi samo, raz muszę lekko pomóc palcem, a czasami przy zwijaniu się ta skórka lekko podwija, co nie jest przyjemnym uczuciem. Da się jednak napletek zsunąć bez żadnego bólu.
Jeśli chodzi o "wzwód", to już nie jest tak łatwo i kolorowo. Przy próbie zdjęcia, zaczyna się ból, ale to też w zależności od wilgotności żołędzia (czasami jest jakiś taki... suchy (?)).
Dodatkowo chyba mam problem z tą "oponką", wydaje się być dość duża i mam dziwne zakrzywienie psychiczne, że mój penis jest mały w obwodzie, ale to już inna kwestia, nie będę zostawiał Wam tego do oceny, bo gejem nie jestem :roll: .
Jeszcze nie "bzykałem", ale teraz, kiedy zbliża się ten moment, ja zaczynam dopiero myśleć o stulejce. Nie wiem, co może nawet myśleć wtedy dziewczyna, widząc zestulejkowanego penisa.
Pytanie moje brzmi:
* czy obejdzie się bez obrzezania? Wolałbym już nie mieć żadnego zabiegu, niż chodzić i ocierać o wszystko.
Czy w takim przypadku jest możliwość, że wystarczy chyba to poszerzenie ujścia napletka + plastyka?
Dodam, że u mnie stulejka to jest jakby w genach, brat ma, ojciec chyba miał, ale mówił, że jak dobra dziewczyna będzie, to samo przejdzie.
Poniżej zdjęcia:
Z góry dzięki za poważne odpowiedzi.
Pozdrawiam!