Witam. Chciałbym się podzielić relacją z zabiegu który miałem dzisiaj przeprowadzany u dr Michalskiego w Zabierzowie. Do złożenia wizyty zmusiły mnie sprawy zdrowotne. Więc od początku.
Zaczęło się od prostego zapalenia pęcherza które jest dosyć powszechną przypadłością. Z początku bagatelizowałem sprawę, gdy tak pomyśle to raz do roku łapało mnie, ale przechodziło po kilku godzinach. Do czasu. Panowie nie bagatelizujcie tego tylko od razu do lekarza. Nie leczone może źle wpływać na funkcjonowanie organizmu i doprowadzić do innych powikłań. Muszę nadmienić iż pomimo stulejki jakoś mi się dobrze żyło,pomimo tych paru dni gdy łapałem zapalenie pęcherza.
Jakiś miesiąc temu znowu mnie dopadło, będąc dobrej myśli,liczyłem że zaraz przejdzie. Po dwóch dniach udałem się do apteki i nabyłem jakiś tam środek moczopędny. 3 dni miałem spokoju, ale jak mnie piekło po oddawaniu moczu i tak cały dzień to się nieźle wkurzyłem i zarejestrowałem do urologa. Nie pamiętam nazwiska lekarza ale jest to gabinet przy placu bohaterów getta. Lekarz taki sobie, pominę fakt, że przychodząc 15 minut przed planowaną wizytą wszedłem 25 po mojej umówionej godzinie. 10 minut wywiad badanie diagnoza, stulejka i nagromadzony pod nią syf którego już nie dam rady usunąć. Zapisujemy na operacje czy próbujemy farmakologicznie. Oczywiście leki proszę przepisać. Dostałem antybiotyk chyba cipronex. Na kilka dni pomógł, ale skutki uboczne zawroty głowy, zataczanie się jak pijany, wymioty oraz możliwe powikłania z ulotki zmusiły mnie do odstawienia leku.
Tu wkracza dr Michalski. Umówiona wizyta na zeszły poniedziałek, przyjęty przed czasem(na plus podejście do klienta),diagnoza i termin operacji na dziś. Konkretny facet z Pana Dr, wyjaśnił wszystko i przekonał do zabiegu.
Nerwy się pojawiły wczoraj wieczorem i cały dzień do zabiegu. Przed samym zabiegiem kilka minut wyciszyłem się i po nerwach. Najgorsze jest czekanie.
Miła Pani asystentka zabrała ode mnie ciuchy a ja wylądowałem na stole. Znieczulenie nie było miłe, ale idzie przeżyć. Po kilku minutach zaczęło się krojenie. Obrzezanie całkowite. Czasami czułem lekkie szczypanie, ale spokojnie da się wytrzymać. Po ok 40 minutach było po wszystkim. Pani pomogła mi się ubrać, dostałem spis leków( napiszę później co) instrukcję i do domu. Wracałem jako pasażer, bo 5 minut od wyjścia puściło znieczulenie. Ból jak cholera, pulsujący, zmieniający położenie i częstotliwość. Podjechałem do apteki, 2 apapy które dopiero po godzinie zaczęły działać. Po 3 było ok. Minimalny dyskomfort. Koło jedenastej poszedłem na siku i zmianę opatrunku. Sikać chyba będe do wanny, bo strumień moczu poza kontrolą.
Dobra rada, nie zakładajcie jakiejś super wypasionej bielizny, moja już jest cała we krwi
Pieprzyłem się z tym opatrunkiem chwilę. Zdjąłem nie mocząc, bolało jak cholera. Oczywiście wypsikałem, trochę wysmarowałem, założyłem nie tak fajnie jak dr, podłoga we krwi, wszystko zachlapane. Po 10 minutach wzmocniłem opatrunek, który boli mnie już 3 godzinny. 2 kolejne appapy nic nie pomogły. Nie usnę w taki stanie, muszę znowu za chwilę iść zmienić opatrunek bo napieprza mnie niemiłosiernie cała żołądź. Trochę mi się nie chcę, ale nie mam wyjścia boli jak cholera. Muszę wypracować technikę bo zmarnowałem trochę gazików i plastrów. Idę, napiszę później co i jak
Zaczęło się od prostego zapalenia pęcherza które jest dosyć powszechną przypadłością. Z początku bagatelizowałem sprawę, gdy tak pomyśle to raz do roku łapało mnie, ale przechodziło po kilku godzinach. Do czasu. Panowie nie bagatelizujcie tego tylko od razu do lekarza. Nie leczone może źle wpływać na funkcjonowanie organizmu i doprowadzić do innych powikłań. Muszę nadmienić iż pomimo stulejki jakoś mi się dobrze żyło,pomimo tych paru dni gdy łapałem zapalenie pęcherza.
Jakiś miesiąc temu znowu mnie dopadło, będąc dobrej myśli,liczyłem że zaraz przejdzie. Po dwóch dniach udałem się do apteki i nabyłem jakiś tam środek moczopędny. 3 dni miałem spokoju, ale jak mnie piekło po oddawaniu moczu i tak cały dzień to się nieźle wkurzyłem i zarejestrowałem do urologa. Nie pamiętam nazwiska lekarza ale jest to gabinet przy placu bohaterów getta. Lekarz taki sobie, pominę fakt, że przychodząc 15 minut przed planowaną wizytą wszedłem 25 po mojej umówionej godzinie. 10 minut wywiad badanie diagnoza, stulejka i nagromadzony pod nią syf którego już nie dam rady usunąć. Zapisujemy na operacje czy próbujemy farmakologicznie. Oczywiście leki proszę przepisać. Dostałem antybiotyk chyba cipronex. Na kilka dni pomógł, ale skutki uboczne zawroty głowy, zataczanie się jak pijany, wymioty oraz możliwe powikłania z ulotki zmusiły mnie do odstawienia leku.
Tu wkracza dr Michalski. Umówiona wizyta na zeszły poniedziałek, przyjęty przed czasem(na plus podejście do klienta),diagnoza i termin operacji na dziś. Konkretny facet z Pana Dr, wyjaśnił wszystko i przekonał do zabiegu.
Nerwy się pojawiły wczoraj wieczorem i cały dzień do zabiegu. Przed samym zabiegiem kilka minut wyciszyłem się i po nerwach. Najgorsze jest czekanie.
Miła Pani asystentka zabrała ode mnie ciuchy a ja wylądowałem na stole. Znieczulenie nie było miłe, ale idzie przeżyć. Po kilku minutach zaczęło się krojenie. Obrzezanie całkowite. Czasami czułem lekkie szczypanie, ale spokojnie da się wytrzymać. Po ok 40 minutach było po wszystkim. Pani pomogła mi się ubrać, dostałem spis leków( napiszę później co) instrukcję i do domu. Wracałem jako pasażer, bo 5 minut od wyjścia puściło znieczulenie. Ból jak cholera, pulsujący, zmieniający położenie i częstotliwość. Podjechałem do apteki, 2 apapy które dopiero po godzinie zaczęły działać. Po 3 było ok. Minimalny dyskomfort. Koło jedenastej poszedłem na siku i zmianę opatrunku. Sikać chyba będe do wanny, bo strumień moczu poza kontrolą.
Dobra rada, nie zakładajcie jakiejś super wypasionej bielizny, moja już jest cała we krwi
Pieprzyłem się z tym opatrunkiem chwilę. Zdjąłem nie mocząc, bolało jak cholera. Oczywiście wypsikałem, trochę wysmarowałem, założyłem nie tak fajnie jak dr, podłoga we krwi, wszystko zachlapane. Po 10 minutach wzmocniłem opatrunek, który boli mnie już 3 godzinny. 2 kolejne appapy nic nie pomogły. Nie usnę w taki stanie, muszę znowu za chwilę iść zmienić opatrunek bo napieprza mnie niemiłosiernie cała żołądź. Trochę mi się nie chcę, ale nie mam wyjścia boli jak cholera. Muszę wypracować technikę bo zmarnowałem trochę gazików i plastrów. Idę, napiszę później co i jak