Witajcie, jestem tu nowy i przyznam, że nie przeczytałem wszystkiego, więc jeśli napiszę coś co już było - wybaczcie.
Choruję od ok. 2 lat. Byłem przekonany, że się czymś zaraziłem, cewka szczypała, prostata bolała, że ledwo siedziałem itd.
Bakterie nie bardzo chciały wyjść w posiewach, ale raz wyszły (coli i faecalis), później znowu nic...
Zastanawiałem się nad lepszymi laboratoriami, nad próba Stameya, że może tam coś "lepiej" wyjdzie w końcu itd.
Brałem antybiotyki i nic. Zacząłem brać urosal (pomógł w pewnym stopniu, ale tylko częściowo).
I wiecie co?
Zacząłem rozluźniać mięśnie tam na dole, wręcz napinając mięśnie "odwrotnie". Tzn. zamiast zaciskać to "rozluźniać" na siłę, trochę jakbym chciał coś bardziej wysikać niż się da, otworzyć mocniej "zwieracz". Nie wiem jak to lepiej opisać. Po 2 latach męczarni poczułem różnicę już po 1 dniu (tj. ok. 10-15 minut takiego rozluźniania "na siłę" i następnego dnia obudziłem się w zupełnie innym świecie)! To nie przypadek. Po kilku dniach właściwie zupełnie zapomniałem o problemach z prostatą.
Polecam sprawdzić jak ktoś nie jest pewny czy ma bakteryjne, czy niebakteryjne. Może ktoś będzie miał podobnie do mnie?
W każdym razie ja doszukiwałem się bakterii, a to prawdopodobnie po prostu próbka była zanieczyszczona, a problem był widać w mięśniach/nerwach lub czymś takim. Oczywiście wiem, że może wrócić, ale ... serio poczułem ulgę z dnia na dzień i na ten moment mam spokój.