Witam panowie, chciałbym podzielić się moją historią bo myślę, że może dodać wam otuchy. Otóż chyba wyleczyłem bakteryjne zapalenie prostaty.
Zachorowałem na ten syf pod koniec września zeszłego roku, czyli już pięć miesięcy minęło. Zaczęło się wtedy od zapalenia pęcherza, które przeszło na chwilę po zastosowaniu furaginy, ale tydzień później wszystko nawróciło ze zwielokrotnioną silą. Częstomocz (latałem co 30 min do toalety), ból i pieczenie w prostacie, ból z tyłu pleców w odcinku lędźwiowym, słaby strumień moczu. Poszedłem po dwóch tygodniach (połowa października) do pierwszego lekarza, po objawach stwierdził zapalenie prostaty. Przepisał antybiotyk w ciemno (levoxę 500 na 20 dni) i kazał zrobić Stameya, ale cena mnie odstraszyła (ponad 600 zł było wtedy nie na moją kieszeń). Po Levoxie poprawy brak. Poszedłem do drugiego lekarza, lecz ten dotknął kilka razy prostatę, popatrzył na USG które mu przyniosłem i stwierdził że nie ma zapalenia prostaty. Przepisał mi finasteryd na miesiąc i kazał się zgłosic do kontroli za miesiąc. Oczywiście nie przeszło, a owy konował (bo tak trzeba go nazwać) rozłozyl ręce nie wiedząc jak to leczyć. Byłem załamany, objawy cały czas takie same a minęły już prawie 3 miesiące. Posiewy moczu i nasienia robiłem co miesiąc i nie wychodziło nic.
I wtedy poszedłem do dr Łogina w nowym sączu, który zrobił mi posiew wydzieliny z prostaty, nie za 600 zł jak próba stameya, tylko kosztowało ono coś ponad 50 zł. Wyszła bakteria enterococcus faecalis. Ale znowu się podłamałem gdy dostałem jakiś śmieszny antybiotyk w ogóle z poza biogramu bakterii i to w niedużej dawce (Symural - fosfomycyna, dostałem 5 saszetek, po jednej co drugi dzień), do tego disreptaza w czopkach i oczywiście po nim też nie przeszło, a lekarz stwierdził że objawy siedzą w większości w mojej głowie. Nie ukrywam, wk**wiłem się trochę słysząc takie coś.
Było to gdzieś z miesiąc temu. Ale jakoś kilka dni po skończeniu antybiotyku zauważyłem znaczącą poprawę, ból w prostacie zaczął znikać na przestrzeni kilku następnych dni, zacząłem trochę rzadziej chodzić sikać i parcia na pęcherz nie były aż tak agresywne jak wcześniej. Brałem też mniej więcej wtedy lek przeciwbakteryjny Urosal, do tego Urolact i z zalecenia dr Łogina zamówiłem Urivac. Stosowałem też naświetlanie krocza przez ok. tydzień. Poprawa utrzymała się 2 tygodnie, prawie zapomniałem o bólu w prostacie, do toalety chodziłem o połowę rzadziej niż wcześniej, zacząłem mieć o wiele lepsze wytryski (wcześniej były one dość słabe) i mój strumień moczu leciał znacznie swobodniej. Pojechałem do dr Łogina zrobić posiew. Prostata nadal była lekko bolesna przy masażu. Dzień po tej wizycie się dosyć pogorszyło, znowu słaby strumień moczu, lekkie bóle w prostacie i częstsze parcie na pęcherz, jednak nie aż tak jak wcześniej. Ale akurat grypę załapałem, więc moglo to spowodować pogorszenie. Aktualnie zdrowieję z tej grypy i dolegliwości od strony prostaty znowu się zmniejszyły do tego jak było u szczytu poprawy. Wczoraj dostałem wynik od dr Łogina i wyszedł ujemny, bardzo możliwe że pokonałem tą bakterię. Zobaczymy co dalej, na pewno zrobię kontrolny posiew za niedługo. Wiem że od razu idealnie nie będzie, ale może wszystko będzie teraz wracać do normy i mam nadzieję że już się nie pogorszy. Objawy są jakieś nadal ale tak o jakieś 70-80% mniejsze niż przez cały październik, listopad, grudzień i styczeń, wtedy to była męka. Da się żyć w miarę normalnie, aktualnie brak bólu w prostacie (pewno przy jej masażu nadal by jakiś byl), do toalety chodzę tak co godzinę/dwie, w nocy wstaje raz lub maksymalnie dwa, parcia na pęcherz nie są takie agresywne i bolesne tylko można powiedzieć że prawie normalne, czasami jeszcze czuć jakieś mrowienie i pieczenie w kroczu. Aktualnie suplementuje się Urolactem, żurawiną, palmą sabałową, biorę prostamol i od lekarza zapisany lek Elris, a za tydzień zaczynam drugą serię szczepionki Urivac.
Nie poddawajcie się panowie, mam nadzieję że każdy z was to wyleczy albo chociaż zaleczy. Sam będę informował za jakiś czas jak wygląda mój stan, może się nie pogorszy.
Zachorowałem na ten syf pod koniec września zeszłego roku, czyli już pięć miesięcy minęło. Zaczęło się wtedy od zapalenia pęcherza, które przeszło na chwilę po zastosowaniu furaginy, ale tydzień później wszystko nawróciło ze zwielokrotnioną silą. Częstomocz (latałem co 30 min do toalety), ból i pieczenie w prostacie, ból z tyłu pleców w odcinku lędźwiowym, słaby strumień moczu. Poszedłem po dwóch tygodniach (połowa października) do pierwszego lekarza, po objawach stwierdził zapalenie prostaty. Przepisał antybiotyk w ciemno (levoxę 500 na 20 dni) i kazał zrobić Stameya, ale cena mnie odstraszyła (ponad 600 zł było wtedy nie na moją kieszeń). Po Levoxie poprawy brak. Poszedłem do drugiego lekarza, lecz ten dotknął kilka razy prostatę, popatrzył na USG które mu przyniosłem i stwierdził że nie ma zapalenia prostaty. Przepisał mi finasteryd na miesiąc i kazał się zgłosic do kontroli za miesiąc. Oczywiście nie przeszło, a owy konował (bo tak trzeba go nazwać) rozłozyl ręce nie wiedząc jak to leczyć. Byłem załamany, objawy cały czas takie same a minęły już prawie 3 miesiące. Posiewy moczu i nasienia robiłem co miesiąc i nie wychodziło nic.
I wtedy poszedłem do dr Łogina w nowym sączu, który zrobił mi posiew wydzieliny z prostaty, nie za 600 zł jak próba stameya, tylko kosztowało ono coś ponad 50 zł. Wyszła bakteria enterococcus faecalis. Ale znowu się podłamałem gdy dostałem jakiś śmieszny antybiotyk w ogóle z poza biogramu bakterii i to w niedużej dawce (Symural - fosfomycyna, dostałem 5 saszetek, po jednej co drugi dzień), do tego disreptaza w czopkach i oczywiście po nim też nie przeszło, a lekarz stwierdził że objawy siedzą w większości w mojej głowie. Nie ukrywam, wk**wiłem się trochę słysząc takie coś.
Było to gdzieś z miesiąc temu. Ale jakoś kilka dni po skończeniu antybiotyku zauważyłem znaczącą poprawę, ból w prostacie zaczął znikać na przestrzeni kilku następnych dni, zacząłem trochę rzadziej chodzić sikać i parcia na pęcherz nie były aż tak agresywne jak wcześniej. Brałem też mniej więcej wtedy lek przeciwbakteryjny Urosal, do tego Urolact i z zalecenia dr Łogina zamówiłem Urivac. Stosowałem też naświetlanie krocza przez ok. tydzień. Poprawa utrzymała się 2 tygodnie, prawie zapomniałem o bólu w prostacie, do toalety chodziłem o połowę rzadziej niż wcześniej, zacząłem mieć o wiele lepsze wytryski (wcześniej były one dość słabe) i mój strumień moczu leciał znacznie swobodniej. Pojechałem do dr Łogina zrobić posiew. Prostata nadal była lekko bolesna przy masażu. Dzień po tej wizycie się dosyć pogorszyło, znowu słaby strumień moczu, lekkie bóle w prostacie i częstsze parcie na pęcherz, jednak nie aż tak jak wcześniej. Ale akurat grypę załapałem, więc moglo to spowodować pogorszenie. Aktualnie zdrowieję z tej grypy i dolegliwości od strony prostaty znowu się zmniejszyły do tego jak było u szczytu poprawy. Wczoraj dostałem wynik od dr Łogina i wyszedł ujemny, bardzo możliwe że pokonałem tą bakterię. Zobaczymy co dalej, na pewno zrobię kontrolny posiew za niedługo. Wiem że od razu idealnie nie będzie, ale może wszystko będzie teraz wracać do normy i mam nadzieję że już się nie pogorszy. Objawy są jakieś nadal ale tak o jakieś 70-80% mniejsze niż przez cały październik, listopad, grudzień i styczeń, wtedy to była męka. Da się żyć w miarę normalnie, aktualnie brak bólu w prostacie (pewno przy jej masażu nadal by jakiś byl), do toalety chodzę tak co godzinę/dwie, w nocy wstaje raz lub maksymalnie dwa, parcia na pęcherz nie są takie agresywne i bolesne tylko można powiedzieć że prawie normalne, czasami jeszcze czuć jakieś mrowienie i pieczenie w kroczu. Aktualnie suplementuje się Urolactem, żurawiną, palmą sabałową, biorę prostamol i od lekarza zapisany lek Elris, a za tydzień zaczynam drugą serię szczepionki Urivac.
Nie poddawajcie się panowie, mam nadzieję że każdy z was to wyleczy albo chociaż zaleczy. Sam będę informował za jakiś czas jak wygląda mój stan, może się nie pogorszy.