Szanowny Panie Tomaszu, co prawda nie planowałem odpowiadać Panu na zamieszczane w internecie opinie na mój temat, jednak po kilku zapytaniach ze strony moich pacjentów, którzy nie mogli uwierzyć że ktoś może mieć tak negatywne doświadczenia po kontakcie ze mną, zdecydowałem że jednak powinienem przedstawić całą sytuację z mojej perspektywy.
Zjawił się Pan u mnie w lutym 2019r, ze względu na fakt, że mieszka Pan za granicą, przyjąłem Pana pilnie i poza godzinami pracy. Omówiliśmy cały plan leczenia, a dodatkowo, mając na względzie to, że miał Pan zaplanowany pilny powrót do kraju zamieszkania, zobowiązałem się do omówienia Pana wyników drogą mailową i ewentualną modyfikację leczenia. W okresie od 06.02.2019 do 28.02.2019r prowadził Pan ze mną korespondencję mailową, w trakcie której na każde z Pana pytań (11 maili) odpowiadałem szczegółowo, często kilkukrotnie, cierpliwie tłumacząc kwestie dawkowania, czasu trwania terapii, ale także uspokajając Pana obawy i rozwiązując nowe problemy, o których nie było mowy na wizycie. Po 11.02 korespondencja ucichła, a ja mając nadzieję że wszystko idzie zgodnie z planem, oczekiwałem na konsultację telefoniczną po 4 tygodniach terapii, na którą umawialiśmy się w trakcie wizyty.
W dniu 28.02.2019 wysłał Pan do mnie alarmującego maila o dziwnych dolegliwościach, jakich Pan doświadczył w trakcie terapii. Tak się jednak złożyło, że w dniu wysłania maila byłem na kilkudniowym wyjeździe poza miasto i nie zauważyłem maila od Pana. Po sześciu dniach, dostałem za to od Pana maila z pogróżkami, w których sugerował Pan że nie powinienem być lekarzem, straszył naruszeniem nietykalności fizycznej oraz sugerował, że powinienem się z Panem liczyć, bo „nie jest Pan normalnym pacjentem”. Mimo takiego agresywnego tonu, jeszcze tego samego dnia odpowiedziałem Panu, przepraszając za brak kontaktu, wyjaśniając jego przyczynę oraz prosząc o ochłonięcie i powrót do kwestii medycznych. Prowadził Pan ze mną dalszą korespondencję jeszcze przez tydzień,poza omawianiem kwestii medycznych przepraszając także za zachowanie i proponując zapłatę za mailowe konsultacje, na co oczywiście nie wyraziłem zgody. W marcu 2019r wymiana maili zakończyła się, nie zgłosił się Pan na kontrolę, nie poinformował mnie Pan, jak potoczyło się leczenie i czy dolegliwości ustąpiły.
Analizując jeszcze raz sytuację z przeszłości, mam wrażenie że muszę zakomunikować Panu kilka kwestii. Po pierwsze, z charakteru pisanych do mnie maili, ale również z gróźb rzucanych pod moim adresem wyłania się obraz człowieka, mającego poważne problemy z kontrolowaniem swoich emocji. Jako profesjonalista, nie biorę Pana słów do siebie bezpośrednio, zrzucając je na karb choroby z którą Pan walczy oraz z poczuciem bezradności w trakcie pobytu za granicą. W przyszłości jednak, inny rozmówca może nie mieć do Pana tyle cierpliwości. Proszę rozważyć rozmowę na ten temat z kimś, kto będzie w stanie Panu pomóc w tej materii. Po drugie, a pozwolę sobie tutaj na osobistą wycieczkę, myślę że brakuje panu elementarnej empatii w stosunku do otoczenia. Nie potrafi Pan docenić faktu, że prowadziłem z Panem konsultacje mailowe, poświęcając na nie swój prywatny czas, który mógłbym wykorzystać na naukę, zabawę z córką lub po prostu na odpoczynek. Kwestie braku wynagrodzenia za mój czas pomijam, gdyż zawsze uważałem że zawód lekarza ma w sobie wpisaną konieczność stania przy pacjencie w czasie terapii i często wymaga nieplanowanego kontaktu i poświęcenia. Nie jest Pan również w stanie zrozumieć, że korespondencja mailowa z pacjentami często interferuje z moimi pozostałymi aktywnościami, więc nie zawsze będę w stanie odpisać w ciągu 48h.
Mój dobry kolega, również urolog, o zdecydowanie dłuższym stażu pracy zwykł mawiać, że „każdy dobry uczynek zostanie przykładnie ukarany”. Zastanawiając się nad przytoczoną wyżej sytuacją, muszę powiedzieć, że nie doceniałem mądrości, płynącej z jego doświadczenia. Mam jednak świadomość, że gdybym zaprzestał starań o jakość moich relacji z pacjentami na podstawie tylko jednej przykrej sytuacji, rzeczywiście nie mógłbym dłużej uważać się za lekarza.
Jeśli chciałby mi Pan zarzucić brak rzetelności mojego opisu sytuacji, uprzejmie proszę o wyrażenie zgody na udostępnienie na forum skanów naszych rozmów, oczywiście po usunięciu wszystkich danych wrażliwych – każdy uczestnik tej rozmowy będzie mógł wtedy samodzielnie wyrobić sobie zdanie o tym, jak wyglądała rzeczywistość.
Pozdrawiam serdecznie i życzę Panu zdrowia.
Jakub Szmer
PS: na koniec jeszcze słowo o omawianej Próbie Stameya. Badanie rzeczywiście jest drogie i mam świadomość, że nie każdego stać na taki wydatek. W swojej pracy korzystam jednak z wytycznych Europejskiego Towarzystwa Urologicznego, które niezmiennie od wielu lat stoi na straży twierdzenia, że jedynie Próba Stameya może być wiarygodnym badaniem w diagnostyce CPPS. W czasie próby wykonywanych jest 16 różnych oznaczeń laboratoryjnych, w tym także tych wymagających wzrostu na nietypowych podłożach oraz badań PCR. Do wykonania badania potrzebny jest dedykowany diagnosta lub lekarz a warunki przechowywania próbek po badaniu są bardzo specyficzne i wymagają dodatkowych nakładów poradni. Cena badania jest więc odzwierciedleniem jego jakości i objętości diagnostycznej, a nie fantazją lekarza zlecającego badanie. Aby wyjść naprzeciw oczekiwaniom pacjentów, często zlecam również tańsze badania, nieuwzględniające diagnostyki PCR lub pomijające część badań (tzw test dwóch szklanek), są to jednak badania o niższej czułości niż pełna Próba Mearesa-Stameya.