Sterquilinus
New member
Witam, chciałbym się podzielić z wami relacją z przebiegu leczeniu moich dwóch dolegliwości, a dokładniej krótkiego wędzidełka oraz zwężenia napletka.
Od roku zacząłem być świadom swojego problemu, a także tego, że nie zniknie on 'tak sobie', dlatego starałem się uzyskać pomoc poprzez wizyty w prywatnych gabinetach urologicznych w Poznaniu oraz Bydgoszczy. Niestety, ceny prywatnych zabiegów odstraszyły mnie na tyle, że zacząłem zastanawiać się nad skorzystaniem z tradycyjnego leczenia szpitalnego na NFZ. Postanowiłem wybrać się do prof. Tomasza Drewy, kierownika Kliniki Urologii Ogólnej i Onkologicznej w Szpitalu Jurasza w Bydgoszczy, celem otrzymania pomocy oraz skierowania do szpitala na odpowiednie leczenie. W tym miejscu dodam, że oprócz wyżej wymienionych schorzeń borykałem się również z pęknięciami niewiadomego pochodzenia na napletku, które po czasie pozostawiały po sobie nieciekawie wyglądające blizny. Pan profesor szczególnie przyjrzał się tej przypadłości i zalecił stosować maść Triderm. Okazała się ona skuteczna na tyle, że blizny zniknęły, lecz zwężenie na napletku pozostało, dlatego otrzymałem skierowanie na plastykę napletka oraz wędzidełka.
Zabieg odbył się 3 dni temu w czwartek, 3 tygodnie po ostatniej wizycie u prof. Drewy. Po zgłoszeniu się w szpitalu o godzinie 7:30 zostałem skierowany na oddział urologii. Około 1,5 godziny później otrzymałem dwie tabletki paracetamolu i połowę niebieskiej tabletki (niestety nie znam nazwy), która zadziałała uspokajająco, czy wręcz nieco odurzająco. Zostałem poinformowany, że zabieg odbędzie się za pół godziny, należy przebrać się w przyniesiony wcześniej fartuch i oczekiwać na przewiezienie na salę operacyjną. Około 9:30 znalazłem się już na sali. Operację przeprowadził lek. Patryk Warsiński wraz z asystentką (myślę, że odbywającą praktykę w szpitalu). Zdecydowanie najgorsze dwa momenty to mycie operowanego miejsca (straszne pieczenie), a także znieczulenie miejscowe, w formie 4 lub 5 zastrzyków. Należy wspomnieć, że lekarz przeprowadzający zabieg był bardzo uprzejmy i jasno wyjaśnił jak wszystko będzie przebiegało. Na sali była obecna również pielęgniarka i dwóch innych mężczyzn, jeden z nich również wyglądał na praktykanta. W czasie zabiegu, co jasne, nie czułem bólu, ale również żadnej ingerencji, co bardzo pomogło w zachowaniu spokoju. Wszystko trwało około 20-25 minut, po wszystkim lekarz pokazał operowane miejsce i zostałem odwieziony z powrotem do swojej sali. Założone szwy są oczywiście rozpuszczalne. Niepokoiło mnie to, czy po 'zejściu' znieczulenia nie będzie doskwierał mi ból, lecz pozytywnie się zaskoczyłem. Być może zadziałały tabletki przeciwbólowe, które otrzymałem przed zabiegiem. Kilka godzin po zabiegu otrzymałem wypis ze szpitala, skierowanie na wizytę kontrolną, a także zalecenia oraz receptę (maść do oczu Neomycinum oraz stosowanie Octeniseptu w sprayu po oddaniu moczu). Przed wyjściem ze szpitala, na salę przyszedł lekarz dyżurny, który powiedział mi również o kilku innych zaleceniach, m.in. mycie rany szarym mydłem. Około godziny 18 opuściłem szpital.
Muszę przyznać, że wiele rzeczy mnie zaskoczyło. Po pierwsze ogolenie lewego uda, do którego przyklejone zostało coś w rodzaju dużego plastra, na którym przypięty był kabel (nie znam dokładnie nazwy tego urządzenia). Spodziewałem się też założenia wenflonu, a także nałożenia opatrunku na operowane miejsce. Przyglądając się zrozumiałem jednak, że opatrunek byłby bez sensu, gdyż rany leżą 'wewnątrz'. Na duży plus również uprzejmość personelu medycznego, od pani w rejestracji, przez pielęgniarki po samych lekarzy. Wielokrotnie słyszy się o przedmiotowym traktowaniu pacjenta w szpitalach, dlatego tym bardziej cieszy takie podejście z jakim się spotkałem.
Co do rany pozabiegowej, po wszystkim bałem się odciągnąć napletek ze względu na możliwość uszkodzenia szwów, jednak okazało się, że nie ma z tym najmniejszego problemu. Pierwszego dnia polało się oczywiście sporo krwi, rana była świeża, więc było to zrozumiałe. Lekarz, mimo młodego wieku, naprawdę się postarał i po trzech dniach śmiem stwierdzić, iż cięcie było bardzo profesjonalne. Oczywiście ostateczną opinię będzie można wystawić po ok. miesiącu, ale to, co widzę teraz pozwala mieć nadzieje na prawidłowe zagojenie. Jedyna opuchlizna, która się pojawiła to ta po znieczuleniu (zniknęła po 2 godz.). Pozostaje jedynie sine miejsce w miejscu kłucia, jednak powoli zaczyna już znikać. Uprzedzając, z pewnych względów nie chciałbym dzielić się zdjęciami. Niektórzy mogliby spojrzeć na to co napisałem jak na reklamę danego szpitala czy lekarza, ale proszę mi wierzyć, jestem pod dużym wrażeniem tego jak się zajęto całym problemem
Być może piszę zbyt formalnym językiem, ale wolałbym, aby wszystko było przejrzyste dla osób zainteresowanych. Odpowiem oczywiście na pytania, a także będę starał się relacjonować jak przebiega proces gojenia.
Od roku zacząłem być świadom swojego problemu, a także tego, że nie zniknie on 'tak sobie', dlatego starałem się uzyskać pomoc poprzez wizyty w prywatnych gabinetach urologicznych w Poznaniu oraz Bydgoszczy. Niestety, ceny prywatnych zabiegów odstraszyły mnie na tyle, że zacząłem zastanawiać się nad skorzystaniem z tradycyjnego leczenia szpitalnego na NFZ. Postanowiłem wybrać się do prof. Tomasza Drewy, kierownika Kliniki Urologii Ogólnej i Onkologicznej w Szpitalu Jurasza w Bydgoszczy, celem otrzymania pomocy oraz skierowania do szpitala na odpowiednie leczenie. W tym miejscu dodam, że oprócz wyżej wymienionych schorzeń borykałem się również z pęknięciami niewiadomego pochodzenia na napletku, które po czasie pozostawiały po sobie nieciekawie wyglądające blizny. Pan profesor szczególnie przyjrzał się tej przypadłości i zalecił stosować maść Triderm. Okazała się ona skuteczna na tyle, że blizny zniknęły, lecz zwężenie na napletku pozostało, dlatego otrzymałem skierowanie na plastykę napletka oraz wędzidełka.
Zabieg odbył się 3 dni temu w czwartek, 3 tygodnie po ostatniej wizycie u prof. Drewy. Po zgłoszeniu się w szpitalu o godzinie 7:30 zostałem skierowany na oddział urologii. Około 1,5 godziny później otrzymałem dwie tabletki paracetamolu i połowę niebieskiej tabletki (niestety nie znam nazwy), która zadziałała uspokajająco, czy wręcz nieco odurzająco. Zostałem poinformowany, że zabieg odbędzie się za pół godziny, należy przebrać się w przyniesiony wcześniej fartuch i oczekiwać na przewiezienie na salę operacyjną. Około 9:30 znalazłem się już na sali. Operację przeprowadził lek. Patryk Warsiński wraz z asystentką (myślę, że odbywającą praktykę w szpitalu). Zdecydowanie najgorsze dwa momenty to mycie operowanego miejsca (straszne pieczenie), a także znieczulenie miejscowe, w formie 4 lub 5 zastrzyków. Należy wspomnieć, że lekarz przeprowadzający zabieg był bardzo uprzejmy i jasno wyjaśnił jak wszystko będzie przebiegało. Na sali była obecna również pielęgniarka i dwóch innych mężczyzn, jeden z nich również wyglądał na praktykanta. W czasie zabiegu, co jasne, nie czułem bólu, ale również żadnej ingerencji, co bardzo pomogło w zachowaniu spokoju. Wszystko trwało około 20-25 minut, po wszystkim lekarz pokazał operowane miejsce i zostałem odwieziony z powrotem do swojej sali. Założone szwy są oczywiście rozpuszczalne. Niepokoiło mnie to, czy po 'zejściu' znieczulenia nie będzie doskwierał mi ból, lecz pozytywnie się zaskoczyłem. Być może zadziałały tabletki przeciwbólowe, które otrzymałem przed zabiegiem. Kilka godzin po zabiegu otrzymałem wypis ze szpitala, skierowanie na wizytę kontrolną, a także zalecenia oraz receptę (maść do oczu Neomycinum oraz stosowanie Octeniseptu w sprayu po oddaniu moczu). Przed wyjściem ze szpitala, na salę przyszedł lekarz dyżurny, który powiedział mi również o kilku innych zaleceniach, m.in. mycie rany szarym mydłem. Około godziny 18 opuściłem szpital.
Muszę przyznać, że wiele rzeczy mnie zaskoczyło. Po pierwsze ogolenie lewego uda, do którego przyklejone zostało coś w rodzaju dużego plastra, na którym przypięty był kabel (nie znam dokładnie nazwy tego urządzenia). Spodziewałem się też założenia wenflonu, a także nałożenia opatrunku na operowane miejsce. Przyglądając się zrozumiałem jednak, że opatrunek byłby bez sensu, gdyż rany leżą 'wewnątrz'. Na duży plus również uprzejmość personelu medycznego, od pani w rejestracji, przez pielęgniarki po samych lekarzy. Wielokrotnie słyszy się o przedmiotowym traktowaniu pacjenta w szpitalach, dlatego tym bardziej cieszy takie podejście z jakim się spotkałem.
Co do rany pozabiegowej, po wszystkim bałem się odciągnąć napletek ze względu na możliwość uszkodzenia szwów, jednak okazało się, że nie ma z tym najmniejszego problemu. Pierwszego dnia polało się oczywiście sporo krwi, rana była świeża, więc było to zrozumiałe. Lekarz, mimo młodego wieku, naprawdę się postarał i po trzech dniach śmiem stwierdzić, iż cięcie było bardzo profesjonalne. Oczywiście ostateczną opinię będzie można wystawić po ok. miesiącu, ale to, co widzę teraz pozwala mieć nadzieje na prawidłowe zagojenie. Jedyna opuchlizna, która się pojawiła to ta po znieczuleniu (zniknęła po 2 godz.). Pozostaje jedynie sine miejsce w miejscu kłucia, jednak powoli zaczyna już znikać. Uprzedzając, z pewnych względów nie chciałbym dzielić się zdjęciami. Niektórzy mogliby spojrzeć na to co napisałem jak na reklamę danego szpitala czy lekarza, ale proszę mi wierzyć, jestem pod dużym wrażeniem tego jak się zajęto całym problemem