@Franio przychodzisz na wizytę z listą objawów (no jak masz ją w głowie, to nie musisz mieć na kartce, ma się rozumieć). Przedstawiasz pani fizjoterapeutce (tam pracują same panie) ewentualne badania (jeśli masz). Potem rozbierasz się do bielizny i kładziesz się na stole. U mnie pierwsza wizyta polegała na zbadaniu napięć przez odbyt oraz napięć zewnętrznie (w perineum, przestrzeni między moszną a odbytem).
Przy badaniu przez odbyt musiałem zsunąć bieliznę i położyć się na lewym boku, jak u urologa. Potem... no wiadomo, palec w tyłek i naciskanie, przesuwanie, kręcenie. Od razu zaznaczam, że trwa to dłużej, niż u urologa i jest "brutalniejsze". W tym czasie fizjoterapeutka pyta, czy tutaj coś czujesz, czy tu boli, jak naciska, masz też (na jej polecenie) przeć, zaciskać zwieracz, albo próbować się rozluźnić jak do sikania (dojść na skraj popuszczenia). Dlatego warto przed wizytą się załatwić (jedynkę i dwójkę) oraz wziąć prysznic (dla obopólnego komfortu). Nie powinno się robić żadnych lewatyw ani na pierwszą, ani na kolejną wizytę, bo to tylko może pogorszyć sytuację i jest kompletnie niepotrzebne. Nie ma też sensu (jeśli tego na co dzień nie robisz) golić się czy depilować.
Jeśli chodzi o badanie napięć z zewnątrz, zostałem poproszony o zsunięcie bokserek całkowicie i położenie się na plecach. Pod nogi dostałem wałek i leżałem jak kobieta do porodu. Dostałem propozycję zakrycia członka ręką, ale nie skorzystałem – stwierdziłem, że (paradoksalnie) prędzej bym dostał erekcji. Pani fizjoterapeutka naciskała na punkty spustowe w perineum – na przyczepy mięśni, na kanał, w którym biegnie nerw sromowy, manipulowała moimi nogami na boki i obserwowała, jak mięśnie pracują pod palcami.
Pozostały czas wizyty został spożytkowany na zabieg Indiba Deep Care, czyli prądy/pole magnetyczne na wzgórku łonowym, obok penisa, w pachwinach. Dawało to takie odczucia łaskotania, więc dostałem erekcji, przy czym dość szybko opadł. Przeprosiłem Panią za to i spotkałem się z pełnym profesjonalizmem (mówiła, że to normalne i nie ma się co wstydzić). Pod koniec wizyty jeszcze uwolniła punkty spustowe przez odbyt.
Kolejne wizyty wyglądały podobnie, przy czym stosowaliśmy biofeedback, czyli sondę doodbytniczą (musiałem zakupić samodzielnie na podstawie oznaczenia) i ćwiczyłem rozluźnianie mięśni. To było połączone ze stymulacją TENS (lekki prąd, takie pukanie, które ma zresetować nieprawidłowe napięcie). W czasie ćwiczeń biofeedback, pani fizjoterapeutka masowała mi pośladki, biodra i wzgórek łonowy, a pod koniec wizyty miałem jeszcze rozluźnianie mięśni palcem (przez odbyt).
Jeśli chodzi o skuteczność zabiegów, to daję takie 6/10 w moim przypadku, ale ja mam chorobę genetyczną tkanki łącznej, która charakteryzuje się zwiększonym napięciem mięśni. Na pewno lepsze efekty uzyska osoba "normalna". Trzeba pamiętać o rozciąganiu się według zaleceń fizjoterapeutki. Nie ma też się co obawiać, jeśli chodzi o nagość czy reakcje ciała. Naprawdę można do tego przywyknąć i tylko 1-2 wizyta może być krępująca. Z twojego opisu masz problem z napięciem zwieracza wewnętrznego odbytu, który nie podlega sile woli (nie mamy możliwości spinania czy rozluźniania go siłą woli), dlatego warto się wybrać do fizjoterapeuty. Chociażby po to, żeby wiedzieć jak nad tym pracować samemu (jeśli krępujesz się).
@Denis98 nie zawsze warto ćwiczyć samemu, bo możesz sobie wzmacniać mięśnie, które obecnie masz już zbyt spięte i wpadasz w błędne koło. Warto ćwiczyć – zgadzam się, ale nie warto tego robić bezmyślnie, na czuja.
Dodam, że moja odpowiedź nie jest reklamą konkretnego gabinetu. Chciałem jedynie opisać swoje doświadczenia, żeby inni niezdecydowani być może zechcieli skorzystać z pomocy. Panowie – to żaden wstyd. Kobiety między sobą rozmawiają o takich sprawach i nie wstydzą się, a my też możemy mieć problemy urologiczne. Warto się badać i warto się leczyć, jeśli są na to środki i odwaga.