Witam wszystkich.
Mam stwierdzone zapalenie prostaty wywołane bakterią gardnerella vaginalis, badania wykonane w badbaku zlecone przez dr Gołąbka. Bakteria została wykryta w próbce z posiewu nasienia które wysłałem kurierem. Pozostałe badania wykonane na miejscu nic nie wykazały. Dostałem klindamycynę na 3 tyg. Na forum nigdzie nie znalazłem informacji w jaki sposób ktoś sobie radził z ta bakterią, jak działa klindamycyna. Czy to jest dopiero początek problemów?
Jak byłem na pierwszej wizycie u urologa 2 miesiące temu dostałem betmigę i objawy mi się wyciszyły, mógłbym nawet stwierdzić że "żyję w miarę normalnie". Obawiam się kilku rzeczy. Po pierwsze że betmiga w końcu przestanie działać. Po drugie i chyba to jest najgorsze że jak zacznę stosować antybiotyk to zacznie się piekło, lekarz mi powiedział że mam 70% na to że ujawnią się kolejne bakterie i leczenie może potrwać nawet dwa lata.
Zapalenie daje mi się we znaki od czterech lat, teraz wiem że pierwsze objawy były widoczne kilka lat wcześniej ale się nimi nie przejmowałem, jak poszedłem do urologa to i tak moje obawy były bagatelizowane. Przy moich innych chorobach (nadciśnienie, otyłość, nieznaczna leukopenia, dna, refluks, brak pęcherzyka) i stresie z którym sobie nie radzę od kilku już lat biorąc psychotropy, obawiam się że nie podołam takiemu leczeniu.
Czy moje obawy są uzasadnione czy też nie?