Opiszę z wolna swoją historię, która zakończyła się wczoraj zabiegiem obrzezania częściowego. Lekarze cisnęli na całkowite, ale ja twardo się uparłem na swoim i swojego dopiąłem Obrzezanie całkowite to kalectwo, do tego kojarzy się z obcymi religiami a ja religijny nie jestem.
Do lekarza skłoniło mnie, niestety, dopiero rozpoczęcie związku z moją obecną wybranką. Ona cały czas ciągle mówi o seksie, dziwi się dlaczego ja to odkładam w czasie...a nie mogę powiedzieć że z powodu stulejki, bo o by oznaczało że jestem prawiczkiem - nie ma się naprawdę czym chwalić.
Tak więc zacząłem opowiadać, że chcę by ten wieczór był wyjątkowy, byś była moja cała przez całą noc i takie inne słodkości. Uwierzyła, ale czas naglił.
Poszedłem więc do lekarza prywatnie, bo wiadomo - mieszkam w takim mieście, że wszyscy się znają a lekarka rodzinna zna moich rodziców, sąsiadów, w przychodni pracują znajomi. Wolałem ominąć te ciekawskie spojrzenia i późniejsze rozmowy za plecami.
Po wizycie u lekarza dr dał skierowanie na zabieg. Czekałem aż (albo tylko) miesiąc.
Wczoraj rano zawitałem w progi szpitala. Poczekałem chwilę - myślałem że zabieg odbędzie się za moment, już i o ósmej pójdę do domu.
No niestety, najpierw trzeba było załatwić papierologię, wyrażenie zgody i inne takie rzeczy.
Przydzielono mi salę chorych, poczekałem z dwie godziny, zrobili mi badania...i położyłem się na stole operacyjnym.
Stres był ogromny, szczególnie że znieczulenie nie chciało zadziałać i musieli mi wkłuwać tam z 7 czy 8 razy zastrzyki - ból przy zastrzykach w głowke był ogromny i nie da się tego ukryć. Niemal krzyczałem tam... Na szczęście w końcu ustąpił i czułem jedynie lekkie kłucie, - lekarz był przystępny, podczas zabiegu miałem zamknięte oczy i rozmawiałem z nim o tym co się dzieje, jak postępować po etc.
Założyli mi jakieś opatrunki i kazali się położyć.
Nie lubię leżeć, więc zaraz z łóżka wstałem i się ogarnąłem jakoś do ładu. Musiałem czekać parę godzin na kolejne papierologie i wypuszczenie do domu.
Wtedy nastąpiło najgorsze - wszedłem do toalety szpitalnej...i ściągnąłem opatrunek - zaczęły spadać kropelki krwi, ba, cały ten gazik też cały czerwony...zrobiło mi się ciemno przed oczami, gorąco itp. Już myślałem że runę tam na ziemię ale się znowu jakoś doprowadziłem do ładu i zacząłem ściągać tą skórkę ;D Co tam krew, człowiek się przyzwyczaja, co tam ból ? Ból był lekki raczej bo znieczulenie jeszcze chyba działało.
Ściągnąłem tylko lekko, na tyle by móc skorzystać z toalety.
Dzisiaj poszedłem normalnie do pracy, żadnego bólu, żadnych problemów, zero krwawienia. No może parę kropelek, ale to nic. Żadnych leków nie stosuję, maści i innych takich.
Czuję, ze mogę zdjąć napletek jak daleko chcę, ale boję się zrobić to o ten 1 milimetr zbyt daleko, żeby się nie zsunął razem ze szwami pod żołądź. Gdy się zsuwa napletek to boli jak diabli bo szwy kłują w peniska, ale i tak miło go zobaczyć w pełnej krasie
Mam problem, bo nie wiem kiedy mam próbować zacząć stawiać go "do pionu" i wtedy ściągać? Czy już teraz czy czekać aż się to chociaż w minimalnym stopniu zagoi ?
I jak często ściągać napletek ? Kilka razy dziennie to robię, nawet w pracy w łazience. Wiem że trzeba to robić aby się to źle nie zrosło z powrotem ;D Tylko nie ściągam do końca, bo jak mówiłem szwy będą zawadzały i później go z powrotem nie założę albo się urwą kawałki skóry.
W ogóle nie wiem ile muszę czekać by zacząć współżycie seksualne ? Pewnie lepiej zacząć od masturbacji...ale kiedy ? Kiedy można się normalnie w wannie wykąpać ?
Czy ból będzie narastał tudzież czy będzie narastała opuchlizna ?
Jakie są sposoby by nie doszło do komplikacji skutkującej koniecznością ponownej wizyty u urologa ?
Dziękuję za pomoc, szczęśliwy pacjent
Do lekarza skłoniło mnie, niestety, dopiero rozpoczęcie związku z moją obecną wybranką. Ona cały czas ciągle mówi o seksie, dziwi się dlaczego ja to odkładam w czasie...a nie mogę powiedzieć że z powodu stulejki, bo o by oznaczało że jestem prawiczkiem - nie ma się naprawdę czym chwalić.
Tak więc zacząłem opowiadać, że chcę by ten wieczór był wyjątkowy, byś była moja cała przez całą noc i takie inne słodkości. Uwierzyła, ale czas naglił.
Poszedłem więc do lekarza prywatnie, bo wiadomo - mieszkam w takim mieście, że wszyscy się znają a lekarka rodzinna zna moich rodziców, sąsiadów, w przychodni pracują znajomi. Wolałem ominąć te ciekawskie spojrzenia i późniejsze rozmowy za plecami.
Po wizycie u lekarza dr dał skierowanie na zabieg. Czekałem aż (albo tylko) miesiąc.
Wczoraj rano zawitałem w progi szpitala. Poczekałem chwilę - myślałem że zabieg odbędzie się za moment, już i o ósmej pójdę do domu.
No niestety, najpierw trzeba było załatwić papierologię, wyrażenie zgody i inne takie rzeczy.
Przydzielono mi salę chorych, poczekałem z dwie godziny, zrobili mi badania...i położyłem się na stole operacyjnym.
Stres był ogromny, szczególnie że znieczulenie nie chciało zadziałać i musieli mi wkłuwać tam z 7 czy 8 razy zastrzyki - ból przy zastrzykach w głowke był ogromny i nie da się tego ukryć. Niemal krzyczałem tam... Na szczęście w końcu ustąpił i czułem jedynie lekkie kłucie, - lekarz był przystępny, podczas zabiegu miałem zamknięte oczy i rozmawiałem z nim o tym co się dzieje, jak postępować po etc.
Założyli mi jakieś opatrunki i kazali się położyć.
Nie lubię leżeć, więc zaraz z łóżka wstałem i się ogarnąłem jakoś do ładu. Musiałem czekać parę godzin na kolejne papierologie i wypuszczenie do domu.
Wtedy nastąpiło najgorsze - wszedłem do toalety szpitalnej...i ściągnąłem opatrunek - zaczęły spadać kropelki krwi, ba, cały ten gazik też cały czerwony...zrobiło mi się ciemno przed oczami, gorąco itp. Już myślałem że runę tam na ziemię ale się znowu jakoś doprowadziłem do ładu i zacząłem ściągać tą skórkę ;D Co tam krew, człowiek się przyzwyczaja, co tam ból ? Ból był lekki raczej bo znieczulenie jeszcze chyba działało.
Ściągnąłem tylko lekko, na tyle by móc skorzystać z toalety.
Dzisiaj poszedłem normalnie do pracy, żadnego bólu, żadnych problemów, zero krwawienia. No może parę kropelek, ale to nic. Żadnych leków nie stosuję, maści i innych takich.
Czuję, ze mogę zdjąć napletek jak daleko chcę, ale boję się zrobić to o ten 1 milimetr zbyt daleko, żeby się nie zsunął razem ze szwami pod żołądź. Gdy się zsuwa napletek to boli jak diabli bo szwy kłują w peniska, ale i tak miło go zobaczyć w pełnej krasie
Mam problem, bo nie wiem kiedy mam próbować zacząć stawiać go "do pionu" i wtedy ściągać? Czy już teraz czy czekać aż się to chociaż w minimalnym stopniu zagoi ?
I jak często ściągać napletek ? Kilka razy dziennie to robię, nawet w pracy w łazience. Wiem że trzeba to robić aby się to źle nie zrosło z powrotem ;D Tylko nie ściągam do końca, bo jak mówiłem szwy będą zawadzały i później go z powrotem nie założę albo się urwą kawałki skóry.
W ogóle nie wiem ile muszę czekać by zacząć współżycie seksualne ? Pewnie lepiej zacząć od masturbacji...ale kiedy ? Kiedy można się normalnie w wannie wykąpać ?
Czy ból będzie narastał tudzież czy będzie narastała opuchlizna ?
Jakie są sposoby by nie doszło do komplikacji skutkującej koniecznością ponownej wizyty u urologa ?
Dziękuję za pomoc, szczęśliwy pacjent