• Cytatów używajcie tylko jeżeli jest to potrzebne! Jeżeli chcecie komuś odpisać używajcie @ z nazwą użytkownika.

Platyka + wędzidełko, 16.09.14 (Pytania, relacja, skargi, uwagi)

jankanty

New member
Czas: dziesiąty dzień po zabiegu

Rana się goi, chociaż dosyć dziwnie.
Gdyby nie to, że w tym jednym feralnym miejscu coś mi się rozciągnęło i nie chce się goić, to pewnie bym w ogóle nie pamiętał już że miałem jakiś zabieg. Miejsca "na skraju" wianuszka szwów wyglądają prawie jak nowe, chyba nawet blizna nie będzie zbyt widoczna. Jeden skrajny szew już wypadł - przy zmianie opatrunku myślałem, że mi wyskoczył jakiś strupek na cewce moczowej, a tu niespodzianka, bo to szew.

Alantan moim zdaniem pomaga i to wydatnie. Jestem w o tyle "dobrej" sytuacji że mam na ręce małe rozcięcie sprzed trzech tygodni, które kwalifikowało się właściwie do szycia (na oko jeden, dwa szwy), ale ostatecznie sobie to szycie odpuściłem. Rana się goi, ale długo i opornie. Więc posmarowałem ją alantanem, żeby zobaczyć co się stanie, zanim zacznę smarować sprzęt. Jak się okazuje, dotychczas długo się bździąca rana nagle zaczęła zarastać w oczach, więc uznałem, że na ptaka też mogę tę maść dać. Oczywiście nie na krwawiące miejsca. Zacząłem bardzo ostrożnie smarować wszystko to co suche (czyli tak naprawdę jakieś 75% rany) i widzę, że to faktycznie pomocne. Tam, gdzie się sączy, nakładałem nieduże ilości wokół ranki, ale nie na samą rankę.

Przedwczoraj wieczorem, wczoraj przez cały dzień i dzisiaj rano nie stosowałem żadnych ćwiczeń. Krew się pojawiała cały czas, raz mniej, raz więcej, ale jednak. Najczęściej podczas zmiany opatrunku - tzn odwijając gazę widniały na niej zaschłe plamki, a to, co się zdołało podgoić, otwierało się po głupim odciągnięciu napletka na pół centymetra, żeby się po prostu wysikać. Co gorsza, nie tylko na feralnych szwach, ale na innych też (maksymalnie na sześciu, a to już sporo). Przyznam, że nie wprawiało mnie to w zbyt dobry humor, bo w dniach 7 - 9 ptak krwawił i wyglądał dużo gorzej niż po zabiegu, pomijając opuchliznę zredukowaną do ok 15% stanu początkowego.

Przearanżowałem trochę opatrunki, tak, żeby mieć ciągle dostęp jak największych ilości świeżego powietrza, poza tym napsuty tą krwią humor i izolowanie się od bodźców sprawiły, że wczoraj tylko raz mnie dopadł w dzień spontaniczny wzwód. Napicie się przed snem nieco większej ilości wody, tak, żeby rano chciało się sikać, także trochę na to pomaga. Wczoraj rano obudziło mnie znajome kłucio-szczypanie jak w pierwszych nocach, ale dzisiaj już nie. Krew na feralnych szwach była cały czas, ale pojawił się na nich strup. Uważam to za dobry znak.

Dzisiaj rano spotkała mnie przykra niespodzianka, bo na gazie była tak wielka plama krwi jak chyba jeszcze w ogóle ani razu, od zabiegu włącznie. Przygotowałem się więc na najgorsze, ale ostrożne odwinięcie opatrunku ukazało mi w sumie nie taki zły widok. Wianuszek 10 szwów zmniejszył się do 9, ale liczmy dalej 10 - krwawiące miejsce wypada pomiędzy szóstym a siódmym szwem licząc od lewej. Wszystko co na lewo od tego miejsca wygląda elegancko - nie ma opuchlizny, żadnego zaczerwienienia, najbardziej skrajny szew jest już tylko wspomnieniem, pozostała po nim maleńka dziurka, ale nie krwawi. To co na prawo prezentuje się podobnie, tylko jest tego mniej - po prostu trzy szwy i elegancko zagojona dawna rana. najbardziej skrajny szew z lewej jest już bardzo miękki i widzę, że jeśli nie wypadnie dzisiaj, to pewnie jutro czy pojutrze.

Pomiędzy tymi dwoma ładnymi miejscami jest ciemny, suchy strup. Ma nieco ponad pół centymetra i są w niego wtopione szwy tak, że nie bardzo potrafię stwierdzić, który jest gdzie - jeden wystaje pod dziwnym kątem i zastanawiam się, czy przypadkiem też już nie wypadł. Nie wiem. Odciągnąłem bardzo delikatnie napletek - okazało się, że okolice strupa nie bolą, wczoraj rano kuło jak cholera - wysikałem się, prysnąłem delikatnie octeniseptem, poczekałem aż podeschnie, posmarowałem alantanem to, co się dotychczas zagoiło. Na strupa na razie nic nie dałem, tylko wokół na skórę lekko. Potem założenie opatrunku, spodnie i tyle. Po domu chodzę w luźnych spodniach i opatrunku (sprzęt zawinięty w gazę, od góry otwarty otwór, całość przyklejona do podbrzusza), ale bez gaci, żeby się nic nie przyciskało i żeby był przewiew. W trakcie całej operacji krew nie pojawiła się ani razu i mam cichą nadzieję, że to już nie ulegnie zmianie.

Wydaje mi się, że sytuacja zaczyna się stabilizować. Boję się trochę o ćwiczenia, ale nie ma mowy żeby je robić zanim się to jedno cholerne miejsce nie utrwali. Jutro spróbuję delikatnie odciągnąć wszystko, żeby zobaczyć co się dzieje w okolicach wędzidełka (krew spod napleta się nie sączy, nic też nie boli, więc źle chyba nie jest) i jeśli wszystko pójdzie dobrze, to może zacznę wieczorem bardzo ostrożne ćwiczenia.
 

szymon1

New member
Tego strupa z zatopionymi szwami przypadkiem nie zrywaj i tych szwow wtopionych lepiej tez nie ruszaj on sam musi odpasc gdy bedzie wygojone podnim a ty staraj sie go nie uszkodzic
 

jankanty

New member
Czas: trzy tygodnie po zabiegu

Krwawienia ostatecznie ustały, przynajmniej jeśli chodzi o główne szycie. Alantan trochę pomógł, ale goiło się to dosyć długo. Tydzień temu byłem u lekarza na kontroli. Jak zobaczył co się dzieje, to złapał się za głowę i stwierdził, że najlepiej będzie w ogóle się szwów pozbyć. Więc zdjął mi wszystkie za wyjątkiem tego w okolicach wędzidełka, bo stwierdził, że tutaj i tak będzie się goiło dużo dłużej, a u mnie te okolice wyglądają dosyć brzydko.

Miałem wątpliwości czy usunięcie szwów w sytuacji gdy się nie bardzo goją jest dobrym pomysłem, ale o dziwo... tak. Ranki dosyć szybko się zasklepiły i wszystko się zagoiło. Kazał mi też chodzić bez opatrunku jak tylko ranki zaschną. Dosyć ciężko było się przyzwyczaić, a raz obudziłem się rano i odkryłem, że okolice z lewej strony spuchły mi jak balon i się otworzyły, ale posmarowanie alntanem i chodzenie jeden dzień w opatrunku i z fujara do góry sprawiły że wszystko wróciło do normy.

Aktualnie główne rozcięcie jest zagojone i nic się nie sączy. Są resztki opuchlizny, ale malutkie, nic specjalnego raczej. W dwóch miejscach, tych które mi najbardziej krwawiły, zrobiły się dosyć twarde (tak mi się wydaje) i trochę bolące podczas ćwiczeń zrosty. Lekarz kazał mi po tygodniu kupić contractubex i smarować do oporu, aż się tubka skończy, a jak się skończy to może jeszcze jedną kupić, czyli czekają mnie pewnie ze 3 - 4 miesiące codziennego smarowania. Wczoraj kupiłem maść i zacząłem smarowanie. Te twardsze miejsca o których mówiłem niemal od ręki się zmiękczyły; tzn zaraz po smarowaniu są wyraźnie mniej spięte i mam nadzieję że po upływie kilku tygodni czy miesięcy sytuacja ulegnie znaczącej poprawie. Będę na razie smarował i wcierał maść, myślę że zapowiada się nieźle.

Co do wzwodów. Sprawdzałem, czy po postawieniu masztu wszystko działa, no i owszem, napletek schodzi do rowka i sobie tam siedzi; dalej nie zejdzie, nie ma opcji, jest opięty dosyć ciasno, ale nie boleśnie, więc wydaje mi się, że cel operacji został osiągnięty; mam nadzieję że rozsmarowanie maścią pomoże uelastycznić tę okolicę na tyle, żeby nie mieć tego dziwnego poczucia "opinania".

Okolice wędzidełka goją, się, tam niczego nie ruszam, tylko jałowym kompresem po oddawaniu moczu delikatnie oczyszczam okolicę z wilgoci i pryskam octeniseptem (mam to robić aż się skończy opakowanie, już niewiele zostało). Okolica wygląda nieźle (już nie jak pobojowisko), chociaż wciąż jest chyba dosyć delikatna, wczoraj na przykład w jednym miejscu pojawiła mi się maleńka kropla krwi, której ewidentnie nie powinno być. Lekarz kazał mi to zostawić i pozwolić, żeby się goiło, więc czekam.

Ogólnie mogę chyba pokusić się na pewne podsumowanie i stwierdzam, że jest to wszystko zabieg może niezbyt przyjemny i momentami mocno stresujący, ale nie tak, żeby trzeba się tego było bać czy coś. Teraz prawie już nie pamiętam, że coś mi robiono z okolicami uchodzącymi za intymne, główka też się już uniewrażliwiła na tyle, że nie czuję przy każdym kroku dziwnego swędzenia w gaciach.
 

ras999

New member
jankanty,
Przedwczoraj miałem identyczny zabieg i chcę Ci podziękować za zawarte w twoich postach doświadczenia, ponieważ dają mi szerszy pogląd na całą sytuację i na to czego mogę się spodziewać. Miałbym parę pytań, z góry przepraszam jeśli nie doczytalem tego w postach.
1) Kiedy zniknęły ślady krwawienia w trakcie czyszczenia Octaniseptem?
2) Czy najmocniej i najdłużej krwawiło z okolic więzidełka?
3) Podejrzewasz dlaczego doszło do zakażenia ropnego?
4) Czy była duża różnica w schodzeniu opuchlizny między pozycją prącia góra/dół/poziomo?

Pozdrawiam:)
 

jankanty

New member
Hej
No dobra, to po kolei.

1. Krwawienia skończyły się ostatecznie jakieś 16 - 17 dni po zabiegu, ale na ile się orientuję, to jestem raczej odosobnionym przypadkiem; coś mi się to po prostu wolno goiło, nie wiem nawet dlaczego.

2. Tak, zdecydowanie. Lekarz mi mówił, że te okolice goją się najdłużej i najwolniej, poza tym to mocno ukrwiony rejon. Obecnie mi się już zagoiło i teraz zastanawiam się jak się pozbyć szwu, bo nie mam zamiaru iść do urologa za 100 złotych żeby mi jedną niteczke wyjął :D Mam nadzieję, że sam wypadnie, na razie widzę że się luzuje, ale po miesiącu to już raczej nie powinno go być... Okolice wędzidełka najłatwiej mi się uszkadzały przy różnych wzwodach i większość krwawień o których tu pisałem szła właśnie stamtąd. Obecnie jednak jest spoko, żólty syf także zniknął i wszystko wygląda w miarę spoko.

3. Nie wiem. Okolice wędzidełka na ogół pokrywają się takim żółtym ropopodobnym syfem, ale to jest chyba po prostu jakiś bardzo dziwny rodzaj strupa; w każdym razie dużo osób na forum to miało.

4. Tak. Noszenie ptaka w górze rzeczywiście pomaga, opuchlizna schodzi szybciej, szczególnie to widać w pierwszych dniach. Z tym, że im jest jej mniej, tym wolniej znika, ciągle mam odrobinę w dwóch miejscach, ale mało i wydaje mi się, że z tygodnia na tydzień coraz mniej odstaje.


Od zabiegu minął ponad miesiąc, no i obecnie wydaje mi się, że wszystko gra. Rany się zagoiły całkowicie. We wzwodzie wszystko ładnie schodzi, smaruję bliznę contractubexem i rzeczywiście to dziwne "opięcie" skóry wokół ptaka podczas wzwodu zelżało i wygląda na to, że jest tak jak być powinno. Smarować będę oczywiście dalej te dwa czy trzy miesiące; drobne zgrubienia na bliznie robią się bardzo powoli miększe, chociaż wciąż są zauważalne. Nie wygląda to jednak źle, żeby nie jakieś nieistotne resztki opuchlizny i te delikatne zrosty to właściwie nie byłoby nic widać. Wygląda na to, że dobrze trafiłem.

Gdyby ktoś był zainteresowany, to lekarz który mi to zrobił nazywa się Waldemar Lasota, z lubelskiego Sanitasu. Trudno mi o porównanie, bo w sumie wypowiadam się tylko na podstawie swojego przypadku, ale sądzę, że facet zrobił bardzo profesjonalną robotę. Miło, przyjemnie i jak należy; te krwawienia mi trochę krwi napsuły, ale to już raczej nie wina lekarza, tylko mojego organizmu.
 

Podobne tematy

Do góry