Witam Was Panowie
Postanowiłem podzielić się z Wami moją przygodą w tym ciekawym i trudnym czasie jakim jest czas po plastyce napletka, aczkolwiek każdy z nas tutaj to przechodził lub będzie przechodził. Jestem 3 doby po zabiegu usunięcia stulejki i do tego miałem za krótkie wędzidełko. Zacznę od początku.
Długo przygotowywałem się do tego zabiegu. Najgorsze było to, że nawet nie miałem jak zaspokoić mojej partnerki moim małym. Jedynie palce i język. Co więcej, od razu jej się przyznałem na początku naszej relacji, że mam stulejkę. Tak by nie było, że unikam stosunku czy coś. Co prawda po pijaku jej to powiedziałem. Zbyt bardzo się wstydziłem problemu. Ogólnie na zabieg miałem iść w zeszłym roku. I trafiłem na to forum. Poczytałem, zobaczyłem fotki i strach wziął górę nad psychiką. Po prostu wystraszyłem się. W tym roku myślałem sobie, że przecież ludzie mają o wiele poważniejsze zabiegi, operacje, problemy. Niektórzy sami robią sobie kolczyki w penisach czy coś, a ja będę się bał zabiegu, który pozwoli mi normalnie współżyć. I umówiłem się na zabieg. Pojechałem.
Zabieg miałem 1 października. Do gabinetu wszedłem o 11:40, a wyszedłem o 13:30. Bo papiery podpisać itd itp. Nakłócia powodujące znieczulenie. U podstawy penisa, później chyba na środku i w żołędź. Nie widziałem tego bo leżałem. W ogóle strach miałem bo za każdym razem jak próbowałem zdjąć napletek to pieroński bolało i na wizycie przed zabiegiem gdy lekarz oglądał małego też zdejmował mi napletek i to był bardzo duży ból. Pewnie dlatego teraz gdy go myje i muszę odsłonić szwy to panicznie się boje. Ale cóż. Wracają do tematu. Podczas zabiegu nic nie czułem. Dużo tematów z doktorem poruszaliśmy. Szybko zleciało. Zdziwił mnie opatrunek. Duży. Gatki obcisłe wziąłem i doktor mówił, że dobrze, że w dżinsach jestem to będzie stabilny. No ale wystawało, to gdy szedłem po ulicy to kurtka w rękę i trzymałem na kroczu heh.
Czytałem, że znieczulenie gdy puści po 2-3 godzinach to boli. Co ciekawe znieczulenie puściło i nic nie czułem. Nawet obawiałem się, że krew mi nie dochodzi. Takie głupie myśli. Ale po prostu zero bólu. Opatrunek musiałem sam zmienić po konsultacji z lekarzem gdyż po prostu go obsikałem lekko. W nocy spałem może z dwie godziny bo bałem się nocnego wzwodu.
Następnego dnia miałem już kontrol. Bo lekarz chciał sprawdzić czy nic nie puściło i czy dużego krwawienia nie ma. Pojechaliśmy i tutaj nadmienie, że nie polecam PKP. Trasa, która miała trwać z 15-20 minut, trwała ponad 50 minut i to z przesiadką w polu do innego pociągu. PKP powinno być darmowe za takie akcje. Ale wracając do tematu. Lekarz obejrzał, powiedział, że bardzo ładnie to wygląda. Oczywiście spuchł mi mały. Małe plamki z krwi pod skórą z prawej strony zrobiły się na skórze. Ale powiedział, że to normalne i że będzie opuchnięty przez jakiś czas. Zresztą to zrozumiałe bo ciało było cięte, więc innej opcji nie ma. I żebym się nie martwił jak będą ślady krwi. I faktycznie są, ale to takie małe. Nie leje się strumieniem jak to myślałem, ale są. Każda rana czy to obdarcie czy przecięcie skóry powoduje, że z tej rany pojawia się krew. Założył mi opatrunek, dał wskazówki, aby myć go codziennie dwa razy (zsuwając napletek i myć szwy), rano i wieczorem, wodą z mydłem pod prysznicem, dezynfekować i nakładać maść.
Wrocilem do domu i nadszedł wieczór. Wiecie jak ja się panicznie bałem tego mycia? Tym bardziej, że mam w pamięci jak bolało gdy przed zabiegiem próbowałem zdejmować napletek. Ale co zrobić? Musiałem małego umyć. Więc ustawiłem sobie taką letnia wodę, niezbyt duże ciśnienie w słuchawce. Zdałem napletek taki opuchnięty i mym oczom ukazał się mój mały. Trochę siny jest na żołędzi, takie siniaki małe, ale czytałem, że to po znieczuleniu. Szwy też ładnie zrobione. Zawsze coś tam krwi jest. Mało bo mało ale jest. Ale co mnie najbardziej przeraziło? To ta nadwrażliwość. Zacisnąłem zęby i umyłem. Po wodzie z mydłem wycieram go punktowo suchą gazą, a następnie odkarzam już zwilżoną gazą borasolem. Później maść i hura! Zakładam opatrunek, gatki i jest ok. Trochę widać go z tej skórki, ale mam nadzieję, że schowa się gdy pozabiegowa opuchlizna zniknie. I od wczoraj gdzieś tak od wieczora czuje jak mnie tam swędzi. Mam nadzieję, że to znak gojenia.
A jak mi nocki mijają? Cóż biorę dwa ketonale i lulu. Koło drugiej, trzeciej wybudzam się bo jest wzwód, rano to samo. I to nie jest taki ból, że się umiera. Po prostu czuć nacisk taki. No i cały czas opatrunek co by go ujarzmić chociaż trochę.
Idę właśnie się myć. Trochę boję się tej nadwrażliwości no, ale co zrobić. Tłumaczę sobie to tym, że później to zamieni się w przyjemność
Za jakiś czas dam znać jak przebiega rekonwalescencja. Trzymajcie się Panowie.
Postanowiłem podzielić się z Wami moją przygodą w tym ciekawym i trudnym czasie jakim jest czas po plastyce napletka, aczkolwiek każdy z nas tutaj to przechodził lub będzie przechodził. Jestem 3 doby po zabiegu usunięcia stulejki i do tego miałem za krótkie wędzidełko. Zacznę od początku.
Długo przygotowywałem się do tego zabiegu. Najgorsze było to, że nawet nie miałem jak zaspokoić mojej partnerki moim małym. Jedynie palce i język. Co więcej, od razu jej się przyznałem na początku naszej relacji, że mam stulejkę. Tak by nie było, że unikam stosunku czy coś. Co prawda po pijaku jej to powiedziałem. Zbyt bardzo się wstydziłem problemu. Ogólnie na zabieg miałem iść w zeszłym roku. I trafiłem na to forum. Poczytałem, zobaczyłem fotki i strach wziął górę nad psychiką. Po prostu wystraszyłem się. W tym roku myślałem sobie, że przecież ludzie mają o wiele poważniejsze zabiegi, operacje, problemy. Niektórzy sami robią sobie kolczyki w penisach czy coś, a ja będę się bał zabiegu, który pozwoli mi normalnie współżyć. I umówiłem się na zabieg. Pojechałem.
Zabieg miałem 1 października. Do gabinetu wszedłem o 11:40, a wyszedłem o 13:30. Bo papiery podpisać itd itp. Nakłócia powodujące znieczulenie. U podstawy penisa, później chyba na środku i w żołędź. Nie widziałem tego bo leżałem. W ogóle strach miałem bo za każdym razem jak próbowałem zdjąć napletek to pieroński bolało i na wizycie przed zabiegiem gdy lekarz oglądał małego też zdejmował mi napletek i to był bardzo duży ból. Pewnie dlatego teraz gdy go myje i muszę odsłonić szwy to panicznie się boje. Ale cóż. Wracają do tematu. Podczas zabiegu nic nie czułem. Dużo tematów z doktorem poruszaliśmy. Szybko zleciało. Zdziwił mnie opatrunek. Duży. Gatki obcisłe wziąłem i doktor mówił, że dobrze, że w dżinsach jestem to będzie stabilny. No ale wystawało, to gdy szedłem po ulicy to kurtka w rękę i trzymałem na kroczu heh.
Czytałem, że znieczulenie gdy puści po 2-3 godzinach to boli. Co ciekawe znieczulenie puściło i nic nie czułem. Nawet obawiałem się, że krew mi nie dochodzi. Takie głupie myśli. Ale po prostu zero bólu. Opatrunek musiałem sam zmienić po konsultacji z lekarzem gdyż po prostu go obsikałem lekko. W nocy spałem może z dwie godziny bo bałem się nocnego wzwodu.
Następnego dnia miałem już kontrol. Bo lekarz chciał sprawdzić czy nic nie puściło i czy dużego krwawienia nie ma. Pojechaliśmy i tutaj nadmienie, że nie polecam PKP. Trasa, która miała trwać z 15-20 minut, trwała ponad 50 minut i to z przesiadką w polu do innego pociągu. PKP powinno być darmowe za takie akcje. Ale wracając do tematu. Lekarz obejrzał, powiedział, że bardzo ładnie to wygląda. Oczywiście spuchł mi mały. Małe plamki z krwi pod skórą z prawej strony zrobiły się na skórze. Ale powiedział, że to normalne i że będzie opuchnięty przez jakiś czas. Zresztą to zrozumiałe bo ciało było cięte, więc innej opcji nie ma. I żebym się nie martwił jak będą ślady krwi. I faktycznie są, ale to takie małe. Nie leje się strumieniem jak to myślałem, ale są. Każda rana czy to obdarcie czy przecięcie skóry powoduje, że z tej rany pojawia się krew. Założył mi opatrunek, dał wskazówki, aby myć go codziennie dwa razy (zsuwając napletek i myć szwy), rano i wieczorem, wodą z mydłem pod prysznicem, dezynfekować i nakładać maść.
Wrocilem do domu i nadszedł wieczór. Wiecie jak ja się panicznie bałem tego mycia? Tym bardziej, że mam w pamięci jak bolało gdy przed zabiegiem próbowałem zdejmować napletek. Ale co zrobić? Musiałem małego umyć. Więc ustawiłem sobie taką letnia wodę, niezbyt duże ciśnienie w słuchawce. Zdałem napletek taki opuchnięty i mym oczom ukazał się mój mały. Trochę siny jest na żołędzi, takie siniaki małe, ale czytałem, że to po znieczuleniu. Szwy też ładnie zrobione. Zawsze coś tam krwi jest. Mało bo mało ale jest. Ale co mnie najbardziej przeraziło? To ta nadwrażliwość. Zacisnąłem zęby i umyłem. Po wodzie z mydłem wycieram go punktowo suchą gazą, a następnie odkarzam już zwilżoną gazą borasolem. Później maść i hura! Zakładam opatrunek, gatki i jest ok. Trochę widać go z tej skórki, ale mam nadzieję, że schowa się gdy pozabiegowa opuchlizna zniknie. I od wczoraj gdzieś tak od wieczora czuje jak mnie tam swędzi. Mam nadzieję, że to znak gojenia.
A jak mi nocki mijają? Cóż biorę dwa ketonale i lulu. Koło drugiej, trzeciej wybudzam się bo jest wzwód, rano to samo. I to nie jest taki ból, że się umiera. Po prostu czuć nacisk taki. No i cały czas opatrunek co by go ujarzmić chociaż trochę.
Idę właśnie się myć. Trochę boję się tej nadwrażliwości no, ale co zrobić. Tłumaczę sobie to tym, że później to zamieni się w przyjemność
Za jakiś czas dam znać jak przebiega rekonwalescencja. Trzymajcie się Panowie.