velogustlik
New member
Zacznę od tego, że od samego początku mam niefart.
Mając 18lat poszedłem do lekarza, z podejrzeniem stulejki. Powiedział, że wszystko o.k. Nie zastanawiałem się nad tym długo. Ok to ok. Dopiero po kilku latach mając podejrzenie jakiegoś zakażenia grzybicznego (okazało się alergią )) okazało się, że jednak mam stulejkę.
Poszedłem do Wawrzyńca Lechnio na Żeromskiego, który dał mi skierowanie do szpitala. Średnio miły człowiek, który nie raczył mi dać skierowania na badania krwi w skutek czego musiałem się bujać jeszcze raz i przeciągać wszystko o miesiąc.
Dlaczego dopiero teraz wcale mnie nie dziwi, że dał mi ulotkę do akurat tej kliniki? Siebie warci...
Po załatwieniu szczepień czyli jakiś 2 miesiącach poszedłem na zabieg. Było to na początku kwietnia. Od razu mi się koleś nie spodobał. Wyglądał jak mechanik z PGRu a nie lekarz. Jakiś taki nieuczesany, zarośnięty grubas, który co chwilę się śmiał, ze nie ma się co bać tego czego się naczytałem w necie. O tym necie itp. to powtarzał wręcz paranoicznie...
Po jakimś czasie dał mi do podpisania, ze zostałem poinformowany co będzie mi robił, że zdaję sobie sprawę z możliwych powikłań itp. Więc zapytałem co zamierza i jakie są powikłania. Nic nie odpowiedział! No to przycisnąłem. Odpowiedział, ze po co pytam. Przecież wszystko w necie już dawno się dowiedziałem... Mówię, ze nie czytałem i chcę żeby mi powiedział. W możliwe komplikacje nie zdążyłem wejść, bo powiedział coś co mnie wkurzyło. Gdybym nie pytał to zrobiłby mi pełne obrzezanie, nawet mnie nie oglądając. Bo on się nie bawi. Jest lekarzem i nie będzie mu nikt kto naczytał się necie podważał... itp. Powtarzam, ze nie oglądał mnie...
Rozebrałem się, położyłem, dostałem cholernie bolesne znieczulenie, podczas którego nie za bardzo przejmował się, ze mnie boli i nawet nie starał się być delikatny. Przez cały czas nie wiedziałem jak w końcu zrobi. Nie zamierzał dzielić się ze mną ta informacją. Potem dowiedziałem się, ze w oczekiwaniu na działanie środków przeciwbólowych rozmawiał z moim tatą.
Wrócił, nic nie powiedział i zaczał ciąć. Nie bolało, ale byłem tak cholernie przestraszony, wściekły na niego i zarozumiałą pielęgniarkę, że miałem napięte wszystkie mięśnie. Cały byłem sparaliżowany ze strachu. Chyba przede wszystkim dlatego, ze obchodził się ze mną jak weterynarz z psem.
Chwila strachu i po wszystkim... Zszyli, założyli opatrunek i kazali... iść do domu. Uwierzycie? Dowiedziałem się, że mam cały dzień leżeć, trzymać do góry, zmieniać opatrunki i brać Apap. Nic więcej. Żadnej wizyty kontrolnej, wskazówek, lekarstw, recept.
Od wejścia do wyjścia z budynku włączając papierkową robotę, czekanie na znieczulenie itd. trwało to niecałą godzinę!!!
Po prostu fabryka!!! Jak inne chłopaki zobaczyli mnie po wyjściu to widziałem przerażenie w ich oczach...
Teraz jak o tym myślę to przypomina mi to bardziej jakąś podziemną klinikę aborcyjną w prywatnym domu niż poważny zakład opieki zdrowotnej. Jeden lekarz i jedna pielęgniarka, którzy zajmują się wszystkim. Gabinet weterynaryjny a nie klinika.
Po zdjęciu opatrunku nie byłem przerażony chyba tylko dlatego, że widziałem takie mięso na tutejszym forum. Po kilku dniach gdy tylko zeszła trochę opuchlizna i nie było krwi okazało się, że powinienem być przerażony. Wyglądało to okropnie. Na całości dokładnie 10 szwów założonych na tyle niedbale, ze czasem przecięta skóra była zawinięta do wewnątrz a czasem na zewnątrz. Powodowało to ciągłe krwawienia i nieustający ból. Jak można zostawić ranę na zewnątrz!!??. Idiota, niechluj, czy złośliwiec? Moja babcia bardziej starannie zszywa dupę kurczakowi z nadzieniem niż ten typ podszedł do człowieka.
Tak, ciągle jestem na niego zły i nie go Bóg broni, żeby kiedyś stanął na mojej drodze. Zastanawiam się nad zgłoszeniem sprawy do komisji lekarskiej. Przecież nie można nad tym przejść do porządku dziennego.
Tak to wygląda:
http://picasaweb.google.pl/velogustlik/ ... GY5I_19QE#
Przepraszam, że piszę tak nieskładnie, ale nadal denerwuję się myśląc o tym...
Powiedzcie mi czy to jest pełne obrzezanie czy mam szansę na osłonięcie żołędzi? Już się do tego przyzwyczaiłem, ale nadal doceniam wcześniejszą wygodę posiadania napletka. Co mam z tym zrobić? Jest jakaś szansa na zsuwanie napletka? Da się go rozciągnąć?
Nie wiem czy na środki antybliznowe nie jest już za późno?
Czy nadal uważacie, że mieliście coś nieładnie/niefachowo zrobione ?
Mając 18lat poszedłem do lekarza, z podejrzeniem stulejki. Powiedział, że wszystko o.k. Nie zastanawiałem się nad tym długo. Ok to ok. Dopiero po kilku latach mając podejrzenie jakiegoś zakażenia grzybicznego (okazało się alergią )) okazało się, że jednak mam stulejkę.
Poszedłem do Wawrzyńca Lechnio na Żeromskiego, który dał mi skierowanie do szpitala. Średnio miły człowiek, który nie raczył mi dać skierowania na badania krwi w skutek czego musiałem się bujać jeszcze raz i przeciągać wszystko o miesiąc.
Dlaczego dopiero teraz wcale mnie nie dziwi, że dał mi ulotkę do akurat tej kliniki? Siebie warci...
Po załatwieniu szczepień czyli jakiś 2 miesiącach poszedłem na zabieg. Było to na początku kwietnia. Od razu mi się koleś nie spodobał. Wyglądał jak mechanik z PGRu a nie lekarz. Jakiś taki nieuczesany, zarośnięty grubas, który co chwilę się śmiał, ze nie ma się co bać tego czego się naczytałem w necie. O tym necie itp. to powtarzał wręcz paranoicznie...
Po jakimś czasie dał mi do podpisania, ze zostałem poinformowany co będzie mi robił, że zdaję sobie sprawę z możliwych powikłań itp. Więc zapytałem co zamierza i jakie są powikłania. Nic nie odpowiedział! No to przycisnąłem. Odpowiedział, ze po co pytam. Przecież wszystko w necie już dawno się dowiedziałem... Mówię, ze nie czytałem i chcę żeby mi powiedział. W możliwe komplikacje nie zdążyłem wejść, bo powiedział coś co mnie wkurzyło. Gdybym nie pytał to zrobiłby mi pełne obrzezanie, nawet mnie nie oglądając. Bo on się nie bawi. Jest lekarzem i nie będzie mu nikt kto naczytał się necie podważał... itp. Powtarzam, ze nie oglądał mnie...
Rozebrałem się, położyłem, dostałem cholernie bolesne znieczulenie, podczas którego nie za bardzo przejmował się, ze mnie boli i nawet nie starał się być delikatny. Przez cały czas nie wiedziałem jak w końcu zrobi. Nie zamierzał dzielić się ze mną ta informacją. Potem dowiedziałem się, ze w oczekiwaniu na działanie środków przeciwbólowych rozmawiał z moim tatą.
Wrócił, nic nie powiedział i zaczał ciąć. Nie bolało, ale byłem tak cholernie przestraszony, wściekły na niego i zarozumiałą pielęgniarkę, że miałem napięte wszystkie mięśnie. Cały byłem sparaliżowany ze strachu. Chyba przede wszystkim dlatego, ze obchodził się ze mną jak weterynarz z psem.
Chwila strachu i po wszystkim... Zszyli, założyli opatrunek i kazali... iść do domu. Uwierzycie? Dowiedziałem się, że mam cały dzień leżeć, trzymać do góry, zmieniać opatrunki i brać Apap. Nic więcej. Żadnej wizyty kontrolnej, wskazówek, lekarstw, recept.
Od wejścia do wyjścia z budynku włączając papierkową robotę, czekanie na znieczulenie itd. trwało to niecałą godzinę!!!
Po prostu fabryka!!! Jak inne chłopaki zobaczyli mnie po wyjściu to widziałem przerażenie w ich oczach...
Teraz jak o tym myślę to przypomina mi to bardziej jakąś podziemną klinikę aborcyjną w prywatnym domu niż poważny zakład opieki zdrowotnej. Jeden lekarz i jedna pielęgniarka, którzy zajmują się wszystkim. Gabinet weterynaryjny a nie klinika.
Po zdjęciu opatrunku nie byłem przerażony chyba tylko dlatego, że widziałem takie mięso na tutejszym forum. Po kilku dniach gdy tylko zeszła trochę opuchlizna i nie było krwi okazało się, że powinienem być przerażony. Wyglądało to okropnie. Na całości dokładnie 10 szwów założonych na tyle niedbale, ze czasem przecięta skóra była zawinięta do wewnątrz a czasem na zewnątrz. Powodowało to ciągłe krwawienia i nieustający ból. Jak można zostawić ranę na zewnątrz!!??. Idiota, niechluj, czy złośliwiec? Moja babcia bardziej starannie zszywa dupę kurczakowi z nadzieniem niż ten typ podszedł do człowieka.
Tak, ciągle jestem na niego zły i nie go Bóg broni, żeby kiedyś stanął na mojej drodze. Zastanawiam się nad zgłoszeniem sprawy do komisji lekarskiej. Przecież nie można nad tym przejść do porządku dziennego.
Tak to wygląda:
http://picasaweb.google.pl/velogustlik/ ... GY5I_19QE#
Przepraszam, że piszę tak nieskładnie, ale nadal denerwuję się myśląc o tym...
Powiedzcie mi czy to jest pełne obrzezanie czy mam szansę na osłonięcie żołędzi? Już się do tego przyzwyczaiłem, ale nadal doceniam wcześniejszą wygodę posiadania napletka. Co mam z tym zrobić? Jest jakaś szansa na zsuwanie napletka? Da się go rozciągnąć?
Nie wiem czy na środki antybliznowe nie jest już za późno?
Czy nadal uważacie, że mieliście coś nieładnie/niefachowo zrobione ?