No nie ma opcji, jakaś baba musiała podpuścić swojego pantofla do obrzezania ten pierdylion lat temu, a potem to już jakoś poszło.
- Masturbacja po obrzezaniu jest moim zdaniem trudniejsza i bardziej upierdliwa. Przed obrzezaniem mogłem po prostu usiąść na toalecie i rozpocząć proceder - napletek pocierający o żołądź, nawilżony preejakulatem to wszystko co było potrzebne. Po zabiegu? Zapomnij, kombinuj teraz człowieku z olejkiem, żelem, Bóg wie czym jeszcze, posprzątaj po sobie - to już prościej namówić na seks... kobietę! Bez niej jak bez ręki!
- Po umyciu normalnego penisa, choćby i domestosem, najdalej pół godziny później będzie "pachniał". Jedno cięcie, trochę szwów, 4 tygodnie, i zapach znika - po całym dniu, penis (jak usłyszałem) pachnie praniem - albo raczej, tym co gacie. Ser (spodlaski, hehe, śmieszne, aczkolwiek takiego poziomu syfiarstwa nie popieram) też się nie zbiera, bo nie ma jak się wytworzyć. I komu ten zapach przeszkadza tak naprawdę? No osobom biorącym ten sprzęt do buzi, czyli - w zdecydowanej większości - kobietom.
- Po obrzezaniu klasyczny seks uprawia się nieco dłużej. A kto w łóżkowym sprincie zazwyczaj dobiega (czy tam dochodzi) pierwszy? No baby. Zamiast same przyspieszyć, to nas spowalniają. Tylko się człowiek więcej napoci, a orgazm taki sam.
- A no i wygląda jakoś tak... no inaczej, egzotycznie bym powiedział. Faceci się innym facetom (na ogół) na sprzęt nie patrzą, więc tylko płeć piękna zostaje jako odbiorca widoku obrzezanego penisa.