Witam. Zaznaczam, ze nie mam zdjęć przed zabiegiem. Do CM Kapelanka trafiłem po opiniach i zdjęciach forumowiczów.
Zdecydowalem się na zabieg anastomatem, z uwagi na jednoczesny problem krótkiego wedzidelka i zwężenia napletka, które utrudniało jego nasuwanie na żołądź (ale było po prostu uciążliwe, nie sprawiało bólu itd).
Jeśli ktoś, podobnie jak ja, zastanawia się nad anastomatem, to warto przemyśleć dobrze lekarza i oczekiwany efekt.
ustaliliśmy mailowo, ze ma być coś w stylu L&T albo moderate, ale nie chciałem loose.
Nadszedł dzień zabiegu, krótki wywiad przed, na leżankę zabiegowa, dezynfekcja przez asystentkę.
Pierwszy naprawdę silny ból - znieczulenie w okolice nasady. Praktycznie nie pamietam takiego rodzaju bólu. Sam zabieg bezbolesnie. Opatrunek założony przez asystentkę i „wypad z baru”. Zalecony paracetamol i standardowe wymiany opatrunku.
30min od zabiegu tak bolało miejsce wkłucia, ze ledwo dojechałem do domu, na deksketoprofenie i naproxenie. Bolała mnie jakby cewka moczowa aż „do prostaty” przeszło po kilku godzinach.
Proces gojenia przebiegał powoli, zszywki pojedyncze wypadły pod koniec drugiego tygodnia. Szwy po plastyce wedzidelka były zrobione tak, ze porobiły mi się „kulki” ze skory. Pod wedzidelkiem rana się rozeszła, prawdopodobnie od zbyt długiego czasu ze zszywkami. Powyciągałem je sam, przecinając je. Rana goila sie przez ziarninowanie. Problem był z krzywa linia cięcia i obrzękiem z jednej strony. Po 2 miesiącach zgłosiłem się na wizyte w sprawie poprawki, niestety.
Lekarz stwierdził ze wyglada Ok, blizna była równa (poza strona wedzidelka). Do poprawki były te „kulki” na miejscu wedzidelka. Lekarz zaproponował Ok 1200-1400 za poprawkę klasyczna metoda. Miał wyprostować to czego nie dało się przewidzieć, ze będzie krzywo. Zgodziłem się, bo alternatywy i tak nie było za bardzo.
drugi raz znieczulenie było dużo mniej bolesne. Zabieg długi, w ostatniej ćwiartce obwodu już czułem igle. Było krwawienie, koagulacja. Poszedłem na zabieg na tabletce p. Bólowej ale w zasadzie nie czułem bólu nawet w nocy.
zdziwilo mnie, ze poza tymi kulkami, lekarz wyciął również wędzidełko lub spora jego cześć, o czym nie było mowy.
gojenie przebiegało podobnie, Ok 14 dnia zacząłem sam usuwać szwy, które nie wypadały a zaczęły zarastać. W jednym miejscu rana wręcz wchłonęła szew i skora sie rozeszła, miałem normalna dziurę. I podobnie, dzień później musiałem grzebać przy szwach od strony wedzidelka, bo rana zaczęła sie rozchodzić! Bolało mega, lekarz stwierdził ze sie wygoi, ze mam taki typ gojenia i żadne stripy nie są potrzebne, tylko opatrunki uciskowe. W ruch poszły różne żele na rany i odleżyny. Zaczęło sie zarastać, trwało to bardzo długo. Stripami ściągałem ranę (jej brzegi były już jakby zabliźnione ale robiła mi sie „kieszeń” w miejscu rozejścia). Minęło prawie 2 miesiące, niedawno sam sobie usuwałem te kulki na miejscu wedzidelka (po po raz 2 sie pojawiły) i gojenie trwa nadal. Moim zdaniem lekarz wyciąl ręcznie skore ponownie nie tak, by ilość napletka wewnętrznego wyrównać (a wycial go bardzo dużo, tez o tym mowy nie było!). Stwierdzam, ze już nic nie poprawiam, bo już nie mam skory do usunięcia od strony wedzidelka (myślałem, ze tam w ogóle nie będzie cięcia).
Wrzucam fotki po staplerze i po ręcznym cięciu,
Ogólnie miejsca chyba nie polecam. Podejście jak w fabryce, lekarz gotówkę chował prosto do torby, brak rachunku (mam coś a’la wypis). Na poprawkę rejestratorka chciała mi zakładać kartotekę i to tez lekarz kazał wyrzucić.
smierdzi mi to na kilometr, ale człowiek w szoku nie zwracał na to uwagi. Pytajcie o co chcecie
Zdecydowalem się na zabieg anastomatem, z uwagi na jednoczesny problem krótkiego wedzidelka i zwężenia napletka, które utrudniało jego nasuwanie na żołądź (ale było po prostu uciążliwe, nie sprawiało bólu itd).
Jeśli ktoś, podobnie jak ja, zastanawia się nad anastomatem, to warto przemyśleć dobrze lekarza i oczekiwany efekt.
ustaliliśmy mailowo, ze ma być coś w stylu L&T albo moderate, ale nie chciałem loose.
Nadszedł dzień zabiegu, krótki wywiad przed, na leżankę zabiegowa, dezynfekcja przez asystentkę.
Pierwszy naprawdę silny ból - znieczulenie w okolice nasady. Praktycznie nie pamietam takiego rodzaju bólu. Sam zabieg bezbolesnie. Opatrunek założony przez asystentkę i „wypad z baru”. Zalecony paracetamol i standardowe wymiany opatrunku.
30min od zabiegu tak bolało miejsce wkłucia, ze ledwo dojechałem do domu, na deksketoprofenie i naproxenie. Bolała mnie jakby cewka moczowa aż „do prostaty” przeszło po kilku godzinach.
Proces gojenia przebiegał powoli, zszywki pojedyncze wypadły pod koniec drugiego tygodnia. Szwy po plastyce wedzidelka były zrobione tak, ze porobiły mi się „kulki” ze skory. Pod wedzidelkiem rana się rozeszła, prawdopodobnie od zbyt długiego czasu ze zszywkami. Powyciągałem je sam, przecinając je. Rana goila sie przez ziarninowanie. Problem był z krzywa linia cięcia i obrzękiem z jednej strony. Po 2 miesiącach zgłosiłem się na wizyte w sprawie poprawki, niestety.
Lekarz stwierdził ze wyglada Ok, blizna była równa (poza strona wedzidelka). Do poprawki były te „kulki” na miejscu wedzidelka. Lekarz zaproponował Ok 1200-1400 za poprawkę klasyczna metoda. Miał wyprostować to czego nie dało się przewidzieć, ze będzie krzywo. Zgodziłem się, bo alternatywy i tak nie było za bardzo.
drugi raz znieczulenie było dużo mniej bolesne. Zabieg długi, w ostatniej ćwiartce obwodu już czułem igle. Było krwawienie, koagulacja. Poszedłem na zabieg na tabletce p. Bólowej ale w zasadzie nie czułem bólu nawet w nocy.
zdziwilo mnie, ze poza tymi kulkami, lekarz wyciął również wędzidełko lub spora jego cześć, o czym nie było mowy.
gojenie przebiegało podobnie, Ok 14 dnia zacząłem sam usuwać szwy, które nie wypadały a zaczęły zarastać. W jednym miejscu rana wręcz wchłonęła szew i skora sie rozeszła, miałem normalna dziurę. I podobnie, dzień później musiałem grzebać przy szwach od strony wedzidelka, bo rana zaczęła sie rozchodzić! Bolało mega, lekarz stwierdził ze sie wygoi, ze mam taki typ gojenia i żadne stripy nie są potrzebne, tylko opatrunki uciskowe. W ruch poszły różne żele na rany i odleżyny. Zaczęło sie zarastać, trwało to bardzo długo. Stripami ściągałem ranę (jej brzegi były już jakby zabliźnione ale robiła mi sie „kieszeń” w miejscu rozejścia). Minęło prawie 2 miesiące, niedawno sam sobie usuwałem te kulki na miejscu wedzidelka (po po raz 2 sie pojawiły) i gojenie trwa nadal. Moim zdaniem lekarz wyciąl ręcznie skore ponownie nie tak, by ilość napletka wewnętrznego wyrównać (a wycial go bardzo dużo, tez o tym mowy nie było!). Stwierdzam, ze już nic nie poprawiam, bo już nie mam skory do usunięcia od strony wedzidelka (myślałem, ze tam w ogóle nie będzie cięcia).
Wrzucam fotki po staplerze i po ręcznym cięciu,
Ogólnie miejsca chyba nie polecam. Podejście jak w fabryce, lekarz gotówkę chował prosto do torby, brak rachunku (mam coś a’la wypis). Na poprawkę rejestratorka chciała mi zakładać kartotekę i to tez lekarz kazał wyrzucić.
smierdzi mi to na kilometr, ale człowiek w szoku nie zwracał na to uwagi. Pytajcie o co chcecie