Witam wszystkich!
Zabieg obrzezania w stylu high&loose miałem ponad dwa tygodnie temu. Chciałem podzielić się spostrzeżeniami i poruszyć nurtujący mnie obecnie temat.
Ale first things first... Zabieg musiałem mieć zrobiony ze względu na dość zaawansowaną stulejkę, dodatkowo miałem też usunięte wędzidełko, gdyż było jak to urolog stwierdził podczas zabiegu niespotykanie krótkie. Samo podjęcie decyzji zajęło mi zdecydowanie długo, bo koło 5 lat. Podjęcie decyzji, to oczywiście przełamanie się i pójście na wizytę do lekarza urologa, a nie rozważanie czy przejść zabieg czy nie, bo o tym wiedziałem od zawsze.
Ów zabieg oczywiście był bezbolesny poza momentem znieczulenia. Trwał około 45 minut, po nim udałem się do apteki i kupiłem jakieś leki przeciwbólowe, które i tak (na szczęście) okazały się później niepotrzebne. Teraz smaruje sobie bliznę specjalną maścią, wszystko już się w miarę zrosło, jedynie napletek od strony usuniętego wędzidełko wydaje się być lekko spuchnięty... Ogólnie nie mam i mam nadzieję nie będę miał oponki, co było największym moim zmartwieniem przed zabiegiem.
Jako, że człowiek lubi się zamartwiać, to teraz (zamiast potencjalnej oponki) w głowie siedzi mi inny temat. Otóż w związku z tym, iż wszystko już się generalnie zrosło, postanowiłem delikatnie wypróbować „na ręcznym” jakież to są uczucia, gdy wreszcie napletek nie przykrywa wszystkiego... Albo nie mam jeszcze wyrobionej techniki albo byłem zbyt delikatny, ale szczerze mówiąc to „za stulejki” było zdecydowanie lepiej... Na razie jeszcze nie panikuje, przede wszystkim trzeba zobaczyć jakie odczucia będą z dziewczyną (tutaj powinno być lepiej, bo wcześniej ze stulejką to nic specjalnie nie czułem, jedynie oralny dawał mi na tyle dużo rozkoszy, by „korek od szampana strzelał” ), ale zacząłem przeszukiwać internet w odnalezieniu odpowiedzi na pytanie czy seks po obrzezaniu daje więcej/mniej/tyle samo przyjemności (w sensie doznań, odbierania bodźców, które są przyjemne). Ogólnie to można się spotkać z każdym poglądem, ale chyba najbliżej prawdy jest stwierdzenie, że ta przyjemność jest mniejsza, bo nie ma się unerwionej części napletka, erogennego wędzidełka, że żołędzia jest sucha i rogowacieje...
Dlatego też chciałem przeczytać spostrzeżenia innych na ten temat. Oczywiście przestudiowałem bardzo wiele wypowiedzi na forum, ale interesuje mnie przede wszystkim opinia kogoś, kto obrzezał się ze względów innych niż medyczne w późniejszym wieku oraz był przed tym zabiegiem aktywny seksualnie... Bo nawet jeżeli przyjąć, że przyjemność jest mniejsza, to w sytuacji, w której zdrowy nieobrzezany członek przynosi 100% przyjemności (ciężko tutaj jakoś na procenty to przekładać, ale jest to dość obrazowe), a po obrzezaniu np. 75%, to to mnie raczej by zadowalało. I tak mając stulejkę odczuwałem powiedzmy 20%...
Pewnie ktoś napisze, bym sprawdził to empirycznie i będę wiedział, ale wstrzymam się jeszcze około 3-4 tygodni, a przez ten czas na pewno będę wałkował ten temat w głowie. Jak wiemy psychika w tych sprawach też rzecz ważna, więc co mam czytać na różnych forach niesprawdzone czy zasłyszane informacje, jak tutaj są praktycy w tej dziedzinie... Czy jest tak jak się czyta, że bodźce czuje się słabo, a żeby dojść to trzeba straszliwie się namachać? Czy w seksie oralnym, żeby doprowadzić do wytrysku trzeba będzie pomagać sobie ręką (swoją albo partnerki) bo żołędzia jest tak zahartowana? Pewnie jest to sprawa trochę indywidualna, ale chętnie się dowiem czy inni również mają/mieli takie rozterki jak ja...
Pozdrawiam!
Zabieg obrzezania w stylu high&loose miałem ponad dwa tygodnie temu. Chciałem podzielić się spostrzeżeniami i poruszyć nurtujący mnie obecnie temat.
Ale first things first... Zabieg musiałem mieć zrobiony ze względu na dość zaawansowaną stulejkę, dodatkowo miałem też usunięte wędzidełko, gdyż było jak to urolog stwierdził podczas zabiegu niespotykanie krótkie. Samo podjęcie decyzji zajęło mi zdecydowanie długo, bo koło 5 lat. Podjęcie decyzji, to oczywiście przełamanie się i pójście na wizytę do lekarza urologa, a nie rozważanie czy przejść zabieg czy nie, bo o tym wiedziałem od zawsze.
Ów zabieg oczywiście był bezbolesny poza momentem znieczulenia. Trwał około 45 minut, po nim udałem się do apteki i kupiłem jakieś leki przeciwbólowe, które i tak (na szczęście) okazały się później niepotrzebne. Teraz smaruje sobie bliznę specjalną maścią, wszystko już się w miarę zrosło, jedynie napletek od strony usuniętego wędzidełko wydaje się być lekko spuchnięty... Ogólnie nie mam i mam nadzieję nie będę miał oponki, co było największym moim zmartwieniem przed zabiegiem.
Jako, że człowiek lubi się zamartwiać, to teraz (zamiast potencjalnej oponki) w głowie siedzi mi inny temat. Otóż w związku z tym, iż wszystko już się generalnie zrosło, postanowiłem delikatnie wypróbować „na ręcznym” jakież to są uczucia, gdy wreszcie napletek nie przykrywa wszystkiego... Albo nie mam jeszcze wyrobionej techniki albo byłem zbyt delikatny, ale szczerze mówiąc to „za stulejki” było zdecydowanie lepiej... Na razie jeszcze nie panikuje, przede wszystkim trzeba zobaczyć jakie odczucia będą z dziewczyną (tutaj powinno być lepiej, bo wcześniej ze stulejką to nic specjalnie nie czułem, jedynie oralny dawał mi na tyle dużo rozkoszy, by „korek od szampana strzelał” ), ale zacząłem przeszukiwać internet w odnalezieniu odpowiedzi na pytanie czy seks po obrzezaniu daje więcej/mniej/tyle samo przyjemności (w sensie doznań, odbierania bodźców, które są przyjemne). Ogólnie to można się spotkać z każdym poglądem, ale chyba najbliżej prawdy jest stwierdzenie, że ta przyjemność jest mniejsza, bo nie ma się unerwionej części napletka, erogennego wędzidełka, że żołędzia jest sucha i rogowacieje...
Dlatego też chciałem przeczytać spostrzeżenia innych na ten temat. Oczywiście przestudiowałem bardzo wiele wypowiedzi na forum, ale interesuje mnie przede wszystkim opinia kogoś, kto obrzezał się ze względów innych niż medyczne w późniejszym wieku oraz był przed tym zabiegiem aktywny seksualnie... Bo nawet jeżeli przyjąć, że przyjemność jest mniejsza, to w sytuacji, w której zdrowy nieobrzezany członek przynosi 100% przyjemności (ciężko tutaj jakoś na procenty to przekładać, ale jest to dość obrazowe), a po obrzezaniu np. 75%, to to mnie raczej by zadowalało. I tak mając stulejkę odczuwałem powiedzmy 20%...
Pewnie ktoś napisze, bym sprawdził to empirycznie i będę wiedział, ale wstrzymam się jeszcze około 3-4 tygodni, a przez ten czas na pewno będę wałkował ten temat w głowie. Jak wiemy psychika w tych sprawach też rzecz ważna, więc co mam czytać na różnych forach niesprawdzone czy zasłyszane informacje, jak tutaj są praktycy w tej dziedzinie... Czy jest tak jak się czyta, że bodźce czuje się słabo, a żeby dojść to trzeba straszliwie się namachać? Czy w seksie oralnym, żeby doprowadzić do wytrysku trzeba będzie pomagać sobie ręką (swoją albo partnerki) bo żołędzia jest tak zahartowana? Pewnie jest to sprawa trochę indywidualna, ale chętnie się dowiem czy inni również mają/mieli takie rozterki jak ja...
Pozdrawiam!