Witajcie.
Jak z wielu tutaj piszących ja też mam problem. Ostatnio jednak mocno on osiada na mojej psychice, ale od początku.
Zawsze myślałem że mam stulejkę całkowitą ponieważ może ze 2 razy udało mi się ściągnąć napletek za żołądź. Dodam na początku że mam 24 lata.
Od niedawna mam dziewczynę i odłożyłem wstyd na bok, pogadałem z nią, wyjaśniłem i zapisałem się na konsultacje prywatnie u urologa.
Pojechałem lekarz mnie przywitał z uśmiechem, porozmawiałem jak z kolegą, zdjąłem gatki i on spojrzał. Ściągnął mi napletek (można powiedzieć że nieco na siłę), stwierdził że stulejki ogromnej nie widzi.
Niestety dostałem skierowanie do szpitala na zabieg "plastyki stulejki" (nacięcie grzbietowe) i skrócenia wędzidełka. Mówię niestety ponieważ problem chciałem załatwić szybciej a tam będę czekał co najmniej 2 miesiące.
Lekarz przy okazji stwierdził że mogę spróbować troszkę "poćwiczyć" i może nie będzie z tym problemu...
... no i poćwiczyłem przy okazji płonąć ze wstydu przed dziewczyną.
W sumie wszystko było w porządku gdyby nie fakt że żołądź jest bardzo ale to bardzo nadwrażliwy i każde jego nawet musnięcie odczuwam bardzo mocno jako ból lub pieczenie - wiadomo tyle lat był w napletku.
Nic innego mnie akurat nie boli, przeszkadza natomiast też fakt że skóra nie wraca samoczynnie na napletek, trzeba jej w tym pomóc bo osiada się w rowku.
Teraz moje pytanie czy warto zapiać się na zabieg czy wyćwiczyć to ? Zabiegu się nie boję, nie mam kompleksów przed lekarzami (bardziej przed dziewczyną po której mienie widzę że jest zawiedziona).
Jak z wielu tutaj piszących ja też mam problem. Ostatnio jednak mocno on osiada na mojej psychice, ale od początku.
Zawsze myślałem że mam stulejkę całkowitą ponieważ może ze 2 razy udało mi się ściągnąć napletek za żołądź. Dodam na początku że mam 24 lata.
Od niedawna mam dziewczynę i odłożyłem wstyd na bok, pogadałem z nią, wyjaśniłem i zapisałem się na konsultacje prywatnie u urologa.
Pojechałem lekarz mnie przywitał z uśmiechem, porozmawiałem jak z kolegą, zdjąłem gatki i on spojrzał. Ściągnął mi napletek (można powiedzieć że nieco na siłę), stwierdził że stulejki ogromnej nie widzi.
Niestety dostałem skierowanie do szpitala na zabieg "plastyki stulejki" (nacięcie grzbietowe) i skrócenia wędzidełka. Mówię niestety ponieważ problem chciałem załatwić szybciej a tam będę czekał co najmniej 2 miesiące.
Lekarz przy okazji stwierdził że mogę spróbować troszkę "poćwiczyć" i może nie będzie z tym problemu...
... no i poćwiczyłem przy okazji płonąć ze wstydu przed dziewczyną.
W sumie wszystko było w porządku gdyby nie fakt że żołądź jest bardzo ale to bardzo nadwrażliwy i każde jego nawet musnięcie odczuwam bardzo mocno jako ból lub pieczenie - wiadomo tyle lat był w napletku.
Nic innego mnie akurat nie boli, przeszkadza natomiast też fakt że skóra nie wraca samoczynnie na napletek, trzeba jej w tym pomóc bo osiada się w rowku.
Teraz moje pytanie czy warto zapiać się na zabieg czy wyćwiczyć to ? Zabiegu się nie boję, nie mam kompleksów przed lekarzami (bardziej przed dziewczyną po której mienie widzę że jest zawiedziona).