słuchajcie mam niesamowicie duży problem, który totalnie rujnuje moje życie.
Zacząłem współżyć w wieku 15 lat. Seksu uprawiałem bardzo, bardzo dużo. Byłem gościem niesamowicie napalonym i uwielbiałem to robić. Nigdy na początku się nie stresowałem, nie miałem problemów z erekcją czy z długością stosunku. Wszystko było świetnie i nie mogłem się totalnie do niczego przyczepić.
Problem pojawił się, gdy poszedłem do łóżka z drugą partnerką. Tzn, odczuwałem lekki stres czy ją zadowolę tak jak trzeba. Przy pierwszym stosunku z nią z erekcją nie było żadnego problemu, wszystko jak zawsze w normie, natomiast doszedłem trochę za szybko - jak na moje standardy. Głupi byłem i przysporzyło mi to niesamowicie dużo stresu. Przy następnym stosunku bałem się tego tak bardzo, że zaczęły się pojawiać problemy z erekcją, które stopniowo zaczynały narastać. Po jakimś czasie udałem się do urologa - fizycznie jestem w 100% zdrowy i wszystko ma grać. Dostałem od niego maxon, który miał mi po prostu dodać trochę pewności siebie. Maxon trochę pomagał - ale tylko do czasu kiedy miałem wątpliwości, czy na pewno fizycznie jestem zdrowy. Następnie udałem się do psychologa, który niestety był dramatem. Gość nie wiedział nic, nic nie mówił i jedyne co to odesłał mnie do seksuologa. Jako, że temat był dla mnie bardzo wstydliwy nie zdecydowałem się iść dalej. Stosunek z tamtą partnerką był coraz gorszy. Przy każdej następnej partnerce był ogromny stres, niesamowicie się musiałem nagimnastykować i czasem brać tabletki, żeby uprawiać seks - tylko, że nawet w tedy nie był on zadowalający. Zamiast o przyjemności myślałem o tym, czy będzie mi "stać". Stałem się "mechaniczny" w łóżku i otępiały co potwierdziły kobiety. Zamiast przyjemności z seksu mogłem co najwyżej mieć satysfakcję po, że dotrwałem z erekcją do końca stosunku. Prawie zniszczyło to mój kolejny, 2 letni związek. Było mi po prostu wstyd i nie radziłem sobie. W kolejnej relacji przy próbie pierwszego stosunku po prostu nie "wstał" i pomimo wszystkich prób tej kobiety, stres był tak duży, że nie było szans. Drugi raz było to samo. Śmieszne, że pomiędzy tymi próbami, z inną kobietą z którą sypiałem długo i się nie stresowałem przy niej, bo po prostu wychodziło - nie bylo w tym cazsie żadnego problemu..
Jestem w 100% pewny po wizytach u lekarzy i analizie swojego zachowania, że to jest na podłożu psychicznym. Widzę błędne koło. Boje się, że nie będzie wzwodu - wzwodu nie ma - znów pojawiają się obawy.
Od prawie 4 lat nie miałem seksu, z którego byłbym całkowicie zadowolony. Zniszczyłem kilka bardzo ważnych dla mnie relacji z kobietami. Niesamowicie destrukcyjnie to wpływa na mnie w życiu codziennym. Byłem człowiekiem, dla którego seks był niesamowicie ważny, a w tej chwili nie potrafię sobie ze sobą poradzić. Wiem, że jedyne co muszę zrobić to po prostu o tym nie myśleć, ale jak? Po alkoholu np nigdy nie mam problemów, bo o tym po prostu nie myślę wtedy. Generalnie to jest moja jedyna obawa, jeżeli chodzi o seks. Nie mam kompleksów - wymiary ma dobre, uważam też, że sporo w łóżku umiem.
Zacząłem współżyć w wieku 15 lat. Seksu uprawiałem bardzo, bardzo dużo. Byłem gościem niesamowicie napalonym i uwielbiałem to robić. Nigdy na początku się nie stresowałem, nie miałem problemów z erekcją czy z długością stosunku. Wszystko było świetnie i nie mogłem się totalnie do niczego przyczepić.
Problem pojawił się, gdy poszedłem do łóżka z drugą partnerką. Tzn, odczuwałem lekki stres czy ją zadowolę tak jak trzeba. Przy pierwszym stosunku z nią z erekcją nie było żadnego problemu, wszystko jak zawsze w normie, natomiast doszedłem trochę za szybko - jak na moje standardy. Głupi byłem i przysporzyło mi to niesamowicie dużo stresu. Przy następnym stosunku bałem się tego tak bardzo, że zaczęły się pojawiać problemy z erekcją, które stopniowo zaczynały narastać. Po jakimś czasie udałem się do urologa - fizycznie jestem w 100% zdrowy i wszystko ma grać. Dostałem od niego maxon, który miał mi po prostu dodać trochę pewności siebie. Maxon trochę pomagał - ale tylko do czasu kiedy miałem wątpliwości, czy na pewno fizycznie jestem zdrowy. Następnie udałem się do psychologa, który niestety był dramatem. Gość nie wiedział nic, nic nie mówił i jedyne co to odesłał mnie do seksuologa. Jako, że temat był dla mnie bardzo wstydliwy nie zdecydowałem się iść dalej. Stosunek z tamtą partnerką był coraz gorszy. Przy każdej następnej partnerce był ogromny stres, niesamowicie się musiałem nagimnastykować i czasem brać tabletki, żeby uprawiać seks - tylko, że nawet w tedy nie był on zadowalający. Zamiast o przyjemności myślałem o tym, czy będzie mi "stać". Stałem się "mechaniczny" w łóżku i otępiały co potwierdziły kobiety. Zamiast przyjemności z seksu mogłem co najwyżej mieć satysfakcję po, że dotrwałem z erekcją do końca stosunku. Prawie zniszczyło to mój kolejny, 2 letni związek. Było mi po prostu wstyd i nie radziłem sobie. W kolejnej relacji przy próbie pierwszego stosunku po prostu nie "wstał" i pomimo wszystkich prób tej kobiety, stres był tak duży, że nie było szans. Drugi raz było to samo. Śmieszne, że pomiędzy tymi próbami, z inną kobietą z którą sypiałem długo i się nie stresowałem przy niej, bo po prostu wychodziło - nie bylo w tym cazsie żadnego problemu..
Jestem w 100% pewny po wizytach u lekarzy i analizie swojego zachowania, że to jest na podłożu psychicznym. Widzę błędne koło. Boje się, że nie będzie wzwodu - wzwodu nie ma - znów pojawiają się obawy.
Od prawie 4 lat nie miałem seksu, z którego byłbym całkowicie zadowolony. Zniszczyłem kilka bardzo ważnych dla mnie relacji z kobietami. Niesamowicie destrukcyjnie to wpływa na mnie w życiu codziennym. Byłem człowiekiem, dla którego seks był niesamowicie ważny, a w tej chwili nie potrafię sobie ze sobą poradzić. Wiem, że jedyne co muszę zrobić to po prostu o tym nie myśleć, ale jak? Po alkoholu np nigdy nie mam problemów, bo o tym po prostu nie myślę wtedy. Generalnie to jest moja jedyna obawa, jeżeli chodzi o seks. Nie mam kompleksów - wymiary ma dobre, uważam też, że sporo w łóżku umiem.