Cześć!
Natchniony relacjami z niniejszego forum zrobiłem w końcu porządek z moją stulejką. Jestem miło zaskoczony, że wszystko idzie dobrze. Nie ma póki co opuchlizny, żołądź różowa jak powinna, przy zmianie opatrunku tylko kilka kropelek krwi. Tylko jedna rzecz nie daje mi spokoju. Miałem "obrzezanie częściowe", tzn został mi napletek tak do połowy żołędzia. Tuż przed założeniem opatrunku doktor pokazał mi jak to wygląda i jak robić opatrunek - ściągnął skórę, owinął gazikiem i zakleił plastrem. Do tej pory, czyli 30 godzin po zabiegu, przy zmianie opatrunku tylko przemywam go wodą z mydłem, psikam neomycyną, ale nie naciągam skóry na żołądź. Tu moje pytanie - czy też tak mieliście, czyli opatrunek na zsuniętym napletku? Po jakim czasie próbować "zasłaniać" żołądź? Czy póki co zostawić go jak jest i dać mu się goić?
Natchniony relacjami z niniejszego forum zrobiłem w końcu porządek z moją stulejką. Jestem miło zaskoczony, że wszystko idzie dobrze. Nie ma póki co opuchlizny, żołądź różowa jak powinna, przy zmianie opatrunku tylko kilka kropelek krwi. Tylko jedna rzecz nie daje mi spokoju. Miałem "obrzezanie częściowe", tzn został mi napletek tak do połowy żołędzia. Tuż przed założeniem opatrunku doktor pokazał mi jak to wygląda i jak robić opatrunek - ściągnął skórę, owinął gazikiem i zakleił plastrem. Do tej pory, czyli 30 godzin po zabiegu, przy zmianie opatrunku tylko przemywam go wodą z mydłem, psikam neomycyną, ale nie naciągam skóry na żołądź. Tu moje pytanie - czy też tak mieliście, czyli opatrunek na zsuniętym napletku? Po jakim czasie próbować "zasłaniać" żołądź? Czy póki co zostawić go jak jest i dać mu się goić?