Witam wszystkich.
Ze względu na to, że plastyka napletka nie jest zbyt popularna na tym forum, postanowiłem podzielić się swoją historią, może ktoś na tym skorzysta. W połowie września miałem robiony zabieg plastyki napletka + wydłużenie wędzidełka, na ten moment minęło nieco ponad 3 tygodnie. Moim problemem było to co u większości tutaj - stulejka niepełna. W spoczynku napletek schodził bez większego problemu, w półwzwodzie dało się go naciągnąć ale sprawiało to ból, natomiast w pełnym wzwodzie nie było takiej możliwości, schodził mniej więcej do połowy. Kilka lat temu próbowałem to rozciągać i faktycznie był postęp jeżeli chodzi o sam napletek, ale doszedłem do ściany - za krótkiego wędzidełka. Osobiście nie wierzę, że da się go w jakikolwiek sposób rozciągnąć, moje próby skończyły się raz na jego niewielkim naderwaniu i strasznym bólu, odpuściłem. Ze względu na to, że mój przypadek stulejki był w miarę łagodny, po konsultacji z lekarzem stwierdziliśmy że spróbujemy plastykę i powinna w moim przypadku pomóc. W razie czego dociąć można zawsze, w drugą stronę to już tak nie działa.
Sam zabieg nic przyjemnego ale i bez tragedii. Pod koniec znieczulenie powoli zaczęło mi puszczać ale już dotrwałem do końca. Całość trwała około godziny i do domu. Pierwsze dni klasycznie niewielka opuchlizna, jakieś pojedyncze krople krwi, i umiarkowany ból na który apap w zupełności wystarczał. Ogólnie nie było nic bardzo niepokojącego. Najgorsze było ściąganie napletka (zalecenie kilka razy dziennie przemywać, odkażać + maść na lepsze gojenie), przy jego ruszaniu szwy wbijały się w żołądź i ból był bardzo duży. Martwiło mnie jednak to że napletek schodził gorzej niż przed zabiegiem, i mimo że każdego dnia było odrobinę lepiej, to szło to bardzo wolno, czekałem na jakiś przełom. Poza tym, przez ten czas nie pojawiły się u mnie na szczęście żadne poważne skutki uboczne (infekcje, rozejścia rany itd.). Czasem lekkie podpuchnięcia napletka po jego ćwiczeniach, ale to wszystko.
No i kwestia jest taka. Rana wciąż nie jest całkiem zagojona, część szwów wciąż się trzyma mimo że są rozpuszczalne (wiem, że niektórym wypadają już po 2 tygodniach). Blizna jest ciasna, na ten moment nie ściągam jeszcze napletka w pełnym wzwodzie. Mimo wszystko, widzę stopniową poprawę i na ten moment jest lepiej niż przed zabiegiem, dlatego jestem dobrej myśli. Zwłaszcza, że widziałem tu osoby które na pełny efekt musiały poczekać kilka miesięcy. Moje pytanie brzmi czy to już jest moment w którym powinienem poważnie zacząć ćwiczyć napletek w półwzwodzie/wzwodzie i pójść na wizytę po maść na blizny? Czy lepiej poczekać jeszcze ten tydzień żeby pozostałe szwy wyszły a rana jeszcze się podgoiła? To chyba tyle, jak macie jakieś pytania to dawajcie znać
Ze względu na to, że plastyka napletka nie jest zbyt popularna na tym forum, postanowiłem podzielić się swoją historią, może ktoś na tym skorzysta. W połowie września miałem robiony zabieg plastyki napletka + wydłużenie wędzidełka, na ten moment minęło nieco ponad 3 tygodnie. Moim problemem było to co u większości tutaj - stulejka niepełna. W spoczynku napletek schodził bez większego problemu, w półwzwodzie dało się go naciągnąć ale sprawiało to ból, natomiast w pełnym wzwodzie nie było takiej możliwości, schodził mniej więcej do połowy. Kilka lat temu próbowałem to rozciągać i faktycznie był postęp jeżeli chodzi o sam napletek, ale doszedłem do ściany - za krótkiego wędzidełka. Osobiście nie wierzę, że da się go w jakikolwiek sposób rozciągnąć, moje próby skończyły się raz na jego niewielkim naderwaniu i strasznym bólu, odpuściłem. Ze względu na to, że mój przypadek stulejki był w miarę łagodny, po konsultacji z lekarzem stwierdziliśmy że spróbujemy plastykę i powinna w moim przypadku pomóc. W razie czego dociąć można zawsze, w drugą stronę to już tak nie działa.
Sam zabieg nic przyjemnego ale i bez tragedii. Pod koniec znieczulenie powoli zaczęło mi puszczać ale już dotrwałem do końca. Całość trwała około godziny i do domu. Pierwsze dni klasycznie niewielka opuchlizna, jakieś pojedyncze krople krwi, i umiarkowany ból na który apap w zupełności wystarczał. Ogólnie nie było nic bardzo niepokojącego. Najgorsze było ściąganie napletka (zalecenie kilka razy dziennie przemywać, odkażać + maść na lepsze gojenie), przy jego ruszaniu szwy wbijały się w żołądź i ból był bardzo duży. Martwiło mnie jednak to że napletek schodził gorzej niż przed zabiegiem, i mimo że każdego dnia było odrobinę lepiej, to szło to bardzo wolno, czekałem na jakiś przełom. Poza tym, przez ten czas nie pojawiły się u mnie na szczęście żadne poważne skutki uboczne (infekcje, rozejścia rany itd.). Czasem lekkie podpuchnięcia napletka po jego ćwiczeniach, ale to wszystko.
No i kwestia jest taka. Rana wciąż nie jest całkiem zagojona, część szwów wciąż się trzyma mimo że są rozpuszczalne (wiem, że niektórym wypadają już po 2 tygodniach). Blizna jest ciasna, na ten moment nie ściągam jeszcze napletka w pełnym wzwodzie. Mimo wszystko, widzę stopniową poprawę i na ten moment jest lepiej niż przed zabiegiem, dlatego jestem dobrej myśli. Zwłaszcza, że widziałem tu osoby które na pełny efekt musiały poczekać kilka miesięcy. Moje pytanie brzmi czy to już jest moment w którym powinienem poważnie zacząć ćwiczyć napletek w półwzwodzie/wzwodzie i pójść na wizytę po maść na blizny? Czy lepiej poczekać jeszcze ten tydzień żeby pozostałe szwy wyszły a rana jeszcze się podgoiła? To chyba tyle, jak macie jakieś pytania to dawajcie znać