Po wielu latach i strachu człowiek wreszcie się zdecydował na zabieg obrzezania. Nie było łatwo podjąć decyzję dlaczego sam teraz nie wiem ale jak to mówią człowiek jest mądry po. Zabieg był wykonany u dr. Kuźniara. Po podjęciu decyzji, musiała nastąpić wizyta u lekarza i przełamanie psychiczne. Wizyta prywatnie (końcem lipca), szybka ocena sytuacji i postanowienie - kroimy. Kontakt z dr mailowo. Zostały zaproponowane dwa terminy na NFZ i prywatnie. Wybrałem NFZ ze względu na krotki okres oczekiwania 5 tyg. (jednak szkoda było wydawać 1,2 tys - w końcu na coś te składki ZUS sie płaci). Przez te 5 tyg. miałem ciągle w głowie zabieg. W końcu przyszła data zabiegu. Wstawiłem się punktualnie w szpitalu w Rzeszowie. Standardowe wypełnianie stosu ankiet i dokumentów. Wejście na oddział i oczekiwanie na swoją kolej (a tak pro po to byłem bardzo zdziwiony ilością pacjentów idących do krojenia ze stulejką, przedział wiekowy od małego po dużego). Wybiła moja kolej, stół znieczulenie (faktycznie nic przyjemnego ale do przeżycia) krojenie, krojenie i krojenie - 45 minut byłem już innym człowiekiem. Stary został na sali operacyjnej. Założenie opatrunku, instruktaż, zalecenia i powrót na salę. Tam odczekanie 1 h po zabiegu i do domu. Tak na prawdę myślałem że będzie gorzej (większy ból) na szczęście nie było tak źle. Wziąłem sobie dwa dni urlopu tak na wszelki wypadek.
Pierwsza noc:
- położyłem się dość wcześnie (pewno stres, zmęczenie), w nocy obudził mnie ból, szwy jak pociągnęły wszystko do góry (wiedziałem co to oznacza - wzwód, szybka reakcja, leżenie na bok i liczenie ze minie, poszło sprawnie i tak po nocy nastał dzień
Drugi dzień po:
- dostałem zalecenie żeby po 24 h od zabiegu wymienić opatrunek oraz że będę się mógł wykąpać. To wiec poczyniłem kąpiel, uważając na opatrunek i sprzęt. Następnie nastąpiła chwila której się obawiałem, wymiana opatrunku. Mydło szare poszło w ruch i delikatnie wymyłem sprzęt. Później Ostinascept (spryskanie i odczekanie chwilę i lekkie stracie) i założenie gazika i obcisłe bokserki. Podczas oddawania moczu starałem żeby nie zamoczyć opatrunku, nie zawsze się to udawało, więc musiałem co jakiś czas wymieniać opatrunek (jeśli był zabrudzony). Opuchlizna była, ból przy zsuwaniu pozostawionego napletka był, ale widocznie tak miało być.
I tak mijały dni... Postanowiłem że wezmę sobie jeszcze parę dni urlopy żeby się jakoś oswoić z tą nową sytuacją. Nadwrażliwość była wiadomo - do zniesienia. Po każdym skorzystaniu z toalety wymiana opatrunku (oscinascept + gazik), lekkie krwawienia się pojawiały , coś na wzór ropy sie nieznacznie sączyło, ale nie były to wielkie ilości.
W między czasie wysyłanie do doktora email ze zdjęciami. Potwierdzenie że wszystko goi sie prawidłowo podbudowało psychicznie. Po jakiś 10-12 dniach pozbyłem się opatrunku(jednak po każdej toalecie profilaktycznie psikałem oscinasceptem). Opuchlizna się zmniejszała, napletek już zsuwał się bez bólu, jedynie szwy nie chciały wypadać. Po 3 tyg. kontrola u lekarza i tam zostały wyciągnięte te szwy które nie wypadły. I sprzęt już był wolny i można powiedzieć że wyleczony.
Dziś już jestem 28 dzień po zabiegu. Wygląda na to że wszystko zmierza ku dobremu. Jedynie po dzisiejszym wzwodzie wystąpiły w dwóch punktach czerwone plamki (krew) widocznie jest jeszcze świeże i może za bardzo się rozszerzyło. Krew nie leci - to dobrze. Lekkie ciągnięcie blizn w trakcie wzwodu jest, ale do zniesienia. Teraz trzeba czekac aż wszytko sie prawidłowo zagoi i można używać sprzętu. Z tego co wiem to wiązadełko wycięte i napletek (niecały - jeśli się mylę proszę mnie poprawić). Lekarz mi mówił co robi itd. ale ja byłem w taki szoku że nic z tego nie pamiętam. Na koniec moich wypocin mogę powiedzieć że człowiek był GŁUPI że tyle czekał z tym i od razu mówię nie ma na co czekać !!!!!! tylko iść i się dać pokroić i cieszyć się życiem !! Dołączam zdjęcia z przebiegu mojej przygody
http://imgur.com/a/fOfQN
Pierwsza noc:
- położyłem się dość wcześnie (pewno stres, zmęczenie), w nocy obudził mnie ból, szwy jak pociągnęły wszystko do góry (wiedziałem co to oznacza - wzwód, szybka reakcja, leżenie na bok i liczenie ze minie, poszło sprawnie i tak po nocy nastał dzień
Drugi dzień po:
- dostałem zalecenie żeby po 24 h od zabiegu wymienić opatrunek oraz że będę się mógł wykąpać. To wiec poczyniłem kąpiel, uważając na opatrunek i sprzęt. Następnie nastąpiła chwila której się obawiałem, wymiana opatrunku. Mydło szare poszło w ruch i delikatnie wymyłem sprzęt. Później Ostinascept (spryskanie i odczekanie chwilę i lekkie stracie) i założenie gazika i obcisłe bokserki. Podczas oddawania moczu starałem żeby nie zamoczyć opatrunku, nie zawsze się to udawało, więc musiałem co jakiś czas wymieniać opatrunek (jeśli był zabrudzony). Opuchlizna była, ból przy zsuwaniu pozostawionego napletka był, ale widocznie tak miało być.
I tak mijały dni... Postanowiłem że wezmę sobie jeszcze parę dni urlopy żeby się jakoś oswoić z tą nową sytuacją. Nadwrażliwość była wiadomo - do zniesienia. Po każdym skorzystaniu z toalety wymiana opatrunku (oscinascept + gazik), lekkie krwawienia się pojawiały , coś na wzór ropy sie nieznacznie sączyło, ale nie były to wielkie ilości.
W między czasie wysyłanie do doktora email ze zdjęciami. Potwierdzenie że wszystko goi sie prawidłowo podbudowało psychicznie. Po jakiś 10-12 dniach pozbyłem się opatrunku(jednak po każdej toalecie profilaktycznie psikałem oscinasceptem). Opuchlizna się zmniejszała, napletek już zsuwał się bez bólu, jedynie szwy nie chciały wypadać. Po 3 tyg. kontrola u lekarza i tam zostały wyciągnięte te szwy które nie wypadły. I sprzęt już był wolny i można powiedzieć że wyleczony.
Dziś już jestem 28 dzień po zabiegu. Wygląda na to że wszystko zmierza ku dobremu. Jedynie po dzisiejszym wzwodzie wystąpiły w dwóch punktach czerwone plamki (krew) widocznie jest jeszcze świeże i może za bardzo się rozszerzyło. Krew nie leci - to dobrze. Lekkie ciągnięcie blizn w trakcie wzwodu jest, ale do zniesienia. Teraz trzeba czekac aż wszytko sie prawidłowo zagoi i można używać sprzętu. Z tego co wiem to wiązadełko wycięte i napletek (niecały - jeśli się mylę proszę mnie poprawić). Lekarz mi mówił co robi itd. ale ja byłem w taki szoku że nic z tego nie pamiętam. Na koniec moich wypocin mogę powiedzieć że człowiek był GŁUPI że tyle czekał z tym i od razu mówię nie ma na co czekać !!!!!! tylko iść i się dać pokroić i cieszyć się życiem !! Dołączam zdjęcia z przebiegu mojej przygody
http://imgur.com/a/fOfQN