Witam,
jako iż jestem nowy na forum, ale już "po temacie" chciałbym się z Wami przywitać w formie historii o mojej stulejce.
Od dłuższego czasu - kilku lat - byłem świadomy tego, że mam coś nie tak ze swoim przyjacielem. Skacząc po różnych forach około dwóch lat temu doszedłem do wniosku, że mam stulejkę.
Początkowo ignorowałem ten problem z dwóch głównych powodów - ze wstydu, bo przecież jak to powiedzieć rodzicom oraz właściwie to do czasu mi to nie przeszkadzało, ale ostatnie miesiące były bolesne nawet przy oddawaniu moczu o czym napomnę dalej.
Przełamanie, było trudne bo właściwie to wydaje się na pierwszy rzut oka dla nastolatka wstydliwe - obecnie mam 17 lat. Jednak z przyczyn psychicznych i dolegliwości bólowych, surfując po necie "zmotywowałem" się i postanowiłem powiedzieć o problemie mojej Mamie.
Reakcja? Całkiem normalna. Jakby wiedziała, że mam stulejkę. Mama pracuje w szpitalu więc szybko załatwiła mi wizytę u chirurga na dzień 16 grudnia 2014 roku (ten wtorek).
Pierwsza wizyta wyglądała ona głównie tak, że przyjechaliśmy z mamą do naprawdę świetnie wyglądającej przychodni, właściwie to placówka prywatna (właścicielami jest małżeństwo), ale przyjmują pod NFZ. Kilka minut w poczekalni i zawołała nas pielęgniarka - żona chirurga, jeden z właścicieli. Złożyliśmy jakieś tam papiery, kilka pytań odnośnie przebytych chorób oraz ewentualnych terapiach lekowych, operacjach itp. - podstawy.
Następnie sam doktor zabrał mnie do sali zabiegowej, gdzie kazał pokazać sprzęt. Badanie nie trwało długo bo poniżej minuty. Wróciliśmy do gabinetu. Diagnoza - stulejka całkowita, otwór miał mniej niż 2mm więc to wyjaśnienie wyżej wspomnianych bóli. Wraz z Mamą ustaliliśmy termin zabiegu. Data padła na następny dzień - 17 grudzień 2014.
Dzień zabiegu zaczął się wiadomo - stresująco bo to mój pierwszy zabieg w życiu, ponadto jestem przewrażliwiony na punkcie takich spraw - zwyczajnie mdleje. Zabieg był ustalony na godzinę 11:30. Przyjechaliśmy na miejsce, chirurg już na samym początku popsikał mi czymś znieczulającym mojego kolegę. Posiedziałem trochę, poczułem lekkie mrowienie i ciepło. W międzyczasie kolejna robota papierkowa i.. na salę zabiegową. Pielęgniarka kazała mi się położyć na kozetce i ściągnąć spodnie oraz bieliznę. Przyszła asystentka i sam chirurg, mąż pielęgniarki. Strasznie się stresowałem, zimne poty i tak dalej. Znieczulenie - bezbolesne. Mocniejsze ukąszenie komara w kilku miejscach a później nic nie czułem. Przystąpiono do zabiegu plastyki stulejki. Jedyną nieprzyjemnością podczas zabiegu było to jak lekarz dotykał wrażliwą żołądź (dobrze napisałem? mniejsza o to). Zabieg trwał łącznie nieco ponad pół godzinki. Na końcu pokazano mi jak schodzi skóra - pierwszy raz od kilku lat zobaczyłem to, co przez cały czas zasłaniał napletek. Koniec zabiegu. Podciągnąłem jedynie spodnie i do domu. Gdy znieczulenie puściło - zero bólu, jedynie lekko mnie swędziało. Jedynie co to wczorajszej już nocy a raczej z rana miałem całe okrwawione bokserki, ale to pewnie przez wiercenie się w nocy i nocne wzwody. Teraz ani kropli krwi, wszystko czyściutko i ładnie.
Po wszystkim. Tak naprawdę to nie było się czego bać, bardziej już boli wywrotka na deskorolce. Żałuję, że nie zdecydowałem się na to wcześniej, ale jednocześnie cieszę, że w ogóle się odważyłem. Jeżeli jesteś tą osobą, która boryka się z tym problemem - nie zwlekaj. Są z tego same korzyści!
Jedynie co to mam kilka pytań do weteranów stulejkowiczów, bo lekarz w sumie nic nie mówił a ja sam wtedy nie myślałem o takich pytaniach:
* kiedy mogę zacząć ćwiczyć napletek? obecnie mogę ściągnąć skórę do 1/3 żołędzi - później ból w okolicach szwów,
* długo się goi to wszystko w przybliżeniu, do uzyskania pełnej sprawności?
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i nie zwlekajcie, nie warto!
Może później dodam zdjęcia do oceny
jako iż jestem nowy na forum, ale już "po temacie" chciałbym się z Wami przywitać w formie historii o mojej stulejce.
Od dłuższego czasu - kilku lat - byłem świadomy tego, że mam coś nie tak ze swoim przyjacielem. Skacząc po różnych forach około dwóch lat temu doszedłem do wniosku, że mam stulejkę.
Początkowo ignorowałem ten problem z dwóch głównych powodów - ze wstydu, bo przecież jak to powiedzieć rodzicom oraz właściwie to do czasu mi to nie przeszkadzało, ale ostatnie miesiące były bolesne nawet przy oddawaniu moczu o czym napomnę dalej.
Przełamanie, było trudne bo właściwie to wydaje się na pierwszy rzut oka dla nastolatka wstydliwe - obecnie mam 17 lat. Jednak z przyczyn psychicznych i dolegliwości bólowych, surfując po necie "zmotywowałem" się i postanowiłem powiedzieć o problemie mojej Mamie.
Reakcja? Całkiem normalna. Jakby wiedziała, że mam stulejkę. Mama pracuje w szpitalu więc szybko załatwiła mi wizytę u chirurga na dzień 16 grudnia 2014 roku (ten wtorek).
Pierwsza wizyta wyglądała ona głównie tak, że przyjechaliśmy z mamą do naprawdę świetnie wyglądającej przychodni, właściwie to placówka prywatna (właścicielami jest małżeństwo), ale przyjmują pod NFZ. Kilka minut w poczekalni i zawołała nas pielęgniarka - żona chirurga, jeden z właścicieli. Złożyliśmy jakieś tam papiery, kilka pytań odnośnie przebytych chorób oraz ewentualnych terapiach lekowych, operacjach itp. - podstawy.
Następnie sam doktor zabrał mnie do sali zabiegowej, gdzie kazał pokazać sprzęt. Badanie nie trwało długo bo poniżej minuty. Wróciliśmy do gabinetu. Diagnoza - stulejka całkowita, otwór miał mniej niż 2mm więc to wyjaśnienie wyżej wspomnianych bóli. Wraz z Mamą ustaliliśmy termin zabiegu. Data padła na następny dzień - 17 grudzień 2014.
Dzień zabiegu zaczął się wiadomo - stresująco bo to mój pierwszy zabieg w życiu, ponadto jestem przewrażliwiony na punkcie takich spraw - zwyczajnie mdleje. Zabieg był ustalony na godzinę 11:30. Przyjechaliśmy na miejsce, chirurg już na samym początku popsikał mi czymś znieczulającym mojego kolegę. Posiedziałem trochę, poczułem lekkie mrowienie i ciepło. W międzyczasie kolejna robota papierkowa i.. na salę zabiegową. Pielęgniarka kazała mi się położyć na kozetce i ściągnąć spodnie oraz bieliznę. Przyszła asystentka i sam chirurg, mąż pielęgniarki. Strasznie się stresowałem, zimne poty i tak dalej. Znieczulenie - bezbolesne. Mocniejsze ukąszenie komara w kilku miejscach a później nic nie czułem. Przystąpiono do zabiegu plastyki stulejki. Jedyną nieprzyjemnością podczas zabiegu było to jak lekarz dotykał wrażliwą żołądź (dobrze napisałem? mniejsza o to). Zabieg trwał łącznie nieco ponad pół godzinki. Na końcu pokazano mi jak schodzi skóra - pierwszy raz od kilku lat zobaczyłem to, co przez cały czas zasłaniał napletek. Koniec zabiegu. Podciągnąłem jedynie spodnie i do domu. Gdy znieczulenie puściło - zero bólu, jedynie lekko mnie swędziało. Jedynie co to wczorajszej już nocy a raczej z rana miałem całe okrwawione bokserki, ale to pewnie przez wiercenie się w nocy i nocne wzwody. Teraz ani kropli krwi, wszystko czyściutko i ładnie.
Po wszystkim. Tak naprawdę to nie było się czego bać, bardziej już boli wywrotka na deskorolce. Żałuję, że nie zdecydowałem się na to wcześniej, ale jednocześnie cieszę, że w ogóle się odważyłem. Jeżeli jesteś tą osobą, która boryka się z tym problemem - nie zwlekaj. Są z tego same korzyści!
Jedynie co to mam kilka pytań do weteranów stulejkowiczów, bo lekarz w sumie nic nie mówił a ja sam wtedy nie myślałem o takich pytaniach:
* kiedy mogę zacząć ćwiczyć napletek? obecnie mogę ściągnąć skórę do 1/3 żołędzi - później ból w okolicach szwów,
* długo się goi to wszystko w przybliżeniu, do uzyskania pełnej sprawności?
Pozdrawiam wszystkich serdecznie i nie zwlekajcie, nie warto!
Może później dodam zdjęcia do oceny
Ostatnia edycja: