Witam wszystkich,
po kilku miesiącach czytania tego forum, postanowiłem w końcu zacząć się na nim udzielać, bo siada mi psycha i szukam wsparcia. Pozwolę sobię opisać moją historię choroby.
Wszystko zaczęło się latem 2020. Pewnego feralnego dnia wstałem rano z bardzo dużym pieczeniem cewki, zaczerwienieniem żołędzia, kłuciami w cewce przy sikaniu i wytrysku i "brakiem czucia" w penisie. Nie wiem, jak opisać ten ostatni objaw. Po prostu penis jest mniej wrażliwy, zmniejszony, nie mam już spontanicznych erekcji, a jeśli erekcja się pojawia, to jest słaba. Badanie przez odbyt było bolesne. Dostałem Levoxę na jakieś 7-10 dni i czopki diclac. Jak kończyłem brać antybiotyk to objawy zniknęły i wszystko wróciło do normy (erekcja poprawiła się jako ostatnia), natomiast po kilku dniach to "otępienie" penisa powróciło i trwa do tej pory. Zaburzenia erekcji to mój jedyny uciążliwy objaw. Mocz oddaję normalnie. Bardzo, bardzo rzadko występują jakieś kłucia w pęcherzu, a przy sikaniu lub wytrysku w cewce.
Ze względu na stosunkowo młody wiek (26 lat) byłem zbywany przez kolejnych urologów, bo prostata już nie była ani bolesna, ani powiększona. Ci co robili USG widzieli zwapnienia, ale i tak bagatelizowali sprawę, a ja wiedziałem, że to już jest zapalenie przewlekłe. Mam wrażenie, że dla nich nasza choroba nie istnieje. Dla nich jest tylko stan ostry, a później to już niech się pan martwi, bo my umywamy ręce.
Postanowiłem leczyć się na własną rękę. Po lekturze forum pojechałem do jednej z przychodni w Warszawie na próbę Stamey'a. W płynie z prostaty wyszła obecność actinotingum schaalii, corynebacterium spp. oraz staphylococcus haemolyticus. Dostałem antybiogram i wróciłem do doktorki, która oznajmiła mi, że jest to naturalna flora, która nie powoduje takich dolegliwości i mam się cieszyć, bo to zapalenie niebakteryjne XD
Oczywiście nie uwierzyłem w te głupoty i pojechałem do dra Szmera. Pokazałem mu te wyniki i dostałem terapię kombinowaną monuralem i trimetoprimem, a do tego tadalafil i anapran. Czułem poprawę, ale niestety kilka dni po ostatniej dawce objawy znowu wróciły. Zostało mi jeszcze kilka tabletek tadalafilu, ale bez antybiotyków i anapranu nie działał już tak dobrze. Erekcje dalej były słabsze niż przed chorobą. Fizjoterapeutka powiedziała, że mięśnie dna miednicy są w porządku.
Postanowiliśmy powtórzyć próbę Stamey'a. Tamtych bakterii z Warszawy już nie było w posiewie, ale test PCR wykazał ureaplasmę spp. Badanie w Warszawie w ogóle jej nie obejmowało. Doktor przepisał mi azytromycynę i cipronex. Po masażu prostaty erekcje były przez kilka dni lepsze. Niestety musiałem przerwać cipro po 3 dniach, bo zaczęły boleć mnie ścięgna (mimo suplementacji kolagenem, NAC, tarczycą bajkalską, itd.). Ból utrzymuje się już miesiąc po odstawieniu, a ja jestem zrozpaczony, bo naczytałem się różnych historii osób poszkodowanych przez fluorochinolony. Na Reddicie czy tutaj na forum są też posty osób, które po roku/dwóch doszły w końcu do siebie, więc jest jeszcze nadzieja, zwłaszcza że ich stan początkowy był dużo gorszy niż mój.
Od tych wszystkich antybiotyków dostałem grzybicy penisa, którą próbuję obecnie leczyć clotrimazolem. Dziwna jest poprawa po monuralu i trimetoprimie, przecież one nie działają na ureaplasmę. Chyba że to przeciwzapalny anapran w połączeniu z tadalafilem i antybiotykami przyniósł chwilową ulgę. Dr Szmer podejrzewa, że ten problem z prostatą to może być jakaś koinfekcja. Dostałem propozycję zrobienia testu MicroGenDX i w zależności od wyników będziemy ustalać dalsze postępowanie. Czy ktoś z Was robił już ten test? Faktycznie wykrył coś, czego nie wykryła próba Stamey'a? Postanowiłem, że go zrobię. Nie mam nic do stracenia. W odróżnieniu do cipro przynajmniej mi nie zaszkodzi...