CzarnyCharakter
New member
Hej. Jesienią zeszłego roku przeszedłem zabieg obrzezania częściowego. Pamiętam, że przed zabiegiem dużo o tym wszystkim czytałem, przeszukiwałem różne strony, fora, itd. Wiadomo - nie codziennie chirurg dłubie nam skalpelem w tym miejscu, więc była niepewność i trochę stresu, chciałem się jak najwięcej dowiedzieć i przygotować psychicznie. Mam teraz więcej wolnego czasu więc postanowiłem tę moją "przygodę" opisać. Jak to wyglądało od początku do końca, czego się najbardziej bałem, z czym były problemy, itd. Może dzięki temu ktoś inny będzie mógł rozwiać swoje wątpliwości. Uznałem też, że warto opowiedzieć o wszystkim po dłuższym czasie, mając już szerszą perspektywę - a nie tydzień czy dwa tygodnie po
Zabieg był konieczny, bo pojawiło się zwężenie (fachowo to się chyba nazywa pierścień) na końcówce napletka, które z czasem zaczęło przeszkadzać w trakcie wzwodu. No i szybka ścieżka - konsultacja, decyzja o zabiegu, umówienie się na konkretny termin. Zabieg robiłem w Warszawie. Nie będę pisał u kogo, nie chcę być posądzony o jakąś kryptoreklamę, jakby kogoś interesowało to mogę powiedzieć na priv.
Przed zabiegiem. Na konsultacji dowiedziałem się, że mam do wyboru dwie opcje: obrzezanie częściowe i całkowite. Lekarz powiedział, że częściowe rozwiąże mój problem, ale dodał też, że często pacjenci po obrzezaniu częściowym są niezadowoleni z wizualnego efektu i decydują się na drugi zabieg, tym razem już całkowity. Zalecił też, żeby przy okazji od razu wydłużyć węzidełko, bo podobno miałem bardzo krótkie (nie zwracałem na to nigdy wcześniej uwagi). Mój wybór miałem przemyśleć i przekazać lekarzowi już w dniu zabiegu. Zapytałem o to jak wygląda zabieg, ile trwa, no i oczywiście czy boli. Tutaj muszę docenić podejście, dostałem wyczerpujące odpowiedzi na wszystkie pytania, najbardziej zapamiętałem tę odnośnie bólu: "zabieg nie boli, ale później będzie bolało". W końcu nadszedł wyznaczony termin, gabinet w prywatnej klinice, można zaczynać.
Jak wyglądały przygotowania do zabiegu?
Nic specjalnego. Musiałem się tam ogolić (zrobiłem to dzień wcześniej w domu), mogłem być po śniadaniu, przed samym zabiegiem oczywiście wypełnienie jakichś papierów, zgoda na operację, itd.
Ile trwał zabieg?
Nie kontrolowałem zegarka co do minuty, ale mniej więcej godzinę. Z czego najwięcej czasu zajęło szycie.
Kto uczestniczył w zabiegu?
Tylko ja i lekarz. Sam operował, sam znieczulał, sam odkładał sprzęt itd.
Czego najbardziej się bałem?
W sumie to dwóch rzeczy. Po pierwsze - bólu. Że znieczulenie nie będzie wystarczająco mocne, albo że np. podczas zabiegu nagle przestanie działać i zacznę wszystko czuć. No a po drugie bałem się, że nie będę zadowolony z końcowego efektu.
Czy bolało?
NIE. Czułem, że "coś tam się dzieje", ale nie można było nazwać tego bólem. 2 lub 3 razy poczułem coś bardziej. Jakbym miał to do czegoś porównać... Spróbuj "ukłuć się" włączonym długopisem w rękę. Ale tak delikatnie. To był właśnie ten poziom bólu, czyli minimalny. Oczywiście mówiłem o tym lekarzowi i od razu dokładał odrobinę znieczulenia. Także podsumowując - NIE BOLAŁO.
Zabieg został zakończony, opatrunek założony (na zsuniętym napletku), jeszcze krótka rozmowa z lekarzem, instrukcje odnośnie zmieniania opatrunków, itd. Dostałem receptę na Ketonal - profilaktycznie, miałem go brać na noc, żeby zapobiec ewentualnemu bólowi w nocy (lekarz ostrzegał, że szwy mogą boleć podczas nocnych wzwodów). Z receptą wyszedłem do domu. Czytałem na różnych forach i stronach, że gdy znieczulenie zacznie schodzić, pojawia się ból. Czekałem na ten moment. Wróciłem do domu i nic. Potem poszedłem jeszcze do galerii handlowej na obiad i dalej nic. Ból się już nie pojawił.
I tutaj przechodzimy do drugiego etapu całej tej zabawy: "PO ZABIEGU".
Co było najgorsze?
Szczerze? Jest jedna rzecz, którą z całej tej przygody wspominam najgorzej. Przy każdej zmianie opatrunku (przez kilka pierwszych dni, kiedy rana była jeszcze świeża) ten jeden moment, kiedy zdejmowałem opatrunek i jego kawałeczek (dosłownie jedna czy dwie niteczki) "przysychały" do węzidełka i trzeba było mocniej pociągnąć, żeby się odczepił. Oczywiście to wciąż nie było żadne cierpienie. Po prostu nieprzyjemny ułamek sekundy. Ale i tak najgorsze z tego wszystkiego.
Czego tutaj się bałem?
Przed pierwszą nocą po zabiegu wkręciłem sobie do głowy temat tych szwów. Bałem się, że dostanę nocnego wzwodu i szwy puszczą. Przez to kiepsko spałem, co chwilę się budziłem itd. Oczywiście nic się nie stało. Wzwodu albo nie było, albo go nie poczułem. Dopiero drugiej nocy mi się to przytrafiło. Ale tu też muszę powiedzieć, że nie było to nic strasznego. Obudziłem się, poszedłem do toalety i po temacie. Później już wzwody nie były bolesne.
Oczywiście penis po zabiegu wyglądał dość kiepsko, obrzęk, opuchlizna, krwiaki w miejscach, gdzie było podawane znieczulenie. Normalka.
No i teraz najważniejsze - jakie mam wnioski po tym, co przeszedłem?
1. Sam zabieg to pestka. Moje obawy były bezpodstawne. Najbardziej upierdliwy jest ten "powrót do normalności" - zmienianie opatrunków, noszenie penisa skierowanego do góry, itd. No i jeszcze sika się krzywo przez jakiś czas. "Upierdliwy" to chyba słowo idealnie odzwierciedlające to wszystko.
2. Trzeba być cierpliwym. Lekarz mówił, że za około 4 tygodnie wszystko się zagoi, szwy wypadną, itd. Niestety w moim przypadku tak nie było. Trwało to dłużej. Ale nie dlatego, że były jakieś komplikacje czy coś się nie udało - po prostu każdy organizm jest inny. Jeden poradzi sobie szybciutko, a mój stwierdził chyba, że potrzeba mu trochę więcej czasu.
3. Nie sugeruj się za bardzo tym, jak jest u innych. Sam wpadłem w tę pułapkę. Czytałem tu na forum wiele tematów. Widziałem wiele wpisów typu "po dwóch tygodniach powinny zejść szwy, a mi jeszcze nie zeszły". Też się stresowałem, kiedy inni pisali, że np. po miesiącu byli już wygojeni, a ja jeszcze nie. Każdy organizm jest inny. U jednego szwy zejdą po 2 tygodniach, u drugiego po 3, itd. Tak jak wyżej - trzeba być cierpliwym.
4. Szykując budżet na zabieg zabezpiecz sobie jeszcze parę stówek na ewentualne wizyty kontrolne. Serio. Ja też po zabiegu miałem sporo wątpliwości ("czy na pewno wszystko jest OK", "czy nie za długo się goi", itd.). Na forach nie ma co pytać. Tutaj raczej nie ma lekarzy, a to, że ktoś ma już zabieg za sobą nie oznacza, że się na tym zna. Ja np. mogę mówić tylko o swoim doświadczeniu, ale nie będę w stanie ocenić, czy u kogoś innego goi się dobrze czy źle. Zamiast wstawiać fotki "tydzień po zabiegu, czy to wygląda dobrze?" lepiej iść do lekarza i jego o to zapytać. Ja po swoim obrzezaniu byłem jeszcze na 2 wizytach.
5. Efekt, który uważasz za końcowy nie musi być prawdziwym efektem końcowym U mnie po zejściu opuchlizny i szwów wszystko niby było już wygojone, ale jednak od tamtej pory sporo się zmieniło. Oczywiście na lepsze. To wszystko jeszcze przez długi czas się formuje, uelastycznia.
No i na koniec najważniejsze. Czy jestem zadowolony z efektów?
TAK. Powiem szczerze, że spodziewałem się, że będzie gorzej. Wszystko oczywiście działa , a efekt wizualny oceniam na 9/10. Blizny jako takiej nie ma, chociaż ja rzecz jasna widzę, że coś tam było robione I cieszę się, że zdecydowałem się na częściowe mimo ostrzeżeń lekarza. PS. Fotek nie wstawiam - jakoś niezręcznie mi robić takie zdjęcia i jeszcze je wrzucać. Musicie wybaczyć i uwierzyć na słowo
Jakby co, to pytajcie, na pewno będę odpowiadał
Zabieg był konieczny, bo pojawiło się zwężenie (fachowo to się chyba nazywa pierścień) na końcówce napletka, które z czasem zaczęło przeszkadzać w trakcie wzwodu. No i szybka ścieżka - konsultacja, decyzja o zabiegu, umówienie się na konkretny termin. Zabieg robiłem w Warszawie. Nie będę pisał u kogo, nie chcę być posądzony o jakąś kryptoreklamę, jakby kogoś interesowało to mogę powiedzieć na priv.
Przed zabiegiem. Na konsultacji dowiedziałem się, że mam do wyboru dwie opcje: obrzezanie częściowe i całkowite. Lekarz powiedział, że częściowe rozwiąże mój problem, ale dodał też, że często pacjenci po obrzezaniu częściowym są niezadowoleni z wizualnego efektu i decydują się na drugi zabieg, tym razem już całkowity. Zalecił też, żeby przy okazji od razu wydłużyć węzidełko, bo podobno miałem bardzo krótkie (nie zwracałem na to nigdy wcześniej uwagi). Mój wybór miałem przemyśleć i przekazać lekarzowi już w dniu zabiegu. Zapytałem o to jak wygląda zabieg, ile trwa, no i oczywiście czy boli. Tutaj muszę docenić podejście, dostałem wyczerpujące odpowiedzi na wszystkie pytania, najbardziej zapamiętałem tę odnośnie bólu: "zabieg nie boli, ale później będzie bolało". W końcu nadszedł wyznaczony termin, gabinet w prywatnej klinice, można zaczynać.
Jak wyglądały przygotowania do zabiegu?
Nic specjalnego. Musiałem się tam ogolić (zrobiłem to dzień wcześniej w domu), mogłem być po śniadaniu, przed samym zabiegiem oczywiście wypełnienie jakichś papierów, zgoda na operację, itd.
Ile trwał zabieg?
Nie kontrolowałem zegarka co do minuty, ale mniej więcej godzinę. Z czego najwięcej czasu zajęło szycie.
Kto uczestniczył w zabiegu?
Tylko ja i lekarz. Sam operował, sam znieczulał, sam odkładał sprzęt itd.
Czego najbardziej się bałem?
W sumie to dwóch rzeczy. Po pierwsze - bólu. Że znieczulenie nie będzie wystarczająco mocne, albo że np. podczas zabiegu nagle przestanie działać i zacznę wszystko czuć. No a po drugie bałem się, że nie będę zadowolony z końcowego efektu.
Czy bolało?
NIE. Czułem, że "coś tam się dzieje", ale nie można było nazwać tego bólem. 2 lub 3 razy poczułem coś bardziej. Jakbym miał to do czegoś porównać... Spróbuj "ukłuć się" włączonym długopisem w rękę. Ale tak delikatnie. To był właśnie ten poziom bólu, czyli minimalny. Oczywiście mówiłem o tym lekarzowi i od razu dokładał odrobinę znieczulenia. Także podsumowując - NIE BOLAŁO.
Zabieg został zakończony, opatrunek założony (na zsuniętym napletku), jeszcze krótka rozmowa z lekarzem, instrukcje odnośnie zmieniania opatrunków, itd. Dostałem receptę na Ketonal - profilaktycznie, miałem go brać na noc, żeby zapobiec ewentualnemu bólowi w nocy (lekarz ostrzegał, że szwy mogą boleć podczas nocnych wzwodów). Z receptą wyszedłem do domu. Czytałem na różnych forach i stronach, że gdy znieczulenie zacznie schodzić, pojawia się ból. Czekałem na ten moment. Wróciłem do domu i nic. Potem poszedłem jeszcze do galerii handlowej na obiad i dalej nic. Ból się już nie pojawił.
I tutaj przechodzimy do drugiego etapu całej tej zabawy: "PO ZABIEGU".
Co było najgorsze?
Szczerze? Jest jedna rzecz, którą z całej tej przygody wspominam najgorzej. Przy każdej zmianie opatrunku (przez kilka pierwszych dni, kiedy rana była jeszcze świeża) ten jeden moment, kiedy zdejmowałem opatrunek i jego kawałeczek (dosłownie jedna czy dwie niteczki) "przysychały" do węzidełka i trzeba było mocniej pociągnąć, żeby się odczepił. Oczywiście to wciąż nie było żadne cierpienie. Po prostu nieprzyjemny ułamek sekundy. Ale i tak najgorsze z tego wszystkiego.
Czego tutaj się bałem?
Przed pierwszą nocą po zabiegu wkręciłem sobie do głowy temat tych szwów. Bałem się, że dostanę nocnego wzwodu i szwy puszczą. Przez to kiepsko spałem, co chwilę się budziłem itd. Oczywiście nic się nie stało. Wzwodu albo nie było, albo go nie poczułem. Dopiero drugiej nocy mi się to przytrafiło. Ale tu też muszę powiedzieć, że nie było to nic strasznego. Obudziłem się, poszedłem do toalety i po temacie. Później już wzwody nie były bolesne.
Oczywiście penis po zabiegu wyglądał dość kiepsko, obrzęk, opuchlizna, krwiaki w miejscach, gdzie było podawane znieczulenie. Normalka.
No i teraz najważniejsze - jakie mam wnioski po tym, co przeszedłem?
1. Sam zabieg to pestka. Moje obawy były bezpodstawne. Najbardziej upierdliwy jest ten "powrót do normalności" - zmienianie opatrunków, noszenie penisa skierowanego do góry, itd. No i jeszcze sika się krzywo przez jakiś czas. "Upierdliwy" to chyba słowo idealnie odzwierciedlające to wszystko.
2. Trzeba być cierpliwym. Lekarz mówił, że za około 4 tygodnie wszystko się zagoi, szwy wypadną, itd. Niestety w moim przypadku tak nie było. Trwało to dłużej. Ale nie dlatego, że były jakieś komplikacje czy coś się nie udało - po prostu każdy organizm jest inny. Jeden poradzi sobie szybciutko, a mój stwierdził chyba, że potrzeba mu trochę więcej czasu.
3. Nie sugeruj się za bardzo tym, jak jest u innych. Sam wpadłem w tę pułapkę. Czytałem tu na forum wiele tematów. Widziałem wiele wpisów typu "po dwóch tygodniach powinny zejść szwy, a mi jeszcze nie zeszły". Też się stresowałem, kiedy inni pisali, że np. po miesiącu byli już wygojeni, a ja jeszcze nie. Każdy organizm jest inny. U jednego szwy zejdą po 2 tygodniach, u drugiego po 3, itd. Tak jak wyżej - trzeba być cierpliwym.
4. Szykując budżet na zabieg zabezpiecz sobie jeszcze parę stówek na ewentualne wizyty kontrolne. Serio. Ja też po zabiegu miałem sporo wątpliwości ("czy na pewno wszystko jest OK", "czy nie za długo się goi", itd.). Na forach nie ma co pytać. Tutaj raczej nie ma lekarzy, a to, że ktoś ma już zabieg za sobą nie oznacza, że się na tym zna. Ja np. mogę mówić tylko o swoim doświadczeniu, ale nie będę w stanie ocenić, czy u kogoś innego goi się dobrze czy źle. Zamiast wstawiać fotki "tydzień po zabiegu, czy to wygląda dobrze?" lepiej iść do lekarza i jego o to zapytać. Ja po swoim obrzezaniu byłem jeszcze na 2 wizytach.
5. Efekt, który uważasz za końcowy nie musi być prawdziwym efektem końcowym U mnie po zejściu opuchlizny i szwów wszystko niby było już wygojone, ale jednak od tamtej pory sporo się zmieniło. Oczywiście na lepsze. To wszystko jeszcze przez długi czas się formuje, uelastycznia.
No i na koniec najważniejsze. Czy jestem zadowolony z efektów?
TAK. Powiem szczerze, że spodziewałem się, że będzie gorzej. Wszystko oczywiście działa , a efekt wizualny oceniam na 9/10. Blizny jako takiej nie ma, chociaż ja rzecz jasna widzę, że coś tam było robione I cieszę się, że zdecydowałem się na częściowe mimo ostrzeżeń lekarza. PS. Fotek nie wstawiam - jakoś niezręcznie mi robić takie zdjęcia i jeszcze je wrzucać. Musicie wybaczyć i uwierzyć na słowo
Jakby co, to pytajcie, na pewno będę odpowiadał