Cześć wszystkim!
Mam 26 lat i do wczoraj byłem wstydliwym posiadaczem stulejki całkowitej. Dawno temu, kiedy miałem 13 czy 14 lat, zauważyłem problem i udałem się do lekarza w moim rodzinnym Radomiu, gdzie przeprowadzono popularną w tym czasie "procedurę", polegającą tylko i wyłącznie na nacięgnięcu napletka "do oporu". Pewnie niejeden z Was doświadczył czegoś takiego i wszyscy wiemy, że na niewiele to się zdało. Do sprawy powróciłem w wieku 19 lat, tym razem umawiając się na plastykę napletka. Jako młody chłopak nie wiedziałem, jak się poruszać w meandrach publicznej służby zdrowia i sprawa padła. Od tamtego czasu odkładałem to, co nieuniknione (bo nie mam czasu, bo nie mogę wziąć urlopu, bo nie mam gdzie, bo nie chce mi się czekać na termin itd.). Aż wreszcie niedawno zmobilizowałem się i przystąpiłem do rozwiązania problemu stulejki raz na zawsze (mam nadzieję).
Przygotowania do zabiegu
Pierwsza kwestia, jaką musiałem rozwiązać, to gdzie i w jaki sposób. Ponieważ nie śmierdzę groszem, szybko zdecydowałem, że muszę dokonać zabiegu na NFZ. Oczywiście pierwszym wyborem był wychwalany przez wszystkich na forum szpital Mazovia na Ursynowie. Niestety okazało się, że na ten rok nie ma wolnych terminów, a w przyszłym nie wiadomo, jak będzie, bo szpital może w ogóle nie podpisać kontraktu z NFZ (poszukiwania rozpocząłem pod koniec sierpnia). Następnym celem była klinika IATROS na ul. Wojskowej (Bródno-Zacisze). Przemiła recepcjonistka powiedziała, że najbliższy wolny termin to 17.10 u doktora Jacka Łepmickiego, do tego czasu muszę zdobyć skierowanie i badania i koniecznie na sam zabieg przyjść po śniadaniu. Zgodziłem się na ten termin, z konsultacją z lekarzem w dniu 30.09. Zaraz potem zacząłem przeglądać forum i natknąłem się na przerażającą historię jednego z pacjentów tej lecznicy, który suchej nitki nie zostawił na tym miejscu i lekarzu, przeprowadzającemu zabieg. Trochę przeszły mnie ciarki, ale stwierdziłem, że pójdę na konsultację i "wybadam" teren.
Po wizycie u urologa i uzyskaniu skierowania udałem się na wyznaczony termin konsultacji. Obsługa i atmosfera w klinice na piątkę z plusem, miło, schludnie i przyjemnie, ale wiadomo, nie o to chodzi. Czekałem na lekarza, który pojawił się parę minut po ósmej rano i... dwie minuty później było po konsultacji. Nie chcę powiedzieć, że sprawiło to na mnie złe wrażenie, wręcz przeciwnie - lekarz obejrzał przypadek, stwierdził krótko, że będzie obrzezanie, "proszę zrobić sobie takie a takie badania, przyjść z osobą towarzyszącą, bo to jednak będzie przeżycie, penis będzie obrzezany, czyli żołądź będzie odsłonięta, wie pan? to bardzo się cieszę, ale zawsze lojalnie uprzedzam, bo potem po tygodniu dostaję telefony, że pacjent próbuje naciągnąć napletek i nie może". Krótko, zwięźle i na temat. Badania zrobiłem parę dni później i z wielkim strachem oczekiwałem wczorajszego dnia...
Zabieg
Żeby dać wyobrażenie, jak długo trwała moja wizyta w lecznicy - pojawiłem się na miejscu przed 11, ok. 11:40 zostałem zaproszony do pokoju zabiegowego, o 12:30 wsiadałem to taksówki. Ale po kolei. Najpierw papierkowa robota, podpisywanie oświadczeń itd. Ku mojemu przerażeniu na karcie zapis: Proponowany zabieg - plastyka napletka, nacięcie boczne napletka. Mówię lekarzowi (przy świadku, a jakże), że umawialiśmy się na obrzezanie. On uśmiecha się i mówi: "Oczywiście będzie, jak się umawialiśmy, będzie obrzezanie, mamy po prostu taką pozycję w komputerze". Myślę - dziwnie, ale ok, zaryzykuję, najwyżej potem sporządzę tłuściutki pozew.
Atmosfera w klinice odprężająca, mimo że ma się wrażenie "fabryki" (przede mną doktor pokroił dwie osoby, po mnie w kolejce czekało dwóch następnych). Wszyscy uśmiechnięci, humory dopisują, facet wychodzacy po zabiegu przede mną z uśmiechem na twarzy, więc i ja się odprężyłem. Doktor zaprasza, idę grzecznie za nim, przed pokojem zabiegowym zostawiam buty, na samej sali zdejmuję spodnie i majtki i tak, w skarpetkach i koszulce kładę się na łóżku. Żadnych piżamek, kapci i innych takich. Doktor informuje, że najpierw zrobimy odkażanie, potem znieczulenie.
- Panie doktorze, muszę powiedzieć, że chyba nigdy niczego tak się nie bałem.
- Muszę panu powiedzieć, że ja też.
I od razu czuję się swobodniej. Odkażanie OK, ktoś tu pisał, że lekarz bez znieczulenia smarował go po żołędzi odkażaczem. Nic z tych rzeczy, doktor naciągnął napletek i psiknął jakimś sprayem. Mało przyjemne, potem uczucie szczypania i gorąco, ale niedługo, bo doktor sięgnął po strzykawkę... Znieczulenie bolesne, przyznaję, zwłaszcza że lekarz sieknął sześć czy siedem razy, jak się zorientował, że mam niską tolerancję na ból. Po kilkunastu sekundach ból jednak mija. Lekarz wyszedł, mówiąc, że musimy trochę poczekać, aż znieczulenie zacznie działać. Po piętnastu minutach wrócił w towarzystwie asystentki/pielęgniarki i przystąpili do rzeczy. Nie czułem absolutnie nic, nawet ucisku czy szwów przechodzących przez ciało. Przez cały czas lekarz z pielęgniarką wymieniali się kąsliwymi uwagami jak stare dobre małżeństwo, co pomagało rozluźnić atmosferę. Po jakichś 20 minutach było po wszystkim, lekarz powiedział, że mogę zerknąć na końcowe dzieło, ale podziękowałem. Pielęgniarka opatuliła penisa opatrunkiem i po paru minutach wychodziłem z kliniki, po drodze zgarniając receptę na lek przeciwbólowy oraz antybiotyk.
Zalecenia lekarza
W trakcie i po zabiegu operujący duet instruował mnie, jak mam postępować po zabiegu. I tak:
- gojenie potrwa 3-4 tygodnie;
- obrzek na żołędzi będzie utrzymywał się jakieś 2 tygodnie ze względu na dużą dawkę znieczulenia;
- opatrunek lekarski mam zdjąć dopiero ok. 23:00, potem owijać penisa samą gazą i bandażem (żadnych plastrów, żeby rana "oddychała") za każdym razem, gdy sikam lub biorę prysznic;
- przy zmianie opatrunku przemywać penisa wodą z mydłem (żadnych Rivanoli itd., bo to opóźnia gojenie);
- kiedy nie mogę użyć wody z mydłem (np. w pracy), oczyszczać penisa chusteczką do higieny intymnej;
- po myciu delikatnie osuszyć penisa;
- przez pierwszy dzień leżeć, potem przez kilka dni nie przemęczać się, w poniedziałek mogę wrócić do pracy;
- rada na nocne wzwody: uwaga... Sudafed tak, tak, ten lek na katar, tabletkę przed snem;
- nosić ciasne majtki (ze względu na brak mocowania opatrunku do podbrzusza, pomagają utrzymać penisa w miejscu) oraz kierować penisa do góry.
Po zabiegu - pierwsze godziny i pierwsza noc
Przede wszystkim nie zgrywajcie twardzieli i nie prowadźcie samochodu zaraz po zabiegu, ani nie tłuczcie się autobusami. Nigdy nie wiadomo, kiedy puści znieczulenie, dlatego warto mieć ze sobą po zabiegu jakiś painkiller i butelkę wody. Ja wróciłem taksówką (a co, zaoszczędziłem jakieś 1,5 tysiąca na zabiegu, więc się szarpnę) i po 15minutowej podróży poczułem pierwsze nieprzyjemne ukłucia w kroczu. Szybko wykupiłem leki i łyknąłem pierwszą tabletkę przeciwbólową z recepty.
Pierwsze godziny były jedną wielką niewiadomą. Nie wiedziałem czy i jakiego bólu się spodziewać, więc przez pierwsze 2 godziny leżałem w sumie nieruchomo, czytając książkę. Po tym czasie natura niestety wezwała i musiałem przejść pierwszą próbę - siku. Wszystko poszło gładko, żadnej krwi, żadnego pieczenia, trochę się więc uspokoiłem. Do wieczora nie czułem żadnego bólu, jedynie raz na jakiś czas pojedynczy, swędzący impuls, jakby elektryczny, trwający 1-3 sekundy. Nic strasznego, póki co najbardziej bolesne wciąż było znieczulenie przed zabiegiem. Zaczął we mnie narastać jednak kolejny strach... z każdą godziną było bliżej do momentu odwinięcia i ujrzenia dzieła doktora Łepmickiego w pełnej okazałości. Kiedy nadeszła w końcu 23:00, na drżących nogach poszedłem do łazienki. Wedle zaleceń peilęgniarki namoczyłem opatrunek, by plastry łatwiej zeszły. Musze przyznać, że nie oszczędziła na nich, bo odwijanie trwało i trwało. Kiedy dotarłem do samego opatrunku i odsłoniłem prącie, zakręciło mi się w głowie, prawdopodobnie zrobiłem się blady jak ściana, serce zaczęło mi walić i pojawiły się mroczki przed oczami. Mówiąc krótko, po raz pierwszy w życiu o mało co nie zemdlałem. Jest to o tyle ciekawa reakcja, że widok wcale nie był straszny, wręcz przeciwnie, naoglądałem się tutaj naprawdę mało atrakcyjnych egzemplarzy pozabiegowych (sorry, chłopaki, nic osobistego). Otóż mój penis nie był ani spuchnięty, ani zakrwawiony. Co mnie zdziwiło, to fakt, że fałda skóry dochodzi do samej żołędzi, ale nie nachodzi na nią. Spodziewałem się tego, co widziałem na zdjęciach, czyli obrzezania całkowitego, a dostałem częściowe. Fakt, nie sprecyzowałem tego przed zabiegiem... Skąd zatem moje prawie-omdlenie? Prawdopodobnie skumulowały się wrażenia z całego dnia oraz świadomość, że zaraz będę musiał dotknąć żołędzi, co zawsze powodwało we mnie odruch "cofny". Niemniej jednak po 2-3 minutach doszedłem do siebie, zmieniłem opatrunek i udałem się do łóżka.
W nocy sudafed chyba zrobił swoje, bo nie budziłem się z bólu ani razu, o 4:30 obudziełm się tylko i leżałem "na czuwaniu" przez jakieś 1,5h, ale potem okazało się, że po prostu odczuwałem dyskomfort z całodniowego leżenia na wznak. Delikatnie obróciłem się na bok i zasnąłem jak bobas.
Dzień drugi
Rano kolejna zmiana opatrunku (tym razem bez omdlenia, za to wciąż z dyskomfortem w dotykaniu żołędzi). Opuchlizna odrobinę większa, krwawienia mało, troszkę sączy się z przedłużonego wędzidełka, ale nie przechodzi przez opatrunek. Teraz jestem jakieś 26 h po zabiegu, wciąż odczuwam czasem pojedyncze impulsy, ale o bólu nie mogę mówić. U podstawy żołedzi fioletowy obrzęk, ale lekarz powiedział, że tak na razie będzie. Co najważniejsze, to higiena, higiena i jeszcze raz higiena.
Przepraszam, że bez zdjęć, postaram się wrzucić jakieś wieczorem. W tej chwili najbardziej modlę się o to, by nie powstała oponka, z którą zmaga się wielu chłopaków po częściowym obrzezaniu.
Wnioski na chwilę obecną?
1. Trzymać się ściśle zaleceń lekarza, dopiero gdy ewidentnie coś jest nie tak, dzwonić na wizytę kontrolną
2. Leki, o których wspominałem, dotyczą mojego przypadku, nie oznacza to, że pomogą komuś innemu, bo przede wszystkim...
3. ... pytać, pytać i jeszcze raz pytać o wszystko lekarza. W tym temacie nie ma głupich pytań, więc nie bójcie się!
4. I najważniejsze właśnie: nie bójcie się! Jestem dzień po zabiegu i niezależnie od tego czy będzie oponka, czy będę musiał robić poprawki, czy nie, stwierdzam, że była to jedna z lepszych decyzji w moim życiu. Naprawdę nie ma czego się bać! Najgorsze w tym wszystkim jest oczekiwanie, a po fakcie jest tylko lepiej! Odwagi!
Wybaczcie długi wywód, ale chciałem się podzielić doświadczeniami. W razie potrzeby będę na bieżąco informował o postępach w mojej rekonwalescencji. A w razie pytań chętnie na wszystkie odpowiem.
Mam 26 lat i do wczoraj byłem wstydliwym posiadaczem stulejki całkowitej. Dawno temu, kiedy miałem 13 czy 14 lat, zauważyłem problem i udałem się do lekarza w moim rodzinnym Radomiu, gdzie przeprowadzono popularną w tym czasie "procedurę", polegającą tylko i wyłącznie na nacięgnięcu napletka "do oporu". Pewnie niejeden z Was doświadczył czegoś takiego i wszyscy wiemy, że na niewiele to się zdało. Do sprawy powróciłem w wieku 19 lat, tym razem umawiając się na plastykę napletka. Jako młody chłopak nie wiedziałem, jak się poruszać w meandrach publicznej służby zdrowia i sprawa padła. Od tamtego czasu odkładałem to, co nieuniknione (bo nie mam czasu, bo nie mogę wziąć urlopu, bo nie mam gdzie, bo nie chce mi się czekać na termin itd.). Aż wreszcie niedawno zmobilizowałem się i przystąpiłem do rozwiązania problemu stulejki raz na zawsze (mam nadzieję).
Przygotowania do zabiegu
Pierwsza kwestia, jaką musiałem rozwiązać, to gdzie i w jaki sposób. Ponieważ nie śmierdzę groszem, szybko zdecydowałem, że muszę dokonać zabiegu na NFZ. Oczywiście pierwszym wyborem był wychwalany przez wszystkich na forum szpital Mazovia na Ursynowie. Niestety okazało się, że na ten rok nie ma wolnych terminów, a w przyszłym nie wiadomo, jak będzie, bo szpital może w ogóle nie podpisać kontraktu z NFZ (poszukiwania rozpocząłem pod koniec sierpnia). Następnym celem była klinika IATROS na ul. Wojskowej (Bródno-Zacisze). Przemiła recepcjonistka powiedziała, że najbliższy wolny termin to 17.10 u doktora Jacka Łepmickiego, do tego czasu muszę zdobyć skierowanie i badania i koniecznie na sam zabieg przyjść po śniadaniu. Zgodziłem się na ten termin, z konsultacją z lekarzem w dniu 30.09. Zaraz potem zacząłem przeglądać forum i natknąłem się na przerażającą historię jednego z pacjentów tej lecznicy, który suchej nitki nie zostawił na tym miejscu i lekarzu, przeprowadzającemu zabieg. Trochę przeszły mnie ciarki, ale stwierdziłem, że pójdę na konsultację i "wybadam" teren.
Po wizycie u urologa i uzyskaniu skierowania udałem się na wyznaczony termin konsultacji. Obsługa i atmosfera w klinice na piątkę z plusem, miło, schludnie i przyjemnie, ale wiadomo, nie o to chodzi. Czekałem na lekarza, który pojawił się parę minut po ósmej rano i... dwie minuty później było po konsultacji. Nie chcę powiedzieć, że sprawiło to na mnie złe wrażenie, wręcz przeciwnie - lekarz obejrzał przypadek, stwierdził krótko, że będzie obrzezanie, "proszę zrobić sobie takie a takie badania, przyjść z osobą towarzyszącą, bo to jednak będzie przeżycie, penis będzie obrzezany, czyli żołądź będzie odsłonięta, wie pan? to bardzo się cieszę, ale zawsze lojalnie uprzedzam, bo potem po tygodniu dostaję telefony, że pacjent próbuje naciągnąć napletek i nie może". Krótko, zwięźle i na temat. Badania zrobiłem parę dni później i z wielkim strachem oczekiwałem wczorajszego dnia...
Zabieg
Żeby dać wyobrażenie, jak długo trwała moja wizyta w lecznicy - pojawiłem się na miejscu przed 11, ok. 11:40 zostałem zaproszony do pokoju zabiegowego, o 12:30 wsiadałem to taksówki. Ale po kolei. Najpierw papierkowa robota, podpisywanie oświadczeń itd. Ku mojemu przerażeniu na karcie zapis: Proponowany zabieg - plastyka napletka, nacięcie boczne napletka. Mówię lekarzowi (przy świadku, a jakże), że umawialiśmy się na obrzezanie. On uśmiecha się i mówi: "Oczywiście będzie, jak się umawialiśmy, będzie obrzezanie, mamy po prostu taką pozycję w komputerze". Myślę - dziwnie, ale ok, zaryzykuję, najwyżej potem sporządzę tłuściutki pozew.
Atmosfera w klinice odprężająca, mimo że ma się wrażenie "fabryki" (przede mną doktor pokroił dwie osoby, po mnie w kolejce czekało dwóch następnych). Wszyscy uśmiechnięci, humory dopisują, facet wychodzacy po zabiegu przede mną z uśmiechem na twarzy, więc i ja się odprężyłem. Doktor zaprasza, idę grzecznie za nim, przed pokojem zabiegowym zostawiam buty, na samej sali zdejmuję spodnie i majtki i tak, w skarpetkach i koszulce kładę się na łóżku. Żadnych piżamek, kapci i innych takich. Doktor informuje, że najpierw zrobimy odkażanie, potem znieczulenie.
- Panie doktorze, muszę powiedzieć, że chyba nigdy niczego tak się nie bałem.
- Muszę panu powiedzieć, że ja też.
I od razu czuję się swobodniej. Odkażanie OK, ktoś tu pisał, że lekarz bez znieczulenia smarował go po żołędzi odkażaczem. Nic z tych rzeczy, doktor naciągnął napletek i psiknął jakimś sprayem. Mało przyjemne, potem uczucie szczypania i gorąco, ale niedługo, bo doktor sięgnął po strzykawkę... Znieczulenie bolesne, przyznaję, zwłaszcza że lekarz sieknął sześć czy siedem razy, jak się zorientował, że mam niską tolerancję na ból. Po kilkunastu sekundach ból jednak mija. Lekarz wyszedł, mówiąc, że musimy trochę poczekać, aż znieczulenie zacznie działać. Po piętnastu minutach wrócił w towarzystwie asystentki/pielęgniarki i przystąpili do rzeczy. Nie czułem absolutnie nic, nawet ucisku czy szwów przechodzących przez ciało. Przez cały czas lekarz z pielęgniarką wymieniali się kąsliwymi uwagami jak stare dobre małżeństwo, co pomagało rozluźnić atmosferę. Po jakichś 20 minutach było po wszystkim, lekarz powiedział, że mogę zerknąć na końcowe dzieło, ale podziękowałem. Pielęgniarka opatuliła penisa opatrunkiem i po paru minutach wychodziłem z kliniki, po drodze zgarniając receptę na lek przeciwbólowy oraz antybiotyk.
Zalecenia lekarza
W trakcie i po zabiegu operujący duet instruował mnie, jak mam postępować po zabiegu. I tak:
- gojenie potrwa 3-4 tygodnie;
- obrzek na żołędzi będzie utrzymywał się jakieś 2 tygodnie ze względu na dużą dawkę znieczulenia;
- opatrunek lekarski mam zdjąć dopiero ok. 23:00, potem owijać penisa samą gazą i bandażem (żadnych plastrów, żeby rana "oddychała") za każdym razem, gdy sikam lub biorę prysznic;
- przy zmianie opatrunku przemywać penisa wodą z mydłem (żadnych Rivanoli itd., bo to opóźnia gojenie);
- kiedy nie mogę użyć wody z mydłem (np. w pracy), oczyszczać penisa chusteczką do higieny intymnej;
- po myciu delikatnie osuszyć penisa;
- przez pierwszy dzień leżeć, potem przez kilka dni nie przemęczać się, w poniedziałek mogę wrócić do pracy;
- rada na nocne wzwody: uwaga... Sudafed tak, tak, ten lek na katar, tabletkę przed snem;
- nosić ciasne majtki (ze względu na brak mocowania opatrunku do podbrzusza, pomagają utrzymać penisa w miejscu) oraz kierować penisa do góry.
Po zabiegu - pierwsze godziny i pierwsza noc
Przede wszystkim nie zgrywajcie twardzieli i nie prowadźcie samochodu zaraz po zabiegu, ani nie tłuczcie się autobusami. Nigdy nie wiadomo, kiedy puści znieczulenie, dlatego warto mieć ze sobą po zabiegu jakiś painkiller i butelkę wody. Ja wróciłem taksówką (a co, zaoszczędziłem jakieś 1,5 tysiąca na zabiegu, więc się szarpnę) i po 15minutowej podróży poczułem pierwsze nieprzyjemne ukłucia w kroczu. Szybko wykupiłem leki i łyknąłem pierwszą tabletkę przeciwbólową z recepty.
Pierwsze godziny były jedną wielką niewiadomą. Nie wiedziałem czy i jakiego bólu się spodziewać, więc przez pierwsze 2 godziny leżałem w sumie nieruchomo, czytając książkę. Po tym czasie natura niestety wezwała i musiałem przejść pierwszą próbę - siku. Wszystko poszło gładko, żadnej krwi, żadnego pieczenia, trochę się więc uspokoiłem. Do wieczora nie czułem żadnego bólu, jedynie raz na jakiś czas pojedynczy, swędzący impuls, jakby elektryczny, trwający 1-3 sekundy. Nic strasznego, póki co najbardziej bolesne wciąż było znieczulenie przed zabiegiem. Zaczął we mnie narastać jednak kolejny strach... z każdą godziną było bliżej do momentu odwinięcia i ujrzenia dzieła doktora Łepmickiego w pełnej okazałości. Kiedy nadeszła w końcu 23:00, na drżących nogach poszedłem do łazienki. Wedle zaleceń peilęgniarki namoczyłem opatrunek, by plastry łatwiej zeszły. Musze przyznać, że nie oszczędziła na nich, bo odwijanie trwało i trwało. Kiedy dotarłem do samego opatrunku i odsłoniłem prącie, zakręciło mi się w głowie, prawdopodobnie zrobiłem się blady jak ściana, serce zaczęło mi walić i pojawiły się mroczki przed oczami. Mówiąc krótko, po raz pierwszy w życiu o mało co nie zemdlałem. Jest to o tyle ciekawa reakcja, że widok wcale nie był straszny, wręcz przeciwnie, naoglądałem się tutaj naprawdę mało atrakcyjnych egzemplarzy pozabiegowych (sorry, chłopaki, nic osobistego). Otóż mój penis nie był ani spuchnięty, ani zakrwawiony. Co mnie zdziwiło, to fakt, że fałda skóry dochodzi do samej żołędzi, ale nie nachodzi na nią. Spodziewałem się tego, co widziałem na zdjęciach, czyli obrzezania całkowitego, a dostałem częściowe. Fakt, nie sprecyzowałem tego przed zabiegiem... Skąd zatem moje prawie-omdlenie? Prawdopodobnie skumulowały się wrażenia z całego dnia oraz świadomość, że zaraz będę musiał dotknąć żołędzi, co zawsze powodwało we mnie odruch "cofny". Niemniej jednak po 2-3 minutach doszedłem do siebie, zmieniłem opatrunek i udałem się do łóżka.
W nocy sudafed chyba zrobił swoje, bo nie budziłem się z bólu ani razu, o 4:30 obudziełm się tylko i leżałem "na czuwaniu" przez jakieś 1,5h, ale potem okazało się, że po prostu odczuwałem dyskomfort z całodniowego leżenia na wznak. Delikatnie obróciłem się na bok i zasnąłem jak bobas.
Dzień drugi
Rano kolejna zmiana opatrunku (tym razem bez omdlenia, za to wciąż z dyskomfortem w dotykaniu żołędzi). Opuchlizna odrobinę większa, krwawienia mało, troszkę sączy się z przedłużonego wędzidełka, ale nie przechodzi przez opatrunek. Teraz jestem jakieś 26 h po zabiegu, wciąż odczuwam czasem pojedyncze impulsy, ale o bólu nie mogę mówić. U podstawy żołedzi fioletowy obrzęk, ale lekarz powiedział, że tak na razie będzie. Co najważniejsze, to higiena, higiena i jeszcze raz higiena.
Przepraszam, że bez zdjęć, postaram się wrzucić jakieś wieczorem. W tej chwili najbardziej modlę się o to, by nie powstała oponka, z którą zmaga się wielu chłopaków po częściowym obrzezaniu.
Wnioski na chwilę obecną?
1. Trzymać się ściśle zaleceń lekarza, dopiero gdy ewidentnie coś jest nie tak, dzwonić na wizytę kontrolną
2. Leki, o których wspominałem, dotyczą mojego przypadku, nie oznacza to, że pomogą komuś innemu, bo przede wszystkim...
3. ... pytać, pytać i jeszcze raz pytać o wszystko lekarza. W tym temacie nie ma głupich pytań, więc nie bójcie się!
4. I najważniejsze właśnie: nie bójcie się! Jestem dzień po zabiegu i niezależnie od tego czy będzie oponka, czy będę musiał robić poprawki, czy nie, stwierdzam, że była to jedna z lepszych decyzji w moim życiu. Naprawdę nie ma czego się bać! Najgorsze w tym wszystkim jest oczekiwanie, a po fakcie jest tylko lepiej! Odwagi!
Wybaczcie długi wywód, ale chciałem się podzielić doświadczeniami. W razie potrzeby będę na bieżąco informował o postępach w mojej rekonwalescencji. A w razie pytań chętnie na wszystkie odpowiem.