Cześć!
Witam wszystkich użytkowników forum, jako że jest to mój pierwszy post tutaj.
Planowałem relacjonować całą sytuację od dnia zabiegu, ale niestety nie miałem za bardzo na to czasu. Mimo wszystko myślę że i tak warto podzielić się doświadczeniem.
Mam 19 lat, mieszkam w Łodzi, zabieg miałem u doktora Lecha Hryniewieckiego. Lekarz ten przyjmuje prywatnie w gabinecie na Pomorskiej ale pracuje też w szpitalu im. Pirogowa na Wólczańkiej, tam u tego Pana miałem zabieg robiony państwowo.
Po wizycie u lekarza pierwszego kontaktu poszedłem ze skierowaniem do przychodni na Piłsudskiego, tak się złożyło że w tej przychodni również przyjmował dr Hryniewiecki.
Ale od początku:
Miałem przez całe życie stulejkę niepełną - w "zwisie" mogłem jednym pociągnięciem zdjąć napletek, jednak przy wzwodzie ani trochę - skutkowało to bólem i dyskomfortem. W końcu zdecydowałem się podjąć działania w tym temacie, bo ile można się tak męczyć...
Pominę wszystko do momentu zabiegu, bo o tym jest już powiedziane naprawdę dużo. Ciekawostką jest to że termin zabiegu miałem wyznaczony na wtorek 1 kwietnia - więc miałem prima-aprilisowe obrzezanie.
Do szpitala przyszedłem o 9, położono mnie na oddziale (w pokojach niestety nie było miejsc więc miałem łóżko na korytarzu, na szczęście proza Sapkowskiego umiliła mi oczekiwanie na zabieg). Ok. 12 pan Hryniewiecki zaprowadził mnie na blok operacyjny, szybko znalazłem się na sali. Prima Aprilis dało o sobie znać - ani lekarz ani pielęgniarki nie umiały odpowiednio ustawić elektronicznie sterowanego stołu chirurgicznego, panel sterowania był po angielsku i bidulki nie wiedziały co robić. Po kilku moich sugestiach typu "odłączyć i podłączyć", albo "wcisnąć to i to" lekarz dał mi ten panel i powiedział że jak sobie pościelę tak się wyśpię, paranoja. Na szczęście jakoś dało radę.
Po kilku chwilach leżałem na stole, odgrodzono mnie parawanem żebym nie widział co się tam wyprawia (nie jestem wrażliwy na krew i inne tego typu rzeczy, ale może to i lepiej, widok własnego pokrojonego i zakrwawionego penisa mógł by podziałać traumatycznie). Dostałem znieczulenie miejscowe, podane chyba w 8 wkłuciach. Mimo znieczulenia czułem każde cięcie, lekarz wmawiał mi że nic mnie nie boli ale chyba uznał że jednak boli i dostałem kolejną porcję znieczulenia, po której czułem mniej ale i tak czułem. Przez cały zabieg miałem chyba napięty każdy mięsień ciała, przyznaję że to dość stresujące przeżycie. Zabieg trwał ok. 20 minut, użyto szwów rozpuszczalnych. Założono mi opatrunek, udzielono podstawowych informacji, m.in. o trzymaniu penisa w górze, żeby opuchlizna szybciej zeszła. Mimo to pierwszą rzeczą którą zrobiłem po odpoczynku na oddziale (tym razem już w sali) było pójście prosto do pokoju lekarskiego i wypytanie lekarza o to jak wygląda sprawa z sikaniem, ze zmianą opatrunków, używaniem różnych medykamentów itp. Wspomnę tutaj że dr Hryniewiecki swoim podejściem mnie naprawdę uspokoił - podczas zabiegu ciągle ze mną rozmawiał, był miły, ale ma jedną wadę - o dużo rzeczy musiałem dopytywać się sam, lub sam wyczytać w domu w internecie. Efektem tego był potwornie nieprzyjemny incydent na wizycie kontrolnej kilka dni później, ale o tym potem.
Po zabiegu wróciłem do domu taksówką, połknąłem dwa ibupromy i poszedłem spać.
Wizyta kontrolna odbyła się w czwartek, 3 kwietnia. Okazało się że noszenie napletka odciągniętego było złym pomysłem - powstała oponka, którą trochę zbagatelizowałem. Mimo że czytałem o tym w internecie pomyślałem że tak jest dobrze... Nie było dobrze. Dr Hryniewiecki postanowił że ręcznie naciągnie ten napletek z powrotem. Mimo że oponka była tylko przez dwa dni, to naciąganie napletka z powrotem wiązało się z najgorszym bólem jaki w życiu czułem. Mało brakowało żebym tam zaczął krzyczeć. No ale po ok. 7 minutach siłowania się lekarz odniósł sukces, udzielił trochę więcej informacji (zalecił przemywanie dwa razy dziennie i stosowanie octeniseptu). Wychodząc ze szpitala miałem jeszcze ciemno przed oczami, na drżących nogach dotarłem do domu, znowu łyknąłem leki przeciwbólowe i resztę dnia przespałem.
Na następnej wizycie kontrolnej (chyba we wtorek 8 kwietnia) opuchlizna prawie zeszła, ale prawdopodobnie od tego siłowania się na poprzedniej wizycie puściły dwa szwy przy wędzidełku, ranka w tym miejscu lekko ropiała i podsączała. Jednak lekarz mnie uspokoił i uznał że to zagoi się przez ziarninowanie. Kupiłem sobie neomecynę w maści, stosowałem dwa razy dziennie. Na dzień dzisiejszy opuchlizny nie ma, rana już nie ropieje ani nie podsącza, czasem przy nieplanowanym wzwodzie zobaczę tylko kropelkę osocza wyciekającą z dziurki po szwie który wypadł z wędzidełka, ale zdaje się że to bardzo szybko się zagoi) Jedyne co mnie irytuje to fakt że szwy uparcie się trzymają i nie kwapią się żeby w końcu wypaść (do tej pory wypadło jakoś 2/5 szwów). Załączam zdjęcia, stan na chwilę obecną:
W "zwisie":
imgur: the simple image sharer
imgur: the simple image sharer
imgur: the simple image sharer
W niepełnym wzwodzie:
imgur: the simple image sharer
imgur: the simple image sharer
Nurtuje mnie jedna, w zasadzie dwie sprawy:
Przy pełnym wzwodzie, kiedy napletek odchodzi, czuję takie uciskanie pod żołędzią, jakbym miał pod nią lekko zaciśniętą gumkę recepturkę. Nie powoduje to rzeczywistego bólu (poza drażniącymi szwami), ale ten ucisk powoduje spory dyskomfort. Czy kiedy szwy wypadną, to napletek trochę się może "poluzować"? Jak było u Was?
Po wymacaniu czuję też że blizny są trochę twarde. Po przegrzebaniu się przez dziesiątki relacji wiem że na takie rzeczy może pomóc długa kuracja maścią na blizny, np. Contractubexem. Czy dzięki tej maści blizny mogą zrobić się nieco bardziej elastyczne, w efekcie czego ten ucisk przy wzwodzie ustąpi, lub chociaż się zmniejszy? Z tego co udało mi się wyczytać dochodzę do wniosku że Contractubex to maść która w takich przypadkach przynosi najlepsze efekty - jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
W razie jakichś pytań i uwag proszę śmiało pisać!
P.S.
Drobny apel dla osób które nie są jeszcze przekonane do zabiegu i kluczą po internecie w poszukiwaniu wskazówek - róbcie zabieg jak to tylko szybko możliwe. Sam nie jestem jeszcze w stanie poświadczyć o praktycznych, fizycznych zaletach (przez szwy jestem na razie seksualnym inwalidą ), ale po zabiegu przychodzi ulga, istny kamień z serca i duma z siebie, że w końcu "postanowiłem to zrobić i mam to z głowy". Minęło dopiero 16 dni od zabiegu, ale już mogę powiedzieć że warto.
Witam wszystkich użytkowników forum, jako że jest to mój pierwszy post tutaj.
Planowałem relacjonować całą sytuację od dnia zabiegu, ale niestety nie miałem za bardzo na to czasu. Mimo wszystko myślę że i tak warto podzielić się doświadczeniem.
Mam 19 lat, mieszkam w Łodzi, zabieg miałem u doktora Lecha Hryniewieckiego. Lekarz ten przyjmuje prywatnie w gabinecie na Pomorskiej ale pracuje też w szpitalu im. Pirogowa na Wólczańkiej, tam u tego Pana miałem zabieg robiony państwowo.
Po wizycie u lekarza pierwszego kontaktu poszedłem ze skierowaniem do przychodni na Piłsudskiego, tak się złożyło że w tej przychodni również przyjmował dr Hryniewiecki.
Ale od początku:
Miałem przez całe życie stulejkę niepełną - w "zwisie" mogłem jednym pociągnięciem zdjąć napletek, jednak przy wzwodzie ani trochę - skutkowało to bólem i dyskomfortem. W końcu zdecydowałem się podjąć działania w tym temacie, bo ile można się tak męczyć...
Pominę wszystko do momentu zabiegu, bo o tym jest już powiedziane naprawdę dużo. Ciekawostką jest to że termin zabiegu miałem wyznaczony na wtorek 1 kwietnia - więc miałem prima-aprilisowe obrzezanie.
Do szpitala przyszedłem o 9, położono mnie na oddziale (w pokojach niestety nie było miejsc więc miałem łóżko na korytarzu, na szczęście proza Sapkowskiego umiliła mi oczekiwanie na zabieg). Ok. 12 pan Hryniewiecki zaprowadził mnie na blok operacyjny, szybko znalazłem się na sali. Prima Aprilis dało o sobie znać - ani lekarz ani pielęgniarki nie umiały odpowiednio ustawić elektronicznie sterowanego stołu chirurgicznego, panel sterowania był po angielsku i bidulki nie wiedziały co robić. Po kilku moich sugestiach typu "odłączyć i podłączyć", albo "wcisnąć to i to" lekarz dał mi ten panel i powiedział że jak sobie pościelę tak się wyśpię, paranoja. Na szczęście jakoś dało radę.
Po kilku chwilach leżałem na stole, odgrodzono mnie parawanem żebym nie widział co się tam wyprawia (nie jestem wrażliwy na krew i inne tego typu rzeczy, ale może to i lepiej, widok własnego pokrojonego i zakrwawionego penisa mógł by podziałać traumatycznie). Dostałem znieczulenie miejscowe, podane chyba w 8 wkłuciach. Mimo znieczulenia czułem każde cięcie, lekarz wmawiał mi że nic mnie nie boli ale chyba uznał że jednak boli i dostałem kolejną porcję znieczulenia, po której czułem mniej ale i tak czułem. Przez cały zabieg miałem chyba napięty każdy mięsień ciała, przyznaję że to dość stresujące przeżycie. Zabieg trwał ok. 20 minut, użyto szwów rozpuszczalnych. Założono mi opatrunek, udzielono podstawowych informacji, m.in. o trzymaniu penisa w górze, żeby opuchlizna szybciej zeszła. Mimo to pierwszą rzeczą którą zrobiłem po odpoczynku na oddziale (tym razem już w sali) było pójście prosto do pokoju lekarskiego i wypytanie lekarza o to jak wygląda sprawa z sikaniem, ze zmianą opatrunków, używaniem różnych medykamentów itp. Wspomnę tutaj że dr Hryniewiecki swoim podejściem mnie naprawdę uspokoił - podczas zabiegu ciągle ze mną rozmawiał, był miły, ale ma jedną wadę - o dużo rzeczy musiałem dopytywać się sam, lub sam wyczytać w domu w internecie. Efektem tego był potwornie nieprzyjemny incydent na wizycie kontrolnej kilka dni później, ale o tym potem.
Po zabiegu wróciłem do domu taksówką, połknąłem dwa ibupromy i poszedłem spać.
Wizyta kontrolna odbyła się w czwartek, 3 kwietnia. Okazało się że noszenie napletka odciągniętego było złym pomysłem - powstała oponka, którą trochę zbagatelizowałem. Mimo że czytałem o tym w internecie pomyślałem że tak jest dobrze... Nie było dobrze. Dr Hryniewiecki postanowił że ręcznie naciągnie ten napletek z powrotem. Mimo że oponka była tylko przez dwa dni, to naciąganie napletka z powrotem wiązało się z najgorszym bólem jaki w życiu czułem. Mało brakowało żebym tam zaczął krzyczeć. No ale po ok. 7 minutach siłowania się lekarz odniósł sukces, udzielił trochę więcej informacji (zalecił przemywanie dwa razy dziennie i stosowanie octeniseptu). Wychodząc ze szpitala miałem jeszcze ciemno przed oczami, na drżących nogach dotarłem do domu, znowu łyknąłem leki przeciwbólowe i resztę dnia przespałem.
Na następnej wizycie kontrolnej (chyba we wtorek 8 kwietnia) opuchlizna prawie zeszła, ale prawdopodobnie od tego siłowania się na poprzedniej wizycie puściły dwa szwy przy wędzidełku, ranka w tym miejscu lekko ropiała i podsączała. Jednak lekarz mnie uspokoił i uznał że to zagoi się przez ziarninowanie. Kupiłem sobie neomecynę w maści, stosowałem dwa razy dziennie. Na dzień dzisiejszy opuchlizny nie ma, rana już nie ropieje ani nie podsącza, czasem przy nieplanowanym wzwodzie zobaczę tylko kropelkę osocza wyciekającą z dziurki po szwie który wypadł z wędzidełka, ale zdaje się że to bardzo szybko się zagoi) Jedyne co mnie irytuje to fakt że szwy uparcie się trzymają i nie kwapią się żeby w końcu wypaść (do tej pory wypadło jakoś 2/5 szwów). Załączam zdjęcia, stan na chwilę obecną:
W "zwisie":
imgur: the simple image sharer
imgur: the simple image sharer
imgur: the simple image sharer
W niepełnym wzwodzie:
imgur: the simple image sharer
imgur: the simple image sharer
Nurtuje mnie jedna, w zasadzie dwie sprawy:
Przy pełnym wzwodzie, kiedy napletek odchodzi, czuję takie uciskanie pod żołędzią, jakbym miał pod nią lekko zaciśniętą gumkę recepturkę. Nie powoduje to rzeczywistego bólu (poza drażniącymi szwami), ale ten ucisk powoduje spory dyskomfort. Czy kiedy szwy wypadną, to napletek trochę się może "poluzować"? Jak było u Was?
Po wymacaniu czuję też że blizny są trochę twarde. Po przegrzebaniu się przez dziesiątki relacji wiem że na takie rzeczy może pomóc długa kuracja maścią na blizny, np. Contractubexem. Czy dzięki tej maści blizny mogą zrobić się nieco bardziej elastyczne, w efekcie czego ten ucisk przy wzwodzie ustąpi, lub chociaż się zmniejszy? Z tego co udało mi się wyczytać dochodzę do wniosku że Contractubex to maść która w takich przypadkach przynosi najlepsze efekty - jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
W razie jakichś pytań i uwag proszę śmiało pisać!
P.S.
Drobny apel dla osób które nie są jeszcze przekonane do zabiegu i kluczą po internecie w poszukiwaniu wskazówek - róbcie zabieg jak to tylko szybko możliwe. Sam nie jestem jeszcze w stanie poświadczyć o praktycznych, fizycznych zaletach (przez szwy jestem na razie seksualnym inwalidą ), ale po zabiegu przychodzi ulga, istny kamień z serca i duma z siebie, że w końcu "postanowiłem to zrobić i mam to z głowy". Minęło dopiero 16 dni od zabiegu, ale już mogę powiedzieć że warto.