BylyStulejarz
New member
Cześć,
na wstępie chciałbym wszystkim tutaj podziękować bo głównie dzięki postom na tym forum zdecydowałem się na operację. Mam 17 lat, to że mam stulejkę uświadomiłem sobie dobre kilka lat wcześniej. Nie było jednak presji, postanowiłem że poczekam do 18 bo z rodzicami jestem dość daleko, a i partnerki nie było więc czekałem. Partnerka się jednak pojawiła więc przeszedłem do działania.
Zabieg miałem w czwartek. Na NFZ. I to był błąd.
Tydzień wcześniej miałem wizytę. Lekarz zdawał się być konkretny, ustaliliśmy że plastyka wystarczy bo stulejka nie jest duża. Ucieszyłem się bo obrzezanie mi się nie podoba, więc było mi to na rękę.
Kiedy już jechałem na salę operacyjną zapytał - To co, wycinamy wszystko?
Kopara mi opadła. I tak już byłem w ogromnym stresie, a tu jeszcze taka heca. Powiedziałem że umawialiśmy się na plastykę - przytakną.
Budzę się po operacji (bo była ona pod znieczuleniem całkowitym) ze strasznym, narastającym bólem. I tu już kolejny problem bo lekarz zapadł się pod ziemię. W końcu się pojawił i stwierdził że udaję, bo po takiej operacji jego pacjenci na żaden ból się nie skarżą. Zalecił więc czopka, którego oczywiście nie dałoby się zaaplikować bo z bólu miałem ściśnięte pośladki i nie mogłem się nawet trochę przekręcić. Zaczepiła go moja mama jak wychodził to powiedział tylko że symuluję i że "musiał wyciąć więcej". Przyszedł jakiś chirurg i dopiero dostałem zastrzyk. Ból przeminął. Noc wyjątkowo spokojna, żadnego bólu nie było bo ze stresu nie salutował.
Dzień następny, czyli wypis. Lekarz się tylko pojawił. Rzucił do pielęgniarza że założył opatrunek tygodniowy i nic nie trzeba robić. Dał mi wypis, a gdy z rodzicami zacząłem zadawać pytania powiedział tylko, żeby przemywać Rivanolem i on nie ma więcej czasu, widzimy się za tydzień na zdjęciu szwów jak nie wypadną. I znowu zniknął. Pojawił się też ww. chirurg, którego przy operacji nie było, ale powiedział, żeby opatrunek moczyć w wodzie bo on się tylko od krwi przykleił. Kazał zrobić własny i regularnie zmieniać.
Teraz tak:
Zdjęcia. Tak wygląda penis obecnie. Opatrunek składał się z trzech części. Jednej widocznej na zdjęciach (jest on zszyty? faktycznie się odmoczy? co z tym zrobić?), część trzymająca go do góry i "przykrywka". Dwie ostatnie części dzisiaj zmieniłem. Przykrywkę nasączam Rivanolem.
https://imgur.com/a/jwzSy
No i druga sprawa - na wypisie mam informację, że dokonane zostało obrzezanie całkowite! Czemu teraz wierzyć? Jesteście w stanie ocenić co do cholery zostało mi zrobione?
Jak oceniacie robotę? Będzie dobrze? Zapisać się do prywatnego w poniedziałek i dopytać?
Wybaczcie za nieskładność. Strasznie się stresuję i boję. Ostatnie dni to dla mnie droga przez mękę.
Jakbyście mieli jeszcze jakieś pytania to walcie śmiało.
Z góry dziękuję
na wstępie chciałbym wszystkim tutaj podziękować bo głównie dzięki postom na tym forum zdecydowałem się na operację. Mam 17 lat, to że mam stulejkę uświadomiłem sobie dobre kilka lat wcześniej. Nie było jednak presji, postanowiłem że poczekam do 18 bo z rodzicami jestem dość daleko, a i partnerki nie było więc czekałem. Partnerka się jednak pojawiła więc przeszedłem do działania.
Zabieg miałem w czwartek. Na NFZ. I to był błąd.
Tydzień wcześniej miałem wizytę. Lekarz zdawał się być konkretny, ustaliliśmy że plastyka wystarczy bo stulejka nie jest duża. Ucieszyłem się bo obrzezanie mi się nie podoba, więc było mi to na rękę.
Kiedy już jechałem na salę operacyjną zapytał - To co, wycinamy wszystko?
Kopara mi opadła. I tak już byłem w ogromnym stresie, a tu jeszcze taka heca. Powiedziałem że umawialiśmy się na plastykę - przytakną.
Budzę się po operacji (bo była ona pod znieczuleniem całkowitym) ze strasznym, narastającym bólem. I tu już kolejny problem bo lekarz zapadł się pod ziemię. W końcu się pojawił i stwierdził że udaję, bo po takiej operacji jego pacjenci na żaden ból się nie skarżą. Zalecił więc czopka, którego oczywiście nie dałoby się zaaplikować bo z bólu miałem ściśnięte pośladki i nie mogłem się nawet trochę przekręcić. Zaczepiła go moja mama jak wychodził to powiedział tylko że symuluję i że "musiał wyciąć więcej". Przyszedł jakiś chirurg i dopiero dostałem zastrzyk. Ból przeminął. Noc wyjątkowo spokojna, żadnego bólu nie było bo ze stresu nie salutował.
Dzień następny, czyli wypis. Lekarz się tylko pojawił. Rzucił do pielęgniarza że założył opatrunek tygodniowy i nic nie trzeba robić. Dał mi wypis, a gdy z rodzicami zacząłem zadawać pytania powiedział tylko, żeby przemywać Rivanolem i on nie ma więcej czasu, widzimy się za tydzień na zdjęciu szwów jak nie wypadną. I znowu zniknął. Pojawił się też ww. chirurg, którego przy operacji nie było, ale powiedział, żeby opatrunek moczyć w wodzie bo on się tylko od krwi przykleił. Kazał zrobić własny i regularnie zmieniać.
Teraz tak:
Zdjęcia. Tak wygląda penis obecnie. Opatrunek składał się z trzech części. Jednej widocznej na zdjęciach (jest on zszyty? faktycznie się odmoczy? co z tym zrobić?), część trzymająca go do góry i "przykrywka". Dwie ostatnie części dzisiaj zmieniłem. Przykrywkę nasączam Rivanolem.
https://imgur.com/a/jwzSy
No i druga sprawa - na wypisie mam informację, że dokonane zostało obrzezanie całkowite! Czemu teraz wierzyć? Jesteście w stanie ocenić co do cholery zostało mi zrobione?
Jak oceniacie robotę? Będzie dobrze? Zapisać się do prywatnego w poniedziałek i dopytać?
Wybaczcie za nieskładność. Strasznie się stresuję i boję. Ostatnie dni to dla mnie droga przez mękę.
Jakbyście mieli jeszcze jakieś pytania to walcie śmiało.
Z góry dziękuję