witajcie,
w telegraficznym skrócie chce wam opisać przebieg mojego zabiegu jak i krótką historię, która mnie do niego zawiodła.
Około pół roku temu zacząłem zauważać że mój napletek się zwęża.
Postanowiłem z tym problemem udać się do dermatologa.
Pomyślałem może jakaś grzybica, stan zapalny czy inna cholera przyplątała się nie wiadomo skąd.
Dermatolog po oględzinach stwierdził że jest to stan zapalny.
Przepisał maść i tabletki.
Jaka była moja radość kiedy po kilku zaledwie dniach wszystkie objawy ustały i mój Wacek znów był sprawny.
Po około dwóch, trzech tygodniach od leczenia znowu zaczęły się pojawiać problem zwężającego się napletka. towarzyszyło mu jego zbielenie, czasami świąd. Jako, że byłem już zaprawiony w boju ponownie zacząłem używać maści i proszki przepisane podczas wizyty u dermatologa.
Tym razem już środki nie pomagały tak dobrze jak za pierwszym razem.
Ponownie uderzyłem do dermatologa.
pani dermatolog powiedziała, że najlepiej udać się do urologa, bo na jej oko to nadal stan zapalny, a na zwężony napletek to ona nic nie poradzi.
Oczywiście jako facet znający się na swoim ciele odpuściłem temat myśląc, że wszystko się unormuje.
Lecz niestety nic się nie poprawiało, a nawet było coraz gorzej.
Napletek stawał się coraz ciaśniejszy, ciaśniejszy, ciaśniejszy, aż doprowadziłem do sytuacji , w której nie dało się go ściągnąć z wacka.
Wtedy postanowiłem udać się do urologa.
Urolog zdiagnozował stulejkę i zalecił jej usunięcie.
Dwa tygodnie po wizycie u urologa udałem się na zabieg. Bałem się jak cholera, myślałem że ucieknę z przychodni.
W dniu zabiegu napięcie rosło z każdą minutą, ciśnienie olbrzymie, stres, pot i strach.
Po wejściu do gabinetu lekarz ponownie przeprowadził ze mną krótki wywiad, obejrzał sprzęt, podsuną papiery do podpisania i wtedy nie było już odwrotu.
Jeszcze kilka minut oczekiwania na korytarzu i hop do sali operacyjnej.
W sali lekarz, pielęgniarka i ja.
Szybkie "proszę się rozebrać" i "zapraszam na stół.
Sparaliżowany stresem, roztrzęsiony wysokim ciśnieniem, zmarznięty ze strachu wdrapałem się na ten stół.
Pielęgniarka przykryła mnie prześcieradłem, takim jednorazowym, szpitalnym, w którym wycięła okienko na wysokości sprzętu i przeszła do obmycia mojego małego.
W międzyczasie pożartowaliśmy trochę więc sytuacja się nieco rozluźniła.
Gdy Wacław był już wykąpany moja nowa koleżanka chwyciła za strzykawkę ze znieczuleniem i podała ją panu doktorowi.
Doktorek sprawnym ruchem wstrzyknął znieczulenie kilka razy co dało się odczuć.
Nie było to najmilsze uczucie ale też było całkiem do zniesienia.
po kilku chwilach i paru testach wytrzymałości na ból wszyscy zgodnie stwierdziliśmy że mój Wacek już nic nie czuję.
Hurra!
Można zacząć operację.
Od tego momentu, w sumie, mogę powiedzieć tylko tyle, że bólu nie było, a rozmowa z doktorem i pigułą była zabawna i odstresowująca .
Wszystkie obawy, cały strach nie miały pokrycia w rzeczywistości.
Chłopaki nie zastanawiajcie się, operujcie jeśli tylko musicie!!!
Ja przez 35 lat nie miałem żadnego problemu ze stulejką, a te pół roku wykończyło mnie psychicznie.
Niemożność odbywania normalnie stosunków, niemożność umycia wacka pod napletkiem to jest dramat!
Uwierzcie mi, wasze życie zmieni się na lepsze tak samo jak moje stało się beznadziejne.
TO JEST OBRÓT O 180° !!!
dzisiaj niewiele mogę powiedzieć o kwestii gojenia ani o tym jak jest po operacji, bo to dopiero drugi dzień. Ale wiem jak było przed stulejką. Więc mówię wam PONOWNIE : róbcie operacje i nie bójcie się niczego. po niej będzie dużo lepiej!
PS
co do przyczyn mojej stulejki podejrzewam LSA. czyli Liszaj twardzinowy lub zanikowy. niestety dermatolog tego nie stwierdził. Choroba jest trudna w leczeniu ale nie jest ani zaraźliwa ani niebezpieczna Ale to już kwestia na inne forum np dermatologiczne...
w telegraficznym skrócie chce wam opisać przebieg mojego zabiegu jak i krótką historię, która mnie do niego zawiodła.
Około pół roku temu zacząłem zauważać że mój napletek się zwęża.
Postanowiłem z tym problemem udać się do dermatologa.
Pomyślałem może jakaś grzybica, stan zapalny czy inna cholera przyplątała się nie wiadomo skąd.
Dermatolog po oględzinach stwierdził że jest to stan zapalny.
Przepisał maść i tabletki.
Jaka była moja radość kiedy po kilku zaledwie dniach wszystkie objawy ustały i mój Wacek znów był sprawny.
Po około dwóch, trzech tygodniach od leczenia znowu zaczęły się pojawiać problem zwężającego się napletka. towarzyszyło mu jego zbielenie, czasami świąd. Jako, że byłem już zaprawiony w boju ponownie zacząłem używać maści i proszki przepisane podczas wizyty u dermatologa.
Tym razem już środki nie pomagały tak dobrze jak za pierwszym razem.
Ponownie uderzyłem do dermatologa.
pani dermatolog powiedziała, że najlepiej udać się do urologa, bo na jej oko to nadal stan zapalny, a na zwężony napletek to ona nic nie poradzi.
Oczywiście jako facet znający się na swoim ciele odpuściłem temat myśląc, że wszystko się unormuje.
Lecz niestety nic się nie poprawiało, a nawet było coraz gorzej.
Napletek stawał się coraz ciaśniejszy, ciaśniejszy, ciaśniejszy, aż doprowadziłem do sytuacji , w której nie dało się go ściągnąć z wacka.
Wtedy postanowiłem udać się do urologa.
Urolog zdiagnozował stulejkę i zalecił jej usunięcie.
Dwa tygodnie po wizycie u urologa udałem się na zabieg. Bałem się jak cholera, myślałem że ucieknę z przychodni.
W dniu zabiegu napięcie rosło z każdą minutą, ciśnienie olbrzymie, stres, pot i strach.
Po wejściu do gabinetu lekarz ponownie przeprowadził ze mną krótki wywiad, obejrzał sprzęt, podsuną papiery do podpisania i wtedy nie było już odwrotu.
Jeszcze kilka minut oczekiwania na korytarzu i hop do sali operacyjnej.
W sali lekarz, pielęgniarka i ja.
Szybkie "proszę się rozebrać" i "zapraszam na stół.
Sparaliżowany stresem, roztrzęsiony wysokim ciśnieniem, zmarznięty ze strachu wdrapałem się na ten stół.
Pielęgniarka przykryła mnie prześcieradłem, takim jednorazowym, szpitalnym, w którym wycięła okienko na wysokości sprzętu i przeszła do obmycia mojego małego.
W międzyczasie pożartowaliśmy trochę więc sytuacja się nieco rozluźniła.
Gdy Wacław był już wykąpany moja nowa koleżanka chwyciła za strzykawkę ze znieczuleniem i podała ją panu doktorowi.
Doktorek sprawnym ruchem wstrzyknął znieczulenie kilka razy co dało się odczuć.
Nie było to najmilsze uczucie ale też było całkiem do zniesienia.
po kilku chwilach i paru testach wytrzymałości na ból wszyscy zgodnie stwierdziliśmy że mój Wacek już nic nie czuję.
Hurra!
Można zacząć operację.
Od tego momentu, w sumie, mogę powiedzieć tylko tyle, że bólu nie było, a rozmowa z doktorem i pigułą była zabawna i odstresowująca .
Wszystkie obawy, cały strach nie miały pokrycia w rzeczywistości.
Chłopaki nie zastanawiajcie się, operujcie jeśli tylko musicie!!!
Ja przez 35 lat nie miałem żadnego problemu ze stulejką, a te pół roku wykończyło mnie psychicznie.
Niemożność odbywania normalnie stosunków, niemożność umycia wacka pod napletkiem to jest dramat!
Uwierzcie mi, wasze życie zmieni się na lepsze tak samo jak moje stało się beznadziejne.
TO JEST OBRÓT O 180° !!!
dzisiaj niewiele mogę powiedzieć o kwestii gojenia ani o tym jak jest po operacji, bo to dopiero drugi dzień. Ale wiem jak było przed stulejką. Więc mówię wam PONOWNIE : róbcie operacje i nie bójcie się niczego. po niej będzie dużo lepiej!
PS
co do przyczyn mojej stulejki podejrzewam LSA. czyli Liszaj twardzinowy lub zanikowy. niestety dermatolog tego nie stwierdził. Choroba jest trudna w leczeniu ale nie jest ani zaraźliwa ani niebezpieczna Ale to już kwestia na inne forum np dermatologiczne...
Ostatnia edycja: