• Cytatów używajcie tylko jeżeli jest to potrzebne! Jeżeli chcecie komuś odpisać używajcie @ z nazwą użytkownika.

Wyleczeni

303andy

New member
Taki Topic już tu kiedyś był , ale zniknął !
Na szczęscie zachowałem swoje teksty z tego topicu i zamieszczam je ponownie.
Dziś jestem na 100% zdrowy , więc można z tego wyleźć !
Z perspektywy tych kilku lat polecam tym których urolodzy i antybiotyki nie potrafią wyleczyć by zastosowali Stanford Protocol i na wszelki wypadek jak to jednak nie napięcia to radzę sie zdrowo odżywiać a nasz genialny organizm sam sobie poradzi !

Styczeń 2007 .
Postaram się w miarę szczegółowo opisać rozwój i leczenie mojej choroby wierząc, że komuś pomogę, dodam nadziei, lub wskażę drogę wyjścia ! Dzięki dobrej znajomości języka angielskiego w swoich zmaganiach z choroba nie byłem zdany tylko na informacje z polskich źródeł, mogłem też wyjechać do USA na badania i leczenie.
Jesienią 2004 roku pojawił się u mnie ból jakby pęcherza i towarzyszące mu częste oddawanie moczu. Zignorowałem te dolegliwości i dopiero gdy ból przeszkadzał mi w spaniu udałem się do lekarza a ten przypisał mi Dikoflen w czopkach i jakieś antybiotyk.
Dolegliwości ustąpiły po kilkunastu dniach pozwalając mi na kontynuację szaleńczego tępa pracy gdzie stres i napięcia działały na mnie jak narkotyk.
W okolicach przełomu roku 2004/2005 dopadły mnie bóle odbytu , których przyczynę lekarze nie potrafili zdiagnozować mimo dwóch rektroskopi. Męczyło mnie to aż do wiosny 2005. Pod koniec stycznia 2005 znowu pojawił się podobne dolegliwości pęcherza, które jednak po zastosowaniu podobnej kuracji antybiotykowej i przeciwzapalnej, znowu ustąpiły. Ty razem jednak trwało to dłużej dodatkowo brałem też Dalfaz Uno, zrobiłem też badania na bakterie w moczu i nasieniu, które jednak nic nie wykazały. Po około 5 tygodniach znowu przeszło. Na początku lata ustąpiły mi też bóle odbytu jednak ponownie pojawiły się bóle jakby pęcherza z częstym oddawaniem moczu. Dodatkowo miałem uczucie jakby mi cos w kroczu urosło jakbym miał tam piłeczkę golfową.
Zaczęła się moja wędrówka po urologach seria badań by wykryć bakterie i faszerowanie mojego organizmu przeróżnymi antybiotykami. Urolodzy zdiagnozowali u mnie tzw. Prostatodynię czyli przewlekłe zapalenie prostaty. Kilka badań moczu i nasienia nie wykazało jednak bakterii poza pojedynczymi.
Pod koniec sierpnia ból był tak mocny , że nie mogłem spać i normalnie funkcjonować. Wraz z narastaniem paniki, spinaniem mięśni brzucha i dna miednicy również i ból narastał oraz pojawiał się w nowych miejscach. Pierwszym nowym bolesnym miejscem było od sierpnia krocze.
Ordynator urologii w Opolu, który leczył mnie prywatnie przyjął mnie na oddział i zaaplikował mi dożylny antybiotyk biodacynę. Zrobiono mi kolejne badania między innymi również na chalmydię i mykoplazmę, krew, mocz i znowu nic żadnych bakterii !
Pobyt w szpitalu podziałał na mnie uspokajająco i po tygodniu gdy bóle trochę odpuściły wróciłem do domu.
Pod koniec września dodatkowo pojawiły się u mnie bóle penisa u jego wierzchołka. Byłem zrozpaczony, a kolejny dziesiąty urolog- profesor z Wrocławia skwitował moje dolegliwości stwierdzeniem „musi się pan nauczyć z tym żyć”. W podobnym tonie wypowiedział się ordynator szpitala urologicznego z Katowic. Byłem zrozpaczony brakiem pomocy, panikowałem i modliłem się o powrót do zdrowia !
Nie ustawałem w poszukiwaniu przyczyn, zrobiłem sobie rezonans lędźwi, które mi od kilku lat dokuczały, sądząc, że może to od kręgosłupa, zrobiłem też tomograf jamy brzusznej, kamerą wjechali mi do cewki aż do prostaty (miałem po tym fatalne pogorszenie), szereg badań USG w tym głowicą do odbytniczo, sporo badań krwi na różne choroby np. na boleriozę a nawet na HIV, badania na nietolerancje laktozy i glutenu i jeszcze kilka innych !! Zrobiłem kilka dodatkowych posiewów z moczu i nasienia a nawet jeden z wymazu z wyciśniętej prostaty. W dwóch z tych posiewów pojawiły się nawet liczne bakterie Stachylococusy, ale wg mikrobiologów one nie mogły być czynnikiem chorobotwórczym. Mimo to zajadałem celowane na te bakterie i niecelowane antybiotyki przez wiele miesięcy , przeróżne ! W zasadzie bez rezultatu.
Szukałem pomocy w medycynie alternatywnej: akupunktura , różne suplementy (vilkakora, alveo, prostata-Q itp.), irydologia, homeopatia, terapia energotonowa (elektryczna stymulacja), psychoterapia, kręgarz, terapia wywarem z brokół -(http://www.chronicprostatitis.com/broccoli.html).
Próbowałem też cos w rodzaju tzw Manilia Protocol czyli regularne masowanie prostaty przy braniu antybiotyków.
Nikt i nic mi nie pomagało, moja rozpacz się pogłębiała, ale nie ustawałem w poszukiwaniach.
W internecie polskim najpierw znalazłem opis uzdrowienia Zbycha http://www.po40.pl/forum.php?id=279 potem znalazłem stronę USA http://www.chronicprostatitis.com tam dowiedziałem się o dr. David Wise i jego teorii co do przyczyn moich dolegliwości. Dr. Wise psycholog z uniwersytetu Stanford sam cierpiał na prostatodynię ponad 10 lat. Z forum na tej stronie dowiedziałem się, że wiele osób wyszło z tej choroby po zastosowaniu tzw terapii „Stanford Protocol” opracowanej przez dr. Wise i dr. urologii Rodney Anderson też ze Stanfordu. Wiecej info znajdziecie na stronie : http://www.chronicprostatitis.com/spasmtx.html
Zamówiłem ich książkę „A Headache in the Pelvice” - AHiP czyli w tłumaczeniu „Utrapienie w dnie miednicy”.
Moim zdaniem każdy powinien ja przeczytać.
W Listopadzie 2005 skontaktowałem się z dr. Wise telefonicznie. Poradził mi by zrobić TEST polegający na braniu przez kilka dni po 2 mg Relanium (lek rozluźniająco uspokajający) co 4 godziny. Po 2-3 dniach dolegliwości niemal całkowicie ustąpiły, stał się cud ! Wtedy przestałem brać Relanium i szybko zabrałem się do odrabiania zaległości. Niestety po kilku dniach wróciłem skąd wyszedłem. A po kilku następnych dniach czułem się jeszcze gorzej. Wg. Dr. Wise tak miało właśnie być i to typowy objaw świadczący o tym ,że przyczyną moich dolegliwości (podobnie jak większości pacjentów z zapaleniem prostaty) są niekontrolowane napięcia mięśni dna miednicy, które powodują skracanie mięśni i ucisk na nerwy oraz na narządy. Dopiero wtedy zorientowałem się, że non-stop funkcjonuje na spiętych pośladkach oraz kroczu i , że gdy się skoncentruję to pośladki z trudem potrafię wyluzować, z kroczem było to jednak dużo trudniejsze. Skojarzyłem też, że dwa pierwsze ataki jakie miałem nastąpiły po intensywnym seksie podczas, którego tak spinałem mięśnie dna miednicy że udawało mi się zablokować orgazm, doprowadzając nawet do przerwania i rozłożenia wytrysku na dwie raty ! Nigdy wcześniej nie zwróciłem uwagi na moje napięte pośladki więc nie wiem czy ból był skutkiem tych napięć czy też napięcia pojawiły się w reakcji na ból. Nie rezygnując z antybiotyków od listopada zacząłem stosować się do zasad dr. Wise opisanych w książce i w internecie. Nie byłem przekonany, że to jest słuszna diagnoza i terapia, ale nie miałem nic do stracenia.
Tymczasem listopad i początek grudnia 2005 to był mój koszmar. Spałem co drugą lub trzecią noc gdy padłem z wyczerpania. Ból mnie roznosił , to był prawdziwy horror, myślałem nawet o śmierci jako o jedynym wybawieniu z tego piekła. Błagałem Boga o pomoc i starałem się nie tracić nadziei , że nie zapomniał o mnie !
Na styczeń zaklepałem sobie tygodniowy pobyt w klinice dr. Wise z wcześniejszym badaniem na urologii w Uniwersytecie Stanford u dr. Andersona. Dalej śledziłem internet w nadzieji na jakieś cudowne rozwiązanie, a do końca połowy grudnia brałem jeszcze antybiotyki ! Mimo, że test na nietolerancje glutenu i laktozy był negatywny zdecydowałem się ograniczyć spożywanie produktów z tymi składnikami. Na necie znalazłem kilka relacji jednoznacznie wiążących dolegliwości z tymi nietolerancjami. Wyczytałem też , że niektórym pomaga „Prieliv” czyli jakby odkwaszacz, coś na wapnie. Poszukałem odpowiednika w Polsce. 30 Grudnia kupiłem Alkala-N , wydaje mi się , że faktycznie mi to pomagało. Suma sumarum przełom 2004/2005 był przełomem w mojej chorobie bo dolegliwości mi się zmniejszyły o jakieś 20-25%. 4 Stycznia leciałem do Dr. Wise na szczęście w nieco mniejszych boleściach. Na Stanfordzie dr. Anderson masował mi prostatę , pobrał z niej wymaz i zaraz poszedł na mikroskop. Z badań wymazu z prostaty wykluczył bakterie, których nie znalazł, miałem tez dobrze poniżej normy zawartość leukocytów informujących o stanie zapalnym. Anderson nie znalazł w moich mięśniach dna miednicy punktów spustowych. Wg, niego wskazanie miałem na IC czyli zapalenie śródmiąższowe pęcherza, które jednak wg niego ma podobną genezę do przewlekłego zapalenia prostaty i podobnie się to leczy !
W klinice Dr. Wise spotkałem 10 innych cierpiących w tym jedna kobietę. Jeden zrozpaczony facet był już nawet po usunięciu prostaty co nie zlikwidowało jego dolegliwości.
2-3 młodych facetów nabawiło się tych dolegliwości po operacji np. wyrostka lub po wypadku samochodowym. Inny był nawet w Chinach na wstrzykiwaniu bezpośrednio do prostaty antybiotyków i tez bez rezultatu był on w klinice już drugi raz bo po całkowitym wyleczeniu po stresie w pracy i rozwodzie z żoną wróciły mu kłopoty. Pobyt w klinice to terapia polegająca na kilku godzinach treningu relaksacji, codziennych masażach w tym rektalnych punktów spustowych przez jednego z najlepszych specjalistów Tima Sawyera (ten z kolei znalazł mi kilka punktów spustowych wokół prostaty) oraz ćwiczenia rozciągania mięśni dna miednicy. Podczas pobytu nie zanotowałem poprawy. Jednak po powrocie stosując systematycznie terapie „Stanford Protocol” dość szybko zacząłem odczuwać stopniową poprawę. Już na początku 2006 roku pozbyłem się bólu penisa. Poprawa przychodziła na zasadzie dwóch kroków do przodu i jeden w tył a czasami nawet i dwa w tył. Pod koniec lutego 2006 zaczęły mi się pojawiać pojedyncze godziny bez lub prawie bez dolegliwości. Stopniowo tych godzin przybywało, a i godziny z bólem były bardziej znośne . Dalej jednak poszukiwałem jakiejś bardziej klasycznej przyczyny i pod koniec stycznia byłem zrobić badanie na nietolerancje laktozy polegające min. na wypiciu szklanki koncentratu laktozy. Badanie nie wykryło mi tego schorzenia, ale na drugi dzień dostałem silnego pogorszenia które trwało kilkanaście dni. Choć moja dieta bezglutenowa i bezlaktozowa nigdy nie była super ścisła to
jednak stosuję ją do dziś. Nie mogę wykluczyć zwłaszcza po tym doświadczeniu z silnym nawrotem po wypiciu szklanki laktozy, że w moim przypadku przyczyna tkwi w układzie trawiennym.
Podobnie stosuję do dziś od półtora roku ćwiczenia rozciągające i dwa razy w tyg masaż fizjoterapeuty skoncentrowany na okolicach miednicy. Gdy dolegliwości były jeszcze silne pomagało mi stanie w rozkroku z wyluzowanymi pośladkami. Odwiedziłem kilku fizjoterapeutów i od każdego cos tam się nauczyłem. Zwracam uwagę na prawidłowa postawę stojąca i siedzącą. Staram się raz na dzień relaksować przy specjalnych taśmach audio , cos w rodzaju treningu autogennego Schultza. Zauważyłem bardzo dużą korelacje między kontrolą spinania tzn. pozbywania się niekontrolowanego spinania mięsni dna miednicy a dolegliwościami. Zależność w moim przypadku była niemal idealna. Dopiero w drugiej połowie 2006 roku potrafiłem zidentyfikować napięcia krocza i stopniowo zacząłem panować nad nimi!
Wydaje mi się , że ze wszystkich suplementów i leków najlepiej na mnie działały Relanium, które sporadycznie zwłaszcza na noc brałem (5mg) , suplementy z kwercetyną (quercetin) zwłaszcza dostępne w Polsce wapno z kwercytyną, oraz sprowadzony z USA Cysta-Q.
Gdy mocno cierpiałem lekką ulgę przynosiły mi tez leki rozkurczające mięśnie prążkowane np. Baklofen i Sirdalud.

Dziś jestem wyleczony w 95% a może i więcej bo ta przewlekłość spowodowała , że jestem chyba przewrażliwiony na wszelki sygnały z okolic pęcherza i krocza.
Częstotliwość moich mikcji zmniejszyła się średnio do 4-8 dziennie , piję więcej wody około 2 L /dobę więc sikam po 300-400 ml a czasami jak przetrzymam to nawet i powyżej 600. W nocy wstaje max 1 raz. Dyskomfort nie ból w pęcherzu i kroczu zaczynam odczuwać dopiero gdy mi się nazbiera ok. 250 ml w pęcherzu. Wszystkie inne dolegliwości to już historia. Najważniejsze , że systematycznie cały czas mój stan zdrowia się poprawia.
Nie wiem niestety co mi pomogło wiem na pewno że nie pomogły mi antybiotyki i inne leki urologiczne typu alfablokery.
Wydaje mi się, że mogą być 4 główne przyczyny tych dolegliwości :
1.Napięcia mięśni od stresu ( od napięć i stresu powstają też punkty spustowe).
Skracające się od napięć mięśnie uciskają nerwy lub narządy i nas boli.
Jest sporo przypadków pojawienia się tej choroby w skutek spinania z bólu mięśni po bolesnym upadku lub operacji okolic dna miednicy.
2. Dietetyczne jakaś nietolerancja pokarmowa lub upośledzenie pracy
jelit powodujące przenikanie czegoś do pęcherza co go podrażnia.
3. Psychika, a w zasadzie podświadomość . Jest teoria wg której nasza podświadomość potrafi wywołać niedokrwienie narządów lub nerwów i tym spowodować ból po to by odwrócić nasza uwagę od czegoś innego co nam szkodzi np. intensywnej i stresowej pracy.
4. Fizyczne uszkodzenie - ucisk nerwów w okolicy miednicy i dolnej części kręgosłupa spowodowany głównie wadliwą postawą i siedzeniem. Ta okolica z mechanicznego punktu widzenia to najbardziej obciążony element naszego organizmu i w dodatku bardzo mocno unerwiony i zapchany wieloma ważnymi narządami . Więc o dolegliwości bardzo łatwo.
5.Jakieś robactwo w tym oczywiście bakterie, ale u mnie to chyba odpada skoro poprawa zaczęła przychodzić dopiero po odstawieniu antybiotyków. Piszę chyba bo nie mogę wykluczyć , że zdrowa dieta mogła podnieść odporność mojego organizmu na tyle że sam stopniowo zwalczył bakterie ( których jednak nie można było znaleźć). Dieta sprowadziła się do preferowania jak najmniej przetworzonej żywności , rezygnacji z glutenu i laktozy , nie mieszaniu w jednym posiłku białek z weglowodanami oraz popijaniu (tylko woda) na 0,5 godziny przed, lub 1 godzinę po jedzeniu.

Za tym , że przyczyna tkwi w mięśniach i nerwach a nie robalach przemawia tez fakt , że dolegliwościom prostaty czy pęcherza często towarzysza bóle np. lędźwi , pachwin, ud i innych narządów do których nerwy przechodzą przez dno miednicy !

Na koniec ponieważ na Polskich forach dominują bakterie jako przyczyna dolegliwości chcę Wam zwrócić uwagę, że na amerykańskich stronach przeczytałem artykuły – sprawozdania z badań lekarzy z których wynika , że antybiotyki działały w przypadku tej choroby tylko jak placebo , oraz że zdrowi ludzie tzn. bez dolegliwości mają wcale nie lepszą florę bakteryjną w moczu czy nasieniu. Nie wykluczam bakterii jako przyczyny, ale to nie jest przypadek, że antybiotyki w zasadzie nie pomagają. Branie antybiotyków miesiącami negatywnie wpływa na wątrobę, trzustkę, jelita i może je nawet trwale uszkodzić ! Mówi się , że antybiotyki trudno penetrują prostatę i dlatego ciężko zabić bakterie, ale ja w USA poznałem faceta , który właśnie dlatego poleciał do Chin gdzie wstrzykują igłą antybiotyki bezpośrednio do prostaty, ani jemu ani jego kolegom to nie pomogło a Stanford Protocol mu pomógł.
Urologom najłatwiej jest wypisać receptę na pigułki bo poza tym potrafią jeszcze tylko ciąć skalpelem ! Po części sami się do tego przyczyniliśmy bo i dla pacjentów łyknięcie tabletki jest najwygodniejszą formą leczenia ! Wierzcie mi wielokrotnie opadałem z sił i chęci do systematycznych ćwiczeń , relaksacji i masaży, tabletki przy tym to małe piwo !
Dałem jednak radę wiem, że może mi to świństwo wrócić, ale wiem już na pewno, że można sobie z tym poradzić !

Zapomniałem napisać , że z suplementów jadłem jeszcze olej tłoczony na zimno z dyni i lnu (ten zawiera Omege 3 którym w USA np. leczy się depresje). Zamiast pieczywa jadłem też kaszę gryczanej i jaglanej bo nie zawierają glutenu. Odstawiłem uwielbiane soki , cytrusy , słodycze kawę a nawet herbatę !
Wiem , że to wygląda na masochizm , ale byłem zdesperowany a po 2-3 miesiącach to da się przyzwyczaić do nowych nawyków żywieniowych ! Teraz już sobie trochę folguję.
Chce też zwrócić uwagę na bardzo istotny z punktu widzenia terapii „Stanford Protocol” Dr Wise (psycholog), mianowicie na relaksację. Moje doświadczenia potwierdzają, że relaksacja paradoksalna oraz tzw. „minute to minute” jest bardzo pomocna. „M to M” to luzowanie mięśni i panowanie nad nimi w każdej chwili gdy tylko się nam o tym przypomni. Do relaksacji paradoksalnej nie koniecznie trzeba mieć taśmy Dr Wise one moim zdaniem są bez rewelacji . Takie tam gadanie : odpręż się, wyluzuj , zaakceptuj , bądź cierpliwy , nie zasypiaj , skoncentruj się itp. W dodatku bez podkładu muzycznego . Bardzo fajna może być do tego celu płyta Małgorzaty Rakowskiej córki A. Rakowskiego http://www.ctm.home.pl .

29.10.2007
Okazuje się że te „a może 100% wyleczenia „ to był nadmiar optymizmu spowodowany chwilową poprawą.
Lekka nawrotka sprowadziła mnie na ziemię. Tak wiec z dzisiejszej perspektywy oceniam swój stan z chwili pisania mojego głównego postu na max 95% !
Jednak mój stan poprawia się systematycznie aczkolwiek sinusoidalnie !
Mam nowe spostrzeżenia !
Otóż pod koniec Września zrobiłem sobie test Elisa (immunologiczno-alergiczny IgG4) wykrywający nietolerancje pokarmową, które powodują reakcje opóźnione (często objawy nie są widoczne przez kilka dni), powodujące szereg symptomów, często pozornie ze sobą niepowiązanych. Biorą w niej udział swoiste przeciwciała IgG4.
Fragment z obszernej diagnozy:
Uszkodzona śluzówka jelit powoduje naruszenie naturalnej bariery ochronnej środowiska wewnętrznego organizmu. Do krwioobiegu przedostają się wówczas nie w pełni strawione pokarmy i toksyny, powodując zaburzenia homeostazy całego organizmu i prowokując procesy zapalne na tle immunologicznym . U Pana Andrzeja obecnie proces zapalny obejmuje gruczoł krokowy i przewód pokarmowy.
Lekarz zalecił mi jeszcze zbadanie kału na Candidę. Z dwudniowego posiewu (zalecany jest 7 dniowy) wyszły mi nieliczne Cadida dostałem tez antybiogram . Byłem zaskoczony ze grzyba zwalcza się antybiotykami !
Z Elisy wyszło mi że sporo pokarmów nie toleruję , a szczególnie silnie reaguje na kazeinę (białko ) oraz cytrusy i migdały.
Zaraz po badaniu wyjechałem na 7 dni do Tunezji : pływanko , biegi , relaks w słoneczku i dieta pełna warzyw.
Totalnie odstawiłem wszystko co związane z mlekiem ! Czułem się super powiedzmy na 97 procent a kilka dni po powrocie jeszcze troszkę lepiej ! W Polsce zacząłem jeść więcej węglowodanów zwłaszcza kaszy gryczanej i jaglanej więcej mięsa a mniej warzyw ! Po tygodniu mi się pogorszyło znowu i to nawet sporo powiedzmy , że spadłem na 90 %. Akurat dostałem zamówiona przez Amazon ksiażke „PH Miracle”.
W książce na przyczynę wielu chorób w tym i prostatis wskazuje się zakwaszenie organizmu spowodowane złą dietą , stresem i candidą lub innymi grzybami. Recepta na odkwaszenie to oprócz chemicznych alaklizerw dieta warzywna bo prawie wszystkie warzywa alkalizują w przeciwieństwie do białek i węglowodanów !
Ponieważ pierwszy i największy skok poprawy samopoczucia prawie dwa lata temu miałem po zażyciu chemicznego alaklizera Alkala-N to postanowiłem zastosować taką dietkę ! Moje jedzonko to w 80% warzywka surowe i gotowane ! Poprawa przyszła niemal z dnia na dzień !!!! Książka zaleca przez pierwsze kilka tygodni życie na samych warzywach a dopiero potem w 80% , ale ja nie jestem takim ortodoksem a poza tym mozno ograniczyłem cukry i inne węglowodany już ponad rok temu.
Papierkiem lakmusowym załączonym do Alkala-N sprawdzałem PH moczu i zauważyłam , że gdy PH moczu bliskie jest obojętnego nie mam zupełnie żadnych objawów a gdy PH jest kwaśne lub zasadowe to podrażnia mi lekko pęcherz przy jego wypełnieniu od około 300 ml.
Po kilku dniach tak radykalnej diety i poprawy postanowiłem pierwszy raz od prawie 2 lat wziąć antybiotyk Nystatyna - taki ponoć bardzo nieszkodliwy bo się prawie nie wchłania do krwi . Ten antybiotyk wyszedł mi z posiewu na candidę! Miałem go zapisanego już od miesiąca, ale dopiero pod wpływem „PH Miracle” zdecydowałem się go wziąć ! Może dlatego , że niektóre antybiotyki chwilowo niszczą candidę to niektórym w tym i mi okresowo było lepiej po np. jak mi po biseptolu lub neolicynu. Potem wszystko wraca bo generalnie antybiotyki zabijają bakterie a one zjadają grzyby , które na cukrowej pożywce jaką im dostarczamy odrastają szybko!
Po dwóch dniach brania Nystatyny miałem zero objawów czyli 100% zdrowia potem troszkę się pogorszyło powiedzmy na 97%. Brałem ten antybiotyk 8 dni, nie wiem czy mi pomógł on czy restrykcyjna dieta jaką równolegle prowadziłem !
Dalej staram się rano i wieczorem rozciągać mięśnie dna miednicy , ale coraz bardzie przekonuje się do przyczyny związanej z układem pokarmowym . Zakwaszenie organizmu złą dietą i stresem ma sens, może dlatego wielu ludziom poprawia się po jodze, relaksacji i ćwiczeniach. Candidiza to osobny temat i też zakładam że ja mam bo dieta odkwaszająca jest idealna z dietą na candidozę !
 

gimri

New member
Bym zaraz kupił tę książkę, ale przeraża mnie ten fachowy angielski... Co prawda dogadam się po angielsku, ale słówka z medycyny... Jest ona łatwa w zrozumieniu?
 

kensai

New member
Dzięki za to wszystko, na pewno te porady się przydadzą.
Jak uważasz, co ostatecznie było czynnikiem decydującym u Ciebie, dieta czy napięcie. Tak sobie myślę, te rzeczy w sumie nie muszą być bez powiązania, nietolerancja pokarmowa i zakwaszenie mogą chyba powodować patologiczne zmiany w mięśniach. Myślę, żeby na początek spróbować ten Alkala-n i zobaczyć czy to coś zmieni, to twoim zdaniem dobry pomysł? Zobaczyłbym czy rzeczywiście przy mniejszym zakwaszeniu czuję się dobrze, jeśli tak to spróbowałbym przejść na dietę bez glutenu i laktozy. Gdzie robiłeś te testy na nietolerancje i candide?
 

ross

New member
Gimri, A Headache in the Pelvis jest napisany językiem banalnym, autor skupia się znacznie bardziej na psychice niż na fizjologii. Ale szczerze mówiąc, w samej książce nie ma za bardzo niczego więcej, niż to, co można przeczytać na tym forum w postach osób stosujących Stanford Protocol.
 

gimri

New member
Tak za dużo nie wiem po przeczytaniu tego forum, co się powinno robić. Może ktoś chciałby przysłużyć się dla społeczeństwa i napisać poradnik odnośnie Stanford Protocol? Co i jak powinno się robić, na czym to polega dokładnie...
 

Sakhar

New member
Mój przypadek jest o tyle nietypowy, że pozwolę sobie zamieścić tu swoje spostrzeżenia.
Można powiedzieć, że problemy z pęcherzem miałem od "zawsze" - polegały one na dosyć częstym oddawaniu moczu, inkontynencji pomikcyjnej, czasami dłuższym oczekiwaniem na rozpoczęcie mikcji, wrażeniem niecałkowitego wypróźnienia, oddawaniu niewielkich ilości moczu (zwłaszcza przed snem) itp. Nigdy nie miało to charakteru bolesnego czy bardzo uciążliwego. Niemniej w ostatnim roku zaczeło się to zmieniać - niekontrolowane wycieki moczu stały się nagminne, częste wieczorne oddawanie moczu także. Co ciekawe jednak, często kiedy "wiedziałem", że nie mogę się załatwić (np.podczas podróży) to porafiłem nie oddawać moczu i pół dnia.
Przez ostatnie 3-4 miesiące rano oddawałem mocz ok. godz. 7 a już 30 min później czułem, że znowu mam pełny pęcherz - poranne popijanie ok. 300-600 ml wody odżywek na siłownie powodowało moczopęd, który po 15 min. zamieniał się w mękę podczas drogi do pracy.
Punkt kulminacyjny nastapił ok. 5 tyg. temu kiedy z dnia na dzień przestałem spać, miałem nokturie (czasem po 3-4 razy pod rząd), bóle pęcherza, częstomocz, pobolewanie jąder i penisa oraz krocza, niekontrolowane wycieki moczu, penis maksymalnie skurczony, libido na poziomie pierwotniaka itd.
Obraz kliniczny byłby niepełny bez wyników badań - wg. USG stercze normalne, z malutkim śladem zwapnienia, pęcherz i ściany pęcherza w normie, po mikcji mocz nie zalega, posiew moczu jałowy, posiew spermy jałowy, PSA w normie, badanie moczu ogólne idealne (prócz PH, które jest ekstremalne kwaśne tj. 5), uroflowmetria bez rewelacji ale też nie tragedia - nie zrobiłem jedynie wymazu z stercza. Po wtóre byłem wcześniej cewnikowany, co wykluczyło zwężenie przewodu moczowego a mój pęcherz został "zdezynfekowany" kwasem bornym. Co istotne - raz oddaję mocz normalnie, jak "zdrowy" czyli strumień jest silny od razu albo prawie od razu a czasami z początku słaby i potem silny albo cały czas słaby. Ponadto nigdy nie miałem moczu naglącego ani pieczenia przed czy w trakcie oddawania moczu. Mogę także rozluźnić mieśnie "moment-to-moment" ale po oddaniu stolca zawsze oddaje jeszcze nieco moczu.
Opisałem to wszystko by wskazać, że przebieg schorzenia w moim wypadku jest bardzo mieszany i niejednoznaczny, nie dający się zaklasyfikować w sposób nie budzący wątpliwości.
I teraz opiszę "patogen", który moim zdaniem jest odpowiedzialny, a w zasadzie mało kto o tym wspomina.
Przez ostatnie lata żyłem w dużym stresie a do tego trudny ojciec w dzieciństwie, co przełożyło się na pogłębienie nieumiejętności rozluźnienia się i relaksu, poczucie zagrożenia, duży samokrytycyzm, utrata "radości życia", ciągła "gonitwa myśli", coraz większa agresja, której nie umiałem wyrzucić z siebie, rozdrażnienie, stany nagłej chorobliwej aktywności itd.
Katalizatorem "eksplozji" schorzenia była wiadomość, że moja żona jest w ciąży. Podświadomie obawiałem się zawsze posiadania dziecka, tym bardziej, że obsesyjnie myslałem o możliwych komplikacjach (płód rozwija się nieprawidłowo itp.) a ponadto, nigdy nie lubiłem dzieci.
Cały ten akumulowany latami stres, moim zdaniem oraz potem także psychiatry i psychologa, znalazł ujście zaburzeniach psychosmatycznych tj. bezsenności i problemach z układem moczowym. Naturalnie byłem także u urologa, lecz ten zalecił mi brać prostamol uno i przyjśc za dwa miesiące. Dlatego stwierdziłem, że musze skorzystać z pomocy psychiatry. Wstępnie potwierdził on moje podejrzenia lecz nie przesądzając o niczym zapisał mi zoloft (lek na depresję i stany lekowe) + depakine chrono 300 na stabilizację nastroju. Po trzech dniach miałem silne stany lękowe i paniki a do tego potworny ucisk pęcherza, wywołujący nieustanne parcie i oddawanie minimalnych ilości moczu bez uczucia ulgi. Obajwy te ustapiły po 2 dniach - mój psychiatra na tej podstawie stwierdził, iz taka reakacja organizmu wskazuje jeszcze wyraźniej na nerwowe tło zaburzeń przewodu moczowego, które rozwijało się na tyle długo, że stymulujące neuroprzekaźniki działanie zoloftu skłoniło organizm do kolejnej reakcji obronnej czyli spięcia mięśni.
Teraz moje samopoczucie psychiczne jest znacznie lepsze a jestem dopiero po 3-ech tygodniach brania dawki terapeutycznej, dodatkowo staram się uprawiać jogę (chociaż po 15 min dziennie odprężyć się poprzez kontrolowanie oddechu) oraz rozciagać mięśnie miednicy (i ud), oraz cześciej chodzę na spacery. Co dwa tygodnie mam wizyty u psychologa.
Co więcej, widzę korelację pomiędzy stanem mojej psychiki i nastrojem a układem moczowym. Naturalnie nie mam od razu poprawy w 100% - raz jest lepiej a czasem gorzej, niemniej odnotowałem zmiany na lepsze. Dalej się budzę w nocy ale już najcześciej jeden raz, nie mam już częstomoczu, generalnie oddaje rzadziej mocz w ciągu dnia, czuję takie śmieszne "drgania i łaskotania" mięśni pęcherza oraz zwieracza cewki moczowej po oddaniu moczu (co tłumacze sobie jako na razie takie niektrolowane rozluźnianie mięśni, które przez lata były ciagle spięte), mam wrażnienie, że wypróżniam się do końca. Wcześniej miałem także uczucie podrażnienia na odcinku od cewki do ujścia, teraz uczucie to pozostało w końcowym odcinku moczowodu w penisie. Niestety, dalej pozostałem wrażliwy na zimno (zwłaszcza zmarznięte stopy) co wywołuje u mnie częstsze oddawanie moczu. Libido mi odżyło, sperma ma (i miała) zawsze taką samą konsystencję. Wieczorami jeszcze oddaję częściej mocz niż w ciągu dnia ale mam nadzieję, że to minie.
Psychiatra stwierdził, że za ok. 4 do 8 tygodni terpai zoloftem objawy powinny ustąpić do końca. Nie jestem w stanie przewidzieć czy tak będzie, niemniej wielu cierpiących na zaburzenia (niezależnie jak je nazwiemy) układu moczowego zdecydowanie nie docenia należycie aspektu psychiatryczno-psychologicznego. Może to efekt wciąż pokutującej w Polsce opinii, że osoba korzystająca z porady psychiatry to wariat?
W tym też celu opisałem swój przypadek, by uświadomić, że może przed kolejną wizytą u urologa czy łykaniem kolejnej dawki antybiotyków warto się przejść do specjalisty i porozmawiać - może przyczyną lub elementem katalizującym są powody natury psychicznej i całe lecznie powinno zostać skierowane w tym kierunku?
Prócz leków zapisanych przez psychiatrę zażywam na wszelki wypadek prostamol uno, urinal i pije 2x dziennie herbatkę z wierzbnicy drobnokwioatowej. Dodatkowo profilaktycznie nie piję i, również zwróciłem uwagę na możliwy związek reakcji pęcherza na zakwaszenie organizmu (zwłaszcza podczas ćwiczeń na siłowni, gdy jadłem dużo białkowych odżywek i suplementów z aminokwasami rozgałęzionymi), używam alkalę n. oraz wzbogaciłem dietę o dużą ilość warzyw
 

gimri

New member
Czyli wg was problem nie leży w prostacie, a w mięśniach czy głowie? Lekarze źle diagnozują zapalenie prostaty? Czy po prostu problemy z mięśniami / głową powodują to zapalenie, czy może tego zapalenia tam w ogóle nie ma?

Edit: Mam takie pytanie. Oprócz standardowych bólów w podbrzuszu i kroczu, "drgań" w kroczu, piłeczki w kroczu mam taki objaw, że dość często czuję jakby się zbliżał wytrysk (tak bez niczego). Parę razy czułem, że się zbliża jednak udało mi się go powstrzymać. Nigdzie na necie nie wyczytałem, aby ktoś miał podobny objaw jak ja. Czy to jest skutek zapalenia prostaty, czy może coś innego? Ma ktoś też tak?
 

303andy

New member
Kensai nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć co bardziej przyczyniło się do mojego uzdrowienia , ale stawiam na napięcia mięśni u mnie akurat spowodowane stresem . Dieta zapewne też ma jakis wpływ , uważam że w zależności od tego jaki odczyn i jakie składniki ma mocz podrażnia on bardziej lub mniej pęcherz. Nigdy nie jest tak że odczuwamy potrzebę pujścia do toalety przy idealnie tym samym wypełnieniu pęcherza. Zauważylem że im bardziej rozwodniony (jasny)jest mój mocz tym jego więcej i mniej podrażniał.
Test na nietolerancję glutenu można zrobić z krwi chyba w każdym labolatorium. Test "Elisa" bada nieco inną łągodniejszą nietolerancję na rózne pokarmy robiłem go w Gliwicach . Test na na laktozę robiłem w Katowicach , to test wydechowy, pije się laktoze a potem się dmucha. Nie pamiętam namiarów , poszukaj w necie , jednak nie przywiązywałbym do ewenualnych nietolerancji zbyt duzej wagi, każdy jakąś ma . Na Elizie byłęm z całą rodzinką i każdy miał kilka nietolerancji na różne pokarmy niezalężnie od stanu zdrowia .
Gimri nie przejmuj się tym ,że masz jakiś nietypowy objaw bo tu nikt nie jest typowy, jak widzisz Sakhar tez jest niby nie typowy . W miednicy jest tyle nerwów i narządów , że objawów może być wiele. Nie pamiętam czy o tym pisałęm , ale jeszcze zanim się rozchorowałem na poważnie to przez około 1,5 roku miałem takie coś że po wysikaniu się i zapięciu rozporka jeszcze kilka lub kilkadziesiąt kropelek popuszczałem w spodnie. Unikałbym wszelkich okazji do wstrzymywania moczu lub wytrysku bo to się wiąże ze spinaniem mięśni. Ja to nawet świadomie ograniczałem podczas terapii sex tylko dlatego by się nie spinać.
I jeszcze jedno , pisąłem tu o tym kiedyś . Jest na necie strona: http://www.pecherz.pl/ piszą tam w zdecydowanej większości same kobiety choc objawy mają podobne do naszych ! Podobnie jak my lekarze nie potrafią ich latami wyleczyć mimo faszerowania podbnie jak nas różnymi antybiotykami. Ponieważ kobiety nie maja prostaty to przypisuje im się nieco inna jednostkę chorobową czyli IC lub pęcherz nadreaktywny. Wnioski wyciągnijcie sobie sami
 

ajpinus

New member
Po pierwsze do Sakhar: jezeli nie lubisz dzieci i wiadomosc o tym ze Twoja zona jest w stanie blogoslawionym spowodowalo CPPS to chlopie powinienes grubo pomyslec nad psychoterapia i zmienic podejscie do zycia, bo ciezko bedzie Ci odnalezdz szczescie w zyciu.

Po drugie: jestem kolejnym wyleczonym, ale nie z zgk a z cpps stosujac stanford protocol. Jak ktos jeszcze niw wie jak z tego wychodzilem to polecam: cpps.szu.pl - strona robiona rok temu kiedy jeszcze cierpialem, teraz jestem juz zdrowy.

Po trzecie: nie sluchajcie ludzi ktorzy mowia samo Ci przejdzie, bzdura !!!!!!!! Nad wszystkim trzeba ciezko pracowac, nad zdrowiem przedewszystkim.

Po czwarte: Dla wszystkich chcacych zaczac stanford protocol. Obserwuj sie, naucz identyfikowac napiecia a na koncu naucz sie przjmowac nad nimi kontrole.

Pozdrawiam i nie ufajcie urologom
 

gimri

New member
1. Czy do rozpoczęcia terapii Stanford Protocol wystarczy, że kupię książkę i będę się stosował do jej zaleceń? Obejdzie się bez wizyty w CTM?
2. W końcu wy mieliście coś z prostatą, czy tylko z mięśniami miednicy, a lekarze źle rozpoznawali chorobę jako ZGK?

Moje objawy:
- bóle / "ucisk" w podbrzuszu i kroczu
- "drgania" w kroczu
- częste sikanie
- uczucie jakby miał zaraz być wytrysk :/

Mi całkowitą ulgę przynosi:
- alkohol
- wytrysk
- spacer
- sport
- sen

A częściową:
- tabaka
- leki uspakajające / przeciwbólowe
- całkowite skupienie się na wykonywanej jakiejś czynności

Ogólnie te bóle czy drgania w kroczu da się wytrzymać. Ale to uczucie jakby zaraz miał być wytrysk - masakra! Przed pojawieniem się problemu od 5 lat raz dziennie się masturbowałem, a to też jest częste napinanie mięśni. Mam też wiecznie katar, a przy wydmuchiwaniu nosa też się napina mięśnie. :? Ogólnie samo nastawienie do choroby wg mnie ma znaczenie. w listopadzie / grudniu / styczniu byłem tak zdołowany tą chorobą, że nic mi się nie chciało. W lutym po rozpoczęciu brania tabletek pojawiła się zauważalna poprawa i to przywróciło mi nadzieję na wyleczenie. I od tego czasu jest poprawa. Dodatkowo przez prawie cały luty nie miałem żadnych objawów. Na początku marca pojawiły się znowu.
 

ajpinus

New member
Gimri: Mi to wyglada na CPPS ale zdiagnozuj sie pod katem urologicznym zrob wszystkie badania, posiewy, przejdz antybiotykoterapie, wszystkie inne gowna a jak nic nie pomoze zabierz sie zaq SP. Drgania w kroczu swiadcza o niestabilnosci napiecia miesni, ktore jednak w ostatecznosci pozostaja w ciaglym skurczu powodujacym ich dysfunkcje.

Skoncz sie w koncu codziennie masturbowacna przez conajmniej kilka miechow, znajdz sobie bardziej kreatywne zajecie. Zacznij SP i po okolo roku, moze dwoch bedziesz zdrowy. Orgazm to najwieksze obciazenie dla dzwigacza odbytu i jestem swiecie przekonany ze jego naduzycie jest glownym powodem ciepienia wiekszosc ludzi chorych na CPPS.
 

gimri

New member
No ja już od grudnia chodzę do urologa (prywatnie, bo państwowy mnie olał).

Pierwsza wizyta przed świętami:
- wywiad
- badanie per rectum (ból pojawił się chwilę po badaniu) - nie stwierdzono powiększenia prostaty
- pani lekarz kazała mi wykonać kilka badań: posiewy moczy i nasienia, uretrografia, usg jąder. Nie zaleciła testu na chlamydie, gdyż jest drogi i zarazem niepewny.

Drugi tydzień świąt oraz pierwszy tydzień stycznia - chwilowe polepszenie.

Styczeń - badania
- posiewy moczu i nasienia - nie wykryto bakterii
- usg jąder (mam wodniaka - operacja w czerwcu)
- uretrografia - "cechy znacznego zwężenia cewki moczowej w odcinku przezsterczowm..."

Kolejna wizyta pod koniec stycznia:
- lekarz skierował mnie na cystoskopię do Kościerzyny, aby upewnić się co do wyniku uretrografii
- 7 tygodniowa antybiotykoterapia (Cipronex)
- kilkumiesięczna terapia lekiem "rozkurczającym mięśnie gładkie gruczołu krokowego i cewki moczowej" - Omsal
- kilkumiesięczna terapia lekiem Vesicare (na zmniejszenie częstości sikania) - przez pierwszy miesiąc brałem ten lek, jednak później ze względu na cenę zmieniłem go na tańszy

I tu nastąpił przełom w chorobie. Na początku lutego objawy zniknęły na cały miesiąc (pojedyncze dni, kiedy było gorzej).

Pod koniec lutego wizyta w Kościerzynie:
- cystoskopia - "nie stwierdzono cech anatomicznej przeszkody pod pęcherzowej" - podczas badania myślałem, że umrę z bólu! Lekarz stwierdził, że wynik uretrografii spowodowany był skurczem mięśni zaciskającym cewkę
- per rectum - również duży ból

I tu na początku marca objawy wróciły. Gdzieś przez 2 tygodnie było gorzej, jednak potem już lepiej.

Kolejna wizyta - początek kwietnia.
- zwykła kontrola, lekarz stwierdził, że jest ogromna poprawa, skoro liczba nocnych wizyt w toalecie zmniejszyła się z czterech do jednej. Mam dalej brać leki i zgłosić się za 3 miesiące.


Ogólnie po rozpoczęciu terapii lekami zauważyłem różnicę, może po prostu potrzeba czasu, aby to się wyleczyło. Na wszelki wypadek po maturze zabiorę się za SP, aby nie tracić czasu. Mam nadzieję, że w książce "A headache in the pelvis" będzie wszystko dokładnie wytłumaczone co należy robić. Pytałem o ten relanium, żeby sobie zrobić ten test, co napisał o nim 303andy, jednak pani lekarz nie chciała mi go zapisać, gdyż chodziłbym po nim jak warzywko.

Ajpinus: czy wizyta w CTM coś tobie dała? Nauczyli oni ciebie czegoś co stosowałeś później przy SP? Tak sobie myślałem, żeby już teraz udać się do Rakowskiego, aby sprawdził czy mam te punkty spustowe i jeśli okazało się, że tak to zacząłbym od razu działać w tym kierunku.


Pozdrawiam :)
 

ajpinus

New member
gimri: Problem z terapeutami manualnymi jest taki ze Oni koniecznie chca na poczatku zrobic swoj program. Gdybym znowu pojechal do Rakowskiego zazyczylbym sobie przygotowania mapy punktow spustowych mojego dzwigacza odbytu i rozrysowania ich na diagramie zebym potem elegancko wiedzial gdzie celowac przy autoterapii.
A oni robie przedewszystkim swoj program, kory w pewnym stopniu ma wiele wspolnego z SP ale jednak nie koncentruje sie jedynie na dnie miednicy. Duzo czasu poswiecaja na prace z konczynami a przedewszystkim na kregoslupie (igloterapia). I tutaj trzeba im dac do zrozumienia co Cie szczegoilnie interesuje i za co bedziesz przeciez placil.

Poki co rob chwilowa relaksacje i ograniczaj zycie seksualne starajac sie po prostu o tym nei myslec. Rozciagaj sie. Pojedz do Rakowskiego zobacz jak oni pracuja per rectum. To bardzo pomoze Ci przy autoterapi, jezeli oczywiscie zdecydujesz sie uwalniac spusty samemu. Ja to robilem i nawet teraz robie (raczej zapobiegawczo) przy pomocy twardego wibratora z zagieta koncowka pod katem 45 stopni. Kazdy przypadek jest inny. Tak jak napisal Andy - miednica mala miesci w sobie mnostwo nerwow i naczyn krwionosnych. Wystarczy ze przez nieodpowiednie wzorce reagowania i naduzycie zycia seksualnego przyzwyczailes jakis miesien dna miednicy do ciaglego skurczu i juz masz CPPS. Taki miesien wytworzyl w sobie spusty ktore powoduja jego dysfunkcje i ucisk na okoliczne nerwy i naczynia.
Zlikwidowanie spustow i oduczenie sie nieodpowiedniego reagowania miesniami dna miednicy bylo kluczowe w moim przypadku.
 

303andy

New member
Gimri zgadzam się z Alpinusem . Moim zdaniem twoje objawy jak i to co przynosi Ci ulgę świadczą o klasycznym CCPS.
Terapia punktów spustowych to technicznie chyba najtrudniejszy element , ale nie każdy musi miec punkty spustowe. Nie wiem czy ja je miałęm czy nie , ale ja za wyjatkiem kilku miesiecy (2-3) na początku terapii nie stosowałem terapii trigger points i też wyszedłem z tego . Wise mówił że i bez masowania punktów spustowych można się ich pozbyć , ale to trwa znacznie dłużej i wymaga więcej rozciągania i relaksacji. Może dlatego ja wychodziłę z tego ponad 3 lata !
Nie byłęm u Rakowskiego , ale byłem u Słobodzin jego bliskiej współpracownicy z Bolesławca , korzystałęm też z fizjoterapeuty przeszkolonego przez Rakowskiego i powiem tak, że w porównaniu z tym jak robił mi trigger point theraphy (TPT) Tim Sawyer w kilinice Wise to ci w Polsce są bardzo słabi. Najbiższy fachowiec specjalizujacy się w TPT był/jest w Edynburgu w Szkocji : Bill Taylor
Taylor Physiotherepy
10 Comely Bank Avenue
Edinburgh
EH4 1EN
+44 (0)131 332 8698
Czytałem dużo pozytywnych opini o nim !

Powodzenia
 

gimri

New member
Taka jeszcze jedna rzecz. Czy mając CCPS, ma się też zapalenie prostaty, czy po prostu jest to tylko błędna diagnoza lekarzy? Mój urolog jest pewien, że mam niebakteryjne zapalenie prostaty lub mam chlamydie (jednak nie zalecił mi testu, bo jest niepewny). Sam tytuł "... A New Understanding and Treatment for Prostatitis and Chronic Pelvic" mnie zaciekawił właśnie. Czy w niej są metody zarówno do leczenia ZGK jak i CCPS? Czy po prostu niebakteryjne zapalenie prostaty to jest właśnie CCPS i nie ma czegoś takiego jak niebakteryjne zapalenie prostaty?

btw. nie wiecie, czy ta ksiazke mozna kupic gdzies indziej niz tylko w empiku?
 

303andy

New member
Gimri urolodzy nie mają lub nie chcą miec pojecia o CPPS bo oni tego nie leczę , przy CPPS nie wypisuje się antybiotyków i nic nie wycina skalpelem , to jest poza konwencjonalną madycyną . Urolodzy nie mają i nie chcą miec o tym pojęcia bo i tak mają sznur pacjentów przed gabinetem publicznym i prywatnym. Pacjenci tacy z tego forum tez wolą usłyszeć od lekarza że łykanie antybiotyków załatwi problem , więc wszyscy są happy z tym że pacjenci do czasu a urolodzy zawsze .
Próbowałem kilku urologów zaciekawić CPPS , pokazywałem im nawet i proponowałem pożyczyć ksiazkę Wise , ale wszystkim to totalnie wisiało .
Jedn powiedział mi szczerze, że na jakiejś konferencji w Wiedniu o ZGK powiedziano im że jak pacjenta po kilku antybiotykach nie wylecza to by go odesłąli do szamanó od CPPS bo ich sienie da wyleczyć .
Zrobić bakteriogram zbadać się na mykoplazmę i chalmydię i jak coś wykryją to łyknąć kierowany antybiotyk.
Jak kuracja antybiotykowa nie pomoże to nie ma się co łudzić że to przyczyna bakteryjna czyli ZGK bo to najpewniej będzie CPPS a jak do tego są jeszcze różne inne dolegliwości poza parciem i częstym sikaniem to raczej bankowo jest to CPPS. Polecam raz jeszcze test "relanium" bo to nie lek przeciwzapalny , nie antybiotyk i nie przeciwbólowy a jak pomaga to znaczy że stres i napięcia czyli CPPS.
 

gimri

New member
A nie miałeś jakichś ostrych jazd po tym Relanium? Ponoć nieźle w łeb daje ten lek. Aż się boję go łyknąć, chociaż i tak najpierw musiałbym załatwić receptę, a nie wiem od kogo :?
 
Do góry