Taki Topic już tu kiedyś był , ale zniknął !
Na szczęscie zachowałem swoje teksty z tego topicu i zamieszczam je ponownie.
Dziś jestem na 100% zdrowy , więc można z tego wyleźć !
Z perspektywy tych kilku lat polecam tym których urolodzy i antybiotyki nie potrafią wyleczyć by zastosowali Stanford Protocol i na wszelki wypadek jak to jednak nie napięcia to radzę sie zdrowo odżywiać a nasz genialny organizm sam sobie poradzi !
Styczeń 2007 .
Postaram się w miarę szczegółowo opisać rozwój i leczenie mojej choroby wierząc, że komuś pomogę, dodam nadziei, lub wskażę drogę wyjścia ! Dzięki dobrej znajomości języka angielskiego w swoich zmaganiach z choroba nie byłem zdany tylko na informacje z polskich źródeł, mogłem też wyjechać do USA na badania i leczenie.
Jesienią 2004 roku pojawił się u mnie ból jakby pęcherza i towarzyszące mu częste oddawanie moczu. Zignorowałem te dolegliwości i dopiero gdy ból przeszkadzał mi w spaniu udałem się do lekarza a ten przypisał mi Dikoflen w czopkach i jakieś antybiotyk.
Dolegliwości ustąpiły po kilkunastu dniach pozwalając mi na kontynuację szaleńczego tępa pracy gdzie stres i napięcia działały na mnie jak narkotyk.
W okolicach przełomu roku 2004/2005 dopadły mnie bóle odbytu , których przyczynę lekarze nie potrafili zdiagnozować mimo dwóch rektroskopi. Męczyło mnie to aż do wiosny 2005. Pod koniec stycznia 2005 znowu pojawił się podobne dolegliwości pęcherza, które jednak po zastosowaniu podobnej kuracji antybiotykowej i przeciwzapalnej, znowu ustąpiły. Ty razem jednak trwało to dłużej dodatkowo brałem też Dalfaz Uno, zrobiłem też badania na bakterie w moczu i nasieniu, które jednak nic nie wykazały. Po około 5 tygodniach znowu przeszło. Na początku lata ustąpiły mi też bóle odbytu jednak ponownie pojawiły się bóle jakby pęcherza z częstym oddawaniem moczu. Dodatkowo miałem uczucie jakby mi cos w kroczu urosło jakbym miał tam piłeczkę golfową.
Zaczęła się moja wędrówka po urologach seria badań by wykryć bakterie i faszerowanie mojego organizmu przeróżnymi antybiotykami. Urolodzy zdiagnozowali u mnie tzw. Prostatodynię czyli przewlekłe zapalenie prostaty. Kilka badań moczu i nasienia nie wykazało jednak bakterii poza pojedynczymi.
Pod koniec sierpnia ból był tak mocny , że nie mogłem spać i normalnie funkcjonować. Wraz z narastaniem paniki, spinaniem mięśni brzucha i dna miednicy również i ból narastał oraz pojawiał się w nowych miejscach. Pierwszym nowym bolesnym miejscem było od sierpnia krocze.
Ordynator urologii w Opolu, który leczył mnie prywatnie przyjął mnie na oddział i zaaplikował mi dożylny antybiotyk biodacynę. Zrobiono mi kolejne badania między innymi również na chalmydię i mykoplazmę, krew, mocz i znowu nic żadnych bakterii !
Pobyt w szpitalu podziałał na mnie uspokajająco i po tygodniu gdy bóle trochę odpuściły wróciłem do domu.
Pod koniec września dodatkowo pojawiły się u mnie bóle penisa u jego wierzchołka. Byłem zrozpaczony, a kolejny dziesiąty urolog- profesor z Wrocławia skwitował moje dolegliwości stwierdzeniem „musi się pan nauczyć z tym żyć”. W podobnym tonie wypowiedział się ordynator szpitala urologicznego z Katowic. Byłem zrozpaczony brakiem pomocy, panikowałem i modliłem się o powrót do zdrowia !
Nie ustawałem w poszukiwaniu przyczyn, zrobiłem sobie rezonans lędźwi, które mi od kilku lat dokuczały, sądząc, że może to od kręgosłupa, zrobiłem też tomograf jamy brzusznej, kamerą wjechali mi do cewki aż do prostaty (miałem po tym fatalne pogorszenie), szereg badań USG w tym głowicą do odbytniczo, sporo badań krwi na różne choroby np. na boleriozę a nawet na HIV, badania na nietolerancje laktozy i glutenu i jeszcze kilka innych !! Zrobiłem kilka dodatkowych posiewów z moczu i nasienia a nawet jeden z wymazu z wyciśniętej prostaty. W dwóch z tych posiewów pojawiły się nawet liczne bakterie Stachylococusy, ale wg mikrobiologów one nie mogły być czynnikiem chorobotwórczym. Mimo to zajadałem celowane na te bakterie i niecelowane antybiotyki przez wiele miesięcy , przeróżne ! W zasadzie bez rezultatu.
Szukałem pomocy w medycynie alternatywnej: akupunktura , różne suplementy (vilkakora, alveo, prostata-Q itp.), irydologia, homeopatia, terapia energotonowa (elektryczna stymulacja), psychoterapia, kręgarz, terapia wywarem z brokół -(http://www.chronicprostatitis.com/broccoli.html).
Próbowałem też cos w rodzaju tzw Manilia Protocol czyli regularne masowanie prostaty przy braniu antybiotyków.
Nikt i nic mi nie pomagało, moja rozpacz się pogłębiała, ale nie ustawałem w poszukiwaniach.
W internecie polskim najpierw znalazłem opis uzdrowienia Zbycha http://www.po40.pl/forum.php?id=279 potem znalazłem stronę USA http://www.chronicprostatitis.com tam dowiedziałem się o dr. David Wise i jego teorii co do przyczyn moich dolegliwości. Dr. Wise psycholog z uniwersytetu Stanford sam cierpiał na prostatodynię ponad 10 lat. Z forum na tej stronie dowiedziałem się, że wiele osób wyszło z tej choroby po zastosowaniu tzw terapii „Stanford Protocol” opracowanej przez dr. Wise i dr. urologii Rodney Anderson też ze Stanfordu. Wiecej info znajdziecie na stronie : http://www.chronicprostatitis.com/spasmtx.html
Zamówiłem ich książkę „A Headache in the Pelvice” - AHiP czyli w tłumaczeniu „Utrapienie w dnie miednicy”.
Moim zdaniem każdy powinien ja przeczytać.
W Listopadzie 2005 skontaktowałem się z dr. Wise telefonicznie. Poradził mi by zrobić TEST polegający na braniu przez kilka dni po 2 mg Relanium (lek rozluźniająco uspokajający) co 4 godziny. Po 2-3 dniach dolegliwości niemal całkowicie ustąpiły, stał się cud ! Wtedy przestałem brać Relanium i szybko zabrałem się do odrabiania zaległości. Niestety po kilku dniach wróciłem skąd wyszedłem. A po kilku następnych dniach czułem się jeszcze gorzej. Wg. Dr. Wise tak miało właśnie być i to typowy objaw świadczący o tym ,że przyczyną moich dolegliwości (podobnie jak większości pacjentów z zapaleniem prostaty) są niekontrolowane napięcia mięśni dna miednicy, które powodują skracanie mięśni i ucisk na nerwy oraz na narządy. Dopiero wtedy zorientowałem się, że non-stop funkcjonuje na spiętych pośladkach oraz kroczu i , że gdy się skoncentruję to pośladki z trudem potrafię wyluzować, z kroczem było to jednak dużo trudniejsze. Skojarzyłem też, że dwa pierwsze ataki jakie miałem nastąpiły po intensywnym seksie podczas, którego tak spinałem mięśnie dna miednicy że udawało mi się zablokować orgazm, doprowadzając nawet do przerwania i rozłożenia wytrysku na dwie raty ! Nigdy wcześniej nie zwróciłem uwagi na moje napięte pośladki więc nie wiem czy ból był skutkiem tych napięć czy też napięcia pojawiły się w reakcji na ból. Nie rezygnując z antybiotyków od listopada zacząłem stosować się do zasad dr. Wise opisanych w książce i w internecie. Nie byłem przekonany, że to jest słuszna diagnoza i terapia, ale nie miałem nic do stracenia.
Tymczasem listopad i początek grudnia 2005 to był mój koszmar. Spałem co drugą lub trzecią noc gdy padłem z wyczerpania. Ból mnie roznosił , to był prawdziwy horror, myślałem nawet o śmierci jako o jedynym wybawieniu z tego piekła. Błagałem Boga o pomoc i starałem się nie tracić nadziei , że nie zapomniał o mnie !
Na styczeń zaklepałem sobie tygodniowy pobyt w klinice dr. Wise z wcześniejszym badaniem na urologii w Uniwersytecie Stanford u dr. Andersona. Dalej śledziłem internet w nadzieji na jakieś cudowne rozwiązanie, a do końca połowy grudnia brałem jeszcze antybiotyki ! Mimo, że test na nietolerancje glutenu i laktozy był negatywny zdecydowałem się ograniczyć spożywanie produktów z tymi składnikami. Na necie znalazłem kilka relacji jednoznacznie wiążących dolegliwości z tymi nietolerancjami. Wyczytałem też , że niektórym pomaga „Prieliv” czyli jakby odkwaszacz, coś na wapnie. Poszukałem odpowiednika w Polsce. 30 Grudnia kupiłem Alkala-N , wydaje mi się , że faktycznie mi to pomagało. Suma sumarum przełom 2004/2005 był przełomem w mojej chorobie bo dolegliwości mi się zmniejszyły o jakieś 20-25%. 4 Stycznia leciałem do Dr. Wise na szczęście w nieco mniejszych boleściach. Na Stanfordzie dr. Anderson masował mi prostatę , pobrał z niej wymaz i zaraz poszedł na mikroskop. Z badań wymazu z prostaty wykluczył bakterie, których nie znalazł, miałem tez dobrze poniżej normy zawartość leukocytów informujących o stanie zapalnym. Anderson nie znalazł w moich mięśniach dna miednicy punktów spustowych. Wg, niego wskazanie miałem na IC czyli zapalenie śródmiąższowe pęcherza, które jednak wg niego ma podobną genezę do przewlekłego zapalenia prostaty i podobnie się to leczy !
W klinice Dr. Wise spotkałem 10 innych cierpiących w tym jedna kobietę. Jeden zrozpaczony facet był już nawet po usunięciu prostaty co nie zlikwidowało jego dolegliwości.
2-3 młodych facetów nabawiło się tych dolegliwości po operacji np. wyrostka lub po wypadku samochodowym. Inny był nawet w Chinach na wstrzykiwaniu bezpośrednio do prostaty antybiotyków i tez bez rezultatu był on w klinice już drugi raz bo po całkowitym wyleczeniu po stresie w pracy i rozwodzie z żoną wróciły mu kłopoty. Pobyt w klinice to terapia polegająca na kilku godzinach treningu relaksacji, codziennych masażach w tym rektalnych punktów spustowych przez jednego z najlepszych specjalistów Tima Sawyera (ten z kolei znalazł mi kilka punktów spustowych wokół prostaty) oraz ćwiczenia rozciągania mięśni dna miednicy. Podczas pobytu nie zanotowałem poprawy. Jednak po powrocie stosując systematycznie terapie „Stanford Protocol” dość szybko zacząłem odczuwać stopniową poprawę. Już na początku 2006 roku pozbyłem się bólu penisa. Poprawa przychodziła na zasadzie dwóch kroków do przodu i jeden w tył a czasami nawet i dwa w tył. Pod koniec lutego 2006 zaczęły mi się pojawiać pojedyncze godziny bez lub prawie bez dolegliwości. Stopniowo tych godzin przybywało, a i godziny z bólem były bardziej znośne . Dalej jednak poszukiwałem jakiejś bardziej klasycznej przyczyny i pod koniec stycznia byłem zrobić badanie na nietolerancje laktozy polegające min. na wypiciu szklanki koncentratu laktozy. Badanie nie wykryło mi tego schorzenia, ale na drugi dzień dostałem silnego pogorszenia które trwało kilkanaście dni. Choć moja dieta bezglutenowa i bezlaktozowa nigdy nie była super ścisła to
jednak stosuję ją do dziś. Nie mogę wykluczyć zwłaszcza po tym doświadczeniu z silnym nawrotem po wypiciu szklanki laktozy, że w moim przypadku przyczyna tkwi w układzie trawiennym.
Podobnie stosuję do dziś od półtora roku ćwiczenia rozciągające i dwa razy w tyg masaż fizjoterapeuty skoncentrowany na okolicach miednicy. Gdy dolegliwości były jeszcze silne pomagało mi stanie w rozkroku z wyluzowanymi pośladkami. Odwiedziłem kilku fizjoterapeutów i od każdego cos tam się nauczyłem. Zwracam uwagę na prawidłowa postawę stojąca i siedzącą. Staram się raz na dzień relaksować przy specjalnych taśmach audio , cos w rodzaju treningu autogennego Schultza. Zauważyłem bardzo dużą korelacje między kontrolą spinania tzn. pozbywania się niekontrolowanego spinania mięsni dna miednicy a dolegliwościami. Zależność w moim przypadku była niemal idealna. Dopiero w drugiej połowie 2006 roku potrafiłem zidentyfikować napięcia krocza i stopniowo zacząłem panować nad nimi!
Wydaje mi się , że ze wszystkich suplementów i leków najlepiej na mnie działały Relanium, które sporadycznie zwłaszcza na noc brałem (5mg) , suplementy z kwercetyną (quercetin) zwłaszcza dostępne w Polsce wapno z kwercytyną, oraz sprowadzony z USA Cysta-Q.
Gdy mocno cierpiałem lekką ulgę przynosiły mi tez leki rozkurczające mięśnie prążkowane np. Baklofen i Sirdalud.
Dziś jestem wyleczony w 95% a może i więcej bo ta przewlekłość spowodowała , że jestem chyba przewrażliwiony na wszelki sygnały z okolic pęcherza i krocza.
Częstotliwość moich mikcji zmniejszyła się średnio do 4-8 dziennie , piję więcej wody około 2 L /dobę więc sikam po 300-400 ml a czasami jak przetrzymam to nawet i powyżej 600. W nocy wstaje max 1 raz. Dyskomfort nie ból w pęcherzu i kroczu zaczynam odczuwać dopiero gdy mi się nazbiera ok. 250 ml w pęcherzu. Wszystkie inne dolegliwości to już historia. Najważniejsze , że systematycznie cały czas mój stan zdrowia się poprawia.
Nie wiem niestety co mi pomogło wiem na pewno że nie pomogły mi antybiotyki i inne leki urologiczne typu alfablokery.
Wydaje mi się, że mogą być 4 główne przyczyny tych dolegliwości :
1.Napięcia mięśni od stresu ( od napięć i stresu powstają też punkty spustowe).
Skracające się od napięć mięśnie uciskają nerwy lub narządy i nas boli.
Jest sporo przypadków pojawienia się tej choroby w skutek spinania z bólu mięśni po bolesnym upadku lub operacji okolic dna miednicy.
2. Dietetyczne jakaś nietolerancja pokarmowa lub upośledzenie pracy
jelit powodujące przenikanie czegoś do pęcherza co go podrażnia.
3. Psychika, a w zasadzie podświadomość . Jest teoria wg której nasza podświadomość potrafi wywołać niedokrwienie narządów lub nerwów i tym spowodować ból po to by odwrócić nasza uwagę od czegoś innego co nam szkodzi np. intensywnej i stresowej pracy.
4. Fizyczne uszkodzenie - ucisk nerwów w okolicy miednicy i dolnej części kręgosłupa spowodowany głównie wadliwą postawą i siedzeniem. Ta okolica z mechanicznego punktu widzenia to najbardziej obciążony element naszego organizmu i w dodatku bardzo mocno unerwiony i zapchany wieloma ważnymi narządami . Więc o dolegliwości bardzo łatwo.
5.Jakieś robactwo w tym oczywiście bakterie, ale u mnie to chyba odpada skoro poprawa zaczęła przychodzić dopiero po odstawieniu antybiotyków. Piszę chyba bo nie mogę wykluczyć , że zdrowa dieta mogła podnieść odporność mojego organizmu na tyle że sam stopniowo zwalczył bakterie ( których jednak nie można było znaleźć). Dieta sprowadziła się do preferowania jak najmniej przetworzonej żywności , rezygnacji z glutenu i laktozy , nie mieszaniu w jednym posiłku białek z weglowodanami oraz popijaniu (tylko woda) na 0,5 godziny przed, lub 1 godzinę po jedzeniu.
Za tym , że przyczyna tkwi w mięśniach i nerwach a nie robalach przemawia tez fakt , że dolegliwościom prostaty czy pęcherza często towarzysza bóle np. lędźwi , pachwin, ud i innych narządów do których nerwy przechodzą przez dno miednicy !
Na koniec ponieważ na Polskich forach dominują bakterie jako przyczyna dolegliwości chcę Wam zwrócić uwagę, że na amerykańskich stronach przeczytałem artykuły – sprawozdania z badań lekarzy z których wynika , że antybiotyki działały w przypadku tej choroby tylko jak placebo , oraz że zdrowi ludzie tzn. bez dolegliwości mają wcale nie lepszą florę bakteryjną w moczu czy nasieniu. Nie wykluczam bakterii jako przyczyny, ale to nie jest przypadek, że antybiotyki w zasadzie nie pomagają. Branie antybiotyków miesiącami negatywnie wpływa na wątrobę, trzustkę, jelita i może je nawet trwale uszkodzić ! Mówi się , że antybiotyki trudno penetrują prostatę i dlatego ciężko zabić bakterie, ale ja w USA poznałem faceta , który właśnie dlatego poleciał do Chin gdzie wstrzykują igłą antybiotyki bezpośrednio do prostaty, ani jemu ani jego kolegom to nie pomogło a Stanford Protocol mu pomógł.
Urologom najłatwiej jest wypisać receptę na pigułki bo poza tym potrafią jeszcze tylko ciąć skalpelem ! Po części sami się do tego przyczyniliśmy bo i dla pacjentów łyknięcie tabletki jest najwygodniejszą formą leczenia ! Wierzcie mi wielokrotnie opadałem z sił i chęci do systematycznych ćwiczeń , relaksacji i masaży, tabletki przy tym to małe piwo !
Dałem jednak radę wiem, że może mi to świństwo wrócić, ale wiem już na pewno, że można sobie z tym poradzić !
Zapomniałem napisać , że z suplementów jadłem jeszcze olej tłoczony na zimno z dyni i lnu (ten zawiera Omege 3 którym w USA np. leczy się depresje). Zamiast pieczywa jadłem też kaszę gryczanej i jaglanej bo nie zawierają glutenu. Odstawiłem uwielbiane soki , cytrusy , słodycze kawę a nawet herbatę !
Wiem , że to wygląda na masochizm , ale byłem zdesperowany a po 2-3 miesiącach to da się przyzwyczaić do nowych nawyków żywieniowych ! Teraz już sobie trochę folguję.
Chce też zwrócić uwagę na bardzo istotny z punktu widzenia terapii „Stanford Protocol” Dr Wise (psycholog), mianowicie na relaksację. Moje doświadczenia potwierdzają, że relaksacja paradoksalna oraz tzw. „minute to minute” jest bardzo pomocna. „M to M” to luzowanie mięśni i panowanie nad nimi w każdej chwili gdy tylko się nam o tym przypomni. Do relaksacji paradoksalnej nie koniecznie trzeba mieć taśmy Dr Wise one moim zdaniem są bez rewelacji . Takie tam gadanie : odpręż się, wyluzuj , zaakceptuj , bądź cierpliwy , nie zasypiaj , skoncentruj się itp. W dodatku bez podkładu muzycznego . Bardzo fajna może być do tego celu płyta Małgorzaty Rakowskiej córki A. Rakowskiego http://www.ctm.home.pl .
29.10.2007
Okazuje się że te „a może 100% wyleczenia „ to był nadmiar optymizmu spowodowany chwilową poprawą.
Lekka nawrotka sprowadziła mnie na ziemię. Tak wiec z dzisiejszej perspektywy oceniam swój stan z chwili pisania mojego głównego postu na max 95% !
Jednak mój stan poprawia się systematycznie aczkolwiek sinusoidalnie !
Mam nowe spostrzeżenia !
Otóż pod koniec Września zrobiłem sobie test Elisa (immunologiczno-alergiczny IgG4) wykrywający nietolerancje pokarmową, które powodują reakcje opóźnione (często objawy nie są widoczne przez kilka dni), powodujące szereg symptomów, często pozornie ze sobą niepowiązanych. Biorą w niej udział swoiste przeciwciała IgG4.
Fragment z obszernej diagnozy:
Uszkodzona śluzówka jelit powoduje naruszenie naturalnej bariery ochronnej środowiska wewnętrznego organizmu. Do krwioobiegu przedostają się wówczas nie w pełni strawione pokarmy i toksyny, powodując zaburzenia homeostazy całego organizmu i prowokując procesy zapalne na tle immunologicznym . U Pana Andrzeja obecnie proces zapalny obejmuje gruczoł krokowy i przewód pokarmowy.
Lekarz zalecił mi jeszcze zbadanie kału na Candidę. Z dwudniowego posiewu (zalecany jest 7 dniowy) wyszły mi nieliczne Cadida dostałem tez antybiogram . Byłem zaskoczony ze grzyba zwalcza się antybiotykami !
Z Elisy wyszło mi że sporo pokarmów nie toleruję , a szczególnie silnie reaguje na kazeinę (białko ) oraz cytrusy i migdały.
Zaraz po badaniu wyjechałem na 7 dni do Tunezji : pływanko , biegi , relaks w słoneczku i dieta pełna warzyw.
Totalnie odstawiłem wszystko co związane z mlekiem ! Czułem się super powiedzmy na 97 procent a kilka dni po powrocie jeszcze troszkę lepiej ! W Polsce zacząłem jeść więcej węglowodanów zwłaszcza kaszy gryczanej i jaglanej więcej mięsa a mniej warzyw ! Po tygodniu mi się pogorszyło znowu i to nawet sporo powiedzmy , że spadłem na 90 %. Akurat dostałem zamówiona przez Amazon ksiażke „PH Miracle”.
W książce na przyczynę wielu chorób w tym i prostatis wskazuje się zakwaszenie organizmu spowodowane złą dietą , stresem i candidą lub innymi grzybami. Recepta na odkwaszenie to oprócz chemicznych alaklizerw dieta warzywna bo prawie wszystkie warzywa alkalizują w przeciwieństwie do białek i węglowodanów !
Ponieważ pierwszy i największy skok poprawy samopoczucia prawie dwa lata temu miałem po zażyciu chemicznego alaklizera Alkala-N to postanowiłem zastosować taką dietkę ! Moje jedzonko to w 80% warzywka surowe i gotowane ! Poprawa przyszła niemal z dnia na dzień !!!! Książka zaleca przez pierwsze kilka tygodni życie na samych warzywach a dopiero potem w 80% , ale ja nie jestem takim ortodoksem a poza tym mozno ograniczyłem cukry i inne węglowodany już ponad rok temu.
Papierkiem lakmusowym załączonym do Alkala-N sprawdzałem PH moczu i zauważyłam , że gdy PH moczu bliskie jest obojętnego nie mam zupełnie żadnych objawów a gdy PH jest kwaśne lub zasadowe to podrażnia mi lekko pęcherz przy jego wypełnieniu od około 300 ml.
Po kilku dniach tak radykalnej diety i poprawy postanowiłem pierwszy raz od prawie 2 lat wziąć antybiotyk Nystatyna - taki ponoć bardzo nieszkodliwy bo się prawie nie wchłania do krwi . Ten antybiotyk wyszedł mi z posiewu na candidę! Miałem go zapisanego już od miesiąca, ale dopiero pod wpływem „PH Miracle” zdecydowałem się go wziąć ! Może dlatego , że niektóre antybiotyki chwilowo niszczą candidę to niektórym w tym i mi okresowo było lepiej po np. jak mi po biseptolu lub neolicynu. Potem wszystko wraca bo generalnie antybiotyki zabijają bakterie a one zjadają grzyby , które na cukrowej pożywce jaką im dostarczamy odrastają szybko!
Po dwóch dniach brania Nystatyny miałem zero objawów czyli 100% zdrowia potem troszkę się pogorszyło powiedzmy na 97%. Brałem ten antybiotyk 8 dni, nie wiem czy mi pomógł on czy restrykcyjna dieta jaką równolegle prowadziłem !
Dalej staram się rano i wieczorem rozciągać mięśnie dna miednicy , ale coraz bardzie przekonuje się do przyczyny związanej z układem pokarmowym . Zakwaszenie organizmu złą dietą i stresem ma sens, może dlatego wielu ludziom poprawia się po jodze, relaksacji i ćwiczeniach. Candidiza to osobny temat i też zakładam że ja mam bo dieta odkwaszająca jest idealna z dietą na candidozę !
Na szczęscie zachowałem swoje teksty z tego topicu i zamieszczam je ponownie.
Dziś jestem na 100% zdrowy , więc można z tego wyleźć !
Z perspektywy tych kilku lat polecam tym których urolodzy i antybiotyki nie potrafią wyleczyć by zastosowali Stanford Protocol i na wszelki wypadek jak to jednak nie napięcia to radzę sie zdrowo odżywiać a nasz genialny organizm sam sobie poradzi !
Styczeń 2007 .
Postaram się w miarę szczegółowo opisać rozwój i leczenie mojej choroby wierząc, że komuś pomogę, dodam nadziei, lub wskażę drogę wyjścia ! Dzięki dobrej znajomości języka angielskiego w swoich zmaganiach z choroba nie byłem zdany tylko na informacje z polskich źródeł, mogłem też wyjechać do USA na badania i leczenie.
Jesienią 2004 roku pojawił się u mnie ból jakby pęcherza i towarzyszące mu częste oddawanie moczu. Zignorowałem te dolegliwości i dopiero gdy ból przeszkadzał mi w spaniu udałem się do lekarza a ten przypisał mi Dikoflen w czopkach i jakieś antybiotyk.
Dolegliwości ustąpiły po kilkunastu dniach pozwalając mi na kontynuację szaleńczego tępa pracy gdzie stres i napięcia działały na mnie jak narkotyk.
W okolicach przełomu roku 2004/2005 dopadły mnie bóle odbytu , których przyczynę lekarze nie potrafili zdiagnozować mimo dwóch rektroskopi. Męczyło mnie to aż do wiosny 2005. Pod koniec stycznia 2005 znowu pojawił się podobne dolegliwości pęcherza, które jednak po zastosowaniu podobnej kuracji antybiotykowej i przeciwzapalnej, znowu ustąpiły. Ty razem jednak trwało to dłużej dodatkowo brałem też Dalfaz Uno, zrobiłem też badania na bakterie w moczu i nasieniu, które jednak nic nie wykazały. Po około 5 tygodniach znowu przeszło. Na początku lata ustąpiły mi też bóle odbytu jednak ponownie pojawiły się bóle jakby pęcherza z częstym oddawaniem moczu. Dodatkowo miałem uczucie jakby mi cos w kroczu urosło jakbym miał tam piłeczkę golfową.
Zaczęła się moja wędrówka po urologach seria badań by wykryć bakterie i faszerowanie mojego organizmu przeróżnymi antybiotykami. Urolodzy zdiagnozowali u mnie tzw. Prostatodynię czyli przewlekłe zapalenie prostaty. Kilka badań moczu i nasienia nie wykazało jednak bakterii poza pojedynczymi.
Pod koniec sierpnia ból był tak mocny , że nie mogłem spać i normalnie funkcjonować. Wraz z narastaniem paniki, spinaniem mięśni brzucha i dna miednicy również i ból narastał oraz pojawiał się w nowych miejscach. Pierwszym nowym bolesnym miejscem było od sierpnia krocze.
Ordynator urologii w Opolu, który leczył mnie prywatnie przyjął mnie na oddział i zaaplikował mi dożylny antybiotyk biodacynę. Zrobiono mi kolejne badania między innymi również na chalmydię i mykoplazmę, krew, mocz i znowu nic żadnych bakterii !
Pobyt w szpitalu podziałał na mnie uspokajająco i po tygodniu gdy bóle trochę odpuściły wróciłem do domu.
Pod koniec września dodatkowo pojawiły się u mnie bóle penisa u jego wierzchołka. Byłem zrozpaczony, a kolejny dziesiąty urolog- profesor z Wrocławia skwitował moje dolegliwości stwierdzeniem „musi się pan nauczyć z tym żyć”. W podobnym tonie wypowiedział się ordynator szpitala urologicznego z Katowic. Byłem zrozpaczony brakiem pomocy, panikowałem i modliłem się o powrót do zdrowia !
Nie ustawałem w poszukiwaniu przyczyn, zrobiłem sobie rezonans lędźwi, które mi od kilku lat dokuczały, sądząc, że może to od kręgosłupa, zrobiłem też tomograf jamy brzusznej, kamerą wjechali mi do cewki aż do prostaty (miałem po tym fatalne pogorszenie), szereg badań USG w tym głowicą do odbytniczo, sporo badań krwi na różne choroby np. na boleriozę a nawet na HIV, badania na nietolerancje laktozy i glutenu i jeszcze kilka innych !! Zrobiłem kilka dodatkowych posiewów z moczu i nasienia a nawet jeden z wymazu z wyciśniętej prostaty. W dwóch z tych posiewów pojawiły się nawet liczne bakterie Stachylococusy, ale wg mikrobiologów one nie mogły być czynnikiem chorobotwórczym. Mimo to zajadałem celowane na te bakterie i niecelowane antybiotyki przez wiele miesięcy , przeróżne ! W zasadzie bez rezultatu.
Szukałem pomocy w medycynie alternatywnej: akupunktura , różne suplementy (vilkakora, alveo, prostata-Q itp.), irydologia, homeopatia, terapia energotonowa (elektryczna stymulacja), psychoterapia, kręgarz, terapia wywarem z brokół -(http://www.chronicprostatitis.com/broccoli.html).
Próbowałem też cos w rodzaju tzw Manilia Protocol czyli regularne masowanie prostaty przy braniu antybiotyków.
Nikt i nic mi nie pomagało, moja rozpacz się pogłębiała, ale nie ustawałem w poszukiwaniach.
W internecie polskim najpierw znalazłem opis uzdrowienia Zbycha http://www.po40.pl/forum.php?id=279 potem znalazłem stronę USA http://www.chronicprostatitis.com tam dowiedziałem się o dr. David Wise i jego teorii co do przyczyn moich dolegliwości. Dr. Wise psycholog z uniwersytetu Stanford sam cierpiał na prostatodynię ponad 10 lat. Z forum na tej stronie dowiedziałem się, że wiele osób wyszło z tej choroby po zastosowaniu tzw terapii „Stanford Protocol” opracowanej przez dr. Wise i dr. urologii Rodney Anderson też ze Stanfordu. Wiecej info znajdziecie na stronie : http://www.chronicprostatitis.com/spasmtx.html
Zamówiłem ich książkę „A Headache in the Pelvice” - AHiP czyli w tłumaczeniu „Utrapienie w dnie miednicy”.
Moim zdaniem każdy powinien ja przeczytać.
W Listopadzie 2005 skontaktowałem się z dr. Wise telefonicznie. Poradził mi by zrobić TEST polegający na braniu przez kilka dni po 2 mg Relanium (lek rozluźniająco uspokajający) co 4 godziny. Po 2-3 dniach dolegliwości niemal całkowicie ustąpiły, stał się cud ! Wtedy przestałem brać Relanium i szybko zabrałem się do odrabiania zaległości. Niestety po kilku dniach wróciłem skąd wyszedłem. A po kilku następnych dniach czułem się jeszcze gorzej. Wg. Dr. Wise tak miało właśnie być i to typowy objaw świadczący o tym ,że przyczyną moich dolegliwości (podobnie jak większości pacjentów z zapaleniem prostaty) są niekontrolowane napięcia mięśni dna miednicy, które powodują skracanie mięśni i ucisk na nerwy oraz na narządy. Dopiero wtedy zorientowałem się, że non-stop funkcjonuje na spiętych pośladkach oraz kroczu i , że gdy się skoncentruję to pośladki z trudem potrafię wyluzować, z kroczem było to jednak dużo trudniejsze. Skojarzyłem też, że dwa pierwsze ataki jakie miałem nastąpiły po intensywnym seksie podczas, którego tak spinałem mięśnie dna miednicy że udawało mi się zablokować orgazm, doprowadzając nawet do przerwania i rozłożenia wytrysku na dwie raty ! Nigdy wcześniej nie zwróciłem uwagi na moje napięte pośladki więc nie wiem czy ból był skutkiem tych napięć czy też napięcia pojawiły się w reakcji na ból. Nie rezygnując z antybiotyków od listopada zacząłem stosować się do zasad dr. Wise opisanych w książce i w internecie. Nie byłem przekonany, że to jest słuszna diagnoza i terapia, ale nie miałem nic do stracenia.
Tymczasem listopad i początek grudnia 2005 to był mój koszmar. Spałem co drugą lub trzecią noc gdy padłem z wyczerpania. Ból mnie roznosił , to był prawdziwy horror, myślałem nawet o śmierci jako o jedynym wybawieniu z tego piekła. Błagałem Boga o pomoc i starałem się nie tracić nadziei , że nie zapomniał o mnie !
Na styczeń zaklepałem sobie tygodniowy pobyt w klinice dr. Wise z wcześniejszym badaniem na urologii w Uniwersytecie Stanford u dr. Andersona. Dalej śledziłem internet w nadzieji na jakieś cudowne rozwiązanie, a do końca połowy grudnia brałem jeszcze antybiotyki ! Mimo, że test na nietolerancje glutenu i laktozy był negatywny zdecydowałem się ograniczyć spożywanie produktów z tymi składnikami. Na necie znalazłem kilka relacji jednoznacznie wiążących dolegliwości z tymi nietolerancjami. Wyczytałem też , że niektórym pomaga „Prieliv” czyli jakby odkwaszacz, coś na wapnie. Poszukałem odpowiednika w Polsce. 30 Grudnia kupiłem Alkala-N , wydaje mi się , że faktycznie mi to pomagało. Suma sumarum przełom 2004/2005 był przełomem w mojej chorobie bo dolegliwości mi się zmniejszyły o jakieś 20-25%. 4 Stycznia leciałem do Dr. Wise na szczęście w nieco mniejszych boleściach. Na Stanfordzie dr. Anderson masował mi prostatę , pobrał z niej wymaz i zaraz poszedł na mikroskop. Z badań wymazu z prostaty wykluczył bakterie, których nie znalazł, miałem tez dobrze poniżej normy zawartość leukocytów informujących o stanie zapalnym. Anderson nie znalazł w moich mięśniach dna miednicy punktów spustowych. Wg, niego wskazanie miałem na IC czyli zapalenie śródmiąższowe pęcherza, które jednak wg niego ma podobną genezę do przewlekłego zapalenia prostaty i podobnie się to leczy !
W klinice Dr. Wise spotkałem 10 innych cierpiących w tym jedna kobietę. Jeden zrozpaczony facet był już nawet po usunięciu prostaty co nie zlikwidowało jego dolegliwości.
2-3 młodych facetów nabawiło się tych dolegliwości po operacji np. wyrostka lub po wypadku samochodowym. Inny był nawet w Chinach na wstrzykiwaniu bezpośrednio do prostaty antybiotyków i tez bez rezultatu był on w klinice już drugi raz bo po całkowitym wyleczeniu po stresie w pracy i rozwodzie z żoną wróciły mu kłopoty. Pobyt w klinice to terapia polegająca na kilku godzinach treningu relaksacji, codziennych masażach w tym rektalnych punktów spustowych przez jednego z najlepszych specjalistów Tima Sawyera (ten z kolei znalazł mi kilka punktów spustowych wokół prostaty) oraz ćwiczenia rozciągania mięśni dna miednicy. Podczas pobytu nie zanotowałem poprawy. Jednak po powrocie stosując systematycznie terapie „Stanford Protocol” dość szybko zacząłem odczuwać stopniową poprawę. Już na początku 2006 roku pozbyłem się bólu penisa. Poprawa przychodziła na zasadzie dwóch kroków do przodu i jeden w tył a czasami nawet i dwa w tył. Pod koniec lutego 2006 zaczęły mi się pojawiać pojedyncze godziny bez lub prawie bez dolegliwości. Stopniowo tych godzin przybywało, a i godziny z bólem były bardziej znośne . Dalej jednak poszukiwałem jakiejś bardziej klasycznej przyczyny i pod koniec stycznia byłem zrobić badanie na nietolerancje laktozy polegające min. na wypiciu szklanki koncentratu laktozy. Badanie nie wykryło mi tego schorzenia, ale na drugi dzień dostałem silnego pogorszenia które trwało kilkanaście dni. Choć moja dieta bezglutenowa i bezlaktozowa nigdy nie była super ścisła to
jednak stosuję ją do dziś. Nie mogę wykluczyć zwłaszcza po tym doświadczeniu z silnym nawrotem po wypiciu szklanki laktozy, że w moim przypadku przyczyna tkwi w układzie trawiennym.
Podobnie stosuję do dziś od półtora roku ćwiczenia rozciągające i dwa razy w tyg masaż fizjoterapeuty skoncentrowany na okolicach miednicy. Gdy dolegliwości były jeszcze silne pomagało mi stanie w rozkroku z wyluzowanymi pośladkami. Odwiedziłem kilku fizjoterapeutów i od każdego cos tam się nauczyłem. Zwracam uwagę na prawidłowa postawę stojąca i siedzącą. Staram się raz na dzień relaksować przy specjalnych taśmach audio , cos w rodzaju treningu autogennego Schultza. Zauważyłem bardzo dużą korelacje między kontrolą spinania tzn. pozbywania się niekontrolowanego spinania mięsni dna miednicy a dolegliwościami. Zależność w moim przypadku była niemal idealna. Dopiero w drugiej połowie 2006 roku potrafiłem zidentyfikować napięcia krocza i stopniowo zacząłem panować nad nimi!
Wydaje mi się , że ze wszystkich suplementów i leków najlepiej na mnie działały Relanium, które sporadycznie zwłaszcza na noc brałem (5mg) , suplementy z kwercetyną (quercetin) zwłaszcza dostępne w Polsce wapno z kwercytyną, oraz sprowadzony z USA Cysta-Q.
Gdy mocno cierpiałem lekką ulgę przynosiły mi tez leki rozkurczające mięśnie prążkowane np. Baklofen i Sirdalud.
Dziś jestem wyleczony w 95% a może i więcej bo ta przewlekłość spowodowała , że jestem chyba przewrażliwiony na wszelki sygnały z okolic pęcherza i krocza.
Częstotliwość moich mikcji zmniejszyła się średnio do 4-8 dziennie , piję więcej wody około 2 L /dobę więc sikam po 300-400 ml a czasami jak przetrzymam to nawet i powyżej 600. W nocy wstaje max 1 raz. Dyskomfort nie ból w pęcherzu i kroczu zaczynam odczuwać dopiero gdy mi się nazbiera ok. 250 ml w pęcherzu. Wszystkie inne dolegliwości to już historia. Najważniejsze , że systematycznie cały czas mój stan zdrowia się poprawia.
Nie wiem niestety co mi pomogło wiem na pewno że nie pomogły mi antybiotyki i inne leki urologiczne typu alfablokery.
Wydaje mi się, że mogą być 4 główne przyczyny tych dolegliwości :
1.Napięcia mięśni od stresu ( od napięć i stresu powstają też punkty spustowe).
Skracające się od napięć mięśnie uciskają nerwy lub narządy i nas boli.
Jest sporo przypadków pojawienia się tej choroby w skutek spinania z bólu mięśni po bolesnym upadku lub operacji okolic dna miednicy.
2. Dietetyczne jakaś nietolerancja pokarmowa lub upośledzenie pracy
jelit powodujące przenikanie czegoś do pęcherza co go podrażnia.
3. Psychika, a w zasadzie podświadomość . Jest teoria wg której nasza podświadomość potrafi wywołać niedokrwienie narządów lub nerwów i tym spowodować ból po to by odwrócić nasza uwagę od czegoś innego co nam szkodzi np. intensywnej i stresowej pracy.
4. Fizyczne uszkodzenie - ucisk nerwów w okolicy miednicy i dolnej części kręgosłupa spowodowany głównie wadliwą postawą i siedzeniem. Ta okolica z mechanicznego punktu widzenia to najbardziej obciążony element naszego organizmu i w dodatku bardzo mocno unerwiony i zapchany wieloma ważnymi narządami . Więc o dolegliwości bardzo łatwo.
5.Jakieś robactwo w tym oczywiście bakterie, ale u mnie to chyba odpada skoro poprawa zaczęła przychodzić dopiero po odstawieniu antybiotyków. Piszę chyba bo nie mogę wykluczyć , że zdrowa dieta mogła podnieść odporność mojego organizmu na tyle że sam stopniowo zwalczył bakterie ( których jednak nie można było znaleźć). Dieta sprowadziła się do preferowania jak najmniej przetworzonej żywności , rezygnacji z glutenu i laktozy , nie mieszaniu w jednym posiłku białek z weglowodanami oraz popijaniu (tylko woda) na 0,5 godziny przed, lub 1 godzinę po jedzeniu.
Za tym , że przyczyna tkwi w mięśniach i nerwach a nie robalach przemawia tez fakt , że dolegliwościom prostaty czy pęcherza często towarzysza bóle np. lędźwi , pachwin, ud i innych narządów do których nerwy przechodzą przez dno miednicy !
Na koniec ponieważ na Polskich forach dominują bakterie jako przyczyna dolegliwości chcę Wam zwrócić uwagę, że na amerykańskich stronach przeczytałem artykuły – sprawozdania z badań lekarzy z których wynika , że antybiotyki działały w przypadku tej choroby tylko jak placebo , oraz że zdrowi ludzie tzn. bez dolegliwości mają wcale nie lepszą florę bakteryjną w moczu czy nasieniu. Nie wykluczam bakterii jako przyczyny, ale to nie jest przypadek, że antybiotyki w zasadzie nie pomagają. Branie antybiotyków miesiącami negatywnie wpływa na wątrobę, trzustkę, jelita i może je nawet trwale uszkodzić ! Mówi się , że antybiotyki trudno penetrują prostatę i dlatego ciężko zabić bakterie, ale ja w USA poznałem faceta , który właśnie dlatego poleciał do Chin gdzie wstrzykują igłą antybiotyki bezpośrednio do prostaty, ani jemu ani jego kolegom to nie pomogło a Stanford Protocol mu pomógł.
Urologom najłatwiej jest wypisać receptę na pigułki bo poza tym potrafią jeszcze tylko ciąć skalpelem ! Po części sami się do tego przyczyniliśmy bo i dla pacjentów łyknięcie tabletki jest najwygodniejszą formą leczenia ! Wierzcie mi wielokrotnie opadałem z sił i chęci do systematycznych ćwiczeń , relaksacji i masaży, tabletki przy tym to małe piwo !
Dałem jednak radę wiem, że może mi to świństwo wrócić, ale wiem już na pewno, że można sobie z tym poradzić !
Zapomniałem napisać , że z suplementów jadłem jeszcze olej tłoczony na zimno z dyni i lnu (ten zawiera Omege 3 którym w USA np. leczy się depresje). Zamiast pieczywa jadłem też kaszę gryczanej i jaglanej bo nie zawierają glutenu. Odstawiłem uwielbiane soki , cytrusy , słodycze kawę a nawet herbatę !
Wiem , że to wygląda na masochizm , ale byłem zdesperowany a po 2-3 miesiącach to da się przyzwyczaić do nowych nawyków żywieniowych ! Teraz już sobie trochę folguję.
Chce też zwrócić uwagę na bardzo istotny z punktu widzenia terapii „Stanford Protocol” Dr Wise (psycholog), mianowicie na relaksację. Moje doświadczenia potwierdzają, że relaksacja paradoksalna oraz tzw. „minute to minute” jest bardzo pomocna. „M to M” to luzowanie mięśni i panowanie nad nimi w każdej chwili gdy tylko się nam o tym przypomni. Do relaksacji paradoksalnej nie koniecznie trzeba mieć taśmy Dr Wise one moim zdaniem są bez rewelacji . Takie tam gadanie : odpręż się, wyluzuj , zaakceptuj , bądź cierpliwy , nie zasypiaj , skoncentruj się itp. W dodatku bez podkładu muzycznego . Bardzo fajna może być do tego celu płyta Małgorzaty Rakowskiej córki A. Rakowskiego http://www.ctm.home.pl .
29.10.2007
Okazuje się że te „a może 100% wyleczenia „ to był nadmiar optymizmu spowodowany chwilową poprawą.
Lekka nawrotka sprowadziła mnie na ziemię. Tak wiec z dzisiejszej perspektywy oceniam swój stan z chwili pisania mojego głównego postu na max 95% !
Jednak mój stan poprawia się systematycznie aczkolwiek sinusoidalnie !
Mam nowe spostrzeżenia !
Otóż pod koniec Września zrobiłem sobie test Elisa (immunologiczno-alergiczny IgG4) wykrywający nietolerancje pokarmową, które powodują reakcje opóźnione (często objawy nie są widoczne przez kilka dni), powodujące szereg symptomów, często pozornie ze sobą niepowiązanych. Biorą w niej udział swoiste przeciwciała IgG4.
Fragment z obszernej diagnozy:
Uszkodzona śluzówka jelit powoduje naruszenie naturalnej bariery ochronnej środowiska wewnętrznego organizmu. Do krwioobiegu przedostają się wówczas nie w pełni strawione pokarmy i toksyny, powodując zaburzenia homeostazy całego organizmu i prowokując procesy zapalne na tle immunologicznym . U Pana Andrzeja obecnie proces zapalny obejmuje gruczoł krokowy i przewód pokarmowy.
Lekarz zalecił mi jeszcze zbadanie kału na Candidę. Z dwudniowego posiewu (zalecany jest 7 dniowy) wyszły mi nieliczne Cadida dostałem tez antybiogram . Byłem zaskoczony ze grzyba zwalcza się antybiotykami !
Z Elisy wyszło mi że sporo pokarmów nie toleruję , a szczególnie silnie reaguje na kazeinę (białko ) oraz cytrusy i migdały.
Zaraz po badaniu wyjechałem na 7 dni do Tunezji : pływanko , biegi , relaks w słoneczku i dieta pełna warzyw.
Totalnie odstawiłem wszystko co związane z mlekiem ! Czułem się super powiedzmy na 97 procent a kilka dni po powrocie jeszcze troszkę lepiej ! W Polsce zacząłem jeść więcej węglowodanów zwłaszcza kaszy gryczanej i jaglanej więcej mięsa a mniej warzyw ! Po tygodniu mi się pogorszyło znowu i to nawet sporo powiedzmy , że spadłem na 90 %. Akurat dostałem zamówiona przez Amazon ksiażke „PH Miracle”.
W książce na przyczynę wielu chorób w tym i prostatis wskazuje się zakwaszenie organizmu spowodowane złą dietą , stresem i candidą lub innymi grzybami. Recepta na odkwaszenie to oprócz chemicznych alaklizerw dieta warzywna bo prawie wszystkie warzywa alkalizują w przeciwieństwie do białek i węglowodanów !
Ponieważ pierwszy i największy skok poprawy samopoczucia prawie dwa lata temu miałem po zażyciu chemicznego alaklizera Alkala-N to postanowiłem zastosować taką dietkę ! Moje jedzonko to w 80% warzywka surowe i gotowane ! Poprawa przyszła niemal z dnia na dzień !!!! Książka zaleca przez pierwsze kilka tygodni życie na samych warzywach a dopiero potem w 80% , ale ja nie jestem takim ortodoksem a poza tym mozno ograniczyłem cukry i inne węglowodany już ponad rok temu.
Papierkiem lakmusowym załączonym do Alkala-N sprawdzałem PH moczu i zauważyłam , że gdy PH moczu bliskie jest obojętnego nie mam zupełnie żadnych objawów a gdy PH jest kwaśne lub zasadowe to podrażnia mi lekko pęcherz przy jego wypełnieniu od około 300 ml.
Po kilku dniach tak radykalnej diety i poprawy postanowiłem pierwszy raz od prawie 2 lat wziąć antybiotyk Nystatyna - taki ponoć bardzo nieszkodliwy bo się prawie nie wchłania do krwi . Ten antybiotyk wyszedł mi z posiewu na candidę! Miałem go zapisanego już od miesiąca, ale dopiero pod wpływem „PH Miracle” zdecydowałem się go wziąć ! Może dlatego , że niektóre antybiotyki chwilowo niszczą candidę to niektórym w tym i mi okresowo było lepiej po np. jak mi po biseptolu lub neolicynu. Potem wszystko wraca bo generalnie antybiotyki zabijają bakterie a one zjadają grzyby , które na cukrowej pożywce jaką im dostarczamy odrastają szybko!
Po dwóch dniach brania Nystatyny miałem zero objawów czyli 100% zdrowia potem troszkę się pogorszyło powiedzmy na 97%. Brałem ten antybiotyk 8 dni, nie wiem czy mi pomógł on czy restrykcyjna dieta jaką równolegle prowadziłem !
Dalej staram się rano i wieczorem rozciągać mięśnie dna miednicy , ale coraz bardzie przekonuje się do przyczyny związanej z układem pokarmowym . Zakwaszenie organizmu złą dietą i stresem ma sens, może dlatego wielu ludziom poprawia się po jodze, relaksacji i ćwiczeniach. Candidiza to osobny temat i też zakładam że ja mam bo dieta odkwaszająca jest idealna z dietą na candidozę !