• Cytatów używajcie tylko jeżeli jest to potrzebne! Jeżeli chcecie komuś odpisać używajcie @ z nazwą użytkownika.

Parę rad i obserwacji

Johnston

New member
Cześć Wam,
Parokrotnie wchodziłem na to forum, czytając wiele postów. Generalnie mocno mi to pomogło, również duchowo. Z prostatą borykam się parę lat, a mam obecnie zaledwie 22. Ścieżka była dość standardowa, najpierw ostre zapalenie, lepiej, a później nawroty i ciągle to samo.

Chciałem podzielić się z Wami paroma spostrzeżenia i wskazówkami, które być może pomogą Wam wyjść na prostą. Jak wiadomo problemy z prostata to kwestia dość indywidualna, ale być może komuś moje obserwacje coś dadzą.

Nie będę trzymał w niepewności i napiszę na początek co mi szkodzi. Szkodzi mi zdecydowanie masturbacja. Jeżeli robię to częściej niż raz na 3-4 tygodnie to tylko pogarszam swój stan. Zdarza się, że tak mocno, że przez jakieś 2 tygodnie cierpię potężne katusze, ciężko mi wręcz chodzić.
Szkodzi mi alkohol. Oczywiście im więcej, tym gorzej. Z tymże jeżeli im prostata ma się lepiej, tym więcej można wypić bez większych konsekwencji. Tak czy siak, zdecydowanie unikam.
Szkodzi mi stres. Zwłaszcza długotrwały. Smutek, stres, niepokój.. wszystko co negatywne i prostata się odzywa.
Szkodzi mi zimno. W zimie ciągle chodzę w kalesonach i często w podwójnych skarpetkach. Polecam.

Teraz rzeczy ciekawsze, co mi nie szkodzi ani nie pomaga. Kawa nie oddziałuje negatywnie, można pić. Przez kilka długich miesięcy brałem różne ziołowe tabletki na prostatę, typu Prostimen. TO NIE POMAGA. Podobnie jak picie wierzbownicy (nałogowo rok), czy czystka. Oczywiście to zdrowe ziółka, warto pić prozdrowotnie, ale na moją prostatę praktycznie nie wpłynęły. Nie muszę chyba pisać, że nie pomagają jakiekolwiek inne leki, łącznie z blokerami, bo to chyba tutaj oczywiste. Ani nałogowe branie cynku czy tabletek z tranem. Sprawdzone, przez miesiące. Nie upatruję w tym źródła zmian.

Teraz najważniejsze - co zatem sprawia te zmiany, co pomaga? Jedziemy.

Na początek banał - SZCZĘŚCIE. Serio, bądźcie szczęśliwi i przestańcie myśleć o tej pojebanej prostacie. Niektórzy ciągną tutaj wątek latami, byli wszędzie i zrobili chyba wszystko. A efektu brak.. wiecie dlaczego? Bo zrobiliście sobie z tej choroby wroga i tak Wam ona weszła w krew, że wręcz sami nie możecie się bez niej obejść. To psychologiczny mechanizm. Nie krytykuje Was, rozumiem doskonale ten ból. (Nawet teraz) Ale ta choroba w 80%siedzi w głowie. Musicie zapomnieć, że kiedykolwiek byliście chorzy.
Ja właśnie czuję się najlepiej, jak żyję zajęciami, dniem codziennym i zapominam, że w ogóle coś takiego mi doskwiera. To moja rada, ale nie będę tu wchodził w psychologa, bo nim nie jestem.

Wiele osób pisało, że masturbacja szkodzi, a seks nie. TO NIE MA NIC DO RZECZY. Po prostu jak uprawiacie seks to endorfiny strzelają, robicie to pewnie z ukochaną osobą, jesteście szczęśliwi etc i dlatego to nie wpływa aż tak. Jak miałem dziewczynę to czułem się NAJLEPIEJ. Bylem radosny, wyluzowany i wówczas orgazm też źle nie wpływał.

Dlatego ważne jest pielęgnowanie pozytywnych emocji, dobra jest bardzo medytacja, wszystko co wyciszy i da realny spokój.

Pomaga mi jeszcze - WSTRZEMIĘŹLIWOŚĆ.
W moim wypadku to klucz. Nieważne czy się z kimś jest czy nie, nadmierna aktywność seksualna szkodzi. Będąc sam zapodałem sobie miesięczną przerwę od masturbacji i to mi zdecydowanie pomogło. Czułem się dobrze, bez większych objawów.
Tutaj pytanie do zorientowanych - dlaczego wtrysk generalnie tak źle wpływa na prostatę? Nigdzie nie znalazłem odpowiedzi i sam tego nie rozumiem..

Na koniec oczywiście - SPORT. Bieganie, skakanie, ruch prowadzący do większego zmęczenia. To pomaga trzymać dolegliwości z daleka. Ale to już wszyscy wiecie.

A jak macie zaostrzony atak to PYŁEK KWIATOWY. Dużo minerałów i co ważne, przeciwzapalny.

WNIOSEK:
Powtórzę, ta choroba to 80% łeb. Przez pewien okres, około trzech miesięcy zapomniałem, że jestem chory i to był klucz. Owszem, bolało tu i tam czasem, ale w ferworze życia mi to nie przeszkadzało, po prostu zaakceptowałem, że to jest i tyle. Zabrzmię teraz jak mędrzec, ale akceptacja rodzi pewną zmianę. Im więcej walczymy tym gorzej dla nas.
W tym czasie nie piłem też żadnych ziół, nie brałem suplementów, nie wykonywałem żadnych specjalnych ćwiczeń. Jasne, ruszałem się, trochę biegałem i miałem w miarę zdrowa dietę (bez jakichś narzuceń) i to wystarczyło.

Najważniejsze to unikać tych najgorszych dla Was rzeczy i resztę olać. Serio. Nie myślcie tyle o tym, bo przez to wpędzacie się w większe bagno. Zioła możecie brać do śmierci i Was to nie wyleczy. Podobnie jak inne magiczne specyfiki. Strata kasy.

Ja juz nawet zaakceptowałem, że nie mogę tyle siedzieć (choć przy uspkojonej prostacie nie jest tak źle) i jakoś żyję.

Moja radykalna metoda lecznicza - unikaj tego co Ci podrażnia prostatę, a resztę pi*#ol.
 
Ostatnia edycja:

Johnston

New member
Podaj chociaż wszystkie objawy i wyniki posiewów.

Pierwszy objaw ogólnie to był ogromny ból jakby jąder. Tak myślałem. W końcu udałem się do szpitala, palec w zad i wszystko jasne.

"Wyleczyłem" się z tego Cipronexem.
Później różnie, sikanie w nocy, trudność z zaśnięciem, pieczenie przy sikaniu, parcie na pęcherz. Okazalo sie, ze to nadreaktywny pęcherz (leki pomogły), miałem też parę razy zapalenie pęcherza. I hemoroidy. Antybiotyki tez bralem w tym czasie różne, ale nie pomagały juz w ogóle, z wyjątkiem pierwszego razu.

Posiewy miałem dwa, w odstępie pół roku chyba, wszystkie jałowe. (Na początku nie miałem)

Od roku ponad nie byłem u urologa i radzę sobie sam. Mój jedyny w zasadzie objaw to bóle w okolicach pachwin, odbytu. Jak dłużej siedzę to piecze trochę w tych okolicach.
 

stem

Member
Zgadzam się z tobą. Twoja historia bardzo pasuje do mojej. Zaczęło się tym, że bolało mnie w okolicach pecherza, nerek, pachwin. Dostalem antybiotyk ktory w sumie sprawil ze nie bolało, ale miałem dalej problemy z czestym sikaniem. Wtedy dostalem leki na nadreaktywny pecherz, ale w moim przypadku nie pomogły. No i tak się to ciągnęło przez pół roku, aż zacząłem biegać. Uważam, że to bieganie przerwało to błędne koło. Tzn objawy wywołują nerwice, nerwica wywołuje objawy itd. Ale pomogło mi to dlatego, ze bieganie to byla dla mnie odskocznia. Biegałem codziennie przez co codziennie o tym myślałem, aż w końcu przestałem myśleć o chorobie. Miałem 4 lata przerwy ale choroba powróciła tuż przed sesją na studiach. Czuje, że ta choroba to po prostu somatyczne objawy nerwicy. Problem w tym jak sie z tego leczyć, bo wiadomo, że z nerwicy tak łatwo sie nie wychodzi.
 

McnKcr

New member
Cześć. Do identycznych wniosków doszedlem ostatnio i jest coraz lepiej. Cieszę się że przeczytałem tą rubrykę bo pomogła mi psychicznie , a zgadzam sie w 100% że ta choroba głównie siedzi w glowie. Dzieki . Pozdrawiam
 
Do góry