Witam serdecznie na forum,
Po przestudiowaniu wcześniejszych tematów zarówno przygotowując się do decyzji o zabiegu jak i po samej czynności, postanowiłem założyć swój wątek w którym będę umieszczał aktualizacje - trochę dla siebie w ramach wspomnianego dziennika, trochę dla wszystkich panów zmagających się z naszym problemem.
Z podstawowych informacji: jestem nastolatkiem ze stwierdzoną stulejką pierwotną, lecz do tego czasu udawało mi się czasem (raz boleśniej, raz mniej) odprowadzać skórę z żołędzia i zaniedbywałem fakt stulejki, której istnienia byłem świadom. Po rozpoczęciu życia seksualnego na dobre (i frustracji związanej ze stanem członka) stwierdziłem, że nie mogę się męczyć odprawiając rytuały przed każdym stosunkiem i decyduje się na operację. Zabieg odbył się wczoraj wieczorem w prywatnej klinice pod znieczuleniem miejscowym, a z racji dość grubej i licznej skóry lekarz prowadzący zdecydował się na pozostawienie części napletka w miejscu główki (obrzezanie częściowe) i przecięcie napletka, który był sklejony i utrudniał ruch skóry. Lecimy dalej.
PRZED ZABIEGIEM:
Na wstępie przepraszam za brak zdjęć w pierwszej części wpisu, zwyczajnie nie sądziłem, że podejdę do zabiegu tak poważnie i że będę chciał ją dokumentować. Do dnia przedwczorajszego wyglądałem tak, jak wspomniałem wyżej - w spoczynku dość gruba i ciężka skóra pokrywała główkę penisa w całości (plus mały naddatek przed cewnikiem, powiedzmy że coś jak trąba słonia ), a we wzwodzie naciągała się na penisie odkrywając czubek główki. Jak również wspomniałem, czasem rozmiękczając skórę w ciepłej wodzie lub w "lepsze dni" byłem ją w stanie ściągnąć, jednak pojawiał się ból.
ZABIEG - 03.08.2019:
Zabieg został przeprowadzony w znieczuleniu miejscowym (lekkie ukłucie igłą przy trzonie penisa) i trwał około 45 minut. Wykonanie raczej fachowe, regularne pytania o samopoczucie, informowanie o "taktyce" zdjęcia skóry, informowanie o aktualnie wykonywanych czynnościach. Szycie zostało wykonane czarnymi nićmi rozpuszczalnymi, a cały sprzęt otrzymał opatrunek zbudowany z gazików jałowych owiniętych ciasno plastrami (bardzo żałuję, że nie widziałem tej części, ponieważ opatrunek był naprawdę dopasowany, zgrabny i rewelacyjny, nie jestem w stanie powtórzyć go tak dobrze).
Jeśli chodzi o dodatkowe polecenia od lekarza - opatrunki mam zmieniać na każdy kolejny dzień przez około 5 dni (plus ewentualne zabrudzone opatrunki). Przemywanie zwykłą czystą wodą plus zarekomendowany octanisept. W trakcie zmian opatrunków miejsca cięć mają być smarowane kremem pimafucort. Penis oczywiście od pierwszego momentu noszony w pozycji pionowej i w ciasnych bokserkach.
PIERWSZY DZIEŃ PO ZABIEGU:
Przyznaję, że byłem mocno poddenerwowany po obejrzeniu wszystkich zdjęć na forum, waszych komplikacji i problemów. Modliłem się o możliwie bezproblemowe zagojenie i widok po zdjęciu początkowego opatrunku. Noc przebiegła całkiem bezproblemowo (usnąłem brzuchem do góry z wyprostowanym penisem, nie budziło mnie nic), niestety jak można się domyśleć podczas "automatycznego" porannego przeciągania poczułem, że kolega jest pełen energii i chciałby się napiąć jak zawsze do tej pory.
Po jak najdelikatniejszym zdjęciu przylepców, a finalnie gazy mogłem wreszcie zobaczyć sprzęt po pierwszej nocy. Napletek pozostawał zsunięty z żołędzi (przez samego lekarza, w takiej pozycji założył opatrunek i tak też miało zostać do momentu samoczynnego nałożenia się skóry). Sam trzon, żołądź, czy ogólnie skóra nie mają jakiegoś czerwonego koloru czy obrzęków, NIESTETY - linia szwów w miejscu którym przebiega wędzidełko zastała mnie cała zakrwawiona. Wszystkie pozostałe szwy naokoło penisa są nienaruszone i czyste, niestety samo wędzidełko bardzo mocno krwawi na ciemny kolor (szwy są w zdecydowanej większości na miejscu sądząc po ich kłuciu, niestety i tak nie mam "czystego" widoku przez krew). Problem jest na tyle mocny, że jakiekolwiek całkowite oczyszczenie tego miejsca do posmarowania maścią nie wchodziło w grę - zwyczajnie zanim zdążyłem osuszyć krew chusteczką, nabrać kremu na palca i rozsmarować go uważając aby się nie pokłóć szwami, nowa krew zbierała się i już kapała do umywalki. Chlapałem to miejsce delikatnie ciepłą wodą, spryskałem całego penisa octaniseptem i przemywałem delikatnie palcem, jednak jak już wspomniałem - krew w miejscu wędzidełka zbiera się bardzo szybko i mam wrażenie, że przez poranne naprężenie się sprzętu rana lekko puściła.
Dodatkowo, w miejscu pomiędzy szwami i główką zastałem (tego się najbardziej bałem, no cóż) opuchliznę/oponkę (ktoś potwierdzi?) idącą mniej więcej od spodu i wysokości wędzidełka ku lewej części penisa (czyli powiedzmy 3/4 koła). Jak już przepraszałem, nie wykonałem zdjęć, ponieważ myślałem że całość przebiegnie lepiej i byłem mocno spanikowany (zresztą non stop miałem palce w krwi, więc wątpię że dałbym radę), ale posłużę się zdjęciem kolegi znalezionym w starym temacie na forum, ponieważ u mnie opuchlizna/oponka jest niemal identycznej wielkości i formy:
http://i.imgur.com/sh1UL76.jpg?2?3213
Oprócz wspomnianej krwi nie widzę żadnej posoki, żółtych płynów na które narzeka dużo panów i tym podobnych. Z racji niemal ciągłego krwawienia (spędziłem w łazience z pół godziny i zużyłem pół chusteczek, a krew nadal kapała z linii wędzidełka) przygotowany przeze mnie opatrunek już na starcie był lekko umoczony w krwi w wiadomym miejscu. Do tego nie udało mi się tak efektywnie jak w pozostałych, czystych szwach nanieść kremu, ponieważ był on szybko zalewany gęstą krwią. Opatrunek wykonałem z dwóch gaz (jedna leżąca pod penisem, jedna nad) połączonych trzema przylepcami. Jest zauważalnie luźniej niż w "domyślnym" opatrunku, jednak lekarz zrobił to z fachową wprawą plus jak się domyślam nie musiał się jeszcze przejmować uciskającą oponką. Na koniec już moje własne zdjęcie po założeniu prowizorycznego, nowego opatrunku i z widocznym miejscem krwawienia:
https://i.imgur.com/s1MQM2X.jpg
https://i.imgur.com/7teeO8l.jpg
Po przedstawieniu sprawy kilka pytań ode mnie:
1. Czy mimo wszystko próbować walczyć aż do usunięcia całej krwi i wyczyścić penisa idealnie? Wszystko zbiera się naprawdę szybko i wystarczy mi odłożyć penisa na chusteczce na czas umycia rąk i sięgnięcia po tubkę kremu, a chusteczka jest już w plamie krwi.
2. Jak szybko zacząć używać wody w ilości większej, niż zwykłe opłukiwanie zwilżonymi chusteczkami? Niektórzy z was regularnie piszą o wręcz 'moczeniu' w kubku z rivanolem i tym podobne od pierwszego dnia.
3. Wiem, że wędzidełko goi się najwolniej i najboleśniej, ale czy jego krwawienie na bieżąco (rozumiem, gdybym obudził się np. z zaschniętym strupkiem) jest czymś akceptowalnym?
Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za wszystkie znalezione na forum informacje i obiecuję możliwie rzetelnie kontynuować "walkę".
Po przestudiowaniu wcześniejszych tematów zarówno przygotowując się do decyzji o zabiegu jak i po samej czynności, postanowiłem założyć swój wątek w którym będę umieszczał aktualizacje - trochę dla siebie w ramach wspomnianego dziennika, trochę dla wszystkich panów zmagających się z naszym problemem.
Z podstawowych informacji: jestem nastolatkiem ze stwierdzoną stulejką pierwotną, lecz do tego czasu udawało mi się czasem (raz boleśniej, raz mniej) odprowadzać skórę z żołędzia i zaniedbywałem fakt stulejki, której istnienia byłem świadom. Po rozpoczęciu życia seksualnego na dobre (i frustracji związanej ze stanem członka) stwierdziłem, że nie mogę się męczyć odprawiając rytuały przed każdym stosunkiem i decyduje się na operację. Zabieg odbył się wczoraj wieczorem w prywatnej klinice pod znieczuleniem miejscowym, a z racji dość grubej i licznej skóry lekarz prowadzący zdecydował się na pozostawienie części napletka w miejscu główki (obrzezanie częściowe) i przecięcie napletka, który był sklejony i utrudniał ruch skóry. Lecimy dalej.
PRZED ZABIEGIEM:
Na wstępie przepraszam za brak zdjęć w pierwszej części wpisu, zwyczajnie nie sądziłem, że podejdę do zabiegu tak poważnie i że będę chciał ją dokumentować. Do dnia przedwczorajszego wyglądałem tak, jak wspomniałem wyżej - w spoczynku dość gruba i ciężka skóra pokrywała główkę penisa w całości (plus mały naddatek przed cewnikiem, powiedzmy że coś jak trąba słonia ), a we wzwodzie naciągała się na penisie odkrywając czubek główki. Jak również wspomniałem, czasem rozmiękczając skórę w ciepłej wodzie lub w "lepsze dni" byłem ją w stanie ściągnąć, jednak pojawiał się ból.
ZABIEG - 03.08.2019:
Zabieg został przeprowadzony w znieczuleniu miejscowym (lekkie ukłucie igłą przy trzonie penisa) i trwał około 45 minut. Wykonanie raczej fachowe, regularne pytania o samopoczucie, informowanie o "taktyce" zdjęcia skóry, informowanie o aktualnie wykonywanych czynnościach. Szycie zostało wykonane czarnymi nićmi rozpuszczalnymi, a cały sprzęt otrzymał opatrunek zbudowany z gazików jałowych owiniętych ciasno plastrami (bardzo żałuję, że nie widziałem tej części, ponieważ opatrunek był naprawdę dopasowany, zgrabny i rewelacyjny, nie jestem w stanie powtórzyć go tak dobrze).
Jeśli chodzi o dodatkowe polecenia od lekarza - opatrunki mam zmieniać na każdy kolejny dzień przez około 5 dni (plus ewentualne zabrudzone opatrunki). Przemywanie zwykłą czystą wodą plus zarekomendowany octanisept. W trakcie zmian opatrunków miejsca cięć mają być smarowane kremem pimafucort. Penis oczywiście od pierwszego momentu noszony w pozycji pionowej i w ciasnych bokserkach.
PIERWSZY DZIEŃ PO ZABIEGU:
Przyznaję, że byłem mocno poddenerwowany po obejrzeniu wszystkich zdjęć na forum, waszych komplikacji i problemów. Modliłem się o możliwie bezproblemowe zagojenie i widok po zdjęciu początkowego opatrunku. Noc przebiegła całkiem bezproblemowo (usnąłem brzuchem do góry z wyprostowanym penisem, nie budziło mnie nic), niestety jak można się domyśleć podczas "automatycznego" porannego przeciągania poczułem, że kolega jest pełen energii i chciałby się napiąć jak zawsze do tej pory.
Po jak najdelikatniejszym zdjęciu przylepców, a finalnie gazy mogłem wreszcie zobaczyć sprzęt po pierwszej nocy. Napletek pozostawał zsunięty z żołędzi (przez samego lekarza, w takiej pozycji założył opatrunek i tak też miało zostać do momentu samoczynnego nałożenia się skóry). Sam trzon, żołądź, czy ogólnie skóra nie mają jakiegoś czerwonego koloru czy obrzęków, NIESTETY - linia szwów w miejscu którym przebiega wędzidełko zastała mnie cała zakrwawiona. Wszystkie pozostałe szwy naokoło penisa są nienaruszone i czyste, niestety samo wędzidełko bardzo mocno krwawi na ciemny kolor (szwy są w zdecydowanej większości na miejscu sądząc po ich kłuciu, niestety i tak nie mam "czystego" widoku przez krew). Problem jest na tyle mocny, że jakiekolwiek całkowite oczyszczenie tego miejsca do posmarowania maścią nie wchodziło w grę - zwyczajnie zanim zdążyłem osuszyć krew chusteczką, nabrać kremu na palca i rozsmarować go uważając aby się nie pokłóć szwami, nowa krew zbierała się i już kapała do umywalki. Chlapałem to miejsce delikatnie ciepłą wodą, spryskałem całego penisa octaniseptem i przemywałem delikatnie palcem, jednak jak już wspomniałem - krew w miejscu wędzidełka zbiera się bardzo szybko i mam wrażenie, że przez poranne naprężenie się sprzętu rana lekko puściła.
Dodatkowo, w miejscu pomiędzy szwami i główką zastałem (tego się najbardziej bałem, no cóż) opuchliznę/oponkę (ktoś potwierdzi?) idącą mniej więcej od spodu i wysokości wędzidełka ku lewej części penisa (czyli powiedzmy 3/4 koła). Jak już przepraszałem, nie wykonałem zdjęć, ponieważ myślałem że całość przebiegnie lepiej i byłem mocno spanikowany (zresztą non stop miałem palce w krwi, więc wątpię że dałbym radę), ale posłużę się zdjęciem kolegi znalezionym w starym temacie na forum, ponieważ u mnie opuchlizna/oponka jest niemal identycznej wielkości i formy:
http://i.imgur.com/sh1UL76.jpg?2?3213
Oprócz wspomnianej krwi nie widzę żadnej posoki, żółtych płynów na które narzeka dużo panów i tym podobnych. Z racji niemal ciągłego krwawienia (spędziłem w łazience z pół godziny i zużyłem pół chusteczek, a krew nadal kapała z linii wędzidełka) przygotowany przeze mnie opatrunek już na starcie był lekko umoczony w krwi w wiadomym miejscu. Do tego nie udało mi się tak efektywnie jak w pozostałych, czystych szwach nanieść kremu, ponieważ był on szybko zalewany gęstą krwią. Opatrunek wykonałem z dwóch gaz (jedna leżąca pod penisem, jedna nad) połączonych trzema przylepcami. Jest zauważalnie luźniej niż w "domyślnym" opatrunku, jednak lekarz zrobił to z fachową wprawą plus jak się domyślam nie musiał się jeszcze przejmować uciskającą oponką. Na koniec już moje własne zdjęcie po założeniu prowizorycznego, nowego opatrunku i z widocznym miejscem krwawienia:
https://i.imgur.com/s1MQM2X.jpg
https://i.imgur.com/7teeO8l.jpg
Po przedstawieniu sprawy kilka pytań ode mnie:
1. Czy mimo wszystko próbować walczyć aż do usunięcia całej krwi i wyczyścić penisa idealnie? Wszystko zbiera się naprawdę szybko i wystarczy mi odłożyć penisa na chusteczce na czas umycia rąk i sięgnięcia po tubkę kremu, a chusteczka jest już w plamie krwi.
2. Jak szybko zacząć używać wody w ilości większej, niż zwykłe opłukiwanie zwilżonymi chusteczkami? Niektórzy z was regularnie piszą o wręcz 'moczeniu' w kubku z rivanolem i tym podobne od pierwszego dnia.
3. Wiem, że wędzidełko goi się najwolniej i najboleśniej, ale czy jego krwawienie na bieżąco (rozumiem, gdybym obudził się np. z zaschniętym strupkiem) jest czymś akceptowalnym?
Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za wszystkie znalezione na forum informacje i obiecuję możliwie rzetelnie kontynuować "walkę".
Ostatnia edycja: