• Cytatów używajcie tylko jeżeli jest to potrzebne! Jeżeli chcecie komuś odpisać używajcie @ z nazwą użytkownika.

Moja historia - w tej chwili już dzień po :)

lpl

New member
12.10 operacja więc już 11 dni. Oliwkę zacząłem stosować 18.10 z tego co widzę na paragonie do tego jeszcze kupiłem octenisept i 10 razy kompres gazowy jałowy :D Ogólnie dosyć późno ale wcześniej jakoś nie chciało mi się iść do apteki bo miałem jeszcze zapas gazików :D Spokojnie zacząłbym stosować wcześniej. Poza tym moja rana goiła się wyjątkowo słabo i dziwnie w porównaniu z innymi tematami które tutaj przeglądałem. Oliwka dla niemowlaków, fakt to jest jakaś tam świeża rana, ale nie wydaje mi się żeby mogła mieć niepożądane działanie kiedy u niemowlaków jest wszystko ok, poza tym lekarze przepisuja to na nie sklejanie się opatrunku. na serio :D do tego ja miałem trochę pomarszczony żołądź i nie wydaje mi się żeby to było dzieło przypadku tylko wlasnie zasługa oliwki. nawilża - wilgotna skóra/opatrunek i można zdjąć bez problemu. ja teraz zauważyłem że u mnie żołądź jest bardzo dobrze nawilżony bo wieczorem zapomniałem oliwką posmarować, a następnego dnia opatrunek odszedł bez problemu. Najlepiej jak jutro zadzwonisz do twojego urologa i się o to zapytasz ale na 99% powie ci że bez problemu
 

on22

New member
Prowadzi mnie chirurg od samego początku, dr Tondel z Poznania :)
Pewnie masz rację, ale tak się zastanawiam, czy teraz jest mi to konieczne potrzebne. Fakt, przyklejanie się opatrunku nie jest fajne, ale z drugiej strony tak myślę i chyba słusznie, że w moim przypadku to jest nawet trochę wskazane, bo mam ten naskórek biały na grzybie, który lekarz kazał mi po każdej kąpieli delikatnie gazikiem pocierać właśnie celem ścierania. Wczoraj to robiłem, dzisiaj też będę. Wiadomo, że nie odchodzi całymi płatami, tylko minimalnie jakieś tam cząstki, ale w momencie, gdy odklejam przyklejony opatrunek myślę, że jakieś mniejszcze bądź większe części tego naskórka również z nim odchodzą. Inna sprawa, że już tak bardzo mi się nie przykleja jak zaraz po zabiegu :D
Na razie sobie odpuszczę, ale jeżeli będę względy medyczne przemawiały za tym, żeby to stosować, to na pewno nie będę się zastanawiał ani minuty.

Powracam do pytania. To jest Twoje pierwsze golnięcie od czasu zabiegu, czy wcześniej już tez piłeś? :D
Pomogłoby mi się to odstresować. W sumie pytałem oto lekarza, mówił, że nie ma żadnych przeciwwskazań. Jedyne to takie, że po alko na pewno "mi się zachce" :D
 

bruce1337

New member
Rozumiem.
A jakie maści albo inne środki stosowałeś?

Jestem przekonany, że to co w tej chwili stosuje (zgodnie z zaleceniami lekarza) wystarczy, ale pytam z ciekawości.
Jak ogólnie oceniasz swój zabieg i obecne życie ze sprawnym sprzętem? :)
Czy strupki same poodpadały, czy jakoś specjalnie im pomagałeś?

Mi się nie śpieszy, mam czas. Wolę go poświęcić dla właściwego wyzdrowienia, ale wiadomo, że chciałoby się "już" :D

Na pewno to co stosujesz wystarczy. Zabieg ogólnie oceniam 7/10, a sprzęt obecnie jest o niebo lepszy niż wcześniej. Strupki same poodpadają (oczywiście jeśli będziesz je miał, bo na razie nie masz).
 

on22

New member
A nie przeszkadzały Ci jakoś, nie kolidowały ze szwami?
Ja zauważyłem, że w niektórych miejscach ten naskórek ściśle przylega do szwów. To chyba nie jest jakiś wielki problem?
Lekarz ocenił, że jest bardzo dobrze, wiec myślę, że to najlepsza rekomendacja, ale warto poznać zdanie kogoś, kto przeżył to samo :)
 

lpl

New member
Pierwszy raz piłem 21.10 jak wrociłem z sor :D grzaniec a pozniej leciutki drink do meczu :D
Nie biorę już unidoxu czyli leku który osłabia wątrobę, ani innych powaznych antybiotyków itp wiec nie ma żadnych przeciwwskazań :D no chyba że wizyty w tojlet ale no dla mnie to juz nie stanowi problemu :))
 

on22

New member
Dzień 13

Dawno się nie odzywałem, więc zdaję krótką relację z tego, jak przebiega gojenie i proszę o rady oraz odpowiedzi na moje pytania.

Otóż, rana po cięciu w zasadzie nie daje się w ogóle we znaki albo po prostu w zestawieniu z poranionym grzybem "przegrywa" i nie odczuwam tego tak bardzo.
Krótka relacja na temat tego, jak funkcjonuję na co dzień i przejdę od razu do pytań i opisu, w czym jest albo i nie ma problemu. Ocenicie.

Do pracy wróciłem w poniedziałek, nie było najgorzej, ale dzisiaj mamy już środę i w zasadzie wolałbym siedzieć cały czas w domu, bez nadmiernego ruchu. Wszystko przez nadwrażliwość żołędzia (chyba za wcześnie chciałem go hartować, bo zacząłem robić opatrunki, z odkrytym czubkiem, w sumie z jego większą częścią) oraz przez gojenie się ran na grzybie.
Pracę mam biurową, więc ruchu specjalnie podczas jej wykonywania nie ma, ale pracuję pod krawatem, więc wiadomo, że nie siedzę w dresie, tylko w obcisłych, "twardych" spodniach, które czasami doskwierają, ale nie jest najgorzej. Wziąłem wolne na piątek, żeby odpocząć po tych 4 dniach "na chodzie" i dołożyć do tego weekend.
Do rzeczy.
Stosuje maść Betadine, którą zapisał mi lekarz wraz z opatrunkami. Maść nakładam raz dziennie, staram się nie robić tego więcej razy, chyba, że zabrudzę opatrunek, wtedy zmieniam całość i nakładam nową warstwę, ale nie jest to zbyt przyjemne, ponieważ z tego, co wyczytałem, działa ona odkażająco. Mój żołądź natomiast jakby zmienia warstwy skóry. Powoli, małymi kroczkami, w niektórych miejscach szybciej, w innych wolniej, pojawia się "świeża" skóra, która jest cholernie wrażliwa i dodatkowo lekko zakrwawiona, przez co patrunki się do niej łatwo przyklejają. Ogólnie cały czas, poza snem, czuję, jak tam się wszystko goi. Szczególnie te miejsca, które są z "nową" skórą. Nie jest to zbyt przyjemne, ale co zrobić. Myślę, że cały proces gojenia może mieć również wpływ na mój ogólny stan zdrowia. Jakby nie patrzeć, to grzyb jest najbardziej unerwionym miejscem na ciele człowieka, a poraniony, który się goi chyba może mieć na to wpływ? Sam sobie taką teorie wysnułem, nie wiem, czy ma podłoże medyczne, ale znam swój organizm :)

1. Z kwestii praktycznych, mam parę pytań. Czy stosować maść na grzyba nadal, mimo tych świeżych ran po "zrzuceniu" starej warstwy skóry? Czy może zaprzestać stosowania maści na dzień lub dwa i nakładać "suche" opatrunki? Od około dwóch dnia, w sumie staram się unikać nakładania maści w tych miejscach, ale wiadomo, że jak nasmaruje w miejscach, które jeszcze muszą "odpaść", to w nocy, czy ciągu dnia i tak się rozsmaruje po całej powierzchni.
2. Druga rzecz jest taka, że jak wspomniałem, gaziki notorycznie przyklejają się do tych świeżych ran i nie muszę chyba mówić, że nie jest przyjemne ich zmienianie, chociaż nie jest też jakąś mega udręką. Czy da się coś z tym zrobić, czy po prostu muszę swoje odcierpieć i dać się ranom zagoić?
3. Na ostatniej wizycie kontrolnej, lekarz powiedział, że mogę brać normalne kąpiele, w wannie, oczywiście bez przesady. Nie powiem, wygodne jest to dla mnie, ponieważ wspomniane wczesniej gaziki w wodzie łatwiej odchodzą, chociaż to też żmudny proces. Zastanawiam się, czy może zaprzestać kąpieli na kilka dni i brać szybkie prysznice, do czasu, aż nowe ranki na grzybie się nie unormują? Czy to jakoś wpływa na proces gojenia, taka kąpiel?
4. Czy Betadine jest na receptę? Dzisiaj chyba z ledwością wystarczy mi na noc, jutro musiałbym kupić nową tubkę. Czy będę musiał iść po receptę do lekarza?
5. Czy do czasu następnej wizyty kontrolnej powinienem coś zrobić ze szwami? Wiele osób w swoich wątkach pisze, że pierwszy szwy wypadają im po tygodniu, 10 dniach, itd. U mnie jest 13 dzień i nie widzę, żeby cokolwiek miało się ruszyć. Wizytę kontrolną mam dokładnie za 8 dni. Odsuwam pozostałość skóry i staram się przemywać podczas kąpieli rowek pomiędzy żołędziem a trzonem, w sumie tyle. Niekiedy odczuwam przy tym lekki dyskomfort z powodu szwów, szczególnie w jednym miejscu, ale to chyba nic niepokojącego?

Ogólny stan oceniam na plus - widać, że grzyb daje radę i zmienia się w zasadzie z dnia na dzień, jak powiedział to lekarz, ale zaczyna mnie to juz trochę drażnić, chociaż cierpliwości mam jeszcze spory zapas. W sumie to i tak nic nie zmieni, ale zastanawiam się, ile jeszcze czasu potrzebuje, żeby ten grzyb zaczął wyglądać jak grzyb. W tej chwili, praktycznie po każdej nocy, pojawią się nowe miejsce z małym fragmentem "nowej" skóry, ale jak wspomniałem wyżej - z reguły delikatnie to miejsce krwawi i jest kurewsko czułe. Daje sobie z tym na spokojnie radę, ale sprawia sporo dyskomfortu, szczególnie przy zmianie opatrunków. W momencie, gdy gaziki już się "skleją" do rany, to nie jest ona tak czuła.

Proszę o porady, czy w jakiś sposób mogę przyśpieszyć swój proces gojenia grzyba lub ewentualnie go udoskonalić? Jak wspomniałem, nie stosuje nic ponadto, co zalecił lekarz. Maść, opatrunki, kąpiel, delikatne ścieranie starego naskórka gazikiem, tyle.

Postaram się o jakieś fotki, jak tylko zauważę znaczącą poprawę. W tej chwili, idzie to sukcesywnie, ale małymi kroczkami, więc nie dodaję.
 

on22

New member
Dzień 14

Szkoda, że nikt nie potrafił udzielić odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, ale z drugiej strony, nie wiem, czy by to cokolwiek zmieniło.
Zdaję relację z dnia dzisiejszego.

Noc była jedną z gorszych od czasu, kiedy poszedłem pod nóż. Pierwsza po zabiegowa była bardziej znośna, niż dzisiejsza. Dlaczego, to zaraz napiszę poniżej.
Od rana standardowo, toaleta (niestety nieprzyjemna) zabrdzudzenie opatrunku - zmiana. Maść dzisiaj już mi się wyzerowała, więc posmarowałem tą resztką i zrobiłem opatrunek. Oczywiście piekło jak cholera i ledwo co ubrałem spodnie. Pojechałem do pracy. Spóźniłem się i w pracy odczuwałem znowu dość duży dyskomfort. Zwolniłem się wcześniej, bo nie chciałem sie dłużej męczyć. Wróciłem do domu i poszedłem na kibelek, oddać mocz, standardowo już dla mnie od czasu zabiegu, na siedząco. Zanim jednak taka przyjemność nastąpi, muszę odkleić opatrunek, który pechowo zakleił mi także część cewki moczowej. No nic, zaczynamy zabawę. Trwało to około 40 minut, delikatnie centymetr po centymetrze, aż w końcu stwierdziłem, że nie dam rady. Zwyczajnie, miałem dość. Nerwy mi puściły. Równo 14 dni męczę się z tym wszystkim i dzisiaj nastąpił punkt kulminacyjny.
Pech chciał, że podczas odklejania opatrunku w miejscu wiedzidelka zaczęła mi dość intensywnie lecieć krew, chociaż bardzo szybko udało mi się zatamować krwawienia, przykładając zwyczajnie gazę. W tym momencie, siedząc na kiblu, chwyciłem laptopa, który stał obok (podczas opatrunku zawsze zabieram go ze sobą, bo trwa to minimum 30 minut i puszczam sobie jakiś kanal w TV dla "umilenia czasu").
Zacząłem szukać po necie numeru do jakiegoś urologa w moim mieście. Lekarz, który mnie operował nie był dostępny. Szczęśliwie się złożyło, że już drugi wykręcony przeze mnie numer okazał się szczęsliwy i umówiłem się na wizytę do urologa, która odbyła się po niecałej godzinie.
Pojechałem tam głównie z powodu opatrunku, ponieważ jak wspomniałem wyżej, stwierdziłem , ze nie dam juz rady tego sam zrobić albo inaczej - miałem już tego dosyć. Jestem osobą, która dość łatwo się "nakręcia" jeżeli chodzi o swoje zdrowie i samopoczucie, więc jak poleciało mi trochę krwi, o której wspomniałem wyżej, to nawet mi się troszkę słabo zrobiło i strasznie roztrzęsiony byłem, aż do teraz, jakieś 30 minut temu mi przeszło.
Trafiłem na wychwalanego w internecie przez wszystkich urologa. Do przypadkowego rzeźnika nawet w takiej sytuacji nie zdecydowałbym się wybrać.
Wizyta podniosła mnie na duchu. Potrzebowałem tego, chociaż nadal nie jest mi łatwo, chociaż wiem, że to tylko kwestia czasu, aż będzie lepiej. Z dnia na dzień "dobrzeje", ale cholernie mnie trapi ta cała rekonwalescencja. W nocy odczuwam dyskomfort. W ciągu dnia to samo. Pić wody za dużo nie mogę, co zawsze lubiłem robić. Nie mogę, bo oddawanie moczu przez rany na grzybie jest cholernie bolesne. Ograniczam się do minimum. Nigdy wcześniej nie w życiu nie czułem tego, co dziś.
Niestety wiele lat zaniedbań moich, a wczesniej niestety rodziców (zawalili tylko tę jedną rzecz, poza tym, są zajebiści) doprowadziło do tego, że mój grzyb na nowo nabiera życia. Samo obrzezanie to pikuś, to nic, przy tym, jakie bóle i dyskomfort czuję podczas gojenia się ran na grzybie. Niestety zrościęcie napleta do żołędzia w każdym jednym przypadku oznaczało będzie to samo, chyba, że traficie na lekarza, który jak urolog, u którego byłem (nota bede zna się z moim chirurgiem) powiedział, że on w takich przypadkach jak ja, nie wycina zrośniętej skóry do grzyba - tylko zwyczajnie ją zostawia. Podobno nie przeszkadza to w niczym w dalszym etapie życia, bo z ciekawości go oto podpytałem. Podczas erekcji nie ma problemów, nie ma problemów z higieną, itd. Ale mimo wszystko, mimo tego całego bólu i cierpienia, który przeżywam, nie żałuję. Nie żałuję i na pewno nie chciałbym, aby zrośnięta część napleta została. Nie potrafiłbym z tym żyć.
Urolog bardzo przyjemny, spokojny, stonowany głos. Ja niestety cały roztrzęsiony - nie faktem, że coś się dzieje, bo ABSOLUTNIE NIC NIEPOKOJĄCEGO nie miało miejsca. Potwierdził to dzisiaj urolog, a wcześniej mój chirurg. Sam zresztą widzę gołym okiem, że z dnia na dzień grzy wygląda lepiej, ale zwyczajnie dzisiaj wysiadła mi psycha. Wiem, że to może brzmieć strasznie, ale nie zostałem psychopatą. Po prostu się trochę podłamałem tym cierpieniem. W zasadzie nikt o moim zabiegu nie wie, nikt z moich bliskich. Mieszkam sam.
Jedyne osoby, z którymi o tym rozmawiam, to lekarze, bądź Wy, tutaj. Chociaż tego drugiego nie do końca można traktować jako rozmowę. Mimo wszystko to mi zajebiście pomaga i dopiero teraz, po dwóch tygodniach widzę, że rekonwalescencja jest trudna. Mimo braku jakichkolwiek powikłań, ciężko samemu to znieść, mówię o sobie, o moim przypadku. Cieszę się, że chociaż tutaj mogę napisać otwarcie co myślę i co czuję. Nie wiem, czy ktokolwiek śledzi moją historię, moją chorobę, ale jeśli jest choć jedna osoba, której to, co tutaj piszę w jakikolwiek sposób pomoże, to się bardzo cieszę.

Ale dość wywodów emocjonalnych - czas wziąć się w garść i znosić kolejne porcje pierdo****go bólu. Urolog powiedział, że ten okres nie powinien trwać dłużej niż tydzień, więc to chyba pikuś przy tym, co do tej pory przeżyłem. Równo za tydzień mam wizytę kontrolną u mojego chirurga. Mam nadzieję, że do tego czasu przestanie mi się sączyć z ran, a sikanie zacznie sprawiać ulgę w pęcherzu, a nie jak dotychczas, porcje dodatkowego bólu. Ten, kto śledzi mój wątek od początku wie, że na starcie tego nie było. Na starcie praktycznie nic mnie nie bolało przez 3-4 dni. Dopiero po tym czasie, jak skóra na grzybie zaczęła się goić, zaczął się horror, który z różnym nasileniem trwa do teraz.

Z kwestii medycznych mojej dzisiejszej wizyty u urologa. Jak wspomniałem, poszedłem tam po spokój i zmianę opatrunku plus odpowiedź na pytanie, jak dalej postępować z raną. Czy nie ma stanu zapalnego, etc. Koniec końców, urolog przypisał mi antybiotyk, który przez 5 pierwszych dni mam brać 2 tabletki dziennie (rano i wieczór) przez 10 kolejnych tylko po jedenej dziennie. Dodatkowo prosiłem doktora o jakiś cudowny sposób, który niestety nie istnieje, na robienie opatrunków, które nie będą się tak kurewsko przyklejały do całej rany. Zapisał mi nowy sprej, którego wcześniej nie miałem, ale niestety nie było go w aptece. Nie chciało mi się jeździć po innych. Jutro jadę około 11 do szpitala, w którym ten urolog pracuje, bo prosiłem go, żeby zmienił mi znowu opatrunek. Sam nie chcę tego robić. Do tego czasu nie będę go zmieniał, więc bez spreju się obędzie, a jutro po zmianie opatrunku gdzieś go już kupię. Dodatkowo lekarz zapisał mi ketonal. Mam go brać x2 dziennie. Jeden rano, jeden wieczorem. Podobno taka dawka powinna ograniczyć moje bóle do maksimum. Zobaczymy. Póki co łyknałem jednego plus jeden tabs antybiotyku, według zaleceń.
Sprej nazywa się -Biotec SilverSprawy, o ile dobrze czytam. Ma on załagodzić ranę i zapobiega powstawaniu stanów zapalnych.
Niestety nie ma złotego środka na moje rany. Jest za to jeden, brązowy - czas.

Wybaczcie mi tak długi wywód, ale chciałem to z siebie wyrzucić. To mi pomogło.
W tej chwili nie czuję bólu, delikatny dyskomfort, jak się przemieszczam, związany z ocieraniem odsłoniętej części grzyba. Myślę, że ketonal zaczął działać.
Noc mam nadzieję, będzie przespana, bo potrzebuję się dobrze zregenerować. Wziąłem wolne w pracy i za cholerę do niej nie wrócę, do czasu, aż się nie zagoi. Głupi byłem, że od poniedziałku pracowałem i się męczyłem. Chociaż z drugiej strony zakrzątało mi to myśli i może nie było w końcowym rozrachunku takie złe.

Wiele osób z tego forum boryka się z nadwrażliwością po obrzezaniu. Wyobraźcie sobie nadwrażliwość połączoną z otartym, poranionym żołędziem, który "zrzuca" skórę. Nikomu tego nie życzę.

Koniec końców, nie jest chyba tak źle? Zdrowieje:)
Trzymajcie Kciuki!
 

dieselpower

Moderator
Członek Załogi
Aż mi sie łezka w oku zakręciła ze wzruszenia...





żartuje :D
Przeważnie trzeba liczyc ze pierwszy miesiac po zabiegu jest przejebany. Trza go przetrwac i tyle. Organizm musi miec czas na wygojenie i tyle. Nie da sie szybciej niz organizm moze.
 

on22

New member
Zdaję krótką relację z wizyty w szpitalu.
Jak pisałem wczoraj, tak też konsekwentnie robię.
Obudziłem się około 8:00 z dyskomfortem, lekkim bólem, ale totalnie do przeżycia. Wystarczyła zmiana pozycji i przestalo boleć, od czasu do czasu coś tam czułem. Około 10:30 obudziłem się na dobre. Pod koniec snu, nie wiem, czy sam, czy podświadomie, miałem jakąś migawkę zbliżenia z dziewczyną, przez co wacław próbował się podnieść. Skończyło się kuerwskim bólem w okolicach więdzidełka i krwotokiem. Zauważyłem dopiero jak wstałem i poszedłem załatwić potrzebę. Nie zastanawiając się zbytnio, wsiadłem w samochód i pojechałem do szpitala, w którym pracuje urolog, u którego wczoraj byłem. Trochę się naczekałem, bo kończył jakąś operację, ale koniec końców mnie przyjął i zmienił mi opatrunek. Nie muszę chyba mówić, że bolało jak cholera. Spryskał octaniseptem, piekło niemiłosiernie w miejscu, gdzie miałem rano krwotok. Później lekarz nałożył mi jakiś płyn brązowy, czy coś takiego. Mówił co to jest, ale z bólu w ogóle go nie słuchałem. Sama zmiana opatrunku zajęła mu może z 5 minut. Dlatego właśnie wolę do niego z tym jeździć, bo u mnie to katorga i trwa około godzinę. Fakt, że po jego zmianie boli jak cholera, ale jak sam to robiłem, to w sumie ból też był dość silny, tylko rozkładał się bardziej w czasie.
W tej chwili wróciłem do domu, zjadłem hotdoga (wiem, syf) ale tylko po to, żeby móc wziąć tabletki. Nie chciałem tego robić na pusty żołądek. Połknąłem według zaleceń jeden tabs antybiotyku i jeden ketanolu. Ból powoli się stabilizuje i jest już lepiej. Za chwilę ketanol zacznie działać to pewnie nie będzie w ogóle odczuwalny.
Ale reasumując.
Dzisiejsza noc była 10 razy lepsza niż wczorajsza, tylko zakończyła się tym nieszczęsnym wzwodem. Lekarz dzisiaj stwierdził, że widzi znaczną poprawę jeżeli chodzi o stan ran na grzybie w porównaniu do dnia poprzedniego, a minęło zaledwie kilkanaście godzin. To pocieszające. Powoli chyba zmierzam do krawędzi krzywizny linii, która oznaczać będzie mniejsze bóle i bardziej komfortowe poruszanie się, sikanie, itd. Oby.
Jutro jestem umówiony również na zmianę opatrunku, niestety na godz. 8:00, bo lekarza później nie ma. Wiadomo, że czekać na jego powrót nie moge, bo się syf pod gazikami zrobi i będzie gorzej, zamiast lepiej.
W głowie odliczam już godziny i dni, które przybliżają mnie do wygojenia się ran. Żadna nadwrażliwość mi niestraszna, żadne blizny, które nie będę miały wpływu na funkcjonowanie sprzętu również (chociaż wiem, że raczej nie będzie jakichś nieestetycznych. urolog powiedział, że cięcie jest bardzo ładne i dobrze się goi), żadna absencja od seksu, czy masturbacji również mi niestraszna. Niech tylko rany się zagoją, chociaż na tyle, żebym mógł normalnie sikać i będę szczęśliwy. Mam nadzieję, że do końca tego tygodnia ten okres nastąpi.
Aa, doktor żartobliwie wspomniał, że skoro są erekcje, to jest dobrze.

To w sumie tyle. Wieczorem może coś jeszcze napiszę, ewentualnie dodam jakieś fotki dla zainteresowanych, jeśli takowi są.
W tej chwili leżę i odpoczywam plus czekam aż ketanol zacznie działać i da mi trochę komfortu psychicznego.
 

on22

New member
Dzień 16

Zdaję relację po nocy oraz po wizycie porannej u urologa na zmianie opatrunku.

Noc była niestety, ale o wiele mniej komfortowa, niż ta wczorajsza, ale pozytyw jest taki, że żaden nieplanowany wzwód nie spowodował krwawienia ani bólu. Średnio co 2 godziny budziłem się, bo gaziki przyklejały mi się do czubku żołędzie, zapewne przysychały i to powodowało dyskomfort i ból. Po ich odklejeniu i przyłożeniu nowego gazika zasypiałem znowu na około 2 godziny.
Mega plusem jak dla mnie tej nie do końca przespanej nocy jest to, iż kontrolowałem praktycznie każdy nocny wzwód. Nie miałem chyba fazy głębokiego sny, bo wątpie, aby wówczas było to możliwe. Jak tylko czułem, że mały się pompuje, momentalnie reagowałem, a to uciskiem w jądra a to dziwnymi myślami, a to jeszcze czymś innym - grunt, że działało i jestem z tego powodu zajebiście zadowolony. Przed pójsciem spać, wczoraj w nocy obawiałem się tego, że nad ranem znowu obudzi mnie piekielny ból i ciągnięcie w miejscu wędzidełka plus krwawienie.
Opatrunek był zakrwawiony w miejscu wędzidełka mimo to, ale nasączył się krótko po zmianie opatrunku wczoraj przez lekarza. Jak urolog dzisiaj stwierdził, jest to "wysiew". Dzisiaj mam nadzieję, że się już nie pojawi.
Celowo od wczorajszej zmiany opatrunku, az do dzisiaj rana nie oddawałem moczu. Wiem, że to może nie do końca zdrowe, ale z drugiej strony nie miałem jakiegoś mocnego ciśnienia, a uznałem, że przyda mi się "załapać" trochę czasu bez zabrudzenia opatrunka i majstrowania przy nim. W związku z tym, wczoraj od godziny 14:00 do dzisiaj do godz. 07:45 opatrunek był cały suchy, wspominany wyżej wysiew wsiąknął w gazę i nic dalej się nie sączyło. Myślę, że taki "zabieg' z mojej strony wyszedł mi na dobre i rany miały więcej czasu niż zwykle na zagojenie się.
Na 8:00 byłem umówiony z lekarzem na zmianę opatrunku, więc na rano się wysikałem, co nie było ani trochę przyjemne. Piekło i bolało. Rany nadal są świeże, ale szczerze powiedziawszy miałem gorsze "sikania" od tego dzisiejszego. Opatrunek w sumie nie szczególnie się zabrudził, ale to i tak nie miało znaczenia, celowo odkładałem w czasie sikanie do dzisiejszego poranka, bo wiedziałem, że w odstepie 15-20 minut opatrunek będzie zmieniony na świeży i tak się stało.

Sama zmiana opatrunku przyjemna nie była, o takie stwierdzenie się nie pokuszę, ale z całą pewnością była mniej bolesna niż wczorajsza, a już z 10 razy mniej bolesna, niż przedwczorajsza. Czułem dyskomfort rzecz jasna i ból, ale było o niebo lepiej. Lekarz sam stwierdził, że "dzisiaj już Pan mnie reaguje. za pierwszym razem, nawet jak zdejmowałem pierwszą warstwę opatrunku, to Pana bolało" i ma rację. Po zdjęciu opatrunku okazało się, że gojenie nadal idzie w dobrym kierunku i jest coraz lepiej. Pojawiło się jakieś malutkie krwawienie na spodzie grzyba, ale to normalka.
Lekarz założył mi nowy opatrunek i to w sumie tyle. Połknąłem znowu x1 tabs ketonalu i x1 tabs antybiotyku. W tej chwili leżę i odpoczywam.
Najbardziej trapi mnie nadal oddawanie moczu, bo jest cholernie nieprzyjemne, a ja pić bardzo lubię, zresztą organizm się tego domaga, bo czuję pragnienie. Staram się to ograniczać do minimum, ale wiadomo, ze nie będę teraz leżał jak wielbłąd. Dodatkowo oddawanie moczu, co powiedział mi urolog jest wskazane, aby cewka moczowa się nie sklejała.
No nic, dzisiaj chyba będę zaciskał zęby i sikał w bólu częściej, niż ostatnio. Doktor mówi, że jak opatrunek delikatnie sie zamoczy, to tragedii nie ma i można z tym funkcjonować.

Jutro jesteśmy umówieni na zmianę opatrunku na godz. 16:00. Wcześniej lekarza niestety nie ma, a ja raczej się nie podejmę zmiany samodzielnie. Zresztą, nie wiem, czy byłaby konieczna.
Wielkimi krokami zbliża się wizyta kontrolna u mojego chirurga, ale do tego czasu (zostało jeszcze 5 dni) zgodnie z urologiem stwierdziliśmy, że rany na grzybie w dużej mierze będą zagojone. Mimo to, jestem ciekaw, co powie :p Na pewno wiedział, jak się sytuacja potoczy, z moim gojeniem, ale z drugiej strony, nie mam do niego totalnie żadnego zarzutu, bo cięcia są zajebiście wykonane. Dodatkowo informował mnie, że proces gojenia będzie dłuższy i mniej przyjemny niż w standardowych przypadkach. Mimo to, nie spodziewałem się, że aż do takiego stopnia.

No nic, kuruje się dalej.
Dzisiaj dodam zdjęcia sprzed paru dni dla ciekawych i opiszę jak to wówczas wyglądało.
 

on22

New member
Hej,

jak obiecałem, tak i jest. Dodaję fotki. Głównie ze względu na grzyba, bo rany po cięciach moim zdaniem są bez zarzutu. Nie czuję nawet żadnego kłucia od szwów, totalnie nic. Podczas wzwodów może delikatnie ciągną, ale to raczej też mało wyczuwalne. Najbardziej podczas wzwodów dokucza żołędź. Wiadomo, zwiększa swoją objętość, a to nie sprzyja raną, które na nim mam.
Na zdjęciach widać "żółte plamy", których w tym momencie już w ogóle nie ma. W tym momencie grzyb wygląda już bardzo naturalnie, patrząc na przykład dla porównania na zdjęcia, które dodałem 5-6 dni po zabiegu. Wtedy był jak pomalowany biała farbą i znieczulony tą skorupą wierzchniej warstwy skóry. W tym momencie jest praktycznie już bez żadnych pozostałości starej warstwy skóry, są takie małe "przebłyski" białego, ale to miejsca, w których nowa skóra jeszcze nie narosła. Też to można zaobserwować na poprzednich zdjęciach.
Reszta powierzchni jest mocno czerwona, z taką cieniutką warstwą skóry, którą w sumie można porównać do miejsca, w którym się skaleczyliście. Skóra wówczas jest taka miękka i jeszcze bardzo wrażliwa, ukrwiona. Tym bardziej, jeżeli chodzi o żołądź.

Zdjęcia, które zrobiłem równo 14 dni po zabiegu.
14 dzień po - Album on Imgur

Jak sobie teraz na to patrzę, to aż mnie ciarki przechodzą. Nie wyglądało to estetycznie, ale nie to mam na myśli mówiąc o ciarkach. Bardziej proces gojenia potrzebny do "zrzucenia" tego żółtego syfu. Cholernie to bolało. Ulga, że tego już nie ma. Postaram się dodać fotki w niedługim czasie, jak w tej chwili ma się sytuacja, ale na razie nie zdejmuję opatrunku.

Przed momentem nastąpił chyba przełomowy (mam nadzieję nie chwilowy) moment w procesie mojego gojenia. Pęcherz pełen i znowu myśli, jak to będzie. Poszedłem na kibelek, siadam i czekam na kolejne salwy bólu, a tu totalnie nic! Kurde, jaka ulga psychiczna, kiedy w zasadzie po raz pierwszy od ponad dwóch tygodni, człowiek może się normalnie wysikać i NIE zabrudzić ani kropelką moczu opatrunku. Zajebiste uczucie. Nie wiem, czym to jest spowwodowane, bo jeszcze rano, jak pisałem w poprzednim poście, przed wyjazdem do lekarza, sikanie cholernie bolało, jak zwykle. Mam nadzieję, że to się utrzyma i nie będzie już piekło. Chociaż zdaję sobie sprawę, że to raczej mało prawdopodobne, grzyb się goi.
Tak, czy siak, było zajebiście. Jak to brzmi :D
 

on22

New member
Dzień 17

No i kolejne godziny prowadzące do wyzdrowienia za mną.
W sumie niewiele się działo, ale postanowiłem napisać.
Noc była ok - przespana cała, ale podświadomie i nie tylko od razu się przebudzam, jak tylko czuję, że idzie wzwód i go "kontruje" :D Niestety jednego nie zdążyłem opanować i poczułem znowu ból w miejscu wędzidełka - był o kilka stopni mniejszy niż ten sprzed dwóch dni, ale mimo to, nieprzyjemny, Nie wiem, czy to od szwów, czy jakieś inne miejsce, ale jest taki charakterystyczny ból. Mam wrażenie, że od tego też dzisiaj delikatnie pociekła mi krew, bo jak się obudziłem, to gaziki były czerwone, ale bez większej tragedii. Ogólnie do czasu, aż nie byłem u urologa na zmianie opatrunku (wróciłem ponad godzinę temu) wydawało mi się, że tam jest straszne krwawienie, bo co nie przyłożyłem nowej gazy, to się nasączyła, a to lekkim odcieniem krwi, a to pozostałościami tego, co nakłada mi lekarz (teraz już nawet nie wiem, co to). Nie dawało mi to spokoju. Ale w momencie, gdy urolog zdjął opatrunek, okazało się, że praktycznie krwi tam w ogóle nie ma. Totalnie, nic. Nie wiem jak to możliwe. Chyba pociekła po wzwodzie, wsiąknęła w opatrunek i tyle. Niemniej jednak, uspokoiło mnie to bardzo, bo obawiałem się, że wytworzyła się na skutek wzwodu jakaś nowa, otwarta rana. Całe szczęście wygląda na to, że nie.
Ciekaw jestem jak będzie po dzisiejszej nocy. Mam nadzieję, że będę kontrolował każdą erekcje i skończy się bez bólu.

Sama zmiana opatrunku nadal niezbyt przyjemna, bo cały czas się przykleja wszystko, ale jeżeli miałbym porównać ze swoją pierwszą, czy drugą zmianą opatrunku u urologa, to jest jakieś 30 razy mniej bolesne. Samo funkcjonowanie również nie jest już takie niekomfortowe jak wcześniej. Daję się praktycznie normalnie chodzić, ale to zaobserwowałem dzisiaj. Wcześniej i tak nie wychodziłem nadmiarowo z domu, bo nie miałem i po co, ale jak już gdzieś szedłem to z reguły, dziwnym okracznym krokiem. Tylko do auta i z auta :D

Najgorszy jest moment, kiedy nowy opatrunek z nowym "obkładem" jest zakładany na sprzęt. Wtedy wszystko odżywa na maksa i kurewsko boli, ale też mniej niż chociażby kilka dni wcześniej. Nadal biorę antybiotyk, według zaleceń, ale ketanolu z rana dzisiaj nie brałem. Nie było takiej potrzeby, w ogóle. W tej chwili połknąłem jednego, po zmianie opatrunku, żeby się nie męczyć. Odczuwam dość nieprzyjemny ból, ale z minuty na minutę da się odczuć, że natężenie bólu jest o wiele słabsze. Kwestia tego, że rany na grzybie "oswajają się" z nowym obkładem ale dodatkowym bodźcem zapewne jest tutaj ketanol, chociaż dopiero przed chwilą go połknąłem, więc w pełnej sile pewnie zacznie działać najwcześniej za kwadrans.

Obiecałem zdjęcia, ale jak szło zapewne zauważyć, samodzielnie od kilku dni nie zmieniam w ogóle opatrunków, w związku z czym, nie będę robił fot sprzętu w opakowaniu, bo i tak nic nie widać, a u lekarza nawet o tym nie myślę. Może jutro jak nie zapomnę zrobię, bo różnica jest kolosalna. Dzisiaj sobie troszkę więcej na niego popatrzyłem i grzyb jest już cały w nowej skórze, że się tak wyrażę. Nabrał naturalnego różowego koloru, chociaż jest jeszcze troszkę przekrwiony. Zostało jedno miejsce, malutkie, w którym troszkę sączyła się krew, po odklejeniu starego opatrunku, ale generalnie jest super. Z utęsknieniem wyczekuję chwili, w której po zmianie opatrunku nie będę srał pod siebie przez pierwszą godzinę. A tak, to jest ok.
Sikanie również już nie sprawia bólu, w ogóle. Podczas oddawania moczu nie upuszczam z pełnym ciśnieniem, bo wiem, że to mogłoby zaboleć albo nie daj Boże coś uszkodzić. Grzyb się regeneruje, a wiadomo, że jak "naciśniemy" mocniej, to cewka moczowa się rozszerza.

Jutro zmiana opatrunku na godz. 18:00. Do pracy póki co, nie wracam. Czekam na koniec procesu gojenia z utęsknieniem.
W czwartek mam wizytę u chirurga, kontrolną. Miną dokładnie 3 tygodnie od zabiegu. Moje pytanie. Sądzicie, że chirurg wyciągnie mi wtedy wszystkie szwy? Z tego, co się orientuję, żadna na razie mi nie wypadła, a niektórzy w tym okresie mają już w zasadzie resztki. Fakt, że nie jestem standardowym przypadkiem z tego forum, ale mimo to sporo czasu już minęło, jakby nie patrzeć.
 

on22

New member
Dzień 19

Noce niestety w kratkę. Czasami śpię praktycznie bez przebudzenia, ale niestety coraz częściej budzą mnie wzwody, które wydają się być coraz silniejsze, bo nie bardzo udaje mi się je już kontrować. Z reguły budzę się z bólem w okolicach wędzidełka. Krwawienie niestety też się stamtąd jeszcze pojawia. Mam nadzieję, że na dniach przestanie się "sączyć", trochę mnie to drażni. Gdyby nie te krwawienia, to chyba byłbym w stanie pokusić się o stwierdzenie, że jest dobrze. No nic, pozostaje czekać i dać się wygoić ranie.

Jutro standardowo, jadę na zmianę opatrunku do urologa. Ogólnie jest lepiej, mniej bólu, mniej dyskomfortu. Małymi kroczkami do przodu.
To chyba tyle. Nic szczególnego przez te dni się nie działo. Jutro postaram się pstryknąć fotki, jak lekarz zdejmie mi opatrunek.
Do następnego.
 

on22

New member
Dzień 20

Mam nadzieję, że to nie tymczasowo euforia, a stan, który docelowo już się utrzyma.
Dzisiejsza noc była przyjemna, normalna. Wzwodów jak pisałem wcześniej - jest coraz więcej, praktycznie nie jestem w stanie ich kontrolować, ale dzisiaj nie czułem żadnego bólu podczas wzwodu, po prostu budziłem się po jakimś czasie i go "ogarniałem". Ale nie ma żadnego ciągnięcia i krwawienia, to budujące i cieszy. Pozwala też normalnie przesypiać noc.

Byłem na zmianie opatrunku i zrobiłem obiecane fotki. Widać różnicę gołym okiem. Widać również, że rany są jeszcze "świeże" i troszkę krwawią, sączy się z nich. Nie mniej, na pewno mniej niż wczoraj i w poprzednie dni, bo opatrunek jest praktycznie suchy, nie licząc tych mniejszych wysiewów, ale nie ma już sytuacji, gdzie cały gazik był zakrwawiony i kolejne dwa.
Jutro wizyta kontrolna u chirurga, zdam relację po.

Foto:
20 po - Album on Imgur
 

dieselpower

Moderator
Członek Załogi
No do zagojenia to jeszcze troche trzeba. Co ty tak latasz po opatrunki do lekarza? Mozesz jakbys mniej zaslanial opatrunkami to by to szybciej się goilo.
 

on22

New member
Wczoraj chyba byłem ostatni raz. Od dzisiaj raczej już nie będę do niego jeździł, bo jak pisałem, nie ma jakichś większych wysiewów, co za tym idzie dam sobie sam radę to pościągać i założyć nowe, czyste gazy. Wcześniej do niego jeździłem, bo kuerwsko się wszystko sklejało i nie chciało mi się z tym wszystkim babrać.
Właśnie wczoraj urolog powiedział, że nie nakłada mi niczego pod gaziki, bo to może podziałać odwrotnie niż zamierzony cel. Mam suche gazy i nic więcej. Nie będę też za często ich zmieniał, bo podczas odklejania ich od ran, nie ma cudów, coś tam się zawsze z nimi oderwie z grzyba. Mimo, iż zawsze były solidnie nasączone.

Mniej nie jestem wstanie tego zasłaniać, bo jak widać, sączy się jeszcze z tego wszystkiego. Przyklejało by się do gaci i wtedy mogłoby być dopiero nieciekawie. Poczekam, aż wysiewy jeszcze bardziej się uspokoją i wtedy będę sobie robił kilka godzin bez opatrunku, leżąc w łóżku, ot tak. Zobaczymy też, co dzisiaj chirurg powie, ale raczej nic odkrywczego i ponadto, co już wiem.

Diesel, a ile Twoim zdaniem potrwa jeszcze proces gojenia? Wiem, że to sprawa mocno indywidualna, ale szacować zawsze można. Takie rany podobno nawet 5-6 tygodni schodzą. W tej chwili jestem równo 3 tygodnie po, czyli oznaczałoby, że na półmetku drogi. Jeśli tak, to i tak dobrze, bo pierwsza, najgorsza połowa już za mną.
 

on22

New member
Dzień 21

Równe 3 tygodnie mijają dzisiaj od czasu zabiegu.
Jestem po wizycie kontrolnej u dr Tondela. Jestem optymistycznie nastawiony, bo wszystko goi się prawidłowo. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, trochę się pośmialiśmy, generalnie bardzo przyjemna wizyta. Obawiałem się zmiany opatrunku, bo od wczoraj nosiłem pierwszy raz suchy opatrunek, bez niczego pod spodem i obawiałem się, że gaziki mocno się posklejają. Jednak lekarz poiał mi sprzęcik jakimś rozwtorem, chyba solą fizjologiczną i fajnie wszystko poschodziło, w zasadzie bez bólu. Zajebiście :)

Szwy - rzecz, która trochę poszła mi w niepamięć, bo cały czas noszę opatrunki i generalnie nie zwracałem na nie za bardzo uwagi. Lekarz powiedział, że praktycznie w większości już się wchłonęły, a resztą mam się nie przejmować, z czasem też się wchłoną. Osobiscie nie czuję żadnego dyskomfortu z nimi związanego, więc zakładam, że zostały jakieś resztki i goi rany po cięciu goją się bezbłędnie. Fajnie.

Jutro podjadę do doktora na zmianę opatrunku. Myślę, że chyba dałbym już radę zrobić to sam, ale na razie jeszcze wolę, żeby robił to fachowiec. Rany coraz mniej sączą, ale ja tam jestem wrażliwy na swoim punkcie :p Opatrunek, który mi doktor dzisiaj założył to gaziki - 3 sztuki nasączone rozwtorem, niestety nie pamiętam w tej chwili jakim. Ma on wspomóc proces gojenia. Dodatkowo od jutra będę stosował maść, która przyśpiesza proces gojenia się skóry, czy nabłonka (?) nie jestem w stanie w tej chwili dokładnie powtórzyć po lekarzu. Po prostu, również na przyśpieszenie procesu gojenia. Na szybsze wytworzenie nowych warstw skóry.
Co mnie bardzo cieszy, to fakt, iż stosowany roztwór i docelowo ta maść, o której wspomniałem nie będzie w ogóle szczypać, ani powodować bólu. Środki obojętne dla naszego organizmu i dla ran, co mnie dodatkowo cieszy, bo jak dotychczas zmiany opatrunków to też była dla mnie katorga.

Ile to jeszcze potrwa? Na to pytanie doktor nie chciał mi odpowiedzieć, żebym go później nie ciągnął za słowo (i tak bym tego nie robił), ale w końcu padło stwierdzenie, że około 2 tygodnie, maksymalnie 3 i powinno być wszystko wygojone. Wiadomo - sprawa indywidualna organizmu, ale grunt, że najgorsze mam już za sobą. Cały ten biały, a później żółty "syf" poschodził, rany z dnia na dzień są ładniejsze i co, nie pozostaje nic innego, jak cierpliwie czekać:)

Kolejna relacja być może jutro, ewentualnie, jeśli nic ciekawego się nie będzie działo, to napiszę jakiś post jak się coś więcej pozmienia lub jak będę się nudził :D
 

on22

New member
Mam tylko krótkie pytanie.

Macie jakiś patent poza oliwką dla dzieci, na to, aby czubek grzyba nie przyklejał się do opatrunku/gaci?
Oliwkę odradził mi lekarz, więc nie będę je stosował wbrew temu.
 

Stulejman1

New member
Tak sobie przeglądnąłem na szybko, ale nie zakodowałem - czemu to sie tak długo Ci goi? Czemu masz żołądź taką strasznie odrapaną i dlaczego Ci sie sączy coś z ran? Mi sie opatrunek w ogle nie przyklejał ale ja używalem betadine w płynie i maści. Jestem 30 dni po zabiegu, ale w 3 tygodniu już było wszystko zagojone, jeszcze opuchlizna była, opatrunku już nie noszę od tego czasu.
 

Podobne tematy

Do góry