sowcia_masterka
New member
Witam, chodzi mi o praktykę (nie nazwałabym tego profilaktyką) prowadzoną przez lekarzy pediatrów względem stulejki u dzieci. Mój syn skończył dwa lata i jego napletek, nie zsuwa się do końca (nie odsłania całej żołędzi), widać tylko mały kawałek prącia, przez otwór o średnicy ok.3 mm. ,nie tworzy się żadna rureczka z napletka. Pani doktor chciała ściągać napletek na siłę, twierdząc lub wręcz wmawiając mi że ma stulejkę :shock: , nie zgodziłam się, już kiedyś próbował mu go zerwać w wieku 18 miesięcy (potem Adrianek w ogóle nie dawał mi się tam dotknąć i zauważyłam małe pękniecie na skórce).Sięgnęłam więc to urologi dziecięcej i wyczytałam, że mastka sama z czasem się wymywa, krótkie wzwody odklejają powoli skórkę, a napletek sam schodzi u dziecka w wieku 3-4 lat, a przyklejony częściowo napletek u dwulatka jest czymś normalnym, a badanie powinno nie sprawiać dziecku bólu. Syn nie ma problemów z sikaniem, nie tworzy się żaden balonik i nigdy też nie mieliśmy, żadnych problemów z zakażeniem czy ropną wydzieliną z siusiaka. Czemu, więc lekarze prowadzą tak drastyczną praktykę jak zrywanie napletka? Czemu, dawniej nikt z rodziców nie był zmuszany do odciągania skórki swoim synom? Czy to ma być działanie zapobiegające, a nóż na wszelki wypadek, gdyby się nie odkleiła? Proszę o odpowiedź. Pozdrawiam