Witam.
Przyszła pora na mnie by się wypowiedzieć. Dużo, może nie tyle wiedzy, co opinii i waszych spostrzeżeń się doczytałem na tym forum. Postanowiłem, że i ja podzielę się swoim doświadczeniem i przejściami.
Dolegliwość, przemyślenia, przygotowanie:
Stulejka całkowita wrodzpna. Sam nie byłem w stanie odprowadzić napletka nawet w spoczynku. Udawało mi się może w 20-30%, dalej czułem spory ucisk, więc bałem się drzeć "na chama". Wiedziałem, że mam problem, ale zawsze było coś ważniejszego i problem ze stulejką tracił na ważności. Rodzice gdy miałem jeszcze tych naście lat, wspominali "Kiedy rozwiążę swój problem". Dodatkowo mam w pamięci niemiłe wspomnienia, gdzie to jechałem do jakiegoś specjalisty (jako małe dziecko jeszcze 4-6 lat?) który ściągał mi napletek i kazał ćwiczyć w wodzie podczas kąpieli. Ból był ogromny, więc nie trudno zrozumieć, że chłopiec nie będzie robił tego co sprawia mu ból.
Jednak kiedyś przychodzi opamiętanie i człowiek zaczyna myśleć o sobie, o przyszłości... o przyjemności Poszukując informacji w sieci trafiłem tutaj.
Przeczytałem wiele tematów, oglądnąłem sporo zdjęć, dowiedziałem się na temat różnych typów obrzezania, jak również tylko plastyki i co ważniejsze - poszukałem informacji, do kogo się udać. Jako że pochodzę z małej wsi na podkarpaciu, dodatkowo - student bez stałego przychodu, miałem taki a nie inny wachlarz możliwości.
Konsultacja (pierwsza wizyta):
Wybór padł na dr. Huberta Kuźniara, który przyjmuje w Rzeszowie. Na wizytę umówiłem się prywatnie w Pro-Familii. Byłem mile zaskoczony, gdyż w tym samym tygodniu co dzwoniłem, mogłem przyjść na wizytę.
Przebiegła ona bardzo sprawnie. Oględziny trwały bardzo szybko. Doktorowi udało się nawet ściągnąć napletek, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu (i sporemu uciskowi!). Ale nic nie mówiłem. Już wtedy (mając odrobinę wiedzy i opinii od Was) powiedziałem, że chcę LOW&TIGHT z usuniętym wędzidełkiem. Na co lekarz nie widział zastrzeżeń, sam sugerował obrzezanie -próbowanie plastyki w moim wypadku nie miało większego sensu. Choć może gdyby mi zależało to może by się zgodził, ale ja byłem zdecydowany na obrzezanie i na ten właśnie typ.
Po spotkaniu które odbyło się, eeee kiedy to było? Wiem że w kwietniu, ale jakiego dnia? Nie pamiętam ~10-15 kwietnia. Dostałem skierowanie i zostałem poproszony o przysłanie drogą mailową kilku rzeczy potrzebnych do zabiegu tj. zdjęcia w spoczynku i w zwodzie oraz zmierzoną długość trzonu we wzwodzie.
"Dzień sądu" (zabieg 14 kwiecień 2013):
Zabieg miałem wykonywany w ramach NFZ, więc po miesięcznym okresie oczekiwania w końcu nastał ten dzień. Wcześniej dostałem od lekarze potrzebną dokumentację (zgoda na zabieg, w co się zaopatrzyć itd.) i wedle niej przygotowałem się. Miałem udać się do szpitala ORTOVITA w Rzeszowie. Nie wiedziałem gdzie to jest, więc dając sobie czas na ewentualne kłopoty z dojazdem, wybrałem się 1,5h wcześniej niż trzeba było. Na szczęście trafiłem bez problemu. (UWAGA: Jeśli też będziecie szukać to jedźcie powoli, bo można przejechać mimo iż budynek tuż przy drodze to po sąsiedzku jest inny i nie widać z daleka, także trzeba jechać uważnie )
9:30
Rejestracja (bez komentarza, szału nie było, ale mogła by być weselsza )
9:45
Przebranie w szatni. I zwarty i gotowy, w twarzowej koszulce, slipkach i laczkach oczekiwałem na pielęgniarkę. Pani Bożenka (bo tak miała na imię ta miła pani), pojawiła się bardzo szybko i razem z nią udałem się do "recepcji" (z braku lepszego słowa), tam wypytała mnie o inne dolegliwości, zmierzyła temp. i poinformowała mnie, że "Jestem za szybko, ale nie ma problemu, mam pokoik, toaletę, łóżko do dyspozycji...itd."
11:00
Moja planowa godzina wejścia, ale przeciągnęło się.
13:00
Po długim czasie oczekiwań przyszła pora na mnie. Pierw do zabiegowego z p.Bożenką i tam założenie wenflonu. Przyznaję się bez bicia - tego bałem się bardziej niż samego zabiegu. Nigdy nie miałem go.... a wbicie czegoś w ciało i pozostawienie tego wywoływało u mnie ciary na plecach... Ale przeżyłem. Tak przygotowany wróciłem do swojej kwatery i czekałem na wejście. 30 minut i czas na mnie.
13:40
Ściągnąłem koszulkę oraz slipy i wdziałem ową jakże szarmancką zieloną pidżamkę. Znów do zabiegowego. Podpięcie kroplówki i spokojnym spacerkiem, z kroplówką trzymaną w drugiej ręce, na salę pani pielęgniarka mnie odprowadziła. W hall`u dołączyła pani, która obsługiwała na sali. Kontrolne pytanie, o imię nazwisko i datę urodzenia i na stół. "Tu proszę zostawić pantofle.... po stopniach wejść... tutaj usiąść... a tutaj głowa"... Zdziwił mnie ten kawałek plastykowej maty pod pupę, ale co się okazało... to podgrzewacz super sprawa. Ktoś wie gdzie taki można kupić? Czy to tylko szpitale mogą? Tak to leżąc na stole z kiecką podciągniętą na wysokość brzucha i przykryty jakąś matą leżałem i czekałem. Oglądając to co było a około mnie, słuchając Radia Wava Po kilu minutach przyszedł Dr. Kuźniar. Pierwsze co usłyszałem od niego to pytanie "low&tight?" Na co ja z uśmiechem "Dokładnie" I po chwili zaczęło się.
Doktor z mojej prawej, asystentka z mojej lewej strony. Przygotowali (jak to doktor ujął) gwiazdę do programu. Dezynfekcja, mało komfortowe, ale też nie żebym się musiał zwijać z bólu. Znieczulenie - tutaj też kilka ukłuć. Te bliżej wędzidełka (a może w wędzidełko? nie wiem nie zerkałem) były bardziej "bolesne", coś jak znieczulenie u dentysty (może w mniejszym stopniu).
"Że pacjent nam nie krzyczy" - dr
"Nie.. tylko mruży oczy" - asystentka...
"Taaa... żebym wrzaskiem wystraszył i zestresował pozostałych co czekają po mnie?" - ja.
"No tak... najważniejsze to nie stresować innych - dr
Także jak widzicie atmosfera drętwa nie była Gdy znieczulenie zaczęło działać (może 30-60 sekund) i lekarz przystąpił do dzieła. Co tu dużo pisać. Robił swoje, a ja grzecznie leżałem, jedyne co czułem to dłonie oparte o moje biodra. Uśmiechnąłem się od ucha do ucha, gdy do moich uszu doszły słowa refrenu: "ZAWSZE CHCIAŁEM!... MIEĆ TAKIE COŚ!..." No to czego chcieć więcej (dla tych co nie kojarzą: http://www.youtube.com/watch?v=eP5wNDeGqLk ) Wracając do zabiegu to się nie odzywałem, ale za to słyszałem dopowiedzenia w stylu: "Pierwszy pacjent który nam nie krwawi aż tak bardzo... poprzedni bardziej krwawili.... Hmmm może jakiś wampir?"
"Chciałby Pan zobaczyć już?" - dr
"Lepiej nie... Poczekam aż będzie koniec" - ja
"To już koniec" - dr
No to ja głowa w górę i co widzę? "Zakrwawiony kawałek mięsa"
"...Tak to koniec pierwszego etapu" - dr dopowiada mi.
"Dr lubi tak straszyć pacjentów" - asystentka
I znów wesoło
Cały zabieg trwał może nieco ponad 30 minut. Gdy już wszystko było gotowe, dr poprosił mnie o zobaczenie i widziałem już ładnie zszyte. Widziałem jak opatruje, zalecenie żeby trzymać go "ku niebu". O 0,7 już pisał nie będę
14:10
Ostrożnie, trzymając kroplówkę w jednej dłoni, a przyjaciela w drugiej podreptałem w asyście na salę, gdzie czekałem aż zejdzie cała kroplówka.
14:30
Ocena sił... i po kontroli ciśnienia przez p.Bożenę przebrałem się i udałem do wyjścia. Droga powrotna do domu.
Po powrocie łyknąłem tabletkę i starałem się ostrożnie funkcjonować.
"...Noc po ciężkim dniu"
Przed położeniem się spać i załatwieniu swoich potrzeb fizjologicznych (nawet nie było tak źle) zmieniłem opatrunek. Widok nie był zachęcający... Jednak co musiałem to musiałem zrobić.
Spanie? Trudno to spaniem nazwać. Raczej można to porównać do nocy na obozie, gdzie ma się "czujny sen" i byle szmer budzi człowieka. Wzwodów bolesnych nie miałem tak dużo. Jedne koło 4:00 z którym szybko się uporałem. Wystarczyłem uchylić drzwi balkonowe i zaczekać przy nich z 30 sekund... drugi, koło 6-7 - który tak samo załatwiłem.. Gorzej było z tym o 9, bo na polu już ciepło było
"Triduum" (kolejne 73h):
48h po zabiegu miałem wizytę kontrolną. Dr obejrzał swoje dzieło, zapytał czy jakieś kłopoty się pojawiły i dobrze ocenił stan pacjenta.
Opatrunki zmieniam dwa razy na dzień rano i tuż przed snem, ponieważ już po 24h nie mam problemu z krwawieniem - ani kropelki, czy ropy (ODPUKAĆ!!). Plus, że nie mam strasznego rozprysku podczas oddawania moczu, więc te kilka kropelek jakoś wytrzymam 2-3h do zmiany.
Potrzeby staram się załatwiać tuż przed zmianą opatrunku. Jednak za każdym razem spryskuję octeniseptem.
"... a gdyby tak?" Przemyślenia:
Na chwilę obecną jestem zadowolony i mam dobre samopoczucie. Nadwrażliwość jakaś jest, ale na szczęście nie zwijam się z bólu po dotknięciu. Musiałem nieco zmienić dietę, a w głównej mierze ograniczyć spożywanie płynów z wiadomych dla większości z was przyczyn.
Cały czas jestem pełny optymizmu, że wszystko będzie OK. Mimo iż zdecydowałem się na zabieg refundowany NFZ to jestem pełen podziwu co do traktowania mnie. Naprawdę super opieka, zawsze ktoś mnie instruował co robić, jak robić itd. Czasem jak prywatnie się idzie do dentysty to czuje się psychicznie gorzej. A przecież tu chodzi o moje sprawy intymne, a nie o otwarcie buzi i powiedzenie AAAaaaa Jedyne czego mi brakowało to poczęstowania mnie herbatką, ale jakoś nie czuję się przez to gorszy
Pozdrawiam Wszystkich którzy dotarli do końca mojej przydługawej lektury i zachęcam wszystkich niezdecydowanych do odważenia się. To naprawdę nie jest takie strasznie jak by się mogło wydawać, po przeczytaniu niektórych opisów, czy zobaczeniu niektórych zdjęć. Też miałem takie obawy że nie dam rady, a okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Możecie wierzyć mi lub nie, ale mówi to wam człowiek który "odpłynął" na samej wizycie kontrolnej A zabieg przetrwał jak mężczyzna
Przyszła pora na mnie by się wypowiedzieć. Dużo, może nie tyle wiedzy, co opinii i waszych spostrzeżeń się doczytałem na tym forum. Postanowiłem, że i ja podzielę się swoim doświadczeniem i przejściami.
Dolegliwość, przemyślenia, przygotowanie:
Stulejka całkowita wrodzpna. Sam nie byłem w stanie odprowadzić napletka nawet w spoczynku. Udawało mi się może w 20-30%, dalej czułem spory ucisk, więc bałem się drzeć "na chama". Wiedziałem, że mam problem, ale zawsze było coś ważniejszego i problem ze stulejką tracił na ważności. Rodzice gdy miałem jeszcze tych naście lat, wspominali "Kiedy rozwiążę swój problem". Dodatkowo mam w pamięci niemiłe wspomnienia, gdzie to jechałem do jakiegoś specjalisty (jako małe dziecko jeszcze 4-6 lat?) który ściągał mi napletek i kazał ćwiczyć w wodzie podczas kąpieli. Ból był ogromny, więc nie trudno zrozumieć, że chłopiec nie będzie robił tego co sprawia mu ból.
Jednak kiedyś przychodzi opamiętanie i człowiek zaczyna myśleć o sobie, o przyszłości... o przyjemności Poszukując informacji w sieci trafiłem tutaj.
Przeczytałem wiele tematów, oglądnąłem sporo zdjęć, dowiedziałem się na temat różnych typów obrzezania, jak również tylko plastyki i co ważniejsze - poszukałem informacji, do kogo się udać. Jako że pochodzę z małej wsi na podkarpaciu, dodatkowo - student bez stałego przychodu, miałem taki a nie inny wachlarz możliwości.
Konsultacja (pierwsza wizyta):
Wybór padł na dr. Huberta Kuźniara, który przyjmuje w Rzeszowie. Na wizytę umówiłem się prywatnie w Pro-Familii. Byłem mile zaskoczony, gdyż w tym samym tygodniu co dzwoniłem, mogłem przyjść na wizytę.
Przebiegła ona bardzo sprawnie. Oględziny trwały bardzo szybko. Doktorowi udało się nawet ściągnąć napletek, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu (i sporemu uciskowi!). Ale nic nie mówiłem. Już wtedy (mając odrobinę wiedzy i opinii od Was) powiedziałem, że chcę LOW&TIGHT z usuniętym wędzidełkiem. Na co lekarz nie widział zastrzeżeń, sam sugerował obrzezanie -próbowanie plastyki w moim wypadku nie miało większego sensu. Choć może gdyby mi zależało to może by się zgodził, ale ja byłem zdecydowany na obrzezanie i na ten właśnie typ.
Po spotkaniu które odbyło się, eeee kiedy to było? Wiem że w kwietniu, ale jakiego dnia? Nie pamiętam ~10-15 kwietnia. Dostałem skierowanie i zostałem poproszony o przysłanie drogą mailową kilku rzeczy potrzebnych do zabiegu tj. zdjęcia w spoczynku i w zwodzie oraz zmierzoną długość trzonu we wzwodzie.
"Dzień sądu" (zabieg 14 kwiecień 2013):
Zabieg miałem wykonywany w ramach NFZ, więc po miesięcznym okresie oczekiwania w końcu nastał ten dzień. Wcześniej dostałem od lekarze potrzebną dokumentację (zgoda na zabieg, w co się zaopatrzyć itd.) i wedle niej przygotowałem się. Miałem udać się do szpitala ORTOVITA w Rzeszowie. Nie wiedziałem gdzie to jest, więc dając sobie czas na ewentualne kłopoty z dojazdem, wybrałem się 1,5h wcześniej niż trzeba było. Na szczęście trafiłem bez problemu. (UWAGA: Jeśli też będziecie szukać to jedźcie powoli, bo można przejechać mimo iż budynek tuż przy drodze to po sąsiedzku jest inny i nie widać z daleka, także trzeba jechać uważnie )
9:30
Rejestracja (bez komentarza, szału nie było, ale mogła by być weselsza )
9:45
Przebranie w szatni. I zwarty i gotowy, w twarzowej koszulce, slipkach i laczkach oczekiwałem na pielęgniarkę. Pani Bożenka (bo tak miała na imię ta miła pani), pojawiła się bardzo szybko i razem z nią udałem się do "recepcji" (z braku lepszego słowa), tam wypytała mnie o inne dolegliwości, zmierzyła temp. i poinformowała mnie, że "Jestem za szybko, ale nie ma problemu, mam pokoik, toaletę, łóżko do dyspozycji...itd."
11:00
Moja planowa godzina wejścia, ale przeciągnęło się.
13:00
Po długim czasie oczekiwań przyszła pora na mnie. Pierw do zabiegowego z p.Bożenką i tam założenie wenflonu. Przyznaję się bez bicia - tego bałem się bardziej niż samego zabiegu. Nigdy nie miałem go.... a wbicie czegoś w ciało i pozostawienie tego wywoływało u mnie ciary na plecach... Ale przeżyłem. Tak przygotowany wróciłem do swojej kwatery i czekałem na wejście. 30 minut i czas na mnie.
13:40
Ściągnąłem koszulkę oraz slipy i wdziałem ową jakże szarmancką zieloną pidżamkę. Znów do zabiegowego. Podpięcie kroplówki i spokojnym spacerkiem, z kroplówką trzymaną w drugiej ręce, na salę pani pielęgniarka mnie odprowadziła. W hall`u dołączyła pani, która obsługiwała na sali. Kontrolne pytanie, o imię nazwisko i datę urodzenia i na stół. "Tu proszę zostawić pantofle.... po stopniach wejść... tutaj usiąść... a tutaj głowa"... Zdziwił mnie ten kawałek plastykowej maty pod pupę, ale co się okazało... to podgrzewacz super sprawa. Ktoś wie gdzie taki można kupić? Czy to tylko szpitale mogą? Tak to leżąc na stole z kiecką podciągniętą na wysokość brzucha i przykryty jakąś matą leżałem i czekałem. Oglądając to co było a około mnie, słuchając Radia Wava Po kilu minutach przyszedł Dr. Kuźniar. Pierwsze co usłyszałem od niego to pytanie "low&tight?" Na co ja z uśmiechem "Dokładnie" I po chwili zaczęło się.
Doktor z mojej prawej, asystentka z mojej lewej strony. Przygotowali (jak to doktor ujął) gwiazdę do programu. Dezynfekcja, mało komfortowe, ale też nie żebym się musiał zwijać z bólu. Znieczulenie - tutaj też kilka ukłuć. Te bliżej wędzidełka (a może w wędzidełko? nie wiem nie zerkałem) były bardziej "bolesne", coś jak znieczulenie u dentysty (może w mniejszym stopniu).
"Że pacjent nam nie krzyczy" - dr
"Nie.. tylko mruży oczy" - asystentka...
"Taaa... żebym wrzaskiem wystraszył i zestresował pozostałych co czekają po mnie?" - ja.
"No tak... najważniejsze to nie stresować innych - dr
Także jak widzicie atmosfera drętwa nie była Gdy znieczulenie zaczęło działać (może 30-60 sekund) i lekarz przystąpił do dzieła. Co tu dużo pisać. Robił swoje, a ja grzecznie leżałem, jedyne co czułem to dłonie oparte o moje biodra. Uśmiechnąłem się od ucha do ucha, gdy do moich uszu doszły słowa refrenu: "ZAWSZE CHCIAŁEM!... MIEĆ TAKIE COŚ!..." No to czego chcieć więcej (dla tych co nie kojarzą: http://www.youtube.com/watch?v=eP5wNDeGqLk ) Wracając do zabiegu to się nie odzywałem, ale za to słyszałem dopowiedzenia w stylu: "Pierwszy pacjent który nam nie krwawi aż tak bardzo... poprzedni bardziej krwawili.... Hmmm może jakiś wampir?"
"Chciałby Pan zobaczyć już?" - dr
"Lepiej nie... Poczekam aż będzie koniec" - ja
"To już koniec" - dr
No to ja głowa w górę i co widzę? "Zakrwawiony kawałek mięsa"
"...Tak to koniec pierwszego etapu" - dr dopowiada mi.
"Dr lubi tak straszyć pacjentów" - asystentka
I znów wesoło
Cały zabieg trwał może nieco ponad 30 minut. Gdy już wszystko było gotowe, dr poprosił mnie o zobaczenie i widziałem już ładnie zszyte. Widziałem jak opatruje, zalecenie żeby trzymać go "ku niebu". O 0,7 już pisał nie będę
14:10
Ostrożnie, trzymając kroplówkę w jednej dłoni, a przyjaciela w drugiej podreptałem w asyście na salę, gdzie czekałem aż zejdzie cała kroplówka.
14:30
Ocena sił... i po kontroli ciśnienia przez p.Bożenę przebrałem się i udałem do wyjścia. Droga powrotna do domu.
Po powrocie łyknąłem tabletkę i starałem się ostrożnie funkcjonować.
"...Noc po ciężkim dniu"
Przed położeniem się spać i załatwieniu swoich potrzeb fizjologicznych (nawet nie było tak źle) zmieniłem opatrunek. Widok nie był zachęcający... Jednak co musiałem to musiałem zrobić.
Spanie? Trudno to spaniem nazwać. Raczej można to porównać do nocy na obozie, gdzie ma się "czujny sen" i byle szmer budzi człowieka. Wzwodów bolesnych nie miałem tak dużo. Jedne koło 4:00 z którym szybko się uporałem. Wystarczyłem uchylić drzwi balkonowe i zaczekać przy nich z 30 sekund... drugi, koło 6-7 - który tak samo załatwiłem.. Gorzej było z tym o 9, bo na polu już ciepło było
"Triduum" (kolejne 73h):
48h po zabiegu miałem wizytę kontrolną. Dr obejrzał swoje dzieło, zapytał czy jakieś kłopoty się pojawiły i dobrze ocenił stan pacjenta.
Opatrunki zmieniam dwa razy na dzień rano i tuż przed snem, ponieważ już po 24h nie mam problemu z krwawieniem - ani kropelki, czy ropy (ODPUKAĆ!!). Plus, że nie mam strasznego rozprysku podczas oddawania moczu, więc te kilka kropelek jakoś wytrzymam 2-3h do zmiany.
Potrzeby staram się załatwiać tuż przed zmianą opatrunku. Jednak za każdym razem spryskuję octeniseptem.
"... a gdyby tak?" Przemyślenia:
Na chwilę obecną jestem zadowolony i mam dobre samopoczucie. Nadwrażliwość jakaś jest, ale na szczęście nie zwijam się z bólu po dotknięciu. Musiałem nieco zmienić dietę, a w głównej mierze ograniczyć spożywanie płynów z wiadomych dla większości z was przyczyn.
Cały czas jestem pełny optymizmu, że wszystko będzie OK. Mimo iż zdecydowałem się na zabieg refundowany NFZ to jestem pełen podziwu co do traktowania mnie. Naprawdę super opieka, zawsze ktoś mnie instruował co robić, jak robić itd. Czasem jak prywatnie się idzie do dentysty to czuje się psychicznie gorzej. A przecież tu chodzi o moje sprawy intymne, a nie o otwarcie buzi i powiedzenie AAAaaaa Jedyne czego mi brakowało to poczęstowania mnie herbatką, ale jakoś nie czuję się przez to gorszy
Pozdrawiam Wszystkich którzy dotarli do końca mojej przydługawej lektury i zachęcam wszystkich niezdecydowanych do odważenia się. To naprawdę nie jest takie strasznie jak by się mogło wydawać, po przeczytaniu niektórych opisów, czy zobaczeniu niektórych zdjęć. Też miałem takie obawy że nie dam rady, a okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Możecie wierzyć mi lub nie, ale mówi to wam człowiek który "odpłynął" na samej wizycie kontrolnej A zabieg przetrwał jak mężczyzna