• Cytatów używajcie tylko jeżeli jest to potrzebne! Jeżeli chcecie komuś odpisać używajcie @ z nazwą użytkownika.

Doświadczenia

kumpel

Member
Zaraz po zabiegu w miejscowej klinice (znieczulenie miejscowe), a było to kilka lat temu, dostałem antybiotyki i tabletki przeciwbólowe (których nie brałem; pomijając to, co napisałem poniżej, nie było żadnego bólu, którym należałoby się martwić, a poza tym sądziłem, że skoro ból jest sygnałem, że coś dzieje się nie tak, lepiej byłoby go czuć) i tak zwane tabletki anty-erekcyjne, później zostałem wypuszczony do domu.

Przed pierwszą nocą po zabiegu, wziąłem antybiotyk i ponieważ nie działo się nic niepokojącego, poszedłem spać. Nie umiałem zasnąć, pewnie z powodu podekscytowania jak też z powodu uczucia, że mój penis jest na pół twardy, toteż postanowiłem wziąć jedną z anty-erekcyjnych tabletek. W końcu udało mi się zasnąć. Ale po godzinie obudziłem się z bólem z powodu nocnej erekcji. Następne pół godziny spędziłem podsuwając skórę z moszny i brzucha na penis w celu zmniejszenia napięcia na szwy, bojąc się, że mogą się przerwać. W końcu erekcja minęła i ponownie udało mi się zasnąć. Budziłem się jeszcze dwa razy w nocy z tego samego powodu. Następnej nocy i każdej kolejnej nie brałem już żadnych pastylek anty-erekcyjnych nie widząc w nich sensu, nie miałem jednak już żadnych problemów. Miałem bardzo dobrego chirurga, który mnie dobrze zszył (doliczyłem się 35 szwów, kiedy opatrunek został ściągnięty), dlatego wydaje mi się, że nie istniało żadne realne zagrożenie, aby szwy się przerwały.

Obrzezałem się, gdy miałem 15 lat (już dwadzieścia lat temu!) przez dobrego lekarza w M. Zrobiłem to wyłącznie na własne żądanie. Nie powiedziałem nic rodzicom (to nie był temat, na który otwarcie rozmawialiśmy w domu). Dwa powody, dla których odważyłem się pójść z tym do lekarza były następujące: po pierwsze moje wędzidełko było zbyt krótkie, aby i powodowało trudności przed całkowitym zsunięciem napletka podczas erekcji, a po drugie, gdyż uważałem, że obrzezany penis wygląda lepiej. W moim mniemaniu obrzezany członek wygląda czyściej i atrakcyjniej. Większość kobiet się ze mną zgodzi, jestem tego pewien.

Nie jestem pewien, jaka metoda została użyta podczas zabiegu, gdyż nie chciałem patrzeć na operację. Miejscowe znieczulenie zostało zastosowane, a sama operacja nie trwała dłużej jak godzinę. Podejrzewam, że było to obrzezanie "z wolnej ręki", gdyż zostało przeprowadzone przez mojego domowego lekarza. Nie sądzę, aby miał instrumenty stosowane przy takich zabiegach, nie uważam też, że często wykonywał podobne zabiegi w M. Ale zrobił naprawdę dobrą robotę. Obrzezanie jest "ciasne" a blizna jest niemalże niewidoczna. Brak też wyraźnej różnicy w kolorach wokół blizny.

Po tygodniu samo-rozpuszczające się szwy zaczęły wychodzić i byłem najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Nigdy nie żałowałem tej decyzji, co więcej namawiam każdego mężczyznę, aby to zrobił! Nie stwierdziłem żadnego zaniku czucia w żołędzi, co więcej pojawiły się nowe doznania wokół blizny i w miejscu, gdzie zostało odcięte wędzidełko. Nie rozumiem facetów, którzy zgłaszają się zabiegi przywracania napletka.

27 letni Niemiec wybiera obrzezanie

Pragnąłem być obrzezany od kiedy zobaczyłem obrzezany penis u mojego kolegi, gdy miałem osiem lat. Od szesnastego roku życia do dwudziestu jeden lat chodziłem z odsuniętym napletkiem. Na początku zsuwał się z powrotem na żołądź, ale po kilku tygodniach prób, pozostawał odsunięty przez większość czasu. Jak miałem 21 lat znów zacząłem chodzić z napletkiem okrywającym moją żołądź i nie znosiłem tego. W wieku 27 lat znalazłem pierwszą niemiecką stronę poświęconą obrzezaniu i po skontaktowaniu się z nimi, poddałem się obrzezaniu.

Na nieszczęście miałem problemy z dużą opuchlizną przez pierwsze trzy tygodnie, a blizna goiła się wolno. Z tego też powodu mam bardzo dostrzegalną linię zrostu. Lubię to uczucie, jakie daje obrzezany penis. Wolałbym jednak, aby wyglądał tak, jak poddany temu zabiegowi w dzieciństwie, ale tak nie jest.

Mieszkam w kraju, gdzie bardzo rzadko wykonuje się obrzezanie, z wyjątkiem nieczęstych medycznych przyczyn takich jak stulejka, albo w mniejszościach narodowych z religijnych powodów. Zatem, gdy po raz pierwszy zobaczyłem obrzezany penis w wieku dziesięciu lat, zapytałem tamtego chłopca, dlaczego wygląda tak śmiesznie. Jego odpowiedź była: "to odrośnie później." Nie wiedziałem, o co mu chodzi. Osiem lat później spotkałem się z tym zagadnieniem ponownie rozmawiając przez Internet z kolegą i jego dziewczyną. "Wyznał" mi, że jest obrzezany od dziecka z powodu stulejki. Później dyskutowaliśmy na temat różnic, na co oni oboje orzekli, że są bardzo zadowoleni z jego członka.

Przez kolejne 10 lat pojawiło się jeszcze kilka okazji zobaczenia obrzezanego penisa. Nawet zaprzyjaźniłem się z jednym mężczyzną, który także jako dziecko cierpiał na stulejkę, a który bardzo chwalił sobie obecny stan.

Teraz i ja mogę się cieszyć z faktu bycia obrzezanym i jak dotąd słyszałem tylko dobre rzeczy na temat obrzezania. Zdecydowałem się zrobić sobie "to" jak miałem dwadzieścia osiem lat. Na początku był duży problem ze znalezieniem lekarza, najchętniej urologa. Nie było łatwo, szczerze, gdyż żądanie obrzezania z powodu własnego "widzi mi się" jest uważane za szaleństwo w tej części świata. Większość lekarzy wolałaby odesłać Cię do psychoterapeuty! Ale jakby nie patrzeć, część z nich pragnie także zarabiać pieniądze.

Operacja:

Obrzezanie zostało wykonane w lokalnym szpitalu przez urologa. Napletek został usunięty w miejscu, gdzie wewnętrzna jego strona i skóra penisa "spotykały sie", tak więc pozostawiona jest niewielka luka między blizną a koroną w stanie spoczynku. Wędzidełko zostało nietknięte. Pozostawiona skóra została zszyta pięcioma szwami.

Natychmiast po zabiegu krwawienie zostało zatamowane, a gdzieniegdzie pojawiły się tylko drobne skrzepy. Przez następne kilka godzin pojawiła się opuchlizna wokół linii obrzezania, uniemożliwiając całkowite opróżnienie pęcherza podczas oddawania moczu. Opuchnięcie zniknęło w ciągu następnych dwóch dni. Proces gojenia przebiegał prawidłowo i trwał około 10 dni. W przeciągu tego okresu, blizna była płukana w roztworze rumianku dwa razy dziennie, aby wspomóc proces gojenia i zapobiec powstaniu bardzo widocznej, szerokiej blizny.

Nie odczuwałem większego bólu, nie większego od przecięcia się w palec. Jednakże głowa penisa, teraz pozbawiona ochrony napletka, była bardzo wrażliwa na nieznane dotąd dla niej bodźce. Z tego też powodu miałem niemalże trwałą erekcję przez następne 10 dni. To nie było wcale zabawne, a bardziej niepokojące, ponieważ przez to skóra była ciągle napięta. Zajęło mi jakieś cztery miesiące, zanim przyzwyczaiłem się do nowych warunków, a ciągłe stykanie się żołędzi z otoczeniem: bielizna, spodnie, przestało być irytujące.

Czternaście dni po zabiegu spróbowałem się po raz pierwszy masturbować. Spostrzegłem, że lekkie pocieranie samego trzonu penisa dostarcza wiele wspaniałych zmysłowych bodźców i jest moją ulubioną techniką masturbacji do dzisiaj. Orgazm był bardzo intensywny, bardziej aniżeli jakikolwiek inny dotąd. Stosunek z dziewczyną też, choć zbyt szybko odczułem zbyt duże naprężenie blizny i postanowiłem odczekać jeszcze tydzień... a później jeszcze jeden. Nie używałem prezerwatywy. A seks oralny był cudowny.

Refleksje po 5 latach:

Pozwolę sobie zabrać głos w dyskusji między zwolennikami i przeciwnikami obrzezania. Stwierdzenia przeciwników zaznaczające utratę wrażliwości są prawdziwe... jednakże znacznie przesadzone. Mógłbym rzecz, przed obrzezaniem, każde dotknięcie żołędzi czy wewnętrznej strony napletka było dużym lub bardzo dużym bodźcem. Zatem, nie ważne, czy dotyk był słaby, czy silny, odczucie było niemalże to samo, póki oczywiście nie występował ból. Po obrzezaniu jest duża różnica w odczuwaniu bodźców. Czyli w gruncie rzeczy sama utrata wrażliwości jest dla mnie bardziej jej zmianą i sposobem odbioru. A abstrahując od wszystkiego, mój penis wygląda teraz tak, jak zawsze chciałem. Inny przykład: Z jednej strony uwielbiałem gdy delikatne dłonie zsuwały mój napletek i tęsknię za tym czasami. Ale z drugiej: cudownie jest czuć chłód i przewiewność po stosunku, bez napletka pchającego się z powrotem. Ogólnie rzecz ujmując, uważam, że wszystko zależy od fizjonomii i psychiki człowieka, czy obrzezanie będzie dla niego zdobyczą czy stratą.

Co sądzę ja, co sądzą moje partnerki:

Jak już wspomniałem, mieszkam w kraju, gdzie obrzezanie jest rzadkością. Wszystkimi moimi partnerami seksualnymi są kobiety i żadna dotąd nie widziała obrzezanego penisa. Ich opinie na ten temat są następujące: penis w stanie spoczynku wygląda bardziej interesująco, nie odczuwają znaczącej różnicy podczas stosunku, ale smakuje i pachnie lepiej.

Anonim (Europa) z obrzezanie.com
 

kumpel

Member
Mam na imię Alan i mieszkam w Belgii. Obrzezałem się w wieku 22 lat i jak dotąd nie żałuję tego. Osobiście wolę seks bez napletka, ponieważ przez to więcej czuję poprzez nieustannie odkrytą żołądź. Nawet sama masturbacja jest przyjemniejsza. Jedynie musisz dłużej poczekać na orgazm, ale w tym wszystkim też mi się to bardzo podoba.

Sama operacja nic nie bolała, ponieważ byłem poddany znieczuleniu ogólnemu. Po wszystkim odczuwałem niewielki ból, lecz nie był niepokojący. Przypominał raczej ból, gdy zranisz się przy goleniu.

Jeśli proces gojenia przebiega prawidłowo, około czternastu dni należy poczekać z masturbacją czy seksem. Po kilku miesiącach Twój penis wygląda jak kiedyś, z tym że bez napletka.

Wybór, czy ma to być high czy low/loose albo tight jest sprawą gustu i osobistego wyboru. Według mnie low and tight jest najpiękniejszy. Ale jak wskazują fakty high and tight prowadzi do lepszej stymulacji i jest bardziej wrażliwe, ponieważ pozostawia ci większą część wewnętrznej części napletka. Wybór należy do ciebie. Ja jestem osobiście bardzo zadowolony z mego obrzezana typu low and tight.

Ubezpieczenie zdrowotne pokrywa koszty obrzezania, gdy jest wykonywane tylko w przypadku medycznych uwarunkowań (stulejka). Jeśli jest to twój wolny wybór, musisz sam za wszystko zapłacić. Ja chciałem zostać obrzezany także bez medycznych powodów, ale powiedziałem memu urologowi, że zraniłem wędzidełko pół roku temu podczas seksu. Zapytał się, dlaczego tak długo czekałem na wizytę u niego. Odpowiedziałem, że nie miałem czasu, gdyż byłem bardzo pochłonięty szkołą i wolałem zaczekać, aż rok szkolny się skończy. Zrozumiał moje argumenty i zalecił pełne obrzezanie. Zgodziłem się z nim bez sprzeciwu. (Kolega polecił mi tę historyjkę jako nigdy niezawodzącą). Tak więc Fundusz Zdrowia zapłacił za wszystko. Ja musiałem jedynie wnieść opłatę rzędu 50 Euro.

Powiedziałem rodzicom, że cierpiałem z powodu stulejki. Zaraz po moim powrocie od urologa powiedziałem im, że zostałem obrzezany a oni nie wydawali się tym zbyt przejęci czy zdziwieni.

Mam nadzieję, że ta notatka stanie się dla ciebie w jakiś sposób przydatna.
 

kumpel

Member
Witam.

Moja historia obrzezania jest podobna, ale i inna jednocześnie.

Obrzezałem się parę lat temu. Powodem były nawracające podrażnienia pod napletkiem. Dawało się to zaleczyć, ale po jakimś czasie wszystko wracało, niezależnie od stosowanej higieny i leczenia. Na forum poświęconym tej tematyce, ludzie pytają gdzie robi się obrzezanie i ile to kosztuje. Ja miałem łatwiej, bo o istnieniu problemu, w 1. roku małżeństwa dowiedziała się od żony moja teściowa i potem zasugerowała żeby zrobić obrzezanie.

Matka mojej żony jest chiurgiem plastykiem - co prawda innej specjalności, ale uznała, że może podjąć się wykonania zabiegu. Jakiś czas zastanawiałem się, ale w końcu zerowe koszta, dobra opinia kliniki, w której pracowała plus argumenty w rodzaju "mężczyzna musi być wysoki, mieć muskuły i być obrzezany", zadziałały i się zgodziłem.

Zabieg był robiony w klinice, gdzie pracowała teściowa. Dostałem znieczulenie dolędźwiowe, chociaż podobno robi się nawet z miejscowym. Zanim zaczęli teściowa zapytała, jak ma być zrobione: "typowo", czy "ładnie". Poprosiłem o "ładnie". Całość trwała jakieś 1,5 godziny i była nieodczuwalna. Po zabiegu leżałem 24 godziny w klinice, a następnego dnia do domu.

Jak rzecz wyglądała, mogłem ostrożnie obejrzeć dopiero po 2 następnych dniach, podczas zmiany opatrunku (byłem na zwolnieniu, teściowa zamówiła pielęgniarkę do domu). Pamiętam, że wyglądało dość tragicznie, bo była mocna opuchlizna i wybroczyny podskórne, ale ból nie był duży. Zapytałem później matkę mojej żony, że przecież miało być ładnie. Odpowiedziała, że na razie nie wygląda, ale będzie na pewno ładnie i że mi się spodoba, bo jej już się podoba, a opuchlizna i wybroczyny występują zawsze, gdy pole operacji jest spore. Ta "sporość pola" polegała na tym, że usunęła wędzidełko, cały napletek i dużą część skóry zewnętrznej, naciągając pozostałą część i zszywając zaraz za żołędzią. Nazywa się "tight and low" i jest preferowany przez większość chirurgów, ze względu na niewidoczość blizny pooperacyjnej. Usunęła też nieestetyczne żyły powierzchniowe metodą "stripping-u" (cokolwiek to znaczy) oraz usunęła część skóry moszny w miejscu, gdzie łączy się ona z prąciem, żeby wyeliminować efekt tzw. "indyczego podgardla". Wtedy nie brzmiało to przyjemnie, ale miało być w niedalekiej przeszłości. I rzeczywiście tak się stało, teściowa dotrzymała słowa! Po 10 dniach widać było znaczną poprawę, a po 3 tygodniach nastąpiło całkowite wygojenie się ran.

Wygląda to naprawdę ładnie, żołądź pozostaje zawsze odkryta, nawet w spoczynku skóra na prąciu jest naprężona, a we wzwodzie napięta b. mocno. Do tego brak żył powierzchniowych powoduje, że całość jest bardzo gładka. Poza tym nie ciągnie się do przodu skóra moszny, bo została podcięta a worek mosznowy zachowuje swój owalny kształt. Przez jakieś 2 miesiące żołądź mocno reagowała na ocieranie się o bieliznę, z czego moja żona i teściowa miały ubaw, ale teraz już przyzwyczaiła się do nowej sytuacji. Sposób masturbacji zmienił się diametralnie. Brak luźnej skóry uniemożliwia robienie tego w dotychczasowy sposób. Wskazane jest nawilżanie, ale doznania są niezapomniane. Jeśli chodzi o seks, to czucie nie tyle zmalało, co zmieniło się. Jak gdyby inne części prącia reagują, jakby "całościowo". Każdy pewnie opisze to nieco inaczej. Oczywiście pewnie i jakoś zmalało, bo w końcu tysiące zakończeń nerwowych zostało w odciętym napletku, ale rekompensuje to wydłużony czas trwania stosunku, z czego oczywiście moja żona jest bardzo zadowolona :)) Przedwczesny wytrysk nie zdarza się w ogóle.

Jako ciekawostkę dodam też, że wg mojej żony i teściowej, penis obrzezany wygląda bardziej naturalnie (nie potrafią lepiej sprecyzować).

To tyle, pozdrawiam TK
 

kumpel

Member
Nie wiem kiedy dokładnie dowiedziałem się, co to jest owo "obrzezanie", a ponieważ bezpośrednio mnie to nie dotyczyło, miałem do obrzezania raczej stosunek obojętny i nie interesowałem się tym tematem. Wiedziałem jednak, że Żydzi dokonują tego zabiegu - w rodzaju "chrztu" - na swoich męskich potomkach w ósmym dniu po narodzeniu i jest jakby znakiem wyznawanej wiary.

Nie wiem również dokładnie z jakich konkretnych powodów - może przypadkiem - zacząłem w 2006 roku poszukiwać w Internecie szczegółowych informacji na temat obrzezania. Może z powodu ciekawości? A może dlatego, że wydawało mi się, że wędzidełko jest u mnie za krótkie, a napletek "za obfity" - bardzo łatwo nachodził na żołądź.

Dość szybko znalazłem stronę internetową obrzezanie.com. Muszę przyznać, że to z tej wspomnianej strony dowiedziałem się najwięcej. Od razu spodobał mi się rezultat finalny jednej z metod obrzezania - low & tight (low - niski; tight - napięty, obcisły, ciasny), w którym linia cięcia (obrzezania) znajduje się blisko korony żołędzi. Wspomniane zdjęcie znajduje się na stronie obrzezanie.com zakładka "Rodzaje obrzezania" trzecia fotografia (nie licząc rysunku poglądowego).

Według mnie penis wygląda i prezentuje się fantastycznie, wręcz od razu "zakochałem się" w jego wyglądzie i zapragnąłem być posiadaczem takiego właśnie członka (również bez wędzidełka). Całości dopełniło zdanie przeczytane w jednej z opisanych przez Czytelników historii: "Mężczyzna musi być wysoki, mieć muskuły i być obrzezany". Nie należę do ludzi pochopnych, wręcz przeciwnie, należę do temperamentalnych "perfekcyjnych flegmatyków", więc postanowiłem działać powoli i rozważnie.

Zdecydowałem na początek przekonać się jak to jest chodzić ze stale odkrytą żołędzią. W tym celu wziąłem przylepiec na materiale i za jego pomocą "uwięziłem" napletek poza żołędzią: w stanie spoczynku członka najpierw przykleiłem wąski pasek przylepca wzdłuż trzonu penisa tuż przy koronie żołędzi aż niespełna do podstawy penisa, a całość zabezpieczyłem dwoma krótkimi paskami przylepca przy końcach pierwszego w poprzecznym kierunku. Na samym początku miałem wręcz nieustanną erekcję i przyjemne doznania - z oczywistych powodów - podczas chodzenia. Bardzo mi się to spodobało. Ale niestety, ta metoda "więzienia napletka" nie była zbyt udana, ponieważ w stanie wzwodu członka dochodziło niekiedy do odklejania przylepca, a w stanie spoczynku - do nachodzenia napletka na żołądź. Również po kilku dniach naskórek na żołędzi zaczął się trochę łuszczyć, a czasami dochodziło do niezbyt przyjemnych doznań ze strony żołędzi.

W ten sposób z różnymi częstotliwościami (również w nocy podczas snu) chodziłem z odkrytą żołędzią, a wspomniana wyżej metoda okazywała się zawodna w dłuższym okresie czasu - ale sam stan obrzezania jednak dalej mi się podobał, więcej, zazdrościłem obrzezanym.

Natknąłem się w pewnym momencie - na szczęście - na jedno z archiwalnych forum, na którym jeden z uczestników również poleca stan "odkrytej żołędzi", ale poradził sobie bez cięcia chirurgicznego - wystarczyło trochę cierpliwości. Otóż - jak opisał - za pomocą chusteczki higienicznej założonej tuż za koroną żołędzi uniemożliwił nachodzenie napletka. Taką metodę stosował przez okres około dwóch miesięcy, oczywiście przy częstym zmienianiu używanej chusteczki. Po tym okresie napletek już nie wracał na żołądź, a po paru latach uzyskał efekt bliski obrzezania. Trzeba również wyeliminować "tradycyjny" sposób masturbacji, ponieważ powoduje ona naciąganie napletka, który chcemy, aby się skrócił. Autor zaznaczył również, że metoda ta zawodzi przy zbyt krótkim wędzidełku, a najlepsze rezultaty można uzyskać w okresie dojrzewania, ponieważ żołądź i penis rozrasta się, a odsunięty napletek nie - w końcu nie będzie w stanie zakryć żołędzi.

Ponieważ moja "metoda" zawiodła, więc postanowiłem skorzystać z przeczytaj rady. Ale niestety, różne kawałki chusteczki po prostu osuwały się, a napletek nachodził na żołądź. Dlatego dokonałem małej korekty tej metody: mały rulonik chusteczki przykleiłem przylepcem na materiale tuż pod koroną żołędzi - "hybryda" mojej i wyczytanej metody. I ten sposób okazał się rewelacyjny. Napletek praktycznie w ogóle nie nachodził na żołądź, była stale odkryta; również w nocy nie miałem z napletkiem problemów. Oczywiście po wieczornym prysznicu i zamoczeniu chusteczki i przylepca, trzeba go było wymienić na nowy (no i ze względów higienicznych), ale całe 24-godziny nie miałem praktycznie żadnych kłopotów.

Od tamtej pory stale stosowałem tą metodę i bardzo mi się to podobało. Żołądź szybko przyzwyczaiła się, że nie ochrania ją napletek, naskórek przestał się złuszczać, mastka zniknęła, nie czułem żadnych nieprzyjemnych zapachów (kiedy napletek "normalnie" funkcjonował, nawet tuż po umyciu żelem do higieny intymnej, nadal czułem nieprzyjemną woń spod napletka). Co więcej, nosząc na co dzień luźne bokserki, doznawałem przyjemnych doznań od strony odsłoniętej żołędzi podczas chodzenia. Uwielbiałem wręcz stan, kiedy się budziłem i miałem poranną erekcję z cudownie odsłoniętą żołędzią.

Tak więc przez około cztery lata byłem "obrzezany niekonwencjonalnie". Oczywiście skóra z napletka zostawała na penisie w nadmiarze i ciągle przeszkadzała, więc pomysł "rzeczywistego obrzezania" pozostawał nadal otwarty. Stwierdziłem, że - jak to ujął jeden z Internautów - zrobię sobie kiedyś prezencik na urodziny.

Zatem każdemu mężczyźnie polecam taką metodę przekonania się, jak to jest funkcjonować ze stale odsłoniętą żołędzią, czyli jakie to uczucie, kiedy penis jest obrzezany. A potem podjąć decyzję, który stan jest dla mnie lepszy i przedsięwziąć odpowiednie kroki. Mnie osobiście z autopsji wydaje się, że stale odsłonięta żołądź jest rzeczą wręcz fantastyczną, a trzeba tylko spróbować przekonać się jak to jest, a potem będzie się stale już myślało o tym, jak ten stan utrzymać, bo napletek zaczyna po prostu przeszkadzać?

I rzeczywiście napletek zaczął mi porządnie przeszkadzać, a ten fakt potęgowała konieczność ciągłego przyklejania rulonika, bo bez niego napletek nadal bardzo łatwo nachodził na żołądź - odczuwałem wtedy swego rodzaju dyskomfort. Porozumiałem się jeszcze mailowo z kilkoma mężczyznami (najbardziej pomógł mi Jacek, którego adres znalazłem na niniejszej stronie - ciągle utrzymujemy ze sobą kontakt), którzy poddali się zabiegowi obrzezania jako dorośli i wybrałem się w końcu na prywatną wizytę do lekarza.

Wybrałem sobie urologa-chirurga, byłego lekarza wojskowego, Zastępcę Ordynatora Oddziału Urologii Szpitala Specjalistycznego - dobrze mu patrzyło z oczu na zdjęciu umieszczonym na stronie www tego szpitala. Było to 1 lutego 2010 roku, a przeżywałem tą wizytę ogromnie - miałem podczas niej sucho w ustach jak na Saharze.

Była to mała prywatna przychodnia, przyszedłem wcześniej, a lekarz już przyjmował. Ponieważ byłem drugi na liście, więc długo nie czekałem - poprosił mnie do gabinetu, no i się zaczęło...

Rozpocząłem od powitania i słów: "Przychodzę do Pana w nietypowej sprawie", uprzedził mnie jednak przed dalszym moim wywodem wypełnianiem karty pacjenta, chociaż stwierdziłem, że "nic mi nie dolega". Kiedy wreszcie wpisywał datę wizyty w końcu wyrzuciłem to z siebie: "Panie doktorze, chciałbym się obrzezać z własnej inicjatywy". Na początku zaniemówił, potem zaczął się dopytywać i podałem Mu wcześniej przygotowaną kartkę: "Obrzezanie typu: low/tight (niskie i ciasne/całkowite) z usunięciem wędzidełka; 1/4-1/3 wewnętrznego napletka do pozostawienia". Z początku sądziłem, że mnie zbędzie lub będzie mnie odwodził od tej decyzji. W końcu poprosił bym ściągnął spodnie, bo może jednak mam wskazania do tego zabiegu. Ale się okazało, iż wszystko jest w najlepszym porządku. Po dalszej rozmowie stwierdził, że zabieg zostanie wykonany w szpitalu, w którym pracuje i wystawił mi skierowanie do szpitala z rozpoznaniem (wyimaginowanym): "zwężenie napletka". Umówiliśmy się na dzień 19 lutego (tego typu zabiegi wykonują co drugi piątek), wcześniej mam się zgłosić do Przyszpitalnej Poradni Urologicznej w celu podpisania zgody na zabieg i uzyskania informacji o tym, jak się przygotować do zabiegu.

Co do kosztów zabiegu - całkowicie mnie zaskoczył. Muszę jedynie pokryć koszt jednodniowego pobytu w szpitalu (250 zł). W czasie zabiegu ma zastosować dożylne znieczulenie, po którym ze dwie godziny mam dochodzić do siebie i można wracać autem do domu.

Na pożegnanie powiedział do mnie, że wielu dorosłych mężczyzn decyduje się na obrzezanie ze względów higienicznych - stąd mniemam, iż na początku mojej wizyty chciał sprawdzić, jak bardzo jestem przekonany do swojej decyzji.

Muszę przyznać, że lekarz jest pierwsza klasa: spokojny, uprzejmy, rzeczowy... no w końcu Zastępca Ordynatora Oddziału Urologii.

Niestety, nie doszło do zabiegu - miałem pecha, bo lekarz poszedł na zwolnienie lekarskie. Z jednej strony mogłem być uparty i pójść jednak do szpitala zgodnie ze skierowaniem, które otrzymałem. Ale po pierwsze: ten konkretny lekarz zdobył moje zaufanie, a to nie on by przeprowadzał zabieg, a po drugie: nie wiem czy by nie doszło jednak do kłopotów, bo pierwszy lepszy lekarz zorientował by się od razu, że żadnego "zwężenia napletka" nie mam - może nawet miałby potem jakieś nieprzyjemności. Zdecydowałem się jednak przełożyć całą "operację".

Wmiędzyczasie sporządziłem sam dla siebie listę zalet obu stanów (daną kategorię przypisałem tylko do jednego stanu):

Zalety obrzezanego członka:

wygląd,
higiena,
zdrowie,
prestiż,
powszechność,
spełnienie marzenia.

Zalety nieobrzezanego członka:

odwracalny stan (można chodzić i tak, i tak),
nie ma zabiegu chirurgicznego.

No i jak by nie liczyć, wychodzi 6:2, czyli 3:1 na korzyść obrzezania.

Na kolejną wizytę umówiłem się po dłuższej przerwie. Nawet pacjenci dopisali, bo zjawiło się jeszcze dwóch młodszych i dwóch starszych panów. Ponieważ lekarz zapomniał pieczątki i musiał się wracać do domu, moja wizyta miała nieco atmosferę pośpiechu, ale pomimo wszystko była rzeczowa.

Od razu przyznałem się do wcześniej umówionej wizyty na zabieg, która nie doszła do skutku (podałem skierowanie). Powtórnie mnie zbadał - "Więc jest problem z napletkiem w czasie wzwodu?" - "No właśnie chodzi o to, że nie ma problemu..." - "A tak, przypominam sobie!". No i dalej bez ogródek toczyła się rozmowa. Podałem tą samą kartkę, co na pierwszej wizycie. Lekarz odwołując się do fragmentu "1/4-1/3 wewnętrznego napletka do pozostawienia", powiedział: "Zostanie po prostu usunięty cały napletek i całe wędzidełko" - domyślałem się, że ma doświadczenie w obrzezaniu dotyczącym leczeniu stulejki, czyli usuwaniu napletka osłaniającego bezpośrednio żołądź. Tak czy owak - obrzezanie niskie i pełne.

Ustaliliśmy wspólnie termin zabiegu na 14 maja (piątek). Tak jak poprzednio miałem się zgłosić we wtorek poprzedzający zabieg do Przyszpitalnej Poradni w celu podpisania dokumentów i dowiedzeniu się jak przygotować się do zabiegu. Znieczulenie ma być jednak dożylne, czyli narkoza, ale bez leku zwiotczającego mięśnie, szwy - rozpuszczalne. Z jednej strony trochę żałowałem, że nie będę miał świadomości upływającego czasu oraz tego, co aktualnie się dzieje. Z drugiej strony nie będę miał "przyjemności" odczuwania wstrzyknięć ze znieczuleniem. No cóż, nie można mieć wszystkiego na raz - albo rybki, albo akwarium...

Byłem o wiele bardziej przekonany do zabiegu niż to miało miejsce w lutym. Nastawiałem się od razu na miłe oczekiwanie na zabieg. Jedno wiedziałem na 100% - jeśli nie poddam się zabiegowi, to ciągle będę myślał, by się mu jednak poddać.

Tak więc we wtorek poprzedzający zabieg zgłosiłem się - zgodnie z sugestią lekarza - w Przyszpitalnej Poradni Urologicznej. Nie było nawet dużo pacjentów (od rana były porządne korki na mieście). Kiedy pielęgniarka wyczytywała kolejne nazwiska pacjentów, podszedłem i podałem skierowanie mówiąc, że miałem się zgłosić przed zabiegiem. Obsłużony zostałem "zaocznie" (nie wchodziłem do gabinetu), bo zaraz wyszła z powrotem oznajmiając, iż już jestem zapisany na zabieg i podała mi dokumenty (patrzyła na mnie takim współczującym wzrokiem): "Informacja o planowanym zabiegu urologicznym" (wykonany zostanie u mnie zabieg obrzezania, będę pod opieką lekarzy urologów i anestezjologów, mogą - jak w każdym zabiegu - wystąpić powikłania, ale jednocześnie wyrażam zgodę na podjęcie - w razie konieczności - czynności ratujących moje zdrowie i życie), "Informację dla pacjenta przyjmowanego do zabiegu operacyjnego w ramach chirurgii jednego dnia w oddziale urologii" (mam wygolić miejsce zabiegu, być na czczo o godz. 7.30) oraz "Instrukcja wypisowa" (powinienem opuścić oddział w towarzystwie innej osoby, nie prowadzić samochodu, wypełniać zalecenia lekarza).

W dzień zabiegu, rano, miałem porządny mętlik w głowie - pomyślałem nawet, aby zrezygnować. Ale w końcu przemogłem się - jeśli ma być inaczej, to po prostu Opatrzność pokrzyżuje moje plany.

Zgłosiłem się zatem do Przyszpitalnej Poradni Urologicznej - przybito dwie pieczątki, później pieczątki w Izbie Przyjęć, następnie musiałem odstać swoje w Kancelarii Wpisowej - dosłownie 10 minut na osobę - tyle papierów i wpisów do komputera. W końcu z całą kartą szpitalną znowu do Izby Przyjęć. Tam się przebrałem, i po odczekaniu znowu swojego - zrobiono mi EKG. Po wszystkim pielęgniarka zabrała na oddział Urologii.

Tam znowu wypełnianie kolejnych kart (wywiad przed znieczuleniem). Musiałem się przebrać w taką dłuższą koszulę szpitalną i zaprowadzono mnie do sali pooperacyjnej. Wziąłem prysznic (ostatni raz umyłem dokładnie swój napletek) i nawet nie czekając zbyt długo o 10.00 poproszono mnie na blok operacyjny - oczywiście musiałem być tylko w tej szpitalnej koszuli (nawet nie miałem "pietra"). Bez ceregieli kazano mi się położyć na stole operacyjnym z rozpostartymi obiema rękami: do lewej pielęgniarka zrobiła wkłucie dożylne (tzw. welfron), a na prawą nałożono automatyczny ciśnieniomierz. Dodatkowo założono mi na lewe udo jakiegoś rodzaju opaskę - nie wiem po co; miałem również podciągnąć szpitalną koszulę powyżej pośladków. Lekarz przyszedł, ale i tak musiał czekać, bo anestezjolog zajmował się jednocześnie dwoma salami operacyjnymi (wolno tak?). W końcu przyszedł i zaaplikował mi narkozę - zakręciło mi się w głowie, obraz przed oczami zaczął mi skakać, ale ciągle miałem świadomość i oczy otwarte. Kazał głęboko oddychać. Byłem obezwładniony, ale świadomość w 50% nadal działała. Czułem jak mnie intubował, a ktoś odkażał pole operacyjne. Trochę się bałem, chciałem jakoś dać znak (podnieść głowę i ręce), że ja jestem nadal częściowo świadomy, ale ciało w ogóle mnie nie słuchało. Pamiętam jeszcze, że zaglądnął mi do oczu i "film mi się urwał".

Na raz zostałem wybudzony słowami "już po wszystkim". Nic mnie nie bolało, pół świadomy, pół senny przeszedłem na łóżko (zauważyłem również okrwawiony materiał z - jak mi się wydaje - usuniętym napletkiem i wędzidełkiem) i zawieziony zostałem do swojej sali. Było około 11.15. Czasami tylko czułem szczypanie w penisie, a kiedy kroplówka z "ketonalem" się skończyła nawet szczypanie ustąpiło. Leżałem sobie spokojnie i bałem się zaglądnąć pod kołdrę - ale w końcu przemogłem się i zobaczyłem mego małego przyjaciela okręconego opaską uciskową wokół żołędzi, która była całkowicie zakryta, ale z ujściem na mocz.

Około 14.00 przyszedł lekarz, obejrzał "swe dzieło" i kazał nic nie robić, nie moczyć opatrunku, a dnia następnego zgłosić się około 13.00 na zmianę opatrunku. Ostatecznie, nawet wcześniej wspomnianej kwoty 250 zł, nie musiałem uiszczać - tak więc zostałem obrzezany całkowicie na koszt NFZ-tu - tak, jakbym rzeczywiście miał stulejkę czy coś podobnego.

Cały czas sączyła mi się krew, przede wszystkim z rejonu wędzidełka i trochę mnie zaniepokoiła opuchlizna nad opatrunkiem - sądziłem, że może będę miał kłopot z oddaniem moczu, a wtedy musiałbym zgłosić się z powrotem. Na szczęście gładko poszło z moczem i nic nie bolało, może tylko było jakoś "dziwnie", a nie brałem żadnych dodatkowych leków przeciwbólowych.

Pierwsza noc jako obrzezanego, przeszła spokojnie - obudził mnie wzwód, ale od razu podgiąłem nogi pod klatkę piersiową i szwy przestały napierać. Na szczęście sączenie krwi było tylko normalną rzeczą w rozsądnych ilościach. Raczej przestało, a na zmianie opatrunku, jak wynikało ze słów lekarza, jeśli nic poważnego nie będzie się działo, to nie muszę się już zgłaszać do niego (bardziej rozmowny był na prywatnej wizycie, a teraz musiałem się o wszystko dopytywać).

Na drugi dzień, podczas prysznica, pomimo zabezpieczenia w postaci założonego kondoma (co nie było takie proste!), jednak opatrunek się zamoczył i musiałem go zmienić. Pierwszy raz zobaczyłem mego małego przyjaciela w nowym wcieleniu. No cóż, nie wyglądał najlepiej i nie najgorzej - nawet nie za bardzo spuchnięty, trochę ciemnych miejsc podskórnych. Lekarz - tak, jak chciałem - wykonał pełne obrzezanie z linią cięcia tuż pod żołędzią, ale od strony wyciętego wędzidełka mógł się bardziej postarać - jednak stwierdziłem, że wszystko można będzie ocenić obiektywnie dopiero po wygojeniu, a nie na drugi dzień po zabiegu.

Kondom, jako zabezpieczenie przed zamoczeniem opatrunku, nie zdał u mnie egzaminu, więc stosowałem już zwykły woreczek foliowy przytrzymywany u podstawy penisa "gumką recepturką".

Bardzo szybko zaczęły mi przeszkadzać szwy - kłuły czasami, żołądź zrobiła się jakby bardziej wrażliwa. Niekiedy, w trudnych momentach, nachodziła mnie okropna myśl: "Artur, coś ty najlepszego zrobił - mogłeś po prostu chodzić z odsuniętym napletkiem, a teraz już do końca życia wszystko masz na wierzchu". Zauważyłem, że linia cięcia była bardzo, a to bardzo wrażliwa na dotyk. Nie dziwiłem się, bo to była przecież rana. Lekarz, co do postępowania po zabiegu niczego szczególnego mi nie sugerował - po prostu codziennie zmieniać opatrunki, a po 3-4 dniach zacząć dopiero delikatnie myć.

Już następnego dnia po zabiegu pozwoliłem sobie napisać do obrzezanych mężczyzn, z którymi korespondowałem wcześniej w tym temacie, by się pochwalić faktem bycia już obrzezanym mężczyzną. Oczywiście pogratulowali mi tego kroku i udzielili kilku dobrych rad - np. by po wygojeniu stosować maść na blizny, by stała się miękka.

Po czterech dniach od zabiegu zacząłem delikatnie myć "mego małego przyjaciela po głębokim liftingu" - postanowiłem, że na pierwszy rzut pójdzie szare mydło (pamiętam z dzieciństwa, że na takie sprawy jest najlepsze). Najgorsze było ściąganie opatrunku (z odrobiną krwi), bo gaza zaczepiała o szwy, a samo mycie (polewanie wodą z szarym mydłem) - luzik, choć w dotyku był trochę bolesny. Utrzymywały się jednak krwiaki podskórne (jeden nawet opadł mi do worka mosznowego).

Po tygodniu od zabiegu ciągle opatrywałem mego małego przyjaciela w jałowe kompresy. Przy zmianie opatrunku, zauważyłem jak jeden supełek przy jednym szwie rozwiązał się - trzymał się praktycznie na jednym. Próbowałem go delikatnie "dowiązać", ale nie było to ani łatwe, ani przyjemne, a i tak nie udało mi się.

Po dziewięciu dniach wyraźnie już zauważyłem, że szwy zaczynają puszczać. Nawet od strony wędzidełka trochę się ranka rozeszła, bo szew puścił - ale nie było źle. Bardzo uważałem ciągle na erekcje i od razu podciągałem nogi. Wstępnie sądziłem, że lekarz mógł spokojnie usunąć troszkę więcej skóry napletka - amerykańscy panowie mają tak pięknie naciągniętą skórę nawet w stanie wiotkim (no ale tam taki zabieg to zupełna norma, więc lekarze mają spore doświadczenie, a co za tym idzie - rezultaty).

Wydawało mi się pomimo wszystko, że gojenie przebiegało prawidłowo i dość szybko. Na wszelki wypadek cały czas okładałem małego przyjaciela w chusteczkę higieniczną, bo co raz szwy zaczepiały o ubranie. Może dlatego naga żołądź nie doskwierała mi zbytnio, zresztą była już chyba porządnie zahartowana po 4-letnim chodzeniu z odsuniętym napletkiem (którego już nie było...).

Po pełnych dwóch tygodniach od obrzezania - ciągle się do tego sformułowania przyzwyczajałem - nie zakładałem już nawet chusteczki - chociaż czasami złapał i porządnie zapiekł mnie pociągnięty szew. W końcu też postanowiłem założyć moją ulubioną bieliznę, czyli luźne bokserki. Szwy już w większości puściły, ale dość powoli odpadały - nie chciałem ich na siłę wyciągać - sądziłem, że w końcu same się "ewakuują". Z dnia na dzień jednak było coraz lepiej, choć szwy ciągle przeszkadzały w pełni szczęścia. No cóż, trzeba trochę pocierpieć dla piękna...

Bardzo lubię do dziś podkreślać fakt, iż jestem OBRZEZANYM MĘŻCZYZNĄ, bo nie wielu osobom mogę bez skrępowania o tym mówić czy pisać. Poczucie, że należę teraz do szeregu mężczyzn obrzezanych jest fajne i przyjemne. Bardzo mi się podoba zarys żołędzi spod bielizny. Niestety, do pełni szczęścia brakowało jeszcze troszkę - a mianowicie obecność szwów, które ciągle - po 3. tygodniach od zabiegu - bardzo boleśnie dawały czasami o sobie znać. Wiedziałem, że jeszcze trochę będzie mi przeszkadzać nadwrażliwość linii cięcia, ale wierzyłem, że z czasem wszystko się "wyrówna".

Doszedłem również do wniosku, że faceci (również ja wcześniej) za bardzo emocjonalnie podchodzą do poddania się zabiegowi obrzezania. Tak naprawdę to nic takiego wielkiego, a bardzo wiele można zyskać, tracąc kawałek napletka. Jednak trzeba się odważyć poddać zabiegowi, by dojść do takiego wniosku... Zresztą Amerykanie wiedzą co dobre, bo gdyby było inaczej - już dawno temu pomysł obrzezywania umarł by śmiercią naturalną.

Jakoś "bezboleśnie" przyjąłem do wiadomości, że do końca życia będę już obrzezanym mężczyzną. Nie mogłem nadal w pełni korzystać z "mego małego przyjaciela po głębokim liftingu", bo szwy nadal trochę uwierały, a blizna ciągle jeszcze była dość wrażliwa. Ale pomimo wszystko był już zawsze czysty i pachnący oraz o wiele lepiej się prezentował wizualnie. Postanowiłem, że jak tylko szwy całkowicie odpadną zacznę smarować maścią na blizny (bo zauważyłem, iż blizna była dość twarda - nie tak miękka i elastyczna jak można się było spodziewać) oraz delikatnie korzystać z jego drugiej funkcji...

Kiedy minął już dokładnie czwarty tydzień od zabiegu obrzezania, stwierdziłem, że zakończył się już u mnie proces gojenia mego małego przyjaciela (wszystkie szwy już same odpadły) i rozpocząłem smarowanie blizny żelem Contractubex. Tydzień wcześniej rozpocząłem korzystanie z drugiej funkcji mego penisa - i jedno stwierdziłem na pewno - musimy się jakby na nowo siebie nauczyć. Wiedziałem, że pewne doznania się zmienią, pewne zaniknęły (z usuniętym napletkiem i wędzidełkiem), a pojawią się nowe. Od razu zauważyłem, że napletek mi nie przeszkadza, bo go nie ma. Wcześniej jedną ręką musiałem go przytrzymywać - a teraz żadnego dyskomfortu czy przeszkody. Jednym słowem same plusy. Nie jestem raptusem, więc powolutku, po cichutku...

Byłem i jestem całkowicie zadowolony z wyglądu i efektu finalnego - lekarz wykonał kawał dobrej roboty. Muszę przyznać, że stał się po zabiegu o wiele piękniejszy, kształtniejszy, żołądź jest zawsze przyjemnie różowa, prominentna, nawet wspominane przeze mnie wcześniej "nieprzyjemne doznania ze strony żołędzi" nie występują. Cudowne jest też to uczucie (fizycznie) i poczucie (psychicznie) pewności, że żołądź jest stale odkryta i nie muszę tego sprawdzać. Kiedy porównuję zdjęcia z okresu sprzed obrzezania (z całym napletkiem) i po obrzezaniu, to krótko mówiąc (pisząc): niebo (obrzezany) a ziemia (nieobrzezany). Opłaciło się z 1000% zyskiem kilkanaście dni niedogodności...

Doszedłem nawet do wniosku, że chodzenie z odsuniętym napletkiem jest tanią i niewygodną imitacją stanu obrzezanego - tak w 30-40% przypomina tylko ten fantastyczny stan. Sam się sobie teraz dziwię, że miałem wątpliwości co do poddania się zabiegowi. Niestety, w większości przypadków faceci to panikarze i boją się igły oraz lekarzy - nie wspominając chirurga ze skalpelem w okolicach ich męskości...

Z tego, co czytałem, na różnych forach polskie kobiety, które spotkały się z obrzezanym mężczyzną, są w 99% wręcz zachwycone takim stanem męskiego ciała. Niektóre nawet namówiły swoich mężów na poddanie się temu zabiegowi. Z drugiej jednak strony - ja z takim penisem czuję się o wiele, wiele lepiej niż z tym "zwyczajnym" i zdanie kobiet interesuje mnie w tym temacie drugorzędnie...

Ogólnie mówiąc - nie wdając się w szczegóły - odczucia erotyczne są takie same, ale teraz nie przeszkadza mi ani napletek (który uważałem za zbyt "obfity" i przeszkadzający), ani wędzidełko (które z kolei wydawało mi się na krótkie). Uwielbiam wręcz te "delikatne pieszczoty" żołędzi przez ubranie podczas chodzenia. Jest SUPER - w ogóle nie żałuję tego kroku, może tylko tego, że tak długo zwlekałem (co najmniej trzy lata).

Po siedmiu tygodniach od zabiegu cieszy mnie niezmiennie mój OBRZEZANY :) /ależ ja to lubię podkreślać/ penis. Jestem już do tego przyzwyczajony całkowicie - nawet jak się budzę rano, od razu mam świadomość tego cudownego stanu, nie muszę sprawdzać, by się upewnić. A jak widzę zdjęcie jakiegoś faceta, z którego wynika, że jest jak ja, obrzezany, myślę sobie od razu: "kolejny szczęściarz"?

Artur
 

BENEOFIS40

New member
Wielu twierdzi że obrzezanie to świetna sprawa. Cieszy mnie to, jeżeli rzeczywiście piszą prawdę. Może najpierw trochę historii. Obrzezanie wprowadził Mojżesz, głównie ze względów religijnych, tak na prawdę dlatego, żeby ograniczyć popęd seksualny żydów, którzy parzyli się jak zwierzęta, onanizowali się, kopulowali ze zwierzętami, a to miało być obrzydliwością w oczach Boga. Wprowadził też karę śmierci przez ukamienowanie za cudzołóstwo. Każdy miał mieć jedną żonę i tyle. Zapyta ktoś, jak można ograniczyć popęd seksualny obrzezaniem? Trochę można. Żydzi wówczas wędrowali po pustyni przez 40 lat. Tamte tereny i również Egipt, poza doliną Nilu to głównie piaski i pustynie. Jak się obrzezali i żołądź był na wierzchu, to między nogami hulał im wiatr z piaskiem i siekł po żołędziu. Spodenek kiedyś nikt nie nosił. Skura na żołędziu była twarda niemal jak podeszwa. Dotykanie wywoływało więc słabsze podniecenie i odczucia. Druga sprawa, to masturbacja była niemal niemożliwa. Kremów nie było. Tutaj wspomnę jeszcze, że nie tylko żydzi, ale również arabowie się obrzezują, bo oni też pochodzą od ludu Mojżesza. Obrzezanie zostało wprowadzone po to, aby seks służył głównie zapłodnieniu. Są fora chrześcijańskie, gdzie można poczytać, że zgodnie z Biblią seks w celu innym niż prokreacja jest grzechem. Stąd w Kościele Katolickim jest zakaz stosowania prezerwatyw. Podobnie wygląda sprawa kobiet. Kobiety również się obrzezują. Wycina się im wargi sromowe, a nawet łechtaczkę. Określa się to nazwą ,,klitoridektomia'' - Obrzezanie kobiet – Wikipedia, wolna encyklopedia . Praktykuje się to głównie w Afryce wśród ludów arabskich, chrześcijańskich i żydów etiopskich. Obrzezanie kobiet ma na celu pozostawienie tylko jednego otworu do sikania, do czasu zamążpójścia. Tak więc obrzezanie kobiet i mężczyzn miało na celu głównie powstrzymywanie, a raczej ograniczanie stosunków seksualnych dla prokreacji. Zmniejszanie doznań. Należy przy tym pamiętać, że myślenie ludów wprowadzających te zasady było prymitywne. Tu wielu może przyczepić się, że obrzezanie jest bardziej higieniczne. Rzeczywiście, obrzezanie, a co za tym idzie twardsza i sucha skóra żołędzia nie pozwala bakteriom na przeżycie na niej. Niektórzy twierdzą nawet, że chronić może przed zarażeniem wirusem HIV. Żydzi oczywiści byli narodem bardzo higienicznym, jednakże twierdzenie, że obrzezanie wprowadzili w celach również higienicznych, byłoby raczej nieodpowiednie. Wielu może się obrazić, ale nie jest też prawdą, że mycie narządów płciowych zmniejsza infekcje. Gdyby tak było, pierwotni ludzie dawno by wyginęli. Wręcz przeciwnie, co może wielu jeszcze nie rozeznanych zaskoczyć, ale mycie narządów płciowych powoduje często pojawianie się infekcji. Przez tysiąclecia organizm ludzki w celu ochrony przed bakteriami, grzybami, czy wirusami nauczył się wytwarzać własne bakterie do walki z obcymi intruzami. My nauczyliśmy się je nazywać bakteriami kwasu mlekowego. Występują one obficie w narządach kobiet, głównie pochwie, jak i cewce moczowej, również mężczyzn i pod napletkiem. Pożywką dla nich jest właśnie mastka. Od kiedy człowiek zaczął się dokładnie myć, usuwając w ten sposób przyjazne bakterie ochronne organizmu, ich miejsce zaczęły zajmować obce mikroorganizmy wywołujące różne infekcje. Dzisiaj nie dziwi nikogo już fakt że kobiety golą włosy łonowe, które tak na prawdę stanowią pierwszą zaporę przed obcymi mikroorganizmami. Kobiety również myją pochwę, którą nawet szorują szczotkami, jak niektórzy piszą. Chore? - Brud i zdrowie. Czy brud jest groźny dla zdrowia? - Wiadomości naukowe - Newsweek.pl , Brud to zdrowie - Makbet.pl , Brud wcale nie jest zły! - facet.interia.pl , NEGATYWNE SKUTKI NADMIERNEJ HIGIENY: To prawda, że "częste mycie skraca życie"! - Papilot.pl .
Warto jeszcze wspomnieć, że jest wielu, którzy poddali się obrzezaniu, po zmniejszeniu się odczuć seksualnych próbuje różnych metod rekonstrukcyjnych, aby przywrócić napletek do stanu sprzed obrzezania, czyli aby zakrywał żołądź - Rozciąganie napletka - Forum eChirurgia.pl . Nie jest to proste rozciągnięcie napletka do poprzedniego stanu, ale udaje się często. Pod napletkiem żołądź ma bardziej wrażliwą skórę, a poza tym skóra napletka od wewnątrz jest bardzo wrażliwa. Sprawa odczuć osoby obrzezanej i nieobrzezanej wygląda w pewien sposób tak, jak dłoń pianisty i kamieniarza, brukarza. Są pianiści, którzy chodzą w rękawiczkach z wazeliną wewnątrz aby zwiększyć wrażliwość. Chodzi o to, że słońce i dostęp powietrza wysusza i zmniejsza wrażliwość powierzchni. Woda i płyny uwrażliwiają. Żołądź, ocierająca się w majtkach o nie, to tak trochę jak dłoń kamieniarza. Jak jest silnie drażniona, ociera się, staje się tak twarda jak skorupa. Kiedyś, żartowałem sobie z kolegą na temat twardej skóry na dłoni kamieniarza, że nawet jak by spróbować wbić w nią gwóźdź, to by się zgiął, taka jest twarda.
 

muzyczka

New member
Istnieje wiele nieścisłości i niedomówień związanych z tym schorzeniem. Stulejka występuje jeśli zwężenie napletka uniemożliwia jego zsunięcie poza żołądź lub sprawia ból u pacjenta. Do 2 rż najczęściej spotykamy się ze stulejką fizjologiczną nie wymagającą leczenia chirurgicznego, odciągania napletka, zsuwania napletka „na siłę”.
 

Asteriusz

New member
Ja zastanawiam się nad zabiegiem, ale nie wiem jak reagowałyby partnerki. Obecnie nie mam stałej partnerki, i boję się trochę względów społecznych. Czy ktoś mógłby mi pomóc?
 

Piter34

New member
Moja przygoda ze stulejką. Nord Medica, lek. Przemysław Zugaj

Cześć,

Jak większość kolegów długo się nosiłem z zamiarem wykonania zabiegu. Po przeczytania mnóstwa forów (m.in. tego), wykonania dobrych kilku telefonów do różnych klinik oraz konsultacji urologa w Medicover zdecydowałem się na umówienie na zabieg.
Szukałem dość długo gdzie i za ile to zrobić bo z moich informacji ceny wahają się od 500zł do 2700zł.
Zdecydowałem się na klinikę Nord Medica w Piasecznie. Trafiłem do lek. Przemysława Zugaja - urologa.
Umówiłem się profilaktycznie na konsultację z P.Przemysławem, mimo że miałem już skierowanie na wykonanie zabiegu do szpitala.
Lekarz obejrzał i stwierdził że nieuniknionym będzie zabieg obrzezania - kosztowało mnie to 130zł
Umówiłem się na zabieg (robiony był 12.09.2014) poszedłem zestresowany, spocony jak nie wiem co, bo wiadomo że facetowi lepiej żeby palec urwało niż miało by coś być nie tak z "małym" :) - taka prawda.
Zabieg trwał około godziny (znieczulenie miejscowe), po czym pozszywano mnie - szwy rozpuszczalne, także nie trzeba ich później wyjmować - i pojechałem SAM autem do domu - Piaseczno-Warszawa - jazdy autem po zabiegu zdecydowanie NIE POLECAM ! Masakracja.
Koszt: 800zł
Po zabiegu z godzinę mnie bolało, więc według zaleceń lekarza wziąłem 2 Ibupromy i wiecie że pomogło!?
W sumie całego bólu było 1h i tyle.
Czytałem na postach innych kolegów że rozwinąwszy bandaże usiedli jak zobaczyli tak ich penis wygląda po zabiegu, też z takim nastawieniem je zdejmowałem i .....
bardzo pozytywne zaskoczenie, wcale nie wyglądał źle, mało tego moje pierwsze stwierdzenie było: "wow, prawie jak by tak od zawsze miało być ;)"
Moja żona była zachwycona "jak on teraz ślicznie wygląda" :)

Jestem teraz trochę ponad tydzień po zabiegu i jestem póki co bardzo zadowolony.
Penis wygląda bardzo dobrze, żołądź faktycznie bardzo szybko się przyzwyczaja do nowych warunków, miejsce szycia jeszcze czasami czuję chodząc w dżinsach no ale w sumie podany czas całkowitego zagojenia to 3 tyg a miną 1.

Co mogę od siebie poradzić niezdecydowanym to:
- zdecydujcie się bo nie taki diabeł straszny jak go malują, a jak będziecie zwlekali będzie tylko gorzej.
- na zabieg idźcie w jakichś luźnych spodniach np.: dres
- niech was ktoś z zabiegu jednak przywiezie do domu, bo jazda samemu no jest możliwa ale bardzo bolesna
- przygotujcie sobie jakieś ciasne majtki - ja się czułem głupio bo chodzę w bokserkach - ale to bardzo dobry pomysł
- tą klinikę i tego lekarza mogę póki co śmiało polecić
 

Piter34

New member
Dzisiaj mija równo 3 tygodnie od momentu zabiegu i .... rewelacja. Już po ok 2-2,5 tyg szwy zaczęły się rozpuszczać i wypadać. Wszystko wygląda super, nic nie przeszkadza, bałem się że odsłonięty żołądź będzie problemem w codziennym życiu a tu niespodzianka - tak jak mówił lekarz bardzo szybko się adoptuje do nowych warunków.
Praktycznie zero różnicy między tym co było z napletkiem a teraz.
Z czystym sumieniem więc polecam niezdecydowanym, klinikę Nord Medica i doktora Zugaja.
Jeżeli ktoś ma jakieś pytania śmiało kontaktujcie się.
6611928@interia.pl
 
Do góry